Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Otwieram oczy i nad sobą widzę twarz Elizy.
- O, już miałam cię budzić, ale sama wstałaś. Szybko się zbieraj, bo za pół godziny mamy być pod bramą.
- Już się zbieram. - Mówię, wstając z łóżka.
Podchodzę do szafy i wyciągam mundurek oraz jakąś bieliznę. Tworzę parawan i ubieram się szybko. Broń zostawiłam w jaskini, więc w razie czego mogę tam zajść. Tak samo zrobiłam z ciuchami i jakimś prowiantem. Ze sobą biorę tylko bransoletkę i naszyjnik, którego przeznaczenia do tej pory nie poznałam. Obie wychodzimy z pokoju, po czym ja go pieczętuję. Szybkim krokiem idziemy w stronę wyjścia ze szkoły. Gdy tylko wychodzimy na dwór czuję mocny podmuch wiatru. Podchodzimy do bramy w momencie, kiedy jedna z drużyn rusza.
- Wreszcie jesteście dziewczynki. Chodźcie tu, bo zaraz wy wyruszacie. Na pewno nie chcecie niczego wziąć ze sobą? - Pyta się dyrektorka.
- One wiedzą, że zaraz wrócą do szkoły, dlatego nic nie biorą. - Mówi to ktoś z tyłu, ale ja rozpoznaję, że Dawid to powiedział.
- Dawid, żebyś ty się nie wrócił zaraz po wyjściu za bramę. - Mówię do niego, stojąc tuż za nim.
- Julio choć tu, jeszcze muszę nałożyć na was jedno zaklęcie. - Mówi dyrektorka.
- Jakie?
- Że jak przegracie w bitwie, to teleportuje was do szkoły.
- Już idę. A są jakieś zasady?
- Tylko jedna. Nie wolno zabić żadnego ucznia.
- Dawid, licz, byś nas nie spotkał. - Mówi za mnie Eliza.
- Pamiętajcie, że drużyna, która wytrzyma najdłużej, wygrywa. Co w tym roku jest nagrodą, dowiecie się, po zakończeniu egzaminu. - Mówi do wszystkich. - To wy możecie już iść. - Mówi do nas.
Szybko ruszamy w stronę lasu a dalej do wodospadu. Gdy docieramy na miejsce, widzimy trzy osoby. Dwóch chłopaków i jedna dziewczynę. Wszyscy mają włosy ciemnoniebieskie. Jak tylko spoglądają na nas, automatycznie wyciągają broń.
- To nie było mądre posunięcie. - Mówię.
- Chyba dla was małe dziewczynki. - Mówi jeden z chłopaków.
- Wy jednak chcecie przegrać. Myślicieli, że jak jest was więcej i jesteście starsi to wygranie? - Mówię to, nie pokazując żadnych emocji.
- W głównej mierze tak. - Odpowiada dziewczyna, idąc w naszym kierunku.
Wyciąga długi miecz z pochwy przy pasie.
- Widać, że nie zrozumieli. - Mówię cicho do Elizy. - Chcesz się pobawić czy ja mam ich szybko załatwić.
- Jak możesz, zajmij się tamtym. - Mówiąc to, wskazuje na chłopaka stojącego z tyłu z wielkim mieczem na plecach.
W tym momencie przemieniam bransoletkę w sztylety i skacze na chłopaka wskazanego przez Elizę. On blokuje mój cios, ale w tym momencie spada do dołu, który tworzę. Odbijam się od jego szerokiego miecza i ląduje na krawędzi dołu. Niebiesko włosy szybko zbiera się i zaczyna się wspinać po ścianie, na której szczycie ja stoję. Szybko zmieniam tę ścianę w błoto. Chłopak szybko opada w dół do jeszcze głębszego dołu.
- Daj już spokój głupia czarodziejko.
- Nie jestem czarodziejką, tylko magiczką. - Mówiąc to, zaczynam napełniać dół wodą, wcześniej utwardzając ziemię.
- Daj spokój. Już stąd pójdziemy. - Mówi chłopak.
- Jeżeli już to sam pójdziesz stąd. Twoi znajomi są już w szkole. Ale jeszcze możesz ich uratować. - Mówi Eliza.
- Jak ty sama ich pokonałaś? - Pyta się chłopak.
- To pozostanie tajemnicą. A jeśli tak bardzo chcesz się dowiedzieć, to zapraszam na górę. - Mówi biało włosa.
- Nie, nie chcę. Ale proszę wypuście mnie stąd.
- Dobra wypuścimy cię stąd, ale nikomu nie powiesz, co tu się stało.
- Obiecuje. Nikomu nic nie powiem. Ja chcę uratować teraz honor mojej drużyny.
- Dobra, wypuścimy cię, ale następnym razem, nie będzie już tak miło. - Mówię, spuszczając wodę z dziury i wypychając ziemię w dziurze. Po paru sekundach jest już na równi z nami.
- Dziękuje. Już znikam i nikomu nie powiem, co tu się stało. Obiecuję. A i uważajcie na potwory.
- Dobra idź już stąd, za nim się rozmyślimy. - Mówi Eli.
Chwilę po tych słowach chłopaka już tu niema.
- Ale szybko poszło ci z tamtymi.
- A co byli słabi więc szybko poszło.
- No dobra chodź po rzeczy, potem poszukamy kogoś silniejszego. Specjalnie dla ciebie. - Mówiąc to, skaczę w dół wodospadu.
Lecę tak kilka sekund i wpadam do wody. Wokół głowy tworzę bańkę powietrza. Chwilę po mnie wlatuje Eliza, szybko tworzę jej bańkę i płyniemy w stronę jaskini. Pod wodospadem siła wody jest ogromna. Gdybym nie znała magi wody teraz obie byśmy były na dnie jeziora. Wychodzę na brzeg wewnątrz jaskini i szybko podchodzę do stołu gdzie leży plecak i wszystkie moje i Elizy rzeczy. Biorę wszystko to, co jest najbardziej potrzebne. Swojego miecza jednak nie biorę. Zapinam plecak i ruszam w kierunku jeziorka, gdzie w wodzie czeka Eliza. Wypływamy na zewnątrz i podpływamy do brzegu. Obie wychodzimy i zaczynam nas suszyć.
- Jak myślisz, ile osób dziś odeślemy do szkoły. - Pytam się.
- Nie mam pojęcia. Tylko żebyśmy trafiły na silniejszych przeciwników. Nie mam ochoty walczyć z pierwszorocznymi i drugorocznymi.
- Spokojnie jak wytrzymamy do środy, to będziesz mogła walczyć z samorządem. Słyszałam, że tam są najsilniejsi ze szkoły. - Mówię, kończąc suszyć.
Ruszamy w stronę zbocza, po którym opada wodospad. Nawet do niego się nie zbliżamy na wyciągnięcie ręki, a już nas unoszę do góry dzięki magii powietrza. Szybko znajdujemy się na górze.
- Fajnie, że nie musimy się wspinać na szczyt tak jak na początku roku. - Mówi.
- Racja, czasem trzeba sobie pomóc. Choćby magią. - Mówię szybko. - Chodźmy, może trafimy na Dawida i jego drużynę. Trzeba przemówić mu do rozsądku.
- Wiesz co, zgoda. Mamy jeszcze sporo czasu. Ale musimy znaleźć miejsce do spania.
- Tym nie musimy się przejmować. Miejsce do spania mogę zrobić wszędzie.
- No to chodźmy go szukać. Chcę jak najszybciej dać mu nauczkę i pokazać, że lepiej nie zaczynać z kimś, o kim się nic nie wie.
- Widzę, że bardzo chcesz wysłać go do szkoły.
- Za bardzo mnie wkurzył.
- To mamy szczęście właśnie wchodzi do lasu.
- Skąd ty to wiesz?
- Magia ziemi jest o wiele bardziej przydatna, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
- No dobra to, w którą stronę on idzie?
- Na razie idzie w naszym kierunku. Jak chcesz, to mogę nas ukryć i możemy na niego poczekać.
- No dobra a ile jest z nim osób?
- Włącznie z nim jest ich pięcioro. Ilu bierzesz?
- Wiesz co. Na początek chciałabym załatwić Dawida, więc mogłabyś pozostałych zamknąć w ziemi, żeby nie przeszkadzali?
- Mam lepszy pomysł, bo nie chce mi się siedzieć i czekać aż ty skończysz. Wezmę ich w powietrze i załatwię to szybko, żebyśmy mogły sobie odpocząć.
- No dobra, ale pamiętaj, z Dawidem sama chcę się rozprawić.
- Rozumiem. Zostawię was samych. Dobra, choć tu, bo zaraz tu przyjdą.
Eliza szybko podchodzi do mnie, przytulam ją mocno, a wokół nas pojawia się kora. Szybko nas okrywa i tworzy w miarę wysokie i grube drzewo puste w środku. Na Dawida nie musimy długo czekać, gdyż pojawia się jakieś dwie minuty po stworzeniu drzewa. On idzie pierwszy a zaraz za nim jego drużyna w idealnie równym rzędzie. Nagle wszyscy oprócz Dawida unoszą się w powietrzu. Razem z Elizą wychodzimy ze środka drzewa, a ono rozsypuje się na drobne wiórki. Ja szybko wzbijam się w powietrze i podlatuję do chłopaków. A Eliza podchodzi do Dawida ze sztyletami w rękach.
- Dobrze chłopcy czas się zabawić. Co macie takie ponure miny uśmiechnijcie się.
- Co wy tu robicie? Nikt z pierwszorocznych się tu nie zapuszcza. - Mówi zdziwiony Dawid. - Miała tu być tylko drużyna Michała. Gdzie oni są?
- Pewnie mówisz o tej drużynie niebiesko włosach. Dwoje z nich są już w szkole, a jednego puściłyśmy wolno, żeby mógł jeszcze uratować honor drużyny. Ale wam już tego nie damy. - Mówi Eliza.
- Ty głupia szmato pożałujesz tego. - Mówi, Dawid skacząc na nas.
Ja szybko wzbijam się w powietrze, a Eliza odskakuje w bok.
- Dobra ja lecę załatwić tamtych. - Mówię, wskazując na czwórkę, wisząca w powietrzu, jednym z moich sztyletów.
- No dobrze potem sobie pogadamy. - Mówi Eliza, wyciągając swoje sztylety.
Spokojnie podlatuję do chłopców. Wszyscy strasznie panikują i próbują uciekać, niestety są obecnie na mojej łasce. Podlatuję do nich, a wszyscy wyciągają broń, trójka wyciąga miecze, a jedyny czerwono włosy wyciąga sztylety.
- Ciebie zostawię sobie na koniec. - Mówię, wskazując na chłopaka ze sztyletami. - Możesz być ciekawy.
Podlatuję do najbliższego chłopaka z mieczem. Jest to jasno niebiesko włosy chłopak, z zielonymi oczami.
- Witam jeźdźca smoka wiatru. Jak ci na imię? - Pytam.
- Jestem Adrian. A ty pewnie jesteś Julia. W szkole o tobie jest głośno. Ponoć byłaś tylko jeden dzień w szkole. Czy to prawda?
- Ja w szkole jestem cały czas, tylko, nie ma mnie na lekcjach i mam nadzieję, że tak zostanie.
- No dobra to, co masz zamiar ze mną zrobić?
- Planowałam cię szybko zabić, ale pozwolę ci na uczciwą walkę. Zaciekawiłeś mnie. - Mówię, opuszczając go na ziemię. - Jak wygram to pozwolę ci odejść lub przyłączyć się do nas. A jak ty wygrasz to ty, zdecydujesz co zrobisz.
- Zgoda. - Mówi, skacząc na mnie.
Sprawnie blokuje jego cios i odrzucam go do tyłu. Skacze na niego i wytrącam mu miecz.
- Jesteś silna. - Mówi.
- Wiem. - Mówię, a on wygląda na zaskoczonego. - Masz szczęście, że trafiłeś na mnie. Eliza jest silniejsza ode mnie. Przez ostatnie dwa miesiące stała się mistrzem w walce bronią. Ale ja zawsze z nią wygrywam dzięki temu. - Gdy kończę to mówić, ziemia zaczyna się podnosić, i oblepić moje ręce, tworząc twardą i grubą skorupę.
- Poddaje się. - Mówi, podnosząc ręce w poddańczym geście. - Nie mam z tobą szans. Zdecydowałem, że chciałbym dołączyć do was.
- No spoko tylko niczego nie próbuj. Mam cię na oku. - Mówię, uśmiechając się do niego.
Szybko wznoszę się w powietrze i załatwiam pozostałych towarzyszy Dawida. Unoszę Adriana w górę i ciągnę za sobą do miejsca, gdzie walczy Eliza z Dawidem. Na szczęście jest to niedaleko od miejsca, gdzie pozbyłam się jego towarzyszy. Gdy dolatujemy na miejsce moim oczom, ukazuje się piękna walka. Oboje wymierzają sobie nawzajem ciosy w punkty witalne, ale nikt nie może trafić. Dawid niestety już opada z sił, bo widać na jego twarzy zmęczenie, natomiast Eliza dopiero się rozgrzewa, wymierzając coraz to celniejsze ciosy. W końcu zadaje mu ostateczny cios prosto w serce.
- Piękne walczyłaś. - Mówię, podlatując do niej. - Proszę, poznaj, to jest Adrian. Wcześniej był jednym z drużyny Dawida, ale teraz jest z nami. - Mówię, wskazując na chłopaka idącego za mną.
- Witaj, mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna. Tak w ogóle jestem Elizabeth, ale możesz mówić mi El. Dobra Julia na dzisiaj to chyba koniec walk czy wyczuwasz kogoś ciekawego? - Pyta Eliza.
- Nie dziś możemy już sobie po odpoczywać. - Odpowiadam. - Chodźcie, niedaleko jest rzeka, tam sobie odpoczniemy i utworzymy obóz.
- To prowadź. - Mówi El, podnosząc się z ziemi.
Po niecałych dziesięciu minutach drogi jesteśmy przy rzece, ale jak na złość ktoś już tu musiał przyjść wcześniej. Na sam nasz widok wyciągają broń.
***************************
Cześć ludzie przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale niestety zaczytałem się i kompletnie zapomniałem o mojej książce. Postaram się dodawać rozdziały trochę częściej, ale nic nie obiecuje. Do usłyszenia z następnym rozdziałem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro