Rozdział 6 Pierwszy dzień
Leciałyśmy za nieznanym mężczyzną jakoś trzy godziny, w tym czasie ja z Elizą rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Najbardziej ciekawiło ją jak to się stało, że jestem jeźdźcem tak wspaniałego smoka. Opowiedziałam jej całą historie pomijając fakt o moich mocach, kiedy indziej jej o tym opowiem. Gdy tak leciałyśmy pod nami przewijały się piękne widoki, leciałyśmy nad terenami gdzie kiedyś były Niemcy, Francja, Irlandia. W końcu dolecieliśmy do wyspy, na której znajdowała się szkoła. Wylądowałyśmy za niebieskim smokiem na brzegu wyspy.
- Witajcie na smoczej wyspie, ja jestem Jack Halinkton i jestem instruktorem latania, choć widzę że komuś nie będę potrzebny. - Mówiąc to spojrzał w na mnie gdzie ja jeszcze siedziałam na Derwerze. - Zsiadajcie ze smoków.
Gdy wszyscy zsiadali z jego smoka co szło im bardzo niezdarnie i zajęło im naprawdę sporo czasu. W tym czasie ja z Elizą siedziałyśmy nad piękną rzeką.
- Zbierajcie się czas ruszać do szkoły już na nas czekają. - Powiedział do nas instruktor.
Szybko się zebrałyśmy i ruszyłyśmy za nim. Szliśmy jakieś pół godziny przez gęsty las, ale tu drzewa były o połowę niższe niż normalne co mnie bardzo zaciekawiło, gdy przed sobą zobaczyliśmy wodospad wysoki na kilometra a nad nim naszą nową szkołę.
- Kto pierwszy wdrapie się na górę ma możliwość wybrania z kim będzie w pokoju. - Powiedział niebiesko włosy.
Wszyscy rzucili się chórem do wspinaczki, ja i biało włosa się nie śpieszyłyśmy, bo wiedziałyśmy już co się kroi. Wszyscy próbowali dostać się na szczyt samemu, a tu chodziło o prace zespołową. Gdy doszłyśmy większość osób próbowała po raz kolejny, a pozostali utknęła w połowie drogi. Zaczęłyśmy się wspinać co nie było żadnym wyzwaniem i na szczycie byłyśmy po pół godziny wspinaczki. Wtedy odezwała się za mną jakaś kobieta.
- Bardzo ładnie proszę pań. Moje uznanie jako jedne z nie licznych się tu wdrapałyście.
Kiedy się odwróciłam zobaczyłam, że to pani dyrektor do nas mówiła.
- Bardzo dziękujemy proszę pani. - Odpowiedziałyśmy jednocześnie.
W tym momencie podleciał do nas Derwer.
- Której z was to smok. - Spytała się.
- Mój - Odpowiedziałam i pokazałam znamię.
- W takim razie zapraszam ze mną obie panie.
Ruszyłyśmy za dyrektorką. Jak doszliśmy do szkoły okazało się ze Derwer wcale nie musi się pomniejszać, ale i tak przyjął rozmiary dużego psa. Szłyśmy za nią po korytarzach, aż doszłyśmy do jej pokoju. Weszłyśmy tam pokój był ogromny, ściany pomalowane były w każdym odcieniu fioletu, od ciemnego przez jasny do białego. Na środku pokoju stało biurko a za nim leżał wielki smok koloru tego samego co ścianach. Usiadła na biurku i zaczęła mówić.
- Witajcie niezwykłe dziewczynki i legendarny smoku. Mam do was kilka spraw. Po pierwsze Derwer chciałabym, żebyś przyjął rozmiary małego smoka i udawał, że dorastasz tak jak wszystkie smoki, po drugie, żebyś zmienił jej znamię na inne, i po trzecie, żebyś przybrał kolor zielony. A od was dziewczynki chcę, abyście się tym nie chwaliły i unikały rozmów na ten temat.
Kiedy skończyła mówić do nas usiadła za biurkiem i zaczęła mówić do dziwnego mikrofonu.
- Proszę wszystkich uczniów obecnych w szkole o przybycie do sali gimnastycznej na ważny apel za pół godziny. - Wydawać się by mogło, że jej głos dobiegał z każdej szczelin w szkole.
- Dobrze dziewczynki wy możecie już iść do swojego pokoju i nie musicie przychodzić na ten apel. Lepiej się wyśpijcie, bo jutro czeka was wiele niespodzianek w naszej szkole. Przed drzwiami czeka na was wasz opiekun, zaprowadzi was do pokoju.
Gdy wyszłyśmy czekała na nas młoda kobieta.
- Witajcie dziewczynki jestem waszą opiekunką, a zarazem nauczycielką wiedzy o istotach magicznych nazywam się Kasandra Werder. Możecie mówić mi po imieniu. Teraz zaprowadzę was do pokoju. - Gdy skończyła mówić ruszyła przed siebie a my ruszyłyśmy za nią
Szłyśmy dziesięć minut krętymi korytarzami, na ścianach i suficie były malowidła smoków oraz świata przed ich ingerencją. Kiedy doszłyśmy do pokoju nad drzwiami pojawiła się tabliczka z naszymi imionami.
- Dobrze dziewczynki wasze torby są już w pokoju, jak czegoś będziecie potrzebować to zawołajcie mnie a teraz życzę wam miłej nocy. - Powiedziawszy to zniknęła.
Otworzyłyśmy drzwi a naszym oczom ukazał się przedpokój, w którym były kolejne drzwi. Otworzyłam pierwsze po prawej i tam była łazienka z wanną i prysznicem.
- Jak fajnie mamy łazienkę w pokoju. - Powiedziałam do Eli.
- I osobne pokoje z balkonem. - odpowiedziała mi.
- Jak miło. - Powiedziałam. - Ja biorę ten z widokiem na rzekę.
- Oki. - Odpowiedziała mi przyjaciółka i wrzuciła torbę do środkowego pokoju.
- Dzięki - Powiedziałam i weszłam do niego.
Był piękny pod ścianą z balkonem stało wielkie łóżko z baldachimem, obok niego stała szafka nocna naprzeciwko biurko a przy nim szafa i komoda. Ściany były koloru białego i była przyczepiona kartka na jednej z nich z napisem, pomyśl o tym, co chcesz mieć na ścianach a się to pojawi. Pomyślałam, że chce mieć na ścianach, piękny las z wodospadem o zachodzie słońca, chwile potem się to pojawiło. A skoro że pokój był tak wielki, że Derwer mógłby przybrać tu pełne rozmiary wyglądało to pięknie. Podłogi też już nie było tylko ziemia z miękką trawą, pod malowidłem wodospadu pojawiło się jeziorko obudowane kamieniami, było wystarczająco głębokie by się w nim zanurzyć i duże by pomieścić z pięć osób. Łóżko przybrało zielony kolor poza podporami, które teraz wyglądały jak drzewa, zasłony wyglądały jakby były zrobione z liści. Wszystkie półki, które wisiały na ścianach wyglądały jak gałęzie a szafki, biurko, komoda i szafa wyglądały jakby były wyciosane z drzewa i zostawiono na nich gałęzie.
A sufit było w kolorze czystego nieba. Światło padało od malowidła słońca co było bardzo ciekawe.
- WOW! - Krzyknęła Eliza ze zdziwienia, gdy weszła do mojego pokoju. - Masz lepszą wyobraźnie niż ja.
- A co ty masz, że tak mówisz? - Spytałam
- Choć sama zobaczysz. - Odpowiedziała.
Gdy weszłam do jej pokoju ukazało mi się wnętrze statku królewskiego.
- Co ty chcesz przecież też masz fajny pokój? - spytałam
- Fajny może i jest, ale tu nie czuć tej atmosfery co u ciebie w pokoju. - Odpowiedziała.
- Dobrze jutro coś nad tym pomyślimy a teraz chodźmy spać. - Powiedziałam.
Wyszłam z jej pokoju i poszłam do siebie po piżamę. Znalazłam ją szybko i poszłam wziąć szybki prysznic. Gdy wyszłam biało włosa już spała u siebie. Poszłam do swojego pokoju gdzie Derwer już spał na miękkiej trawie. Wyszłam jeszcze na balkon, który także wyglądał jakby był zrobiony z drewna, słupki przypominały nawet drzewa, poręcz przypominała ręcznie ciosany blat, na którym rosły gałęzie a z nich wyrastał bluszcz, zamiast kafelek czy czegoś tam, tu jak w pokoju była ziemia, na której rosła miękka trawa. Na dworze było ciepło więc postanowiłam spać przy otwartym oknie. Kiedy położyłam się na łóżku od razu zasnęłam.
***************************
Witajcie jak wam się podoba. Komentujcie i oceniajcie. Jak myślicie co stało się na apelu, a może chcecie opis wydarzeń z niego oczami dyrektorki. Do zobaczenia w następnym rozdziale. Dziękuje za te ponad 400 wyświetleń to mnie bardzo motywuje do pisania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro