Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Essie

- Słuchaj, kim ona dla ciebie jest...?

Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, jakby zastanawiał się, czy powiedzieć mi prawdę, w końcu jednak się zdecydował.

- My jesteśmy razem...

- Coś ty powiedział?! - usłyszałam za plecami głos Scotta a już po chwili stał przy Aidenie i trzymał go za koszulkę, chcąc przyłożyć mu w twarz.

- Zadałem pytanie! Odpowiadaj! - Krzyknął nabuzowany Scott, kiedy Aiden nic nie mówił. W końcu jednak się przełamał.

- Ja i Karen jesteśmy razem.

- Co ty do cholery pieprzysz?! - Wściekły chłopak nie zwracając uwagi na ilość gapiów, podszedł do drzewa i zaczął w nie z całej siły kopać, za każdym razem wyrzucając strużkę przekleństw.
Natomiast Aiden stał z anielskim spokojem, przyglądając mu się z uniesionymi brwiami.

Coraz bardziej żal mi Scotta, tyle poświęcił dla Karen, ona nagle znika a gdy po jakimś tygodniu dowiadujemy się czemu, okazuje się, że chodzi z wrogiem... Jednak Aiden wydaje się całkiem spoko... Przynajmniej do tej pory.

- Chodźmy, porozmawiamy w środku. - poszłam i nawet nie czekałam na odpowiedź Aidena. Postawiłam sprawę jasno, będziemy gadać na stołówce.

- Denny, Godrik, chodźcie ze mną a ty Arogh... obserwuj okolice.

Weszliśmy do pomieszczenia po czym usiedliśmy przy jednym z pustych stolików. Rozmowę czas zacząć.

- Słuchaj, wytłumaczę ci, czemu mam amulet twojego kuzyna, ale dopiero po tym, jak dowiem się co u Karen - powiedziałam ostro - oraz co się stało podczas waszej podróży. - myślałam, że mi nie odpowie, że to jakiś podstęp, by nas zniszczyć, czy nie zależy mu na "bracie"? A jeśli zabił Karen...? Jednak po chwili przerwał panującą między nami ciszę i o drżącym głosie zaczął swoją historię. Jednego byłam pewna, coś się stało.

- Poznałem Karen w śnie, pewnie wiecie, że ma niesamowite moce... - uśmiechnął się delikatnie do siebie po czym znów spojrzał na mnie. - Pewnego razu, dowiedziałem się, że moi bracia chcą was zaatakować, zdziwiłem się, gdy wyznali mi, że ich celem jest pewna utalentowana dziewczyna... wtedy jeszcze tego nie rozumiałem, jednak z czasem, gdy częściej widywałem się z Karen w snach na jawie, zrozumiałem. Oni chcą jej. Tylko teraz zostawało pytanie, czemu? Więc gdy oni ruszyli na waszą akademię, ja trzymałem się z boku, jako taki szpieg. Wtedy zauważyłem, jak ją złapali do klatki... a ona powaliła ich swoim głosem... musiałem się pośpieszyć, bo zlatywali się kolejni upadli. Wtedy pomogłem jej uciec i od tamtej pory podróżowaliśmy razem... ponieważ nasz związek jest zakazany, to teraz chcą nas zabić.

Czyli to była prawda, związek z upadłym jest karany śmiercią, w lepszym wypadku, odebraniem wspomnień... chodź nie wiem czy takim lepszym, życie bez świadomości, że się kiedyś kogoś znało, kochało a nawet w niektórych przypadkach nienawidziło, życie bez świadomości o samej sobie, jest najgorszą możliwą rzeczą! Patrzyłam nie wiedząc co powiedzieć, czekoladowe oczy Aidena, dostrzegłam w nich tak wielki smutek... czyli jeszcze nie skończył.

- Mów dalej... - wziął głęboki drżący wdech, po czym znów zabrał się do opowieści.

- Karen namówiła mnie, bym nauczył się latać na smoku, po pewnym czasie, znalazłem swojego... - to dlatego przyleciał na tym wielkim, czerwonym smoku... przypomina mi nawet starożytnego smoka ognia... jednak na pewno jest to niemożliwe, od dawna nikt go nie widział. - Tak właśnie poznałem Arogha. W tym samym czasie, na niebie zauważyliśmy ogrom smoków, ujeżdżanych przez jakichś dziwnych ludzi, ani jeźdźców ani upadłych - wskazał na kompanów po swojej prawej - a na ich czele leciała wasza dyrektorka... - Co?! To nie możliwe! Ona poleciała samotnie, w poszukiwaniach Karen... - Zaatakowali nas a później gdy uciekliśmy do mojego starego znajomego... zdradził nas, właśnie dla Mii, swojej siostry.

Szczęka mi opadła na te słowa, ona nigdy na wspominała nam, że ma brata, tylko po co odstawiała tą całą szopkę?

- Podczas gdy ja się broniłem - przełknął gulkę narastającą mu w gardle - ona słabła i wtedy wbili jej jakąś igłę, po której straciła przytomność... - zauważyłam pojedynczą łzę, spływającą mu po policzku i wtedy zrozumiałam, że on ją kocha... jest cholernie dla niego ważną osobą, bez względu, że tak nie powinno być, kocha ją. Serce zmiękło mi na tą myśl, czułam, że zaraz sama nie wytrzymam i zacznę beczeć przed nim jak nigdy, gdyż właśnie tak było, nigdy nie płakałam... pewnie wydaje się to dziwne, jednak jest to prawdą... - nie potrafiłem dalej walczyć, nie miałem już po co, byłem świadkiem, jak zabierają nas w innym kierunku, daleko od siebie i pewnie jak najdalej. - ściszył głos - i właśnie potem poznałem Denniego i Godrika. Pomogli mi uciec, odstawiając niesamowitą szopkę. - zaśmiał się cicho i spojrzał na swoich towarzyszy. - dzięki.

- Nie przesadzaj, to, że Godrik był takim gadułą i parę razy dostał po pysku, jeszcze nic nie znaczy. - Powiedział wesoło Denny.

- Teraz twoja kolej, skąd masz amulet mojego brata?

- Nasi złapali zakładnika, jednego z waszych, by dowiedzieć się trochę o położeniu Karen, jednak ten którego złapaliśmy, nie chciał nic mówić, no jedyne co, to żebyśmy go zabili, bo nie ma ochoty żyć w tym wariatkowie. - Aiden widocznie się spiął. - Rozmawiałam z nim trochę w cztery oczy, by chociaż trochę się dowiedzieć, więc zaczęłam temat rodziny... odparł, że ma tylko ciebie a ty zniknąłeś... - spuściłam głowę, przypominając sobie każdy szczegół w tamtej chwili, każdy ułamek sekundy. - dał mi nuż, bym go zabiła, jednak ja... nie mogłam, kompletnie nie wiem czemu, uwolniłam go ze sznurów i kazałam uciekać, tak więc zrobił, ale w tym samym czasie z nieba spadł talizman, który wcześniej miał Rayan.

Ucichłam, czekając na jakąkolwiek reakcję Aidena, czy będzie zły? A może wręcz przeciwnie? Może przywali mi w twarz, zerwie naszyjnik i ucieknie? Jednak jego reakcja była kompletnie inna. Uśmiechnął się ruszył w nieznanym sobie kierunku.

- Jest jeszcze jedna sprawa do wyjaśnienia. - odparł.

15 minut później, staliśmy przed salą lekcyjną pana Richarda Browna, nauczyciela historii o naszym świecie. Aiden koniecznie chciał rozmawiać z kimś, kto dobrze zna stare czasy, lub jakieś legendy... więc zaprowadziłam go do naszego starego profesora historii. Zapukałam trzy razy w drzwi, w między czasie karząc upadłemu schować skrzydła, gdyby ktoś je zobaczył, wybuchłby chaos.

Usłyszałam donośne "proszę wejść!" po czym nacisnęłam klamkę i weszłam razem z chłopakiem do sali. Momentalnie po klasie przeszedł sztorm dziewczęcych chichotów. No tak, oczywiście, kolejny przystojniak w klasie. Nic z tego! Bo ten tutaj jest zajęty!

- Czyżby nowy uczeń? - spytał jak zawsze uśmiechnięty pan Brown.

- Obok mnie jest wolne miejsce! - zauważyłam nie kogo innego jak Janet, zrzucającą jakiegoś przystojnego chłopaka z miejsca obok siebie i debilnie się uśmiechając. Zależy dla kogo on tak wygląda, dla jednych słodko i pociągająco, dla drugich chamsko i szkaradnie... ja jestem za tą drugą opcją. Spojrzałam na Aidena, który zdezorientowany patrzył się na Janet, niech on tylko zdradzi Karen a nogi z dupy mu powyrywam!

Po chwili odetchnął głęboko i pokręcił głową w niemym zirytowaniu.

- Nie, jestem tu w innej sprawie.

- Ach tak? - historyk podniósł wysoko brwi, parząc na Aidena. Ze strony klasy można było usłyszeć zawiedzione pomruki a tym samym śmiertelny wzrok Janet. Wyszczerzyłam się w duchu, dobrze jej tak! W końcu ktoś jej odmówił! - To może wyjdźmy stąd... - w tym samym czasie zadzwonił dzwonek i uczniowie zerwali się z ławek, zmierzając do wyjścia. W tym samym momencie do Aidena podeszła wiedźma z piekła rodem i przejeżdżając ręką po jego klatce oraz ramionach, szepnęła mu coś na ucho na co upadły się zdziwił i niepostrzeżenie zarumienił, w między czasie wsuwając mu do przedniej kieszeni spodni, jakąś małą karteczkę. Gdybym nie miała mocy panowania nad ogniem, nigdy w życie nie zauważyłabym, że się zarumienił, jednak nie ze mną te numery... Wysłałam mały ognik, by poparzył ją trochę w nogi, miałam dość patrzenia, jak ona nieudolnie próbuje poderwać ZAJĘTEGO chłopaka. Tak jak sądziłam, Janet z piskiem odkleiła się od Aidena i jak burza wyleciała z sali. Najlepsze jednak było to, że na wszystko patrzył nauczyciel, z rozbawieniem w oczach. Czemu się nie wtrącił?

- Młodzież... tyle wam wolno... - ach rozumiem, uważa, że jest to jak najbardziej normalne.

- Proszę pana, przyszliśmy tu w ważnej sprawie. Usiądźmy może... - podeszliśmy do jednej z ławek i usiedliśmy. Pan Brown patrzył na nas wyczekująco, co jest? Aiden, zaczynaj! Szturchnęłam go w ramie, na co ten drgnął i zaczął mówić.

- Zna pan może legendę, o córce obu krwi?

Karen

Siedziałam skulona w kącie, czekając na najgorsze, co niedługo może nadejść. Nie wiedziałam w co mam już wierzyć, ciągle w głowie odbijały mi się słowa mojej "mamy", oraz przepowiedni, krążąc w moim umyśle i co chwila atakując z większą siłą moją podświadomość. Czy można wierzyć, nie wiedząc tak naprawdę w co? Czy kochać, nie znając wcześniej tego uczucia, które teraz z każdym oddechem cię atakuje, jest chwilą, o którą powinieneś na wszelką cenę walczyć?  A co, jeśli cały ten świat, w którym teraz jestem, jest prawdą, jeśli to co mi się śniło, te słowa, co usłyszałam pierwszy raz przed kompletną pustką, miały jakieś znaczenie? Bym słuchała głosu serca, ono nie zapomniało... co, jeśli na prawdę żyję w kompletnej niewiedzy, na temat swój własny i tego, co wcześniej przeżyłam?

Po moich policzkach popłynęły łzy wycieńczenia, miałam już dość tego wszystkiego, siły z każdym dniem powoli mnie opuszczały, a serce, które ciągle  niemiłosiernie boli, próbuje przekazać mi coś, czego nie potrafię zrozumieć... że jest ktoś, kto mnie kocha, nawet nie jedna osoba, które mnie potrzebują i cierpią przez to.

Nagle drzwi do mojej celi z hukiem się otworzyły, wpuszczając trochę świeższego powietrza, niż stęchlizna i brud. Podniosłam głowę i ujrzałam właśnie to, czego ciągle się obawiałam, co śniło mi się po nocach, przez kilka dni mojego pobytu w odosobnieniu. Mój największy od niedawna koszmar...

-------------------------------------------------

Witajcie! Dzisiaj trochę nudniejszy rozdział, ale takie też muszą być, żeby coś mogło się powoli rozwijać w napięciu ;3 ... Domyślam się, że pewnie niektórzy z was będą chcieli coś mi zrobić... wiem, wiem xD. 

PS Jest 1700 słów bez notki :P

Co powiecie o akcji na historii? :D Hmm... ze smutkiem muszę stwierdzić, że chcąc czy nie chcąc, powoli zbliżamy się do końca tej książki... muszę mocno się zastanowić, czy będę pisała drugą część, gdyż najczęściej jest tak, że połowa z was wtedy nie czyta dalszych losów ;( Ale jeśli się zdecyduję, to będę pisała w tej samej książce, w taki sposób wydłużę tą historię ;) Piszcie, czy chcecie drugą część, muszę mieć porządną motywację :D

Wesołych Świąt!! Kolejny rozdział pojawi się najprędzej jutro lub za dwa dni... ;)

Do next! <3    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro