Rozdział 20
Otwieram oczy i nad sobą widzę twarz Elizy.
- O, już miałam cię budzić, ale sama wstałaś. Szybko się zbieraj, bo za pół godziny mamy być pod bramą.
- Już się zbieram. - Mówię, wstając z łóżka.
Podchodzę do szafy i wyciągam mundurek oraz jakąś bieliznę. Tworzę parawan i ubieram się szybko. Broń zostawiłam w jaskini, więc w razie czego mogę tam zajść. Tak samo zrobiłam z ciuchami i jakimś prowiantem. Ze sobą biorę tylko bransoletkę i naszyjnik, którego przeznaczenia do tej pory nie poznałam. Obie wychodzimy z pokoju, po czym ja go pieczętuję. Szybkim krokiem idziemy w stronę wyjścia ze szkoły. Gdy tylko wychodzimy na dwór czuję mocny podmuch wiatru. Podchodzimy do bramy w momencie, kiedy jedna z drużyn rusza.
- Wreszcie jesteście dziewczynki. Chodźcie tu, bo zaraz wy wyruszacie. Na pewno nie chcecie niczego wziąć ze sobą? - Pyta się dyrektorka.
- One wiedzą, że zaraz wrócą do szkoły, dlatego nic nie biorą. - Mówi to ktoś z tyłu, ale ja rozpoznaję, że Dawid to powiedział.
- Dawid, żebyś ty się nie wrócił zaraz po wyjściu za bramę. - Mówię do niego, stojąc tuż za nim.
- Julio choć tu, jeszcze muszę nałożyć na was jedno zaklęcie. - Mówi dyrektorka.
- Jakie?
- Że jak przegracie w bitwie, to teleportuje was do szkoły.
- Już idę. A są jakieś zasady?
- Tylko jedna. Nie wolno zabić żadnego ucznia.
- Dawid, licz, byś nas nie spotkał. - Mówi za mnie Eliza.
- Pamiętajcie, że drużyna, która wytrzyma najdłużej, wygrywa. Co w tym roku jest nagrodą, dowiecie się, po zakończeniu egzaminu. - Mówi do wszystkich. - To wy możecie już iść. - Mówi do nas.
Szybko ruszamy w stronę lasu a dalej do wodospadu. Gdy docieramy na miejsce, widzimy trzy osoby. Dwóch chłopaków i jedna dziewczynę. Wszyscy mają włosy ciemnoniebieskie. Jak tylko spoglądają na nas, automatycznie wyciągają broń.
- To nie było mądre posunięcie. - Mówię.
- Chyba dla was małe dziewczynki. - Mówi jeden z chłopaków.
- Wy jednak chcecie przegrać. Myślicieli, że jak jest was więcej i jesteście starsi to wygranie? - Mówię to, nie pokazując żadnych emocji.
- W głównej mierze tak. - Odpowiada dziewczyna, idąc w naszym kierunku.
Wyciąga długi miecz z pochwy przy pasie.
- Widać, że nie zrozumieli. - Mówię cicho do Elizy. - Chcesz się pobawić czy ja mam ich szybko załatwić.
- Jak możesz, zajmij się tamtym. - Mówiąc to, wskazuje na chłopaka stojącego z tyłu z wielkim mieczem na plecach.
W tym momencie przemieniam bransoletkę w sztylety i skacze na chłopaka wskazanego przez Elizę. On blokuje mój cios, ale w tym momencie spada do dołu, który tworzę. Odbijam się od jego szerokiego miecza i ląduje na krawędzi dołu. Niebiesko włosy szybko zbiera się i zaczyna się wspinać po ścianie, na której szczycie ja stoję. Szybko zmieniam tę ścianę w błoto. Chłopak szybko opada w dół do jeszcze głębszego dołu.
- Daj już spokój głupia czarodziejko.
- Nie jestem czarodziejką, tylko magiczką. - Mówiąc to, zaczynam napełniać dół wodą, wcześniej utwardzając ziemię.
- Daj spokój. Już stąd pójdziemy. - Mówi chłopak.
- Jeżeli już to sam pójdziesz stąd. Twoi znajomi są już w szkole. Ale jeszcze możesz ich uratować. - Mówi Eliza.
- Jak ty sama ich pokonałaś? - Pyta się chłopak.
- To pozostanie tajemnicą. A jeśli tak bardzo chcesz się dowiedzieć, to zapraszam na górę. - Mówi biało włosa.
- Nie, nie chcę. Ale proszę wypuście mnie stąd.
- Dobra wypuścimy cię stąd, ale nikomu nie powiesz, co tu się stało.
- Obiecuje. Nikomu nic nie powiem. Ja chcę uratować teraz honor mojej drużyny.
- Dobra, wypuścimy cię, ale następnym razem, nie będzie już tak miło. - Mówię, spuszczając wodę z dziury i wypychając ziemię w dziurze. Po paru sekundach jest już na równi z nami.
- Dziękuje. Już znikam i nikomu nie powiem, co tu się stało. Obiecuję. A i uważajcie na potwory.
- Dobra idź już stąd, za nim się rozmyślimy. - Mówi Eli.
Chwilę po tych słowach chłopaka już tu niema.
- Ale szybko poszło ci z tamtymi.
- A co byli słabi więc szybko poszło.
- No dobra chodź po rzeczy, potem poszukamy kogoś silniejszego. Specjalnie dla ciebie. - Mówiąc to, skaczę w dół wodospadu.
Lecę tak kilka sekund i wpadam do wody. Wokół głowy tworzę bańkę powietrza. Chwilę po mnie wlatuje Eliza, szybko tworzę jej bańkę i płyniemy w stronę jaskini. Pod wodospadem siła wody jest ogromna. Gdybym nie znała magi wody teraz obie byśmy były na dnie jeziora. Wychodzę na brzeg wewnątrz jaskini i szybko podchodzę do stołu gdzie leży plecak i wszystkie moje i Elizy rzeczy. Biorę wszystko to, co jest najbardziej potrzebne. Swojego miecza jednak nie biorę. Zapinam plecak i ruszam w kierunku jeziorka, gdzie w wodzie czeka Eliza. Wypływamy na zewnątrz i podpływamy do brzegu. Obie wychodzimy i zaczynam nas suszyć.
- Jak myślisz, ile osób dziś odeślemy do szkoły. - Pytam się.
- Nie mam pojęcia. Tylko żebyśmy trafiły na silniejszych przeciwników. Nie mam ochoty walczyć z pierwszorocznymi i drugorocznymi.
- Spokojnie jak wytrzymamy do środy, to będziesz mogła walczyć z samorządem. Słyszałam, że tam są najsilniejsi ze szkoły. - Mówię, kończąc suszyć.
Ruszamy w stronę zbocza, po którym opada wodospad. Nawet do niego się nie zbliżamy na wyciągnięcie ręki, a już nas unoszę do góry dzięki magii powietrza. Szybko znajdujemy się na górze.
- Fajnie, że nie musimy się wspinać na szczyt tak jak na początku roku. - Mówi.
- Racja, czasem trzeba sobie pomóc. Choćby magią. - Mówię szybko. - Chodźmy, może trafimy na Dawida i jego drużynę. Trzeba przemówić mu do rozsądku.
- Wiesz co, zgoda. Mamy jeszcze sporo czasu. Ale musimy znaleźć miejsce do spania.
- Tym nie musimy się przejmować. Miejsce do spania mogę zrobić wszędzie.
- No to chodźmy go szukać. Chcę jak najszybciej dać mu nauczkę i pokazać, że lepiej nie zaczynać z kimś, o kim się nic nie wie.
- Widzę, że bardzo chcesz wysłać go do szkoły.
- Za bardzo mnie wkurzył.
- To mamy szczęście właśnie wchodzi do lasu.
- Skąd ty to wiesz?
- Magia ziemi jest o wiele bardziej przydatna, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
- No dobra to, w którą stronę on idzie?
- Na razie idzie w naszym kierunku. Jak chcesz, to mogę nas ukryć i możemy na niego poczekać.
- No dobra a ile jest z nim osób?
- Włącznie z nim jest ich pięcioro. Ilu bierzesz?
- Wiesz co. Na początek chciałabym załatwić Dawida, więc mogłabyś pozostałych zamknąć w ziemi, żeby nie przeszkadzali?
- Mam lepszy pomysł, bo nie chce mi się siedzieć i czekać aż ty skończysz. Wezmę ich w powietrze i załatwię to szybko, żebyśmy mogły sobie odpocząć.
- No dobra, ale pamiętaj, z Dawidem sama chcę się rozprawić.
- Rozumiem. Zostawię was samych. Dobra, choć tu, bo zaraz tu przyjdą.
Eliza szybko podchodzi do mnie, przytulam ją mocno, a wokół nas pojawia się kora. Szybko nas okrywa i tworzy w miarę wysokie i grube drzewo puste w środku. Na Dawida nie musimy długo czekać, gdyż pojawia się jakieś dwie minuty po stworzeniu drzewa. On idzie pierwszy a zaraz za nim jego drużyna w idealnie równym rzędzie. Nagle wszyscy oprócz Dawida unoszą się w powietrzu. Razem z Elizą wychodzimy ze środka drzewa, a ono rozsypuje się na drobne wiórki. Ja szybko wzbijam się w powietrze i podlatuję do chłopaków. A Eliza podchodzi do Dawida ze sztyletami w rękach.
- Dobrze chłopcy czas się zabawić. Co macie takie ponure miny uśmiechnijcie się.
- Co wy tu robicie? Nikt z pierwszorocznych się tu nie zapuszcza. - Mówi zdziwiony Dawid. - Miała tu być tylko drużyna Michała. Gdzie oni są?
- Pewnie mówisz o tej drużynie niebiesko włosach. Dwoje z nich są już w szkole, a jednego puściłyśmy wolno, żeby mógł jeszcze uratować honor drużyny. Ale wam już tego nie damy. - Mówi Eliza.
- Ty głupia szmato pożałujesz tego. - Mówi, Dawid skacząc na nas.
Ja szybko wzbijam się w powietrze, a Eliza odskakuje w bok.
- Dobra ja lecę załatwić tamtych. - Mówię, wskazując na czwórkę, wisząca w powietrzu, jednym z moich sztyletów.
- No dobrze potem sobie pogadamy. - Mówi Eliza, wyciągając swoje sztylety.
Spokojnie podlatuję do chłopców. Wszyscy strasznie panikują i próbują uciekać, niestety są obecnie na mojej łasce. Podlatuję do nich, a wszyscy wyciągają broń, trójka wyciąga miecze, a jedyny czerwono włosy wyciąga sztylety.
- Ciebie zostawię sobie na koniec. - Mówię, wskazując na chłopaka ze sztyletami. - Możesz być ciekawy.
Podlatuję do najbliższego chłopaka z mieczem. Jest to jasno niebiesko włosy chłopak, z zielonymi oczami.
- Witam jeźdźca smoka wiatru. Jak ci na imię? - Pytam.
- Jestem Adrian. A ty pewnie jesteś Julia. W szkole o tobie jest głośno. Ponoć byłaś tylko jeden dzień w szkole. Czy to prawda?
- Ja w szkole jestem cały czas, tylko, nie ma mnie na lekcjach i mam nadzieję, że tak zostanie.
- No dobra to, co masz zamiar ze mną zrobić?
- Planowałam cię szybko zabić, ale pozwolę ci na uczciwą walkę. Zaciekawiłeś mnie. - Mówię, opuszczając go na ziemię. - Jak wygram to pozwolę ci odejść lub przyłączyć się do nas. A jak ty wygrasz to ty, zdecydujesz co zrobisz.
- Zgoda. - Mówi, skacząc na mnie.
Sprawnie blokuje jego cios i odrzucam go do tyłu. Skacze na niego i wytrącam mu miecz.
- Jesteś silna. - Mówi.
- Wiem. - Mówię, a on wygląda na zaskoczonego. - Masz szczęście, że trafiłeś na mnie. Eliza jest silniejsza ode mnie. Przez ostatnie dwa miesiące stała się mistrzem w walce bronią. Ale ja zawsze z nią wygrywam dzięki temu. - Gdy kończę to mówić, ziemia zaczyna się podnosić, i oblepić moje ręce, tworząc twardą i grubą skorupę.
- Poddaje się. - Mówi, podnosząc ręce w poddańczym geście. - Nie mam z tobą szans. Zdecydowałem, że chciałbym dołączyć do was.
- No spoko tylko niczego nie próbuj. Mam cię na oku. - Mówię, uśmiechając się do niego.
Szybko wznoszę się w powietrze i załatwiam pozostałych towarzyszy Dawida. Unoszę Adriana w górę i ciągnę za sobą do miejsca, gdzie walczy Eliza z Dawidem. Na szczęście jest to niedaleko od miejsca, gdzie pozbyłam się jego towarzyszy. Gdy dolatujemy na miejsce moim oczom, ukazuje się piękna walka. Oboje wymierzają sobie nawzajem ciosy w punkty witalne, ale nikt nie może trafić. Dawid niestety już opada z sił, bo widać na jego twarzy zmęczenie, natomiast Eliza dopiero się rozgrzewa, wymierzając coraz to celniejsze ciosy. W końcu zadaje mu ostateczny cios prosto w serce.
- Piękne walczyłaś. - Mówię, podlatując do niej. - Proszę, poznaj, to jest Adrian. Wcześniej był jednym z drużyny Dawida, ale teraz jest z nami. - Mówię, wskazując na chłopaka idącego za mną.
- Witaj, mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna. Tak w ogóle jestem Elizabeth, ale możesz mówić mi El. Dobra Julia na dzisiaj to chyba koniec walk czy wyczuwasz kogoś ciekawego? - Pyta Eliza.
- Nie dziś możemy już sobie po odpoczywać. - Odpowiadam. - Chodźcie, niedaleko jest rzeka, tam sobie odpoczniemy i utworzymy obóz.
- To prowadź. - Mówi El, podnosząc się z ziemi.
Po niecałych dziesięciu minutach drogi jesteśmy przy rzece, ale jak na złość ktoś już tu musiał przyjść wcześniej. Na sam nasz widok wyciągają broń.
***************************
Cześć ludzie przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale niestety zaczytałem się i kompletnie zapomniałem o mojej książce. Postaram się dodawać rozdziały trochę częściej, ale nic nie obiecuje. Do usłyszenia z następnym rozdziałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro