Rozdział 14
– Co myśmy zrobili bogom, żeby zasłużyć na jakąś przepowiednię?! Jestem zwykłą garncarką! Zawsze starałam się być dobrym człowiekiem! A ty... – Latena rzuciła spojrzenie na brata, który patrzył na nią, siedząc na łóżku, nawet nie udając cienia zainteresowania. – Jesteś złodziejem... Ale młodocianym i nie tak poważnym...
Horst przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś wtrącić, ale zamiast tego zakopał się w pościeli.
– O ile mi się wydaje przepowiednie są raczej o bohaterach albo gościach ze wsi i nie są używane do karania kogokolwiek oprócz tyranów – burknął.
– Jesteś tego pewien?
– Nie wiem, na Kampa! Mózg mi nie działa! Tobie tym bardziej.
Latena przestała chodzić w kółko po pokoju, co robiła nieprzerwanie już od pewnego czasu.
– Próbuję zrozumieć, o co chodzi.
– Nic nie zrozumiesz, spójrz na siebie, wyglądasz gorzej niż ta kobieta z lustra.
Złodziejaszek miał poniekąd rację, garncarka nie prezentowała się szczególnie lepiej niż u barona, a przekrwione oczy podczas usilnych rozmyślań zyskiwały coś na podobieństwo opętańczego błysku.
– Doprawdy, dzięki.
– W sumie to kim ona była? – odezwała się po dwusekundowej przerwie kobieta.
Od strony Horsta dało się słyszeć jakieś niezidentyfikowane odgłosy, którym najbliżej było do warczenia jakiegoś zwierza. Poderwał się i zaklął głośno. Chwycił to, co znajdowało się najbliżej niego i rzucił tym mniej więcej w Latenę. Tym czymś była duża poduszka, która, traf chciał, poszybowała prosto w głowę garncarki. Kobieta dostawszy w twarz, cofnęła się o krok, prawie się przy tym wywracając.
– A teraz się, na Kampa, zamknij! Chcę spać! Też powinnaś. Gadasz coraz durniejsze brednie!
– Ogarnij się, dzieciaku. Przez ciebie otworzył mi się strup – to mówiąc, wskazała na ranę na szyi, która była całe szczęście owinięta bandażem.
Baron, jak obiecał, tak zrobił, zakwaterował rodzeństwo w innej, zacznie prostszej komnacie, która jednak wciąż trzymała poziom gościnności.
– W sumie to zastanawiam się, czy oni nas wcześniej nie śledzili... – rzekła w zamyśleniu Latena. – Muszą coś o nas wiedzieć. Na przykład że jesteśmy rodzeństwem, przynajmniej w teorii, bo inaczej nie dawaliby nam jednego pokoju... Tym bardziej nie wierzę w te brednie o pomyłce. W ogóle ta cała przepowiednia...
– Oddaj mi poduszkę – dobiegło ją z boku.
Schyliła się po poduchę, a następnie z rozmachem posłała ją w twarz brata. Horst zdołał zakopać głowę w pierzynie i cały impet został wyładowany na ścianie. Spod pościeli dało się słyszeć jakieś niewyraźne mruczenie, które zapewne miało być formą podziękowania, ale taką raczej wulgarną i mało wdzięczną.
– W każdym razie o czym ja mówiłam?... – zastanowiła się garncarka. – Ach, tak, o przepowiedni. Jakby to wydaje mi się zbyt dziwne na to, żeby była prawdziwa. Ale z drugiej strony, po co by nas wtedy porywali? Nikomu na nas nie zależy. Jestem rzemieślniczką nie arystokratką, o tobie nie wspominając. To musi być przepowiednia. Ale o co może wtedy w niej chodzić? Chcą nas poświęcić jakimś demonom, by zatrzymać jakiś mór? Chociaż nie... Zeno jest zbyt świątobliwy. To może ci „źli ludzie" chcą? Wtedy rzeczywiście źli. Albo Zeno udaje świątobliwego, żebyśmy nic nie podejrzewali? To ma sens. Ale tak szczerze to raczej kiepska z nas ofiara. To raczej poświęca się dzieci lub młodzież. Ja się w młodzież już chyba nie zaliczam, a ofiara musi też być czysta, więc złodziej się nie nadaje. Poza tym nie ma żadnego moru... To musi być coś innego. Albo po prostu jest fałszywa. No tak, ale po co by nas wtedy porywali? Może ich oszukano? – Latena usiadła sfrustrowana na swoim łóżku. – Za mało informacji! Mogę się zastanawiać, a mimo to do niczego nie dojdę!
Zniechęcona, zerknęła na brata. Zdążył zasnąć. Uniosła brwi.
Chyba też powinna iść spać, była wykończona i bolała ją głowa. Ale co jeśli...
Zerwała się z łóżka i zaczęła znowu okrążać pokój.
Co jeśli nie połączyła jakichś faktów? Co jeśli coś przeoczyła, a reszta stoi przed nią otworem? Reszta to znaczy rozwikłanie tego... W sumie czego? Uch... Skupienie.
Zwolniła kroku i prawie uderzyła się o kolumnę swojego łóżka. Musiała przyznać, że miało naprawdę ładne zdobienia...
Skupienie! Może rozwikłać tę... to porwanie. Jego sens. Ci porywacze wcześniej w obozie... Na pewno nie siedzieli cicho. Musiała coś usłyszeć, tylko tego nie rozumiała. Teraz powinna zrozumieć. Teraz wie więcej. Nie... Chyba nic nie...
Wtem usłyszała Horsta, mówiącego, by wyszła z komnaty, ale przy użyciu języka rynsztokowego.
Odwróciła się do niego, wycelowywując w niego palec.
– A ty mnie nie wypierdzie... – to mówiąc skontaktowała, że chłopak nie mówił do niej.
Mówił natomiast do Rocha, który pojawił się w drzwiach komnaty.
Latena bez zastanowienia użyła tych samych słów, co jej brat przed chwilą.
Mężczyzna stanął, trochę skonsternowany tym powitaniem. Kobieta podeszła zamaszystym krokiem do drzwi, by je zatrzasnąć, ale Roch zorientował się o tym w porę i wślizgnął się do komnaty. Garncarka zatrzymała się w miejscu.
– Czego chcesz?
– Chciałbym tylko porozmawiać – odparł przybyły, przybierając nonszalancki ton głosu.
– Nie wypada dręczyć wykończonych ludzi.
Mężczyzna zaśmiał się.
– Sądzę, że mi to wybaczy.
Latenie zadrgały brwi.
– Horst... ? – W głosie mężczyzny czuć było oczekiwanie.
Kobieta nie potrzebowała oglądać się przez ramię, by wiedzieć, że w tym momencie chłopak cały się spiął. Jako jeniec nie rozmawiał nigdy z ojcem, ani przed kłótnią, ani po niej – przynajmniej garncarka nie była tego świadkiem – a w jego obecności zawsze zachowywał się sztywno.
– Jest zmęczony, przyjdź innym razem.
– Przebywanie w tym zamku potrafi dawać w kość... Ale to tylko chwilka czasu, Horście, proszę... – Roch spojrzał prosto na syna.
– Czego chcesz? – Kobieta po chwili ciszy usłyszała za sobą chłodny głos chłopaka.
Zawołała w myślach o pomoc do bogów. Niech Horst nie przeciąga tego spotkania. Nie lubiła Rocha od samego początku, a zresztą robiła się senna.
– Chcę tylko porozmawiać. Wiem, że nie jest pomiędzy nami szczególnie dobrze. Słuchaj, chciałbym... chciałbym to naprawić. Czy możemy pomówić? – mężczyzna przerwał na chwilę i dodał już ciszej: – Mam ważną rzecz do przekazania.
– Są rzeczy ważne i ważniejsze – prawie weszła mu w słowo Latena.
– Będziecie mieć z tego korzyść.
– Jaką? – powiedziało w tym samym momencie rodzeństwo, wbijając w niego spojrzenia.
Roch zaśmiał się.
– Przechodzimy do konkretów? Chcę wam coś dać. Ale nie chcę, żebyście patrzyli na mnie jak na wroga.
– Dać? Tak z czystego serca? Nie wierzę w twoją bezinteresowność – odparła kobieta.
– To cyniczne nastawienie, czyż nie?
– Czy na przykład porywacz bezinteresownie uwalniałby jeńców? Czy może za okup? – spytała Latena.
Roch skrzywił się i westchnął.
– Chcę tylko porozmawiać z synem...
– Nie masz żadnego syna – powiedział Horst, stając w pewnej odległości od porywacza. – Ale możemy pogadać, jeśli ofiarowujesz coś przydatnego.
– Co on może niby zaofiarować? – wtrąciła garncarka. – Broń? Coś, co pomoże w ucieczce? Nie sądzę...
Roch położył palec na ustach, a drugą ręką wskazał na drzwi.
– Nie, tylko pomoc, nigdy bym nie zdradził pana – powiedział za to sztywno.
Latena uniosła brwi.
– Tak sądziłam, nie masz nic, czym mógłbyś kogokolwiek przekupić – prychnęła kobieta, wchodząc w przydzieloną rolę.
– Nie planowałem nikogo przekupić! – odpowiedział raczej szczerze oburzony mężczyzna.
Latena zaśmiała się.
– Szkoda zatem, że to tak brzmiało.
– Nie rozmawiam z tobą.
– A z kim? – spytał Horst.
– Proszę, Horst, chcę wam tylko pomóc. Chcę tobie pomóc. Wszystko wyszło źle...
– Samo wyszło?! – podniósł głos złodziej.
– Przepraszam. Przyjmij ode mnie pomoc, by się lepiej tutaj ci żyło. W tym zamku... – Mężczyzna nie spuszczał wzroku z syna. – Zimno tutaj jest, nie?
– Tak... Mogłoby być lepiej... – przytaknął powoli Horst, chociaż w pomieszczeniu było całkiem ciepło.
– Duże przeciągi – dorzuciła jego siostra.
– Wiedziałem. Zeno jest dobrym panem, ale ma dużo na głowie. Z pewnością będzie zachwycony, jak zajmę się jego gośćmi. Przyjdźcie jutro o wschodzie słońca do pralni, dam wam dodatkowe koce.
– Dobrze – zgodził się Horst.
Roch uśmiechnął się i skierował się do wyjścia.
– Czekaj – zatrzymała go Latena. – To my możemy sobie chodzić wolno po zamku?
– Wiadomo, jesteście gośćmi. A jak to się mówi, goście w dom, bogowie w dom – przytaknął mężczyzna, jednocześnie wykonując ruch ręką, który mógł być tłumaczony na „tak średnio".
Garncarka skinęła głową.
Roch wyszedł z pokoju, pozostawiając rodzeństwo samemu sobie. Przez dobry moment trwała cisza.
– Nie ufam mu – przerwała ją Latena.
– Może warto go posłuchać – odparł jej brat, wzruszając ramionami.
– Może.
Przez chwilę było słychać tylko trzaskający ogień w kominku.
– Wiesz co? – powiedziała kobieta, siadając na swoim sienniku.
– Co? – Złodziejaszek rzucił jej nieufne spojrzenie.
– Co jeśli tamte duchy przyjdą tu po nas? Może i jest dzień, ale za kilka godzin będzie ciemno.
Horst znieruchomiał na moment. Następnie prychnął, wskoczył do swego łóżka i nakrył się kołdrą.
– Weź się już wreszcie zamknij! – były to jego ostatnie słowa przed zaśnięciem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro