Rozdział 30
Scott
Byłem pewny, że Rayan kłamał, mówiąc że nigdy wcześniej nie był w tym lesie. Sam nie wiem czemu, ale miałem przeczucie... a go nie wolno ignorować. Jest czymś o wiele ważniejszym niż węch, słuch czy wzrok. Polega na wnętrzu osoby, na jego emocjach i kompletnie nie myśli logicznie. Ale to jest czasem potrzebne... odrobina ryzyka i zaufania własnej osobie.
Niektórzy nie potrafią tego docenić. Odrzucają od siebie różne impulsy, nie wiedząc, jak dużo mogą one znaczyć w danej chwili. Można je zaobserwować nawet w życiu codziennym. Ciekawość, to jeden z takich impulsów, kiedy usłyszymy coś lub zobaczymy i mamy nieodpartą ochotę to sprawdzić. Ludzie mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, lecz niekiedy to właśnie ona może uratować nam życie. Czy w taki sposób ktoś kiedykolwiek myślał? Podświadomość każe nam to sprawdzić, a kto wie, czy właśnie dzięki niej nie dowiemy się o czymś, co może nas uratować?
Lub ruszymy się wtedy za dziwnym zjawiskiem, któro zwróciło naszą uwagę, by chwilę później dowiedzieć się, że miejscu w którym wcześniej byliśmy, wydarzyło się coś okropnego. Na przykład wystąpiła strzelanina lub morderstwo... to wszystko dzięki naszemu instynktowi. Trzeba go słuchać.
Od jakiegoś czasu chodziliśmy już po lesie, szukając jakichkolwiel śladów czy tropów a w najlepszym wypadku jakiegoś upadłego, który wypaplałby nam wszystko co chcemy, dzięki urokowi Essie. A bardziej jego złej stronie. Jednak po kilku godzinnnych poszukiwaniach nie natknęliśmy się na nic.
- To bez sensu! - krzyknęła sfrustrowana dziewczyna - I tak niczego nie znajdziemy, więc najlepiej wróćmy znaleźć Aidena. Może on się dowiedział czegoś... - nagle Essie upadła klnąc siarczyście - Cholera!
Zacząłem się z niej nabijać natomiast Rayan nawet się nie uśmiechnął. To była kolejna oznaka, że coś z nim jest nie tak.
- Wszystko w porządku? Daj, pomogę ci wstać. - powiedział szybko i podniósł ognistowłosą.
- Wracajmy już.
- Moment, ale jednego nie rozumiem... czemu w środku lasu, z ziemi wystają jakieś grube rury a w dodatku twarde jak kamień? - wszyscy spojrzeliśmy na Essie. To co mówiła miało sens.
- To o taką rurę się potknęłaś? - spytałem i ukucnąłem koło jednej.
- O właśnie. Tylko po co ktoś miałby je tu zakopywać?
Zamyśliłem się. Racja, musi być jakiś powód, ale jakoś nie mogę uwierzyć, żeby ktoś chciał nawodnić ziemię. To musi mieć jakieś większe znaczenie... tylko jakie?
- Mówiłaś, że są twarde? - spytałem, jednocześnie stukając w nią kłykciami.
- Tak, jak kamień, tylko co to ma do tego o czym rozmawiamy?
Spojrzałem na Rayana. Nic się nie odzywał.
- Może to rzeczywiście nie są rury tylko kamień?
- Co masz na myśli? - wpatrywała się we mnie uważnie.
- Spójrz. Może jest to szczyt jakiejś budowli. Wiem, że to niewiarygodne, ale pomyśl! Nikt nigdy nie znalazł ostatniej kryjówki upadłych w tym mieście, bo może jest pogrzebana pod ziemią?
Essie
Nie mogłam w to uwierzyć, ale to co mówił Scott miało odrobine sensu.
- Nie wierzę sama w to co mówię, ale jesteś genialny! - rzuciłam się na niego z piskiem. - Tylko w takim razie, jak się tam dostać?
I tutaj nasze radosne miny zbladły i pogrążyły się w ciszy do czasu, aż nie odezwał się Rayan.
- Drzewo. W drzewie są windy.
Pięć minut później Rayan wskazał nam tajemne przejście. Sam powiedział, że nie pójdzie z nami, co nie spodobało się Scottowi, ale nikt o nic nie pytał. Jednak na pewno jak już wrócimy, atmosfera nie będzie taka sama.
Weszłam pierwsza a zaraz za mną blondyn. Dziwnie się czułam, stojąc w środku drzewa i zjeżdżając windą w dół, a w dodatku minutę temu, kompletnie nie tak wyobrażałam sobie jego wnętrze. To co zobaczyłam nie było już starym, spruchniałym wnętrzem drzewa, tylko małym i nowoczesnym pomieszczeniem, o stalowych ścianach. Rozglądałam się na wszystkie strony, przyglądając się wszystkim szczegółom, dokładnie tak samo jak Scott, aż w końcu winda ruszyła a my wstrzymaliśmy oddechy, nie wiedząc czego się spodziewać i muszę przyznać, że to było przyjemne uczucie. Ta świadomość a raczej jej brak, ta niewiedza, co nas czeka, aż w końcu winda się zatrzyma i drzwi się otworzą.
Karen
Myślałam, że już nigdy mi się nic nie przyśni, jednak najwyraźniej się myliłam. Tym razem sen nie wniósł ze sobą do rzeczywistości błota, czy nawet piachu, jednak jedną niewielką rzecz. Obudziłam się z nim w ręce, próbując uspokoić puls. Nie mam bladego pojęcia, czemu tym razem w mojej ręce pojawiła się rzecz, która nie występowała we śnie.
Przyjrzałam się dokładnie nożowi i zauważyłam na nim jedynie niewielki znak. Trzy splecione ze sobą ósemki, tworzące jakby trójkąt.
Jakim cudem znalazł się w mojej dłoni jakiś głupi nóż? Zazwyczaj pojawiało się tylko błoto, którego teraz też nie zabrakło. Jednak po pewnym czasie bezsensownego wgapiania się w narzędzie mordu, zauważyłam pewne podobieństwo... taki sam nóż trzymałam we śnie...
Zważyłam go w dłoni. Był zaskakująco ciężki.
Czy sztylety, nie powinny być na tyle lekkie by szybko je wyciągnąć, i obronić się przed napastnikiem?
Dziwne...
I co ma znaczyć ten znak?
Tyle pytań i tak mało odpowiedzi. Może gdybym poszperała w jakichś książkach, znalazłabym odpowiedzi na którąś z zagadek.
Dopóki się czegoś nie dowiem, nie zamierzam go nikomu pokazywać. Jeśli ten sztylet ma mnie w przyszłości do czegoś doprowadzić, to nie mogę dopuścić, by wpadł w ręce wroga.
Tylko gdzie go ukryć?
Kiedy jeszcze moje życie wyglądało normalnie, oglądałam seriale w których bohaterki miały przepaski na udach. Nie było by głupim pomysłem sobie taką zrobić.
Tyle, że musiała bym wtedy przerzucić się na sukienki, w końcu kto normalny zagląda dziewczynie pod spódnice.
Dla dobra narodu... jakoś będę musiała to przeboleć, w końcu prawdopodobnie od tego zależy moje dalsze życie.
Była również możliwość, że nóż miał jakieś inne znaczenie... może nie służył wyłącznie do walki? Tylko w takim razie z jakiego powodu znalazł się w mojej dłoni... może to jakiś głupi żart, najzwyklejszy na świecie przypadek. Albo śmiertelna zagadka nie do rozwikłania... klucz do bramy.
Moje rozważania przerwało, delikatne pukanie.
I tutaj problemem było to, że nie dobiegało ono zza drzwi, lecz ze środka ściany na przeciwko której siedziałam. Czyżby kolejne tajne przejście?
Ściana uchyliła się, nawet w mojej głowie to fatalnie brzmi. A zza niej wychylił się mały, ciemnoskóry chłopczyk, ze skrzydłami które wielkością zdecydowanie przewyższały jego drobną sylwetkę.
Na mojej twarzy musiało malować się rozbawienie a po chwili zaczęłam śmiać się pod nosem. Rzeczywiście, widziałam już chyba za dużo, by wystraszyć się małego, upadłego anioła, wchodzącego przez ścianę mojego pokoju. Pytanie brzmi po co?
Chłopczyk wykonał dziwny gest rękami. Chyba chodziło mu o to, bym do niego podeszła, więc podniosłam swój tyłek z łóżka, i ruszyłam w jego stronę, w międzyczasie chowając nóż pod poduszkę.
- Przepraszam panią, PRZYSZŁEM tu przez ścianę, bo poczułem taki pyszny karmelkowy zapaszek. - powiedział przesłodzonym dziecięcym głosikiem. - Da mi pani karmelka? Niech pani nie każe czekać, wiem, że pani ma...
Włożyłam rękę do kieszeni w poszukiwaniu smakołyka, jednak wyciągnęłam tylko garść błota. Zdecydowanie przydała by mi się kąpiel.
- Ale, ja nie mam karmelków. - Wskazałam na garść błota w mojej ręce. - Chcesz? - Chłopczyk tylko wzruszył ramionami, ignorując moje pytanie. Wyjął cukierka ze swojej kieszeni, i położył mi na drugiej ręce, tej nie ubrudzonej błotem.
- Teraz już masz, więc mi go oddaj.
Nie za bardzo wiedziałam o co chodzi, więc oddałam chłopcu jego słodki przysmak, który on szybko wrzucił do ust i zaczął ssać.
- Czy ty też masz brudną szafę? - Spytał - Bo kiedyś WESZŁEM do szafy mojej cioci, wtedy byłem jeszcze biały. I spotkałem tam plemię czarnoskórych pajacyków, którzy przefarbowali mnie na czarno. Kiedy WYSZŁEM ciocia się zdenerwowała i rzuciła we mnie zmiotką. Dostałem w plecy, i wyrosły mi skrzydła...
- Stój! - powiedziałam przerywając jego zdecydowanie przydługi i bezsensowny monolog - Coś chrzanisz.
Na twarzy dziecka pojawił się grymas wyrażający zrezygnowanie.
- Dobra... nie udało się. A TAK SIĘ STARAŁEM! - Jego głos zmienił brzmienie i dało się w nim usłyszeć seksowną chrypkę, po czym pstryknął palcami, przeistaczając się w pełnowymiarowego nastolatka ze skrzydłami.
Szczęka mi opadła.
- Jestem Aaron - wyciągnął do mnie rękę w geście przywitania - i przyszedłem cię śledzić.
-------------------------------------------------
Hej! ^^ ... Oto wyczekiwany rozdział. Dziękuję Arsa263 za pomoc w pisaniu XD CHCESZ HERBATE??????
I koniec notatki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro