Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Świąteczne życzenia cz II (i noworoczne)




Sherlock. W tym roku zrozumiałem coś bardzo ważnego więc jako twój starszy brat postanowiłem się tym z tobą podzielić, choć jesteś już trochę za duży na przyjmowanie rad, którą rękę się podaje, że należy pykać i mówić dzień dobry (i celować w gardło)

Masz wszystko co chcesz. Masz pracę, którą kochasz. Masz dom w ukochanym mieście. Masz przyjaciół. I masz Johna, który cię kocha. Johna, którego do niedawna ci brakowało. Gdy zjawił się John zyskałeś przyjaciół i wszystko co miałeś już przedtem nabrało nagle większego sensu i większej wartości. Zyskałeś kogoś, do kogo wracasz pod koniec dnia. Kogoś, kto się tobą opiekujesz z kim dzielisz się tymi wszystkimi rzeczami, które masz.

Doceń to. Ja też do niedawna sądziłem, że mam wszystko. Teraz wiem, że mam niewiele. Ale przynajmniej mam ciebie. To też coś.


Sherlock siedział przy kominku raz za razem czytając list. Absolutnie bez sensu. Głupi, głupi Mycroft! I co on miał do cholery z tym zrobić? Przytulić się do Johna i cieszyć się, że może to zrobić, wiedząc, że parę kilometrów dalej jego brat może przytulić się co najwyżej do butelki szkockiej co nie zapewni tego rodzaju ciepła jakiego potrzebował.

Wbrew ogólnej opinii Sherlock również bardzo troszczył się o swojego starszego brata.

Rozległy się kroki. John wyszedł z kuchni gdzie zmywał po kolacji

- Wszystko w porządku?- zmarszczył brwi

Sherlock bez słowa podał mu ten durny arkusik papieru, o którym ledwie tydzień temu zażartował, że to opis wysadzenia parlamentu. Nie dawało mu to spokoju, a nie mógł iść do brata i powiedzieć mu, ze jest idiotą. 

- Mycroft to idiota- skwitował John na widok papieru, jak zwykle mówiąc to, czego Sherlock nie umiał- Co chcesz zrobić?

Sherlock oderwał twarz od dłoni i spojrzał na swojego partnera

– A co mogę?

– Niewiele

-- No właśnie

Wstał, podszedł do Johna i przytulił się blisko. John był ciepły i bezpieczny. Trącił jego szyję nosem.

– Chciałbym mu pomóc- powiedział– za wszystko co on robił dla mnie

– Zostaw ich- powiedział blondyn– trzeba poczekać aż sami to załatwią.


***


Parę kilometrów dalej Mycroft Holmes rzeczywiście znajdował pocieszenie w butelce drogiej szkockiej (nie żeby posiadał inną) tak świętując nowy rok. Było mu ciepło. Cieplej, bo kominek palił się obok. Ale jak słusznie zauważono- nie w ten sposób. Brakowało mu ciepła ludzkiej istoty. Był sam. Całe życie myślał, że chce być sam. Samotność mu nie przeszkadzała, uważał, że jest twórcza. A potem...pojawiła się jedna zmienna. Jedna zmienną w całym idealnym matematycznym obliczeniu, którym było jego życie. I wszystko się posypało bo nagle już nie chciał być sam. Ze złości zacisnął dłoń na butelce tak, że niewiele brakowało a pękłaby w drobny mak. Nie żeby go to specjalnie obchodziło. Niby kogo? Wziął kolejny piekący łyk z eleganckiej szklanki. Przed sobą miał otwartego laptopa, żeby nie wyglądało to tak, że siedział i pił. Miał swoją godność. Bardzo się z tego faktu ucieszył gdy w korytarzu rozległy się kroki. Jego asystent- Konrad wszedł do pokój

- Ktoś do pana, sir.

- Powiedz im, że mnie nie ma- powiedział Mycroft. Nawet jeżeli to król czy królowa, to może poczekać do rana. Jestem zajęty- ostentacyjnie wskazał na laptopa, gratulując sobie pomysłowości w duchu

- To nie jest oficjalna wizyta- usłyszał odpowiedź- Gość powiedział, że nie wyjdzie dopóki pan z nim nie porozmawia.

- A kto to jest?

- Inspektor Gregory Lestrade

Cisza. Zapadła cisza. Mycroft wyprostował się z fotelu, po czym odłożył szklankę z trunkiem i wstał. Wyprostował się i rzekł oficjalnym tonem.

- Wpuść go


***


Tymczasem Gregory Lestrade stał na mrozie przed drzwiami rezydencji Mycrofta. Miał klucze, które dał mu Mycroft zanim zerwali ale wiedział, że posłużenie się nimi byłoby nadużyciem z jego strony. Więc czekał posłusznie przed drzwiami czekając na odmrożenie palców u stóp. Dla Mycrofta było to tego warte.

Właściwie miał nawet wyrzuty sumienia. Zostawił Molly w środku imprezy sylwestrowej, kiedy uświadomił sobie, że ona myśli o nim naprawdę. Oczywiście on też na początku miał nadzieję. Ale szybko dotarło do niego, że Molly jest miła i słodka ale...ale tylko tyle. Nic poza tym. Tam nie było czegoś więcej, nic do odkrycia, wszystko było wyłożone na tacy. Może Greg kochał Mycrofta m.in za to. że nie wszystko leżało na stole. Aby znaleźć niektóre rzeczy trzeba było spojrzeć pod stół. A on był detektywem bądź co bądź. Wyciągnął ręce z kieszeni zaczął na nie chuchać ciepłym oddechem. Było piekielnie zimno, ale zamierzał tu stać dopóki Mycroft go nie wpuści.

W tym momencie drzwi się otworzyły i ogarnął go ciepły podmuch powietrza z wewnątrz.

– Pan Mycroft zaprasza- powiedział sztywno lokaj po czym odwrócił się odszedł z powrotem. Greg z braku lepszego pomysłu poszedł za nim.

Szli przez ciemny hol. Inspektor rozglądał się bo nigdy nie był w tej części rezydencji. Znaleźli się w wielkim korytarzu, na którego wysokich ścianach wisiały wielkie obrazy przedstawiające ponure twarze jakiś ludzi.

Jego przewodnik otworzył podwójne drzwi znajdujące się na samym końcu po czym odsunął się by wpuścić Grega pierwszego. Wszedł, i natychmiast zobaczył Mycrofta opierającego się o swoje biurko. Chciał wyglądać niedbale ale było oczywiste, że jest bardzo spięty.

– Inspektor Lestrade- odzywa się formalnym i zimnym głosem- czemu zawdzięczam tę niespodziewaną i jakże późną wizytę?

Greg zaciska zęby z wściekłości. Mógł się spodziewać, że Mycroft tak to rozegra.

– Nie wydurniaj się, Myc. Wiesz czemu tutaj jestem. Przyszedłem to naprawić

Mycroft Holmes tylko uniósł brwi.

– To ty powiedziałeś, że nie da się mnie naprawić.


Skrzypnięcie drzwi do gabinetu

– Mycroft, jutro grają Hamleta w teatrze. Chcesz pójść?

– Jestem zajęty, Gregory- odparł, nie podnosząc głowy

Westchnięcie i odgłos zamykanych drzwi


***


-- Może chcesz przyjść na noc do mnie- zasugerował po kolacji, nieśmiało poprawiając mu krawat

- Rano mam spotkanie z królową i muszę wcześnie wstać

- W porządku- odpowiedział rozczarowanym tonem


*** 


- Chcesz iść do restauracji coś zjeść?- pytanie po tym jak wszedł do domu

- Jestem zmęczony. Może kiedy indziej 

- Nic nie szkodzi. Pójdę z Philipem- ton był lekki na pozór ale głos jednak drżał. Wstał z kanapy i wyszedł.

***


- Lepiej żebyś miał dobre wyjaśnienie, że cię nie było!- krzyczał na niego głos w słuchawce

- Byłem zajęty. Przepraszam

- Czekałem na ciebie prawie godzinę, kelner dziwnie się na mnie patrzył kiedy siedziałem sam jak palec przy stoliku zanim wyprosili mnie bo zajmuję miejsce innym parą. Gdzie do cholery byłeś?

- Pracowałem. Przepraszam, Gregory- westchnął ciężko- wynagrodzę ci to. Co powiesz na kolację z Ritz? poproszę Anthee by zrobiła rezerwację i...

- Nie kłopocz się- rozlega się zimna odpowiedź- Nie chcę nigdzie iść. Jestem zajęty

- Gregory, naprawię to...

Suchy śmiech

– Najpierw musiałbyś naprawić siebie a nie wie, czy ciebie da się naprawić- po tych słowach słuchawka zamilkła


***


Gregory spuścił głowę.

– Wiem. Przepraszam. Wcale tak nie myślę. Wiesz to. 

Mycroft tylko mruknął podnosząc szklankę i wpatrując się w jej zawartość jakby zawierała wszystkie odpowiedzi na świecie. Nie był do końca zły. W końcu Gregory miał rację. Był tylko zraniony gdy mu to uświadomiono i nie mógł dłużej zaprzeczać.

– A tak w ogóle- Mycroft zmienił nagle temat– Gdzie zostawiłeś drogą panną Hooper Czy aż tak zaniedbujesz swoich kochanków?

Inspektor parsknął na ostatnie słowo

– Jest na przyjęciu. Wyjaśniłem jej sytuację.

– Jaką sytuację? – powiedział rząd brytyjski, jakby spotkali się pierwszy raz w życiu i nigdy nie zmienili przedtem słowa.

Teraz Greg westchnął ciężko. Przygarbił się i spojrzał na Mycrofta z całym poczuciem winy, jakie świat mógł kiedykolwiek zaoferować.

– Po prostu, taką, że muszę iść. I nie przeze nią. Tylko przeze mnie bo wolę ciebie. Że Molly jest słodka i urocza i każdy czuje się przy niej dobrze. Ale to nie z nią chcę pić wino w piątek wieczorem i to nie z nią chcę się kłócić o różne rzeczy. I powiedziałem, że mi przykro, że zmarnowałem jej czas...

Coś stuknęło. Greg podniósł głowę nie zdając sobie sprawy, że ją spuścił. Zobaczył Mycrofta nalewającego do kieliszka czerwone wino po czym podaje mu jak ofiarę pokoju. Nie przerwał opowieści przyjmując od niego kielich.

– ...i że to nie wyjdzie. Bo zawsze wychodziło tylko z tobą. I że...

– Gregory, myślę, że w tej całej swojej romantycznej przemowie pominąłeś jedną bardzo ważną kwestię- przerwał mu Holmes na co drugi mężczyzna zamrugał pytająco. Analizował sytuację dziesięć tysięcy czy tysiąc tysięcy razy i absolutnie był pewien, że wziął pod uwagę wszystkie zmienne.

– Nie przewidziałeś...- Mycroft jakby wahał się przed powiedzeniem tego- że nawet jeśli do mnie wrócisz to nadal będę biegał do gabinetu premiera, nadal będę miał wczesne spotkanie z królową i nadal będę zapominało naszych randkach na rzecz moich 'randek' z wielką brytanią– powiedział niemal z poczuciem winy

— Wiem- odparł natychmiast Greg– Wiem, to bardzo dobrze i nie proszę cię byś się zmienił. Nie mówię też, że nie będę się denerwował. Bo będę. Ale z tym i pomimo tego... wolę ciebie. Wolę jedno nasze spotkanie niż dziesięć punktualnych randek z Molly. Więc–westchnął– Przepraszam. Za...to. I proszę, czy dasz mi jeszcze jedną szansę, żebym mógł dać tobie. Bo mimo tego wszystkiego, naprawdę byłem z tobą szczęśliwy. No i Sherlock był dla mnie jakby trochę milszy- dodał uśmiechając się lekko.

Zapadła cisza. Greg nie miał nic do dodania, Mycroft do powiedzenia. Staliby tak chyba wieki. Jeden, w świetle ulicznej latarni, której blask wpadał przez okno, drugi w cieniu, zaraz obok.

– Więc tak.–powiedział Holmes jakby przygotowywał się do wygłoszenia listy stu powodów dla których trzeba zmienić ministra spraw wewnętrznych. Odłożył swoją pustą szklankę, którą trzymał tylko z powodu potrzeby pewnej stabilności i by zająć czymś ręce. Szklanka była też tarczą między nim a światem. Teraz mógł ją opuścić.

– Chcesz iść na spacer po ogrodzie? – zapytał niepewnie policjanta– Wszystkie kwiaty zwiędły i liście opadły, oczywiście. Nie jest nawet ładny tak jak latem jest piękny ale...może chcesz?

Greg tylko uśmiechnął się

– Nic nie szkodzi. Ty jesteś piękny. Zimą i latem. Mogę patrzeć na ciebie.


_______________________________


Po prostu ten poprzedni ff potrzebował wyjaśnienia i szerszego kontekstu. Więc tak na dobry początek roku.  

I Szczęśliwego nowego rooku!!!!!! Ściskam was <3 



Aha i jeszcze...chciałby ktoś ff z Good Omens? Bo się zastanawiam czy by nie napisać czegoś z tego uniwersum.  Oczywiście z shipem ineffable husbands!  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro