Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 Walka z samorządem

Wstaje jeszcze przed wschodem słońca i powoli opuszczam domek. Na ziemi leży jeszcze prawie cały dzik, którego wczoraj nie skończyliśmy oskórowywać. Zlatuje na dół i biorę się za dokończenie wczoraj zaczętej roboty. Na szczęście tak jak prosiłam, Adrian nie zniszczył skóry zwierzęcia, zaczynając robotę. Udaje mi się szybko dokończyć robotę. Dzięki magii ziemi tworzę wielki tunel prowadzący do jaskini. Szybko wrzucam do niego skórę dzika i za pomocą magii powietrza szybko ją transportuje. O wschodzie słońca wracam do domku po ciuchy na zmianę po kąpieli. Gdy schylam się do plecaka, by wygrzebać coś, do ubrania zauważam, że Anabeth nie śpi.
- Choć ze mną. Wykąpiemy się i obudzimy zakochaną parę. - Mówiąc to, wskazuje na ręce Elizy i Dawida złączone ze sobą. Po wyjściu z domku obie zaczynamy się śmiać.
- Tak w ogóle to przepraszam za wczoraj. Nie powinnam cię tak straszyć.
- Nie szkodzi. Ja pierwsza cię zaatakowałam, więc to jest moja wina.
- Dobra było minęło. Nie wracajmy już do tego. Zgoda?
- Jasne. A gdzie ty chcesz się umyć? I jak się wysuszymy, skoro nie mamy ręczników?
- O nic się nie martw. - Mówiąc to, pokazuje sześcian stojący w wodzie.
Obie wchodzimy do środka i się rozbieramy. Kiedy wchodzimy do wody, z sufitu zaczyna padać woda.
- Jak to możliwe? - Pyta się Anabeth.
- Magia. Jestem i magiem i jeźdźcem. - Odpowiadam, myjąc głowę.
- Jesteś jakimś konkretnym magiem?
- Ja panuje nad wszystkimi żywiołami, ale to nie wszystko jeszcze się uczę.
- Musi być fajnie, być magiem panującym nad wszystkim. - Mówi uśmiechając się.
- Może i mogę robić wszystko, co chcę, ale te treningi są męczące.
- Wierzę ci na słowo.
- Mamy nieproszonych gości. - Mówię, wychodząc na brzeg. - Choć tu. Wysuszę nas i szybko skoczymy do domku.
- A gdzie są nasi goście?
- Pod drzewem.
- To jak chcesz się tam dostać?
- Górą. Po koronach drzew.
- Niech będzie.
Szybko nas suszę i się ubieramy. Gdy obie jesteśmy już ubrane, otwieram wyjście z prowizorycznej łazienki. Gdy już jesteśmy na zewnątrz, niszczę sześcian zrobiony z ziemi i podnoszę nas wysoko. Szybko dolatujemy do drzewa, w którego koronie znajduje się nasz domek. Szybko do niego wlatujemy.
- El wstawaj.
- Daj mi jeszcze dziesięć minut. - Mówi zaspanym głosem.
- Samorząd już nas znalazł. - Mówię spokojnie.
Na te słowa od razu wyskakuje ze śpiwora.
- Jest ich ósemka. Po dwóch na osobę.
- Dajcie mi samej spróbować sił z nimi. Tylko Julio proszę cię, ochraniaj mnie.
- Jasne. Obiecuję, że nic tobie się nie stanie.
- Tylko jak nie będziesz dawać sobie już rady, to pomachaj od razu cię wciągane.
- Tak jasne. To ja lecę. - Mówi, wyskakując z domku w dół.
Spada wprost na jednego z rady, a wszyscy stojący obok patrzą się na nią.
- Jeden załatwiony. Zostało siedmiu. - Mówię do siebie. - Dobry pomysł z tym skokiem! - Krzyczę, do El.
Widzę, jak ktoś od tyłu podchodzi do niej i już mam krzyczeć, gdy on nagle znika, a w miejscu gdzie on stał, upada sztylet Elizy. Szybko udaje jej się pozbyć kolejnych pięciu.
- Czyli ty musisz być przewodniczącym. - Mówi Eliza, pokazując na niego sztyletem.
Jest to wysoki czarno włosy chłopak o ciemnobrązowych oczach.
- Tak. - Odpowiada lekko wystraszony.
- Was pewnie wysyła się jako egzekucję na pozostałych w lesie uczniów, ale w tym roku się to zmieni. - Mówię, zlatując na dół, razem z Adamem i Anabeth.
- Tak to prawda. - Mówi drżącym głosem.
- Ile drużyn jest jeszcze w lesie? - Pytam się go.
- Włącznie z wami cztery.
- El możesz się go pozbyć. Nie jest nam do niczego potrzebny.
Czarno włosy nawet nie zdążył wyjąć miecza, a już znalazł się w szkole.
- Dajcie mi chwilę zaraz znajdę innych. - Mówię, dotykając ziemi. - Wszyscy są blisko nas. Co powiecie na to, by zniszczyć wszystkich naraz?
- Pomysł fajny tylko czy się uda.
- Trzeba ściągnąć ich tutaj, tak by o tym nie wiedzieli. - Mówi Eliza.
- Jak tu jest środek okręgu, to trzeba zaatakować ich od zewnątrz, by ich tu zagonić. I w tym miejscu pokonamy ich i pójdziemy do szkoły. W takim planie nie powinno się nic zepsuć. A zupełnie zapomniałam. Wy oficjalnie jeszcze nie należycie do naszej drużyny. Z tego, co pamiętam, wystarczy, że powiecie na głos, że przechodzicie do naszej drużyny.
- Przechodzę do drużyny Juli. - Oboje mówią równocześnie.
- A czy to, że przetrwaliśmy tak długo, wpłynie teraz na konto, naszych poprzednich drużyn? - Pyta się Anabeth.
- Nie to zostanie policzone na konto naszej drużyny.
- A skoro pokonaliśmy samorząd, to teraz my zajmujemy jego miejsce? - Pyta się Eliza.
- Najprawdopodobniej tak. - Odpowiadam, widząc uśmiech na jej twarzy.
- To może być ciekawe. - Mówi Adam.
- Dobra koniec tych dyskusji. Teraz trzeba zająć się pozostałymi.
- Tylko kto ma gdzie iść? - Pyta się Adrian.
Szybko wybieram kto z nas idzie po jaką drużynę. Na szczęście wszystkie leżą na planie krzyża. Po jakiś pięciu minutach marszu znajduję jedną z liczniejszych grup. Okazuje się, że jest to grupa sześciu uczniów ostatniego roku. Szybko i dyskretnie ich obchodzę i zaczynam przypuszczać atak magią. Mimo że są z trzeciej klasy, całkiem spanikowali i uciekli. Potem łatwo zamykam ich w klatce zrobionej z ziemi. Siadam wygodnie na niej, czekając na pozostałych. Po jakiś pięciu minutach widzę biegnąca w moją stronę grupkę dziesięciu osób. Gdy mnie zauważają, chcą zmienić kierunek biegu na przeciwny, ale ja szybciej zamykam ich w kolejnej klatce. Zaraz po zamknięciu ich z krzaków wychodzi Adrian razem z Anabeth. Po chwili na polanę wybiegają ludzie pędzeni przez Elizę. Wypuszczam wszystkich i zaczyna się zabawa. Oczywiście, żeby nikt nie uciekł, wokół nas tworzę mur wysoki na pięć metrów i szeroki na dwa metry. Większość osób znika spod ostrza Eliza, ale ja nie pozostaje w tyle. Dzięki moim sztyletom połączonym z magią ognia szybko jej dorównuję. W momencie, gdy ostatni przeciwnik znika, opuszczam mur i powoli podnoszę nas do naszego tymczasowego domu gdzie mamy swoje rzeczy.
- Z okazji tego, że dziś udało nam się zakończyć ten test, zapraszamy was na małą imprezę. - Mówię, pakując swoje rzeczy.
- A gdzie planujesz ja zorganizować i o której skoro zaraz jest cisza nocna z tego, co ja kojarzę. - Odpowiada mi Adrian.
- Spokojnie jest miejsce, gdzie możemy spokojnie się spotkać. Tylko wpadnijcie do nas tak jakoś godzinę po rozpoczęciu się ciszy nocnej.
- No dobrze. - Odpowiadają równocześnie.
- To teraz zapraszam do szkoły. - Mówię, wskazując w jej kierunku.
Idziemy do szkoły wolnym krokiem, gdyż nigdzie się nam nie śpieszy. Po jakiejś pół godzinie jesteśmy już pod bramą. Wchodzimy do środka szkoły, gdzie słyszymy głośną muzykę i śpiewy. Powoli docieramy do miejsca, skąd one dochodzą. Jak się okazuje ogniskiem wszystkich hałasów. Ostrożnie otwieram drzwi, za którymi znajdują się wszyscy uczniowie już w stanie po spożyciu większej ilości alkoholu.
- Skoro tak tu jest, to zapraszam do mnie. - Mówiąc to, ruszam w kierunku jaskini.
- Gdzie ty idziesz, przecież wasz pokój jest tutaj. - Mówi Anabeth, gdy ja przechodzę obojętnie obok swojego pokoju.
- Będziemy świętować, w miejscu gdzie nikt nam nie przeszkodzi. - Mówię, podchodząc do wejścia do jaskini.
Szybko je otwieram i nakazuje Anabeth wejść jako pierwszej. Po niej wchodzi Adrian razem z Elizą. Na końcu wchodzę ja, zamykając za sobą wejście. Zapalam mały płomyk, który unosi się w powietrzu i wysyłam go na przód, by oświetlał drogę Anabeth. Powoli schodzimy na dół do wielkich drewnianych drzwi.
- Ale one są piękne. - Mówi Ana, gdy tylko one pojawiają się w polu widoku.
- Wiem to. Zapraszam do środka. - Mówię, otwierając wrota, nie używając rąk.
Gdy tylko wchodzimy, Szarowłosa podbiega do ściany z kosturami.
- Czemu jest tu puste miejsce? I czemu jest ich tu dwanaście?
- Jedno miejsce jest wolne, gdyż ja używam tego kostura. - Mówiąc to, pokazuję go. - A jest ich dwanaście, bo jest dwanaście miesięcy i każdy kostur symbolizuje inny, przez co też mają unikalne moce.
- Rozumiem. - Odpowiada zadowolona moją odpowiedzią.
Na szczęście w tym momencie pojawia się Skay, bo mnie zagadałaby na śmierć a jemu to wszystko jedno. Bo przecież teraz jest tak jakby duchem.
- Skaj mógłbyś jej wszystko wytłumaczyć, bo ja muszę porozmawiać z Derwerem.
- Oczywiście moje dziecko. - Odpowiada mi.
Na szczęście szybko udaje mi się go znaleźć ganiającego za Śnieżynką w postaci małego smoka.
- Derwer. Jak jest z czasem, będąc w radzie szkolnej? - Mówię, zwracając na siebie jego uwagę.
- Zależy, ile osób jest w radzie.
- Ana ile osób liczy twoja drużyna?!
- Bezemnie sześć.
- Dziesięć osób będzie.
- Czyli wszystkim oni się będą mogli zająć, a wy będziecie mieć sporo czasu. Chyba że biuro rady przeniesiecie do jaskini.
- I będę musiała podać znak otwarcia wszystkim nauczycielom? Raczej nie.
- Spokojnie wcale nie będziesz musiała tego robić. Możesz stworzyć specjalny tunel, którym będzie można przesyłać wam informacje.
- Wiesz co dobry pomysł. A i przy okazji zabieram ci butelkę wiśniówski. - Mówię, podchodząc do wielkiej szafy z alkoholami.
- Dobra. Bierz co chcesz.
- Dzięki Derwer. - Mówię chwytając dwie butelki.
Szybko wracam do przyjaciół rozmawiających ze Skayem. Tworzę stół, na którym kładę butelki i podchodzę do nich.
- O czym tam rozmawiacie.
- A nic ważnego. - Odpowiada mi Skay.
- Alkohol już jest skocze jeszcze po coś do jedzenia. - Mówię ruszając w stronę drzwi.
- Nie trzeba Julia. Zostań tutaj z nami. - Mówi Anabeth.
- Nie, ja chcę się przejść a zresztą, mam przeczucie, że coś dobrego mnie spotka. - Mówię wychodząc za wrota. Szybko wspinam się po schodach do wyjścia, za którym jest strasznie cicho. Spokojnie wychodzę z tunelu i ruszam w kierunku stołówki. Po drodze spotykam chłopaka o bardzo jasnych blond włosach i jasnych prawie że białych niebieskich oczach. Jest o de mnie wyższy jakoś o ponad głowę. Nic dziwnego jak ma się metr sześćdziesiąt pięć.
- Hej jak ci na imię? - Pytam się z ciekawości.
- Cześć jestem Iwan. Możesz mówić mi Iw. A jak ty się nazywasz? - Pyta się chłopak.
- Jestem Julia. Znajomi kiedyś wołali na mnie szmaragd, ale od kąd to się stało mówią różnie, jak kto chce. - Mówię pokazując na włosy. - A tak w ogóle to, czemu nie świętujesz z resztą szkoły na stołówce?
- Miałem taki zamiar, ale jak zobaczyłem, że ciebie tam nie ma postanowiłem zrezygnować.
- Jak to z mojego powodu? - Pytam zmieszana.
- Od kąd zobaczyłem cię pierwszy raz wiedziałem, że jesteś tą jedyną. - Mówi śmiejąc się. - A potem zobaczyłem, że zaczęłaś zadawać się z Dawidem więc postanowiłem odpuścić.
- A czemu dopuściłeś?
- Z Dawidem mam wielki konflikt i za bardzo się nie lubimy.
- No to w takim razie zapraszam do nas na dół tylko pomóż mi z jedzeniem.
- Żaden problem. - Mówiąc to rusza w kierunku stołówki a ja zaraz za nim. - Poczekaj tu. - Mówi wchodząc przez wielkie drzwi.
Mija już jakieś dziesięć minut od jego wejścia na stołówkę, mam zamiar tam wejść, gdy drzwi się otwierają a Iwan wychodzi z wielką srebrną tacą przed sobą.
- Czekaj, pomogę ci. - Mówiąc to unoszę tace nad ziemią. - Dobra możemy iść.
- Ty jesteś magiem i jeźdźcom? Mój ojciec mówił, że raz był pod dowództwem takiej osoby, ale ja mu nie wierzyłem.
- Pewnie musiał walczyć razem z moją mamą przeciwko Vernonowi. A teraz chodź za mną. - Mówię ruszając w kierunku przejścia.
- Gdzie ty idziesz? Przecież tam nic nie ma. - Mówi ruszając za mną.
- Oj, żebyś się nie zdziwił.
Idziemy przez chwilę szkolnym korytarzem aż dochodzimy do pustej ściany.
- Przecież tu nic nie ma. Po co tu przyszliśmy?
- Poczekaj chwilę. - Mówię rysując diament w powietrzu. - Zapraszam do środka. - Mówię wchodząc pierwsza i zapalam ognistą kulę.
- Ale jak? - pyta zdziwiony.
- Magia. Bardzo ułatwia życie.
Wchodzi za mną a ściana się zamyka.
- A tak w ogóle to skąd wziąłeś tyle jedzenia?
- Poszedłem do kuchni i poprosiłem. Mnie akurat tam lubią to dali tyle.
- No dobra, choć za mną.
Szybko schodzimy na dół gdzie czekają na mnie przyjaciele. Gdy tylko dochodzimy do wrót słyszę wybuch. Szybko wbiegam do jaskini.
- Co tu się stało? - Pytam przerażona.
- Tu się nic nie stało to musiało być na szkole. - Odpowiada mi Derwer w swojej smoczej postaci.
- Skay mógłbyś to sprawdzić? - Pytam się smoczego ducha.
- Zaraz się rozejrzę na górze. - Mówi znikając.
**************************
Witajcie. Z góry przepraszam, że tak długo nic nie było, ale bylem zajęty czym innym. Zapraszam do czytania moich innych prac. Do usłyszenia z kolejnym rozdziałem. Zapraszam do czytania
Wiedźmin: Szlakiem donikąd autorstwa gablusia, oraz Powrót wilka autorstwa Bacha98.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro