Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bajka


Witojcie! Oto luźny i niezobowiązujący ff z motywem, o który prosiła  AvanaDragon6436 ! W piątek wyjeżdżam na wakacje (ma być tam 30 stopni, może mnie ktoś zabić?), więc następne ff dopiero...nie wiem kiedy. Jak wrócę. 
Życzę wam oczywiście również udanych wakacji!

A teraz oddaję w wasze ręcę....to oto to...


***

Sherlock niecierpliwie podskakiwał na środku salonu czekając aż John wejdzie do środka. W tej chwili lekarz był na czternastym... piętnastym... szesnastym....siedemnastym... 

- John!- krzyknął Sherlock rzucając mu się na szyję i całując w policzki

John zachichotał ale zanim zdążył chociaż objąć kochanka, Sherlock oderwał się od niego i znowu zaczął chodzić, niemal podskakiwać w salonie

- Jedziemy, John! Jedziemy na wieś!

- O- John uśmiechnął się- Nabrałeś ochotę na wakacje  tylko we dwoje?

Sherlock zarumienił się i machnął ręką, po czym porwał ze stołu kartkę i podał przyjacielowi


Szanowny Panie Holmes

Musi nam pan pomóc! Zaginął nasz koń- Bajka. Podejrzewamy, że ktoś mógł go uprowadzić. Bajka jest faworytem w nadchodzących wyścigach konnych. Sprawa jest niezwykle delikatna, ale jeżeli nie wygra może to grozić bankructwem dyrektora największego Banku w Anglii. Zwracamy się o pomoc nie w imieniu swoim, a w imieniu dobra Anglii.


Sherlock podskoczył, gdy zauważył, że John skończył czytać

- Jedziemy Watsonie. Natychmiast! Mój mózg nie może gnić.

To była prawda. Detektyw od dawna nie miał żadnej sprawy więc John miał dwa razy więcej roboty, ponieważ znudzony detektyw wymagał opieki na pełny etat.

- Ale.... konie? Czy ty kiedykolwiek widziałeś konia?- John niemal roześmiał się n myśl o wysokim detektywie, zawsze w idealnie skrojonych garniturach, chwiejącego się na końskim grzbiecie. Ten obraz wydawał mu się absolutnie surrealistyczny. Zachichotał na tę myśl co Sherlock chyba wyczuł bowiem uśmiechnął się lekko ironicznie i mruknął tak cicho, że Johnowi mogło się tylko wydawać, że go słyszał

- Żebyś się nie zdziwił, Johnie.


Odbyli bardzo długą podróż pociągiem w osobnym przedziale gdzie Sherlock był niezwykle nudzony. Wpatrywał się w widok za oknem nieustannie mamrocząc do siebie, mrucząc i bębniąc palcami siedzenie. John świadomie go ignorował, wiedząc, że dyskusja ze znudzonym Sherlockiem to nie jest najlepszy pomysł. Po 10 minutach detektyw bez ostrzeżenia położył się obok Johna tak, że jego głowa znajdowała się na kolanach lekarza, po czym zaczął mruczeć.

- Zajmij się mną, John...Jestem znudzony!- Gdy John nie odpowiedział, nadal uparcie czytając książkę, wytrącił mu ją z ręki wołając przy tym- JOHN!

John rozważał wyrzucenie go przez okno przedziału.

Wkrótce krajobraz zmienił się z blokowisk i zatłoczonych ulic na pojedyncze domki i małe stragany by w końcu przejść w całkowite pola zasiane kukurydzą i zbożem przeplatane z pastwiskami krów, owiec, kóz i gdzieniegdzie koni. 

Na stacji czekała na nich taksówka, którą dojechali na farmę, gdzie przywitała ich elegancja kobieta w sukience w kratkę, z papierosem w ręce

- Panie Holmes uśmiech- na ich widok, wreszcie pan jest. Jestem Emilią Coole.

Powiedziała to tonem jakby sugerowała, że robi mu łaskę, że Sherlock tu jest. Jednak jego nie interesowali ludzie tylko zagadki. Nie powiedział więc nic. Zamiast tego zwrócił się do mężczyzny obok. Wysoki i smukły, ubrany w białą, flanelową koszulę i spłowiałe niebieskie jeansy. Jego twarz nosiła ślad kilkudniowego zarostu, a otaczały ją karmelowe włosy, zwisające nad ramionami,

- Sherlock Holmes- przedstawił się detektyw ściskając mu rękę- A to mój partner, dr John Watson. Bez zbędnych wstępów. Proszę opowiedzieć nam co się stało

Właściciel westchnął i założył kosmyk włosów za ucho

- Nazywam się Alan Grabs. Mamy dużo koni, Panie Holmes i nigdy nic podejrzanego się tutaj nie działo, ale kilka dni temu zaginęła nasza wyścigowa klacz Bajka. Faworyt w nadchodzących zawodach. Bardzo się niepokoimy, nie mamy pojęcia co mogło się z nią stać. Weszliśmy rano do stajni a jej po prostu nie było. Boks był otwarty.

- Czy słyszeli państwo coś podejrzanego w nocy?

- Nie, nic. Żona ma bardzo lekki sen i usłyszałaby, że coś się dzieje. Nawet pies...

- Pies? wtrącił nagle Sherlock pytającym głosem i rozejrzał się po posesji- nie widzę tu żadnego psa.

- Trzymamy go bliżej stajni. Proszę za mną, panie Holmes.

Poszli więc razem na tyły posesji gdzie faktycznie, w plamie słońca na ziemi wygrzewał się duży pies koloru toffi. Kiedy zbliżyli się do niego uniósł z ciekawością łeb. Sherlock zbliżył się do niego na co ten wstał, otrzepał się i wesoło podbiegł do detektywa obwąchując go. Sherlock zawsze miał dobry kontakt ze zwierzętami.

- Witaj- mruknął. Następnie zwrócił się do właściciela posesji- czyli pies nic nie zrobił w nocy?

Pokręcił głową

- Nic a nic, Panie Holmes. Z reguły nieufny wobec obcych. Podejrzewamy, że ktoś mógł go uśpić albo coś podać...

John podszedł do psa, który wciąż tulił się do Sherlocka i obejrzał go dokładnie chociaż pies natychmiast się cofnął cicho warcząc. Detektyw pochylił się do psa

- Ciiicho, to tylko John. Nie zrobi ci krzywdy, obiecuję. Ręczę za niego. Obiecuję, że jak ci coś zrobi to złamię mu rękę, w porządku?- uśmiechnął się. Sherlock zdecydowanie wolał zwierzęta niż ludzi.

Przemawiał tak jeszcze chwilę ale pies pozwolił się do siebie zbliżyć, a John zaczął mówić.

- Każda trucizna czy środek pozostawia po sobie jakieś długotrwałe efekty. Ten pies wydaje się być zupełnie zdrowy... oczy ma błyszczące, a na języku nie ma żadnego nalotu. Można wykluczyć truciznę.

Sherlock spojrzał na John czule. Nadal czasem zdumiewało go, że John towarzyszy mu w pracy i aktywnie się przyczynia.

- Brawo, John!- powiedział cicho

- Chciałbym coś jeszcze panu pokazać, panie Holmes- wtrącił właściciel- W stajni trzymamy przeróżne sprzęty, paszę i klucze. Może chciałby pan to obejrzeć.

- Bardzo chętnie- Sherlock podniósł się i podszedł do właściciela a pies natychmiast podeptał za min- chodź, John!

Jednak John stał w miejscu

- Sherlock, ja zostanę tutaj i porozmawiam z Panią Coole. Na pewno ma coś do powiedzenia.

Kobieta prychnęła szyderczo.

- Nie mam panom nic do powiedzenia. Nie za bardzo lubię konie.

- To dlaczego jest pani współwłaścicielką stajni?- zapytał John, gdy Sherlock oddalił się z właścicielem.

Westchnęła patrząc na nich z litością

- Za coś trzeba żyć.

John zastanowił się przez chwilę z namysłem patrząc jak kobieta pali papierosa

- Koniom nie przeszkadza dym papierosowy?- zapytał

- Nie palę przy nich.

- Mimo wszystko... tak ogromna ilość tytoniu w powietrzu może być szkodliwa dla zwierząt- obrzucił ją znaczącym spojrzeniem- I dla ludzi.

Posłała mu szeroki uśmiech, odsłaniając olśniewająco białe zęby.

- Nie rozumiem ludzi, którzy palą- stwierdziła, jeszcze raz zaciągając się papierosem

Kidy Sherlock wrócił ze stajni wyglądał na podenerwowanego

- W stajni nie ma nic ciekawego!- zawołał z wyrzutem- A mogliśmy już zacząć szukać konia!

John ścisnął jego rękę uspokajając go bezgłośnie. Część napięcia natychmiast opuściła barki detektywa. Po chwili podniósł głowę z nową energią.

- A teraz pozostaje jeszcze kwestia psa i jego ciekawego zachowania w nocy!

- Ale panie Holmes! - zaprotestował lekko zdezorientowany właściciel- Przecież jak panu mówiłem, pies nic nie zrobił w nocy!

- I to było właśnie ciekawe zachowanie!!

Wyglądali jakby mało co z tego zrozumieli, więc detektyw zrobił swoją standardową minę pod tytułem „Dlaczego otaczają mnie idioci? I John"

Mówił pan, że pies jest agresywny wobec obcych. Co oznacza, że konia stajni mógł wyprowadzić ktoś, kogo pies znał. Bo jak John stwierdził, psa nie otruto, ani nie uśpiono.

To było proste, tak proste, że aż dziwne, że nikt na to nie wpadł wcześniej. Na tym właśnie po części polegał geniusz Sherlocka. Potrafił wskazać rzeczy, które były tak oczywiste, że nikt nie zwracał na nie uwagi. Również zadawał tak proste na pozór pytania, że ludzie sami nie umieli wskazać odpowiedzi na pozór zupełnie oczywistej.

- Dobrze- detektyw schował dłonie w kieszeniach- W takim razie skoro to wszystko rozejrzymy się z Johnem po okolicznych polach...

- Te wszystkie tereny należą do mnie, panie Holmes i ma pan wstęp wszędzie.

- Dziękujemy... To duży obszar- zastanowił się detektyw- można tu jeździć samochodem?

Właściciel wydął wargi i pokręcił głową

- Wolałbym nie. Nasze konie czasem chodzą wolno i wolałbym nie ryzykować, że panom, albo zwierzętom coś się stanie- po chwili uśmiechnął się- Ale mogę państwu zaoferować konie.

Sherlock przystał na ten pomysł. Właściciel przyprowadził więc dwa już osiodłane konie i wręczył im wodzę.

- Ten- poklepał wysokiego i czarnego kona- nazywa się Drago. Z kolei ten wskazał na białego konia w czarne łatki- Diana. Może być nieco niespokojna w trakcie. Bajka była jej nieodłączną towarzyszką i biedactwo wyraźnie zmarniało i osowiało gdy Bajka zniknęła- pogłaskał czule zwierzę po chrapach- dlatego też przyda jej się trochę ruchu.

Detektyw natychmiast wspiął się z wrodzoną gracją na wyższego wierzchowca. Na ten widok John przypomniał sobie jak wątpił w urok detektywa na końskim grzbiecie. Był idiotą kiedykolwiek to kwestionując. Sherlock, ubrany w obcisłe bryczesy i jeansową koszule, siedział na koniu z taką swobodą i gracją jakby się tam urodził. Właściciele tymczasem oświadczyli, że pójdę do stajni na obchód a a potem, serdecznie zapraszają na obiad. Detektyw machnął ręką na zgodę po czym pospieszył lekarza, który nadal stał na ziemi.

- Wskakuj, John- westchnął zniecierpliwiony. Jego koń już dreptał w miejscu jakby sam chciał się zerwać na poszukiwanie zaginionego towarzysza.

John jednak stał niepewnie przy koniu.

- Sherlock, ja....- wziął głęboki oddech- może pojedź sam, dobrze? Będziesz o wiele lepiej działać sam. Ja zostaję tutaj i może...poobserwuję panią Coole...

Lecz Sherlock zeskoczył z konia i ścisnął ramiona Johna

- John- odezwał się poważnym tonem- Jesteśmy zespołem. Nigdzie bez ciebie nie jadę, rozumiesz?- złożył pocałunek na policzku Johna- nigdzie. Czy coś się stało?

- Nie lubię koni- John westchnął- Naprawdę będzie lepiej jeżeli pojedziesz sam

- Dobrze- powiedział Sherlock zaplatając ramiona na piersi i patrząc twardo- Pojedziemy bardzo powoli i nie oddalę się od ciebie ani na chwilę. Będziesz ze mną bezpieczny. Okej?

John spojrzał w szczere i oddane oczy detektywa i wiedział, że Sherlockowi bardzo zależało by jechali razem

- Dobrze.

Pojechali więc.

Sherlock prowadził konia jakby to było zgodne z jego naturą. Natomiast John miał poważne trudności. Czuł się niepewnie na grzbiecie, a jego koń chyba wyczuł, że jazda nie sprawia mu żadnej przyjemności i próbował się odwzajemnić również pokazując, ze niezwykle nie lubi swojego jeźdźca. Do tego stopnia, że nie można było zrzucić winy na jego podły nastrój i tęsknotę. Koń był po prostu wściekły. Trząsł się, podskakiwał i brykał bardziej niż to konieczne w rezultacie nieustannie zostając w tyle. Sherlock jednak podejrzewał, że zwierzę robi to specjalne więc nieustannie mu się przyglądał.

Po kolejnym razie, gdy John się przewrócił Sherlock nabrał pewności. Zszedł z konia, podszedł do Diany i objął rękami jej uszy

- Droga Diano- powiedział patrząc zwierzęciu głęboko w oczy- Przyznaję i rozumiem, że John nie jest zbyt dobrym jeźdźcem i jazda nie sprawia mu takiej przyjemności jak innym. Może nawet nie nie potrafi w ogóle utrzymać się na twoim grzbiecie. Ale nie utrudniaj mu tego. Bardzo się stara. Proszę. Wiem, ze go nie lubisz ale John ma swoje zalety, nawet jeżeli jedną z nich nie jest jazda konna. To najbardziej empatyczny, odważny, odpowiedzialny, uczciwy i inteligentny człowiek na świecie . Troszczy się o innych. Zaręczam, że jeżeli coś by ci się stało John byłby pierwszy, który dopadłby twojego boku by ci pomóc. Gdy razem z Johnem pracujemy, ten zawsze rzuca się wprost na niebezpieczeństwo by mnie obronić, wiesz? Zależy mu. Tak więc proszę cię. Nie rób mu krzywdy.- dodał jeszcze cicho- Bo jestem absolutnie zakochany w tym człowieku. Kocham go jak nikogo innego. I jeżeli coś mu zrobisz będę bardzo zły i będzie mi bardzo przykro. Tak więc miej dla niego trochę litości. W porządku? Dla mnie.

Skończywszy rozmawiać z koniem Sherlock spojrzał na Johna, który uśmiechał się do niego czule. Po chwili ten również pochylił się i wyszeptał do konia

- Ja też go bardzo kocham. I nie chcę go jeszcze opuszczać, więc proszę, nie posyłaj mnie na drugą stronę w porządku?

Koń wydawał się zrozumieć ten żart bo zarżał i potrząsnął łbem jakby się śmiał.

Wydawało się jakby ten mały żart przełamał barierę między zwierzęciem a człowiekiem bo dalej szło im już całkiem nieźle. Nie widowiskowo ale posuwali się wyraźnie do przodu. Sherlock obdarzył konia i Johna krótkim uśmiechem.

Jechali między pagórkami i dolinami. W pewnym momencie koń Johna stał się jeszcze bardziej niespokojny

- Whoaa, spokojnie, mruknął John, jednak koń nadal kręcił łbem

Nagle koń zerwał się do biegu. Sherlock nigdy w życiu nie widział by koń biegł tak szybko. John próbował go zatrzymać ale wierzchowiec po prostu gnał przed siebie. Wkrótce zniknął detektywowi z oczu. W pierwszym odruchu chciał ich gonić ale wiedział, że to bezcelowe. Oczy momentalnie zalały mu się łzami.

- JOHN!- krzyknął ale odpowiedziała mu cisza

Jak szalony pognał więc z powrotem do stajni, gdzie spotkał Alana. Drżąc i głęboko oddychając usiłował wytłumaczyć właścicielowi co się stało.

Właściciel nie potrzebował dodatkowej zachęty. Natychmiast wyprowadził karego konia ze stajni i pognali razem. Alan po drodze cały czas gwizdał przeciągle w nadziei, że Diana odpowie. Na razie na próżno. 

- Uspokój się- powiedział do Sherlocka gdy ten znowu gwałtowne podskoczył na trzask łamanej gałęzi- nic im się nie stało. Znam te tereny. Znajdziemy twojego przyjaciela i Dianę

- To mój ukochany- poprawił go Sherlock zanim pomyślał co robi. Drugi mężczyzna tylko się uśmiechnął

- Dobrze.

I wtedy to usłyszeli. Przeciągłe rżenie i jakieś pomruki

- John!?- zawołał niepewnie Sherlock

Chwila ciszy

- Sherlock?

- John!

Natychmiast pospieszył konia do szybszego biegu, a gdy zobaczył blondyna zeskoczył z konia i rzucił się w jego ramiona bez słowa.

- Zerwała się bo wyczuła Bajkę- powiedział John gdy zobaczył Alana, wciąż przytulając Sherlocka.- jest ranna, próbowałem odsunąć od niej drut ale zbyt mocno wbił się w ciało bym mógł go wyciągnąć bez ranienia zwierzęcia.

Wskazał na przewrócony drewniany płot, z resztami drutu, między palami. Przeszli jeszcze kilka kroków, gdzie trawa wydawała im się bardziej leżąca.

Koń leżał w trawie a wokół jego nóg plątał się kolczasty drut. Miejsca na końskiej nodze, gdzie wbijały się kolce, krwawiły. Słabo drżał a jego oczy były tylko lekko uchylone, jakby w ogóle nie obchodził go już jego los. Smutne to było stworzenie w tamtym momencie.

Sherlock oderwał się do Johna i delikatnie zbliżył się do zwierzęcia. Uklęknął przy jego pysku. Wyciągnął delikatnie rękę i zaczął głaskać zwierzę po chrapach, cicho do niego przemawiając

- Ciiii, dziewczynko, zabierzemy cię stąd. Wszystko będzie dobrze, obiecuję.

Wezwali pomoc. Poinformowali odpowiednich ludzi i wkrótce koń był już bezpiecznie transportowany do kliniki.

- Nie wiem jak się panom odwdzięczyć...- Alan mówił raz za razem gdy wrócili do stajni i przekazali dobre wiadomości pani Coole.

Detektyw tylko lekko machnął ręką

- To nie tylko my, panie Alanie. Podziękowania należą się koniu. Dalej jednak żałuje, że obyło się bez morderstw i...

- Tak tak Sherlock. Bardzo dobrze.- przerwał mu John śmiejąc się.

- Jednak, sprawa nie została jeszcze rozwiązana!

- Ale jak to!? Koń się znalazł! Zamek był wyłamany! Koń sam się uwolnił. Wszystko się zgadza- zawołała pani Coole

- Wcale nie. Gdy pan Alan pokazywał mi boks Bajki w stajni, zamek owszem, był wyłamany. Ale od zewnątrz. Więc o ile koń nie przeskoczył nad drzwiami boksu i nie walnął całym ciałem w drzwi, musiał być to ktoś trzeci.

- Ale gdyby ktoś chciał wypuścić konia nie musiał wyłamywać drzwiczek- powiedziała pani Cooley marszcząc brwi- mógł po prostu odblokować zatrzask. To nie jest trudne i nie potrzeba do tego klucza.

Wtedy odezwał się lekarz

- Ktoś mógł chcieć to upozorować.

- Dokładnie! Tak więc chciałbym skierować państwa uwagę na tego przystojnego młodego człowieka, który kręci się tutaj cały czas.

- Alex?- Alan zmarszczył brwi- To nasz stajenny i nieskalany najmniejszym wykroczeniem.

- Ale lubi hazard, zapewniam pana

- Hazard!- wykrzyknęła nagle pani Coole- Ale jak to!? Powiedział panu?
- Nie. Jego lewy kciuk.

Właściciel chciał o coś zapytać ale John pokręcił głową wiedząc, że wyjaśnienia Sherlocka jeszcze bardziej pomieszają im w głowach.

- W każdym razie- ciągnął Sherlock- chciałbym porozmawiać z tym młodzieńcem.

- Oczywiście! Powinien być w stajni!

Ruszyli, lecz w stajni zastali Alexa, który był w połowie nerwowego zakładania siodła na czarnego jak noc konia,.

- Zostaw tego konia!- krzyknął właściciel

Ale Alex nie słuchał i zaczął próbować wskoczyć na koński grzbiet. John jednak rzucił się do przodu i w ostatniej chwili zdołał chwycić go za łydkę i zwalić go na ziemię.

- Jeżeli nic nie zrobiłeś nie masz się czego obawiać

Jednak chłopak spoglądał na Holmesa z wściekłością

- Jak zwykle musi pan wciskać no w sprawy innych ludzi.

- Jeżeli doszło do przestępstwa, w które zostałem zaangażowany to jest to moja sprawa również- odparł spokojnie Holmes

- Gówno pan wie panie Holmes.

- Ależ jedyne co chcę wiedzieć to to, dlaczego pan wypuścił tego konia.

Chłopak zaczął się znowu wyrywać ale John trzymał go mocno. W końcu zirytowany krzyknął

- Bo postawiłem wszystkie pieniądze ojca, że Bajka nie wygra! Mój ojciec jest biednym człowiekiem i gdyby je stracił....nie skończyłoby się to dla niego dobrze. On nie może pracować i...-nic więcej nie mógł powiedzieć przez łzy, które nagle zaczęły płynąć- proszę

Właściciel wyglądał na wściekłego. Uścisk Johna zacieśnił się na ramionach Aleksa. Wargi pani Coole zacisnęły się w wąską kreskę. A Sherlock...westchnął

- Puść go, John.

- Co?- zdziwił się lekarz ale rozluźnił uścisk.

- Ale panie Holmes...- zaczął pan Alan

- Nie- Sherlock uniósł rękę- Znalazłem pana konia. Powinien być pan zadowolony. Reszta nie do mnie należy. Nie jestem pionkiem policji. Jestem wolnym strzelcem.- spojrzał na stajennego- Spadaj stąd. John? Idziemy?

***

- Ale co z panią Coole? Zapytał John po tym wszystkim- Jak mógł być to tylko wypadek, skoro od początku była taka okropna, jakby nie chciała żebyś znalazł tego konia?

Sherlock wzruszył tylko ramionami

- Czasami ludzie po prostu są niemili. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić. A teraz...co mówiłeś o tych wakacjach we dwoje...? 




\___/ <------kosz na opinie 


Nie do zobaczenia!!!!

*macha rączką na papę*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro