❻
Togrutanka wzięła głęboki wdech i odchyliła się na krześle, przyjmując zamyślony wyraz twarzy.
— Powtórzyła się dwukrotnie? — upewniła się. Widząc potakujące skinienie jej towarzysza westchnęła, odchyliła się jeszcze bardziej i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Przymknęła oczy. Wiedział, że intensywnie myśli nad rozwiązaniem, więc nie śmiał jej przerywać. Zamiast tego skupił się na obserwacji klientów dookoła nich.
Ich standardowy stolik był tym razem zajęty, więc byli zmuszeni przesiąść się w gdzieś indziej. Akurat tego dnia panował nieznośny tłok. Z trudem znaleźli wolne miejsce, a i ono było otoczone nieproszonymi słuchaczami ze wszystkich stron. W innych okolicznościach tłum mógłby im sprzyjać; zgubić szpiegów, zdezorientować gapiów i wtopić się w ludzką masę. Tym razem jednak tylko utrudniał rozmowę: naokoło roiło się od ciekawskich par uszu, a nawet z użyciem Mocy nie można było bezpiecznie porozmawiać bez zachowania pewnych środków ostrożności.
Maul potarł dłonią twarz, przecierając zmęczone oczy. Nie miał na sobie kaptura, a jedynie czarne szaty, które na pierwszy rzut oka mogły identyfikować go z Zakonem Jedi — oczywiście tylko dla osób niezorientowanych w temacie użytkowników Mocy, ale do takich właśnie zaliczała się większość klienteli w Podziemiach. Cóż za ironia, że to jego brali za Jedi — kiedy to Ahsoka, odziana w wypłowiałe ponczo zakrywające strój i emblematy stosowne dla członka Wysokiej Rady Jedi tak naprawdę do nich należała. Zabawne, bo nie chciała zostać zidentyfikowana w takim miejscu, by nie psuć reputacji Zakonu, tymczasem on nieświadomie robił coś zupełnie odwrotnego. Na tę myśl uśmiechnął się krzywo. Nieszczególnie mu to przeszkadzało.
— Co cię tak rozbawiło? — zapytała, marszcząc przy tym czoło. Nawet nie zauważył, kiedy otworzyła oczy.
— Nic ważnego — odpowiedział, choć w jego oczach błyskały iskierki rozbawienia. Rzadki widok. Po chwili jednak spoważniał i dodał cicho: — A za drugim razem było coś jeszcze — dodał ponuro.
Wyciągnął rękę. Chwyciła ją bez wahania.
Pod jej zamkniętymi powiekami rozbłysło światło, by potem na nowo pogrążyć świat w ciemności.
Początkowo nie widziała ani nie czuła nic. Wszystkie jej zmysły zdawały się być przytłumione, a jedyne co czuła to mieszane odczucia Maula, z których na prowadzenie najbardziej wysuwał się lęk.
Niespodziewanie przez tajemniczą barierę zaczęło się coś przebijać. Z początku było tak niewyraźne i ciche, że uznała to za przewidzenie, a raczej przesłyszenie. Gdy jednak dźwięk zaczął przybierać na sile pojęła, że w istocie był to fragment wizji.
Było to niepokojące. Poprzednie obrazy, które pokazał jej Maul były szybkie i gwałtowne, nie skupiały się na szczegółach. Teraz było inaczej. Wszystko toczyło się mozolnie, jakby w zwolnionym tempie. Nie widziała nic; słyszała jedynie trzask ogniska, które płonęło gdzieś w oddali.
Wtem, nagle, usłyszała śmiech.
Był on przerażający: bombardujący ze wszystkich stron, przesycony pogardą i czymś, czego nie była w stanie ująć słowa. Nie słyszała go nigdy wcześniej, ale jakaś część jej podświadomości (a może raczej wyraźna zmiana uczuć jej towarzysza) wiedziała, że to był on.
Złowieszczy chichot przybierał na sile. Głos napierał na nią zewsząd, zadając okrutny ból i ścinając z nóg. Poczuła, jak przechodzą przez nią dreszcze.
Czuła, że długo już nie wytrzyma. W momencie gdy miała zakończyć kontakt i uciąć przeżywanie jego wizji, śmiech nagle umilkł.
I wtedy go zobaczyła.
Stał tam, z twarzą osłoniętą kapturem, i mamrotał niezrozumiałe dla niej słowa w pradawnym sithańskim języku. Jedi uczyli się trochę tej mowy, a jako członek Rady Jedi miała obowiązek zgłębić tę tematykę jeszcze wnikliwiej niż pozostali, ale jej elementarna wiedza nie wystarczała, by zrozumieć ciche szepty Sidiousa. Po emocjach Maula wyczuła, że pojmował część, jednak słowa były tak ciche, że i on nie mógł zrozumieć wszystkiego. To co były Sith czuł, rozumiejąc ledwie strzępki, mocno ją niepokoiło.
Błękitne światło oświetliło lekko jego twarz, pokazując naznaczony wieloma zmarszczkami podbródek i wykrzywione w okrutnym grymasie pożółkłe zęby. Rozbłyski były nieregularne, co chwila twarz Palpatine'a na powrót znikała w mroku. Minęło następne parę sekund, nim z ciemności wyłoniło się ich źródło: nienaturalne, błękitne płomienie u stóp Lorda Sithów, które w dzikim tańcu oplatały naznaczony inskrypcjami postument, nad którym pochylał się Sheev. Zrozumiała, że to pewnie na nim wyryte są słowa, które monotonicznie powtarzał Sidious.
Gdy zrozumiała, postać niespodziewanie przerwała recytację i powoli uniosła głowę. Ahsoka poczuła potężną falę obezwładniającego strachu, paraliżującego jej ciało i umysł. Czuła, jak jego wzrok unosił się coraz wyżej...
...i nagle wszystko zniknęło.
Stopniowo harmider z kantyny na nowo zaczął wypełniać jej uszy, a jej świadomość zaczęła powracać do rzeczywistości. W milczeniu puściła rękę Maula, po czym powoli uniosła głowę. Napotkała jego spojrzenie. Wyrażało obawę, bezgraniczne zmęczenie i bezradność, ale równocześnie ponurą determinację.
— Co z tym robimy? — spytał cicho. Tano nie odpowiedziała, wpatrując się z namysłem w blat stolika. — Nie mogę odczytać tej wizji. Za mało wiem. — Z frustracji uderzając pięścią o stół. — Gdybyśmy mieli więcej czasu, byłbym w stanie ją rozszyfrować.
— Ale nie mamy — uzupełniła posępnie. Skinął głową.
Przez następne parę minut trwała cisza, gdy oboje zastanawiali się nad rozwiązaniem nurtującego ich problemu.
— Mam pomysł — rzekła w końcu Ahsoka. Popatrzył na nią z mieszanką ostrożności i słabo skrywanej nadziei. Nie miał już siły jej ukrywać, nieprzespane noce zrobiły swoje. — Ale chyba ci się nie spodoba.
★★★
— Nienawidzę cię.
Mistrzyni Tano skrzyżowała ręce na piersi i przyjęła postawę mówiącą: och, doprawdy?, po czym wróciła do rozpakowywania ostatnich części kostiumu.
— Mówiłam ci już kiedyś, że jest wiele rzeczy, za które zdążysz mnie znielubić — uśmiechnęła się z chytrym błyskiem w oku. Widać było, że świetnie się bawiła, czego nie można było powiedzieć po ostro zbulwersowanym wojowniku. — Poza tym, nie wydaje mi się, żebyś mówił prawdę.
Maul zgrzytnął zębami, próbując wypalić wzrokiem dziurę w jasnych szatach, które wcisnęła na niego Jedi.
— Nie wejdę do Świątyni Jedi — zaoponował po raz setny, równie zajadle jak poprzednio. — A już tym bardziej nie założę na siebie tego.
Ostentacyjnym ruchem wskazał resztę ubrań, które tkwiły w schowku śmigacza. Znajdowały się tam wierzchnia tunika, rękawice, pas oraz maska — Ahsoce udało się go namówić na włożenie reszty odzieży Strażnika Jedi, nim ponownie zaprotestował przeciw tej zniewadze.
W głębi swego umysłu Tano przeklęła Maula i jego upór, ale na zewnątrz utrzymała niemal nienaganny wyraz twarzy.
— Sam powiedziałeś, że nie mamy czasu do stracenia — powtórzyła z irytacją — i że nie potrafisz odczytać wizji. Jeśli jest ktoś, kto ma wystarczającą, wieloletnią wprawę w rozwiązywaniu takich spraw, to właśnie mistrz Yoda. Musimy poprosić go o pomoc.
— Dlaczego nie możesz powiedzieć mu, żeby to on do nas przyszedł? Albo po prostu iść sama?
— Ponieważ — wycedziła z wyraźnym zniecierpliwieniem — mistrz Yoda jest stary i nie ma tylu sił co kiedyś. Sam dobitnie o tym wspomniałeś kiedy rozmawialiśmy ostatnim razem. A po drugie, nie po to męczyłam się ze zdobyciem tego stroju, żebyś teraz z niego zrezygnował!
Właściwie samo zdobycie kompletu ubrań dla Strażnika nie było problemem: wystarczyło wybrać się do suszarni i zabrać jeden z świeżo odprasowanych zestawów, nim odbierze go prawowity właściciel. Odbierając również swoje rzeczy mogła bez większego problemu przetransportować przebranie do swojej kwatery. Niestety, tam zaczynał się problem. Dyskretne przeniesienie cudzego (i bądź co bądź charakterystycznego) stroju przez pół Świątyni do śmigacza stanowiło trudniejsze zadanie, niż w ogóle śmiałaby podejrzewać. Obiecała sobie solennie, że w życiu nie spróbuje już podobnej sztuczki.
— Twoi szlachetni rycerze schwytają mnie zanim zdążę choćby przekroczyć próg dzielnicy, w swoim przekonaniu uwalniając Galaktykę od udręki i wiecznego cierpienia — prychnął.
— Więc na Mocy praw przysługujących mi jako członkowi Wielkiej Rady Jedi, gwarantuję ci nietykalność ze strony Zakonu — wyrecytowała. Dziwnie się czuła, składając taką przysięgę. Dla Zakonu znaczyła ona bardzo wiele i właściwie nigdy nie składano jej bez uprzednich konsultacji z Radą. Stawiała teraz na szali honor i godność całego Zakonu... i prawdę mówiąc, nie była pewna, czy rzeczywiście znaczy to tak wiele. Miała nadzieję, że tak.
Maul próbował ukryć swoje zaskoczenie, ale z mizernym skutkiem. Znali się po prostu zbyt dobrze. Niestety, jak pomyślała z przekąsem, jego przebrzydła sithańska natura zaraz dała o sobie znać.
— Bezterminową? — spytał niby beztroskim tonem, jak gdyby pytał o to, czy woli driblis czy meilooruna.
Ahsoka zacisnęła wargi. Wiedziała, że nie powinna: jeśli się zgodzi, mistrz Windu osobiście wykona na niej egzekucję. Już samo zacieranie działalności Maula przez te wszystkie lata było przestępstwem, a teraz miała mu jeszcze przysiąc, że cały Zakon na stałe zaniecha prób jego pojmania i tym samym da mu wolną rękę na jakąkolwiek działalność? To było niczym podpisanie na siebie wyroku.
Z drugiej strony, rozumiała pobudki Maula: w ciągu tych lat, nie bez jej pomocy, stał się nieuchwytnym cieniem, kimś, kogo nawet najwięksi mistrzowie nie potrafili wytropić ani schwytać. A teraz miał pójść prosto do jamy Sarlacca licząc, że tamten będzie miał dobry humor i wspaniałomyślnie nie postanowi go zjeść.
Wiedziała, że nie rzuciłby się z mieczem świetlnym na Świątynię, ale nie miała pewności, czy nie wykorzystałby jej w inny sposób. Był wszakże byłym Sithem, potężnym i przebiegłym użytkownikiem Mocy, a także przywódcą kilku największych i najgroźniejszych w Galaktyce syndykatów przestępczych.
Wojownik jakby czytał jej w myślach, bo jego usta wygięły się w leniwym uśmiechu.
— Zapewniam cię, nie zamierzam posuwać się dalej, niż już zaszedłem — obiecał. — Odpowiadało mi życie, które mam obecnie. Oczywiście do momentu, kiedy zły spisek Mrocznego Lorda Sithów nie zwala mi się na głowę — zażartował ponuro.
— Cóż, wiesz już jak się czuli Jedi, gdy wraz z Sidiousem spadliście nam z nieba ponad dwie dekady temu — mruknęła. Nie mógł się z nią nie zgodzić.
— Więc? — pośpieszył ją, wracając do uprzedniego tematu. Jednocześnie podszedł do sterty ubrań i, obdarzywszy je raz jeszcze pełnym niechęci spojrzeniem, bez słowa zaczął je na siebie wkładać.
— Nie do mnie należy ta decyzja — oznajmiła wreszcie, powoli ważąc słowa. — Porozmawiaj o tym z mistrzem Yodą, jeśli chcesz. Nie mogę ci tego obiecać. Ale gwarantuję, że nikt z nas nie będzie próbował ci nic zrobić aż do końca tej sprawy.
Żadne z nich nie chciało wspominać, jaki to mógł być koniec.
★★★
— A więc tak wygląda to słynne miejsce.
Ahsoka podążyła za jego wzrokiem, przyglądając się ogromnym pomnikom wielkich myślicieli i wojowników, którzy strzegli wejścia do Świątyni Jedi na Coruscant. Znała ten widok bardzo dobrze; patrzyła na nich niezliczoną ilość razy, a niektóre z posągów potrafiła nawet nazwać po imieniu — młodzi Jedi uczyli się tego jeszcze na etapie adeptów, jako część zajęć z historii Zakonu Jedi.
Monumenty od zawsze wydawały jej się dostojne i majestatyczne, ale tego dnia miała niepokojące wrażenie, że spoglądają na nią z wrogością. Czy to dlatego, że sprowadziła do świątyni dawnego Sitha, wroga Jedi? Czy figury mogły mieć jej to za złe? A może lękały się zła, które miało nadejść, a ich nieufność nie była skierowana na togrutankę, a na prawdziwego sprawcę zła — Palpatine'a? Skąd miała wiedzieć?
Na czas tej krótkiej refleksji się zatrzymała, nie do końca ten fakt rejestrując. Złapała się na tym moment później i zauważyła, że Maul również się zatrzymał i nad czymś dumał.
Przebranie sprawdzało się znakomicie: wojownik niczym nie różnił się od świątynnych strażników. Nałożony na głowę kaptur przykrywał rogi i maskował uwypuklenie w górnej części maski, gdzie nie przylegała ściśle do twarzy, również z powodu rogów. Na szczęście Zabrak dbał o swoje poroże i regularnie je piłował, dzięki czemu nie było nazbyt długie i nie rzucało się tak w oczy.
Zabudowane i wielowarstwowe ubrania strażników skutecznie zakrywały całe jego ciało, ukrywając charakterystyczną czerwoną skórę pokrytą grubą warstwą czarnych jak noc tatuaży. Nie było widać ani skrawka nagiej skóry. Jedynym elementem mogącym zdradzić jego prawdziwą tożsamość był miecz świetlny — Opress zdołał ją przekonać, że strażnik Jedi nie powinien pokazywać się bez broni, bo mogłoby to przykuć niepotrzebną uwagę. W gruncie rzeczy mało kto ze Świątyni widział jego miecz, a właściwie nikt nie miał okazji przyglądać mu się z bliska tak długo, by zapamiętać jego kształt. No, może poza Kenobim. On stanowił największy problem całego przedsięwzięcia, a Tano nie mogła zrobić nic więcej, niż tylko modlić się do Mocy o to, by mistrz Jedi przebywał wtedy w zupełnie innej części kompleksu.
Naturalnie sama zmiana wizualna nie była w stanie nabrać Jedi na czyjąś tożsamość. Użytkownicy Mocy wyczuwali aury wszystkich żywych istot i potrafili określić ich emocje, intencje i ewentualny mrok spowijający duszę. Na szczęście był to problem, któremu Maul mógł bez trudu zaradzić.
— Wykorzystam technikę mojego byłego mistrza, która pozwala maskować sygnaturę w Mocy — powiedział wtedy. — Nauczyłem się jej bardzo dawno temu, na wypadek gdybym znalazł się w pobliżu jakiegoś Jedi w nieodpowiednim miejscu i czasie.
Cóż za ironia, że to właśnie Sheev pomógł wojownikowi zdobyć tę umiejętność, by po latach Maul zamierzał jej użyć do powstrzymania swojego dawnego nauczyciela. Moc miała bardzo specyficzne poczucie humoru.
Mimo wszystko, idąc zatłoczonym holem ogromnej Świątyni Jedi z przemycanym wrogiem Zakonu idącym tuż obok niej, nie czuła się pewnie. Nie potrafiła powstrzymać się wysyłania dyskretnych macek Mocy w stronę każdej napotkanej osoby, próbując wyczuć podejrzliwość, strach, wzburzenie albo lęk, które mogłyby sugerować wykrycie. Nic takiego się jednak nie zdarzyło — widok mistrza lub mistrzyni Jedi w towarzystwie kończącego dyżur nie było niczym niezwykłym. Może Togrutanka wydawała mu nowe dyspozycje, a może po prostu chwaliła jego pracę.
— Przestań się tak rozglądać — syknęła cicho, gdy po raz kolejny złapała Maula na odwracaniu głowy za kolejnymi odnogami korytarza albo poszczególnymi członkami Zakonu. Skierował swoją zakrytą maską twarz w jej stronę. Z oczywistych względów nie była w stanie dostrzec jego mimiki, ale była niemal pewna, że udaje zaskoczenie.
— Czyżbym robił coś niestosownego, lady Tano? — zagadnął. — Podziwiam jedynie bogactwo i styl tego miejsca, to wszystko.
Z trudem opanowała przemożną chęć przewrócenia oczami.
— I wcale nie zastanawiasz się nad hipotetyczną metodą ataku — prychnęła.
— Każdy strażnik powinien zastanawiać się nad hipotetyczną metodą ataku — odparował. — Dzięki temu nie da się zaskoczyć, gdyby do takiego doszło i wie, jak go zatrzymać.
Nie odpowiedziała. Przez dłuższy moment walczyła ze sobą, próbując powstrzymać napad śmiechu, na który zebrało jej się, gdy uświadomiła sobie zarówno absurd całej sytuacji. Kilka razy wstrząsnęła dziwnie ramionami, ale na szczęście udało jej się w porę opanować. Ostatecznie na jej twarzy na chwilę wykwitł głupawy uśmiech, ale na tym się skończyło.
Milcząc, dotarli do turbowind na końcu korytarza. Korzystano z nich raczej rzadko — wszystkie piętra były połączone siecią schodów i wbrew pozorom Rycerze bardzo często z nich korzystali. Do niedawna turbowind w Świątyni w ogóle nie było — dopiero ostatnio je zainstalowano, głównie z myślą o starszych członkach Zakonu. Zwykle to oni z nich korzystali, ewentualnie osoby, które miały sprawę własnie do jednej z takich osób. Tak jak Ahsoka.
Kobieta wsiadła do turbowindy i wybrała odpowiednie piętro; niespełna minutę później byli pod odpowiednimi drzwiami.
Ahsoka Tano wzięła głęboki wdech, nim odważyła się zapukać do drzwi. Wiedziała, że pociągnie to za sobą trudne konsekwencje, ale jednocześnie miała świadomość, że po prostu nie potrafiłaby zadziałać inaczej. Musiała to zrobić. Była Jedi, a Jedi chronili Galaktykę przed mrocznymi intrygami Sithów, nie uchylając się od konsekwencji.
Pocieszyła się w myślach, że przynajmniej szła porozmawiać tylko z wyrozumiałym i spokojnym mistrzem Yodą, a nie całą Radą Jedi. Wątpiła, czy taki Mace Windu pacyfistycznie przyjąłby wieść o wprowadzeniu Sitha do Świątyni. To, że i tak załatwi jej mogiłę po zakończeniu całej zwariowanej misji było pewne, ale Ahsoka wolała nie dokładać oliwy do ognia. Tak, załatwienie tej sprawy po cichu z byłym Wielkim Mistrzem było zdecydowanie bezpieczniejszą opcją.
Po paru chwilach odrzwia rozsunęły się z cichym sykiem, a oczom mistrzyni ukazał się siedzący na wprost mistrz Yoda, wpatrujący się w nią z mieszaniną zagadkowości i zaciekawienia.
— Ah, mistrzyni Tano — zaczął zielony stworek. — Kompana widzę przyprowadziłaś. Zamiary twoje poprzez Moc wyczuliśmy. Sprawę do mnie masz. Wejdźcie, moi drodzy.
My? zapaliło się czerwone światełko w jej głowie. Jacy my? Ahsoka powiodła wzrokiem w głąb kwater Wielkiego Mistrza... i zamarła.
Poodoo. Bantha poodoo.
Maul dyskretnie popchnął ją do środka, wytrącając ją z chwilowego oszołomienia. Machinalnie zrobiła kilka kroków, akurat tyle, by zarówno ona jak i jej towarzysz mogli wejść do środka i zasunąć drzwi.
Mistrz Windu przyglądał jej się ze spokojnym, wręcz uprzejmym zadziwieniem.
Ah. Więc jeszcze nie wiedział.
Otworzyła usta, chcąc zacząć, na co najwyraźniej oboje mistrzowie czekali. Nie potrafiła jednak znaleźć odpowiednich słów i po chwili zamknęła buzię, patrząc ze zmieszaniem na gospodarza.
Wtedy też Maul postanowił wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce.
— Po prostu miejmy to już za sobą — rzucił zmodulowanym przez maskę głosem, po czym sięgnął ku niej dłonią. Odrzucił kaptur i ściągnął flimplast zasłaniający jego twarz. Wydał przy tym przeciągłe, zmęczone westchnienie.
Nastała pełna napięcia cisza, podczas której nawet najcichsze uderzenie serca zdawało się brzmieć głośniej od megafonu uciszającego senatorów Kanclerza, którego nieprzyjemność słuchania Ahsoka miała parę lat temu.
Maul powiódł wzrokiem kolejno po dwu obecnych mistrzach Jedi, po czym opuścił rękę z trzymaną maską.
Na jego nieszczęście, znalazła się wtedy tuż przy przytroczonym mieczu świetlnym. Mistrz Windu zareagował błyskawicznie.
Nie wiedzieć kiedy jego miecz świetlny wylądował tuż przy szyi Zabraka. Choć było to niemal niepojęte, Maul zareagował jeszcze szybciej — wykonał krok w tył i płynnym ruchem odpalił własną, krwistoczerwoną klingę. Czubek miecza nakierował prosto na klatkę piersiową mężczyzny.
— Dosyć! — zaprotestowała Tano, ale żaden z przeciwników nie chciał jej słuchać. Wykonała szybką kalkulację i zastanowiła się, kogo łatwiej będzie przekonać.
Stanęła u boku Maula i położyła mu dłoń na ramieniu, w którym trzymał ostrze. Jednocześnie ustawiła się tak, żeby broń Mace'a kierowała się na nią — wiedziała, że mistrz Jedi nie zaatakuje. — Maul, proszę.
W jego oczach płonęła furia i przez moment miała wrażenie, że na nowo stały się obłąkańczo żółte, choć w ostatnich latach przygasły i zmieniły barwę na naturalnie bursztynową. A może to było złudzenie?
— Mistrzu Windu, Ahsoka do powiedzenia coś nam chyba ma — zauważył łagodnie mistrz Yoda. Gdy oczy wszystkich zebranych skierowały się na małego zielonego stworka, togrutanka ze zdumieniem zauważyła, że na twarzy wiekowego mistrza ciągle odbijały się szok i skonfundowanie. Mimo tego zachowywał zdolność racjonalnego myślenia. Teraz zwrócił się w stronę byłego Sitha. — Za ponownie umarłego mieliśmy cię. Zaskakiwać nie przestajesz nas.
Skończywszy, mistrz Yoda zrobił coś, czego nikt ze zebranych się nie spodziewał: zaczął się śmiać. Przez niespełna całą standardową minutę śmiał się, kiwając się niczym obłąkany w przód i w tył i wydając z siebie nieludzkie i bardzo trudne do opisania dźwięki.
Pozostali wymielili między sobą zdezorientowane spojrzenia. Wreszcie Maul wyłączył miecz, a gdy Windu zrobił to samo, oboje przypięli bronie do swoich pasów, nie spuszczając wzroku z przeciwnika ani na moment.
Gdy Wielki Mistrz umilkł, zachęcił resztę do zajęcia miejsc. Po krótkich przekonywaniach wszyscy się zgodzili, a wtedy Ahsoka przystąpiła do opowieści.
Pozwoliła sobie pominąć utrzymywanie z Maulem kontaktów przez jakiś czas po obaleniu Palpatine'a, ale wspomniała sam sojusz z Zabrakiem i rolę, jaką odegrał w powstrzymaniu planu Sithów ponad dekadę temu. Opuściła ich spotkanie podczas ratowania Caleba Dume'a z rąk przestępców i to, że pozwoliła mu zatrzymać więźnia. Wiedziała, że nie chciał, by na światło dzienne wyszło więcej informacji niż było trzeba i była w stanie to uszanować. Część wiadomości musiała jednak zostać rozpowszechniona ze szczegółami, więc Ahsoka bardzo dokładnie przybliżyła okoliczności ponownego spotkania w kantynie po pojedynku Maula, a następnie jego wizję i niepokoje z nią związane. Na prośbę Yody Maul opisał drobiazgowo te dwa zdarzenia, a po krótkim wahaniu zgodził się nawet wejść do swego umysłu i pokazać wizję mistrzom tak, jak pokazał ją Ahsoce. Ku niepomiernej uldze wojownika zielony mistrz odmówił, twierdząc, że nie będzie to konieczne. A później nastała cisza.
— Wizję podobną ostatnio miałem ja. — Yoda ponownie zaskoczył wszystkich zebranych, wprawiając ich w osłupienie. — Chociaż lorda Sithów, zaklęcia szeptanego nie widziałem. Rozwiązanie widzę jedno — zrobił pauzę. Wydawał się marszczyć czoło, jakby wyczuwając coś, co dopiero miało nastąpić po jego następnych słowach. — Znaleźć Palpatine'a nie możemy my. Dzieci rozpoznać nie umiemy także. Sprawę miejsca mrocznego rozwiązałeś ty — tu zerknął na Maula — ale byłeś już w nim i nic nowego dowiedzieć nie możemy się.
— Oprócz nich wszystkich w wizji była obecna jedna osoba. — Widocznie Mace (który otrząsnął się już trochę z szoku, w jakim się znalazł) podążał tym samym tokiem rozumowania co jego dawny nauczyciel. Yoda skinął powoli głową.
— Skywalkera sprowadzić musimy my.
Ahsoka zerwała się z siedzenia i spojrzała na niego z wyrzutem.
— Przeszukajmy jeszcze raz Podziemia — zaoponowała twardo.
Maul popatrzył na nią z żywym zainteresowaniem. Wyraźnie wyczuwał stłoczone, wzburzone emocje wewnątrz niej. Czuł narastający konflikt, jakiego nigdy jeszcze nie wyczuwał u żadnego Jedi. Był ciekaw reakcji przełożonych Ahsoki i dalszego ciągu sytuacji, choć nie wydawał się skory do pomocy w tej materii. Obserwował wszystko z ogromną ciekawością, ale milczał.
Mistrz Windu uniósł brew.
— W jakim celu?
— Może znajdziemy coś, co Maul przeoczył — proponowała. — Może znajdziemy jakąś wskazówkę. Musimy ją znaleźć.
Zabrak zaobserwował, jak mały zielony mistrz kręci ze smutkiem głową. Intrygujące... nie zamierzał zareagować? Nie miał na to siły? A może miał powód?
— Ahsoko, powinniśmy zebrać Radę i przedyskutować to, czego się tu dowiedzieliśmy — oznajmił Mace, obecna głowa Zakonu. Popatrzył na nią i potarł skroń dłonią. — Przysporzyłaś sobie sporo problemów zatajając te informacje. Wiesz, że później będziemy musieli się tym zająć — uświadomił jej. Nie zmniejszyło to jej gniewu, ale, co ciekawe, również go nie zaogniło.
— Wysłać z tą misją ciebie bym chciał — ciągnął niewzruszenie mistrz Yoda, skupiając wzrok jedynie na jej osobie. — Na wtajemniczanie Obi-Wana nie mamy czasu my. Polecieć musisz ty.
— Ale najpierw powinnaś przedstawić wszystkie fakty Radzie i ustalimy, jakie kroki powinniśmy podjąć przeciw Sidiousowi — dodał mężczyzna, na co zielony stworek skinął głową.
— Nie. Nie wciągniemy w to Anakina — sprzeciwiła się Ahsoka Tano. Mistrz Windu ponownie otworzył usta, ale nawet na to nie czekała. Odwróciła się, minęła Maula i wyszła, nie powiedziawszy słowa. Szybkie kroki na korytarzu dowodziły, że szła szybkim marszem albo nawet biegła.
Skonfundowany Maul uznał, że zostawanie w towarzystwie dwu najpotężniejszych żyjących mistrzów Jedi nie jest najlepszym pomysłem, a perspektywa, że mogą zmusić go do uczestniczenia w ich posiedzeniu przerażała go dogłębnie. Nie zamierzał zdawać się na łaskę lub niełaskę Jedi, a poza tym coś mówiło mu, że powinien iść za swoją towarzyszką.
Chyba się starzeję — burknął do siebie w duchu, wybiegając za nią i skręcając w nieznany sobie korytarz. Nie kłopotał się maską czy kapturem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro