5. Nowy świat cz.1
" [...] Przez to, co robią ludzie, kiedy wiedzą, czego chcesz. [...] Patrzą na ciebie, podsuwają ci to, a potem zabierają, je, jeśli tylko im się uda. To tak, jak gdyby wiedzieli wszystko, co masz w środku".
Brenna Yovanoff Wyśnione miejsca str.140
Hauru przeglądał notatki dziewczyny, które leżały na stole. Nie czuł zakłopotania z tego powodu. Wręcz przeciwnie. Był zdania, że robi coś dobrego: poszukuje naprawdę dobrych prac. Nawet kilka znalazł.
Przypadł mu do gustu szkic pary pod drzewem wiśni. Niby nic nadzwyczajnego, ale chłopak miał ulubione buty Hauru: glany. Wyróżniały się. Były jedynym niepasującym elementem tym obrazku, ale to właśnie nadawało mu uroku. Poza tym rysunkiem znalazł jeszcze pięć. Głównie szkice ludzi, kotów i jakichś kwiatów. Nawet rozpoznawał niektórych modeli ze szkoły i zaczął zastanawiać się, czy oni wiedzą, że Yuuri ich naszkicowała.
Jeszcze raz przyjrzał się chłopakowi w glanach. "A może to jestem ja?"przemknęło mu przez myśl. "Nie no niemożliwe."
Wygładził kartkę i schował ją do reszty prac.
-Wróciłam! Przepraszam, że tak długo, ale była kolejka przy kasie...nie nudziłeś się?
-Nudziłem-odkrzaknął-czy to jestem ja?
Pokazał Yuuri jej pracę, a ta od razu parsknęła śmiechem.
-Chciałabyś...ymmm to znaczy nie.
Pokiwał głową.
-Mogę wziąć jedną pracę?
Dziewczyna bez zastanowienia pokiwała głową.
-Dzięki.
Wyjął ostatni szkic, który był autoportretem. Yuuri uśmiechnęła się nieśmiało. Liczyła, że Hauru wybierze obrazek, który trzymał, a on wziął jej autoportret... to wręcz chamskie. Do tego ten bezczelny uśmiech na jego twarzy, jakby był z siebie zadowolony i planował to od samego początku.
Yuuri poszła do kuchni, była ciekawa co, zdarzy się po jedzeniu. "Ten szalony człowiek na pewno nie będzie siedział w domu. Ciekawe co wymyśli."
Gdy kończyła, gotować przyszedł do niej biały kotek, prawdopodobnie czarny był z chłopakiem. Dziewczyna wciąż nie mogła przyzwyczaić się do widoku kogoś takiego jak Hauru, głaszczącego małego kotka. Szczerze powiedziawszy to, myślała na początku, że chłopak będzie chciał zjeść jej nowe zwierzaki. Uważała go za satanistę, ale grubo się pomyliła. "A może to początkujący satanista? Nie myśl o tym!"
Dziewczyna nakryła do stołu, a następnie niepewnie wychyliła głowę. Nie musiała się odzywać, Hauru od razu wyczuł jej niechęć do jego osoby.
Po skończonym posiłku zaczęło robić się niezręcznie. Yuuri powoli zaczynała przesuwać się w sam róg pokoju. Natomiast chłopak patrzył się jak zahipnotyzowany w swój telefon. W końcu na nią spojrzał, nie kryjąc chytrego uśmieszku.
-Gdzie uciekasz?
-Ymmm no ja tylko...
-Chcesz uciec z własnego domu, co?
-Nie, ale...ymmm nie.
-Ty chyba mnie nie lubisz.
Yuuri spojrzała mu w oczy. Lepszego potwierdzenia nie potrzebował. Mimo takiej jawnej deklaracji nie zamierzał siedzieć bezczynnie w domu.
-Byłaś kiedyś na spacerze w lesie?
—Chodzi ci o park?
-Nie. Mam na myśli las, taki prawdziwy las, bez ławek na ścieżkach i turystów z aparatami na każdym skrzyżowaniu.
-Lubię turystów, mili są i raz...-Urwała w środku zdania. Trochę się rozpędziła i zboczyła z tematu, poza tym to wciąż był obcy chłopaka w jej domu.-Nie byłam w prawdziwym lesie.
-Nigdy nie chodziłaś po górach?
-Nie.
-No to chodź.
Niezbyt zrozumiała co, miał na myśli. Mało mieszkańców Tokio widziało prawdziwy las, czy wieś ona nie była wyjątkiem.
Niepewna zaczęła robić to, co on, czyli ubierać się. Na wszelki wypadek założyła kilka warstw, mianowicie dwie bluzy, sweter i kurtkę.
Instynktownie chciała skręcić na stację, jednak Hauru szedł w innym kierunku. To odrobinę przekonało Yuuri." Na pewno był w lesie nie raz i się zna. Musi się znać albo to coś podobnego do tych strasznych historii! To chory gwałciciel!"
Przystanęła na krawężniku i zaczęła powolutku się cofać. Myślała, że się uda, tak właściwie to metodę wycofywana się opanowała do perfekcji, on jednak po prostu spojrzał na nią karcącym wzrokiem, chwycił za łokieć i zaczął ciągnąć. Dziewczyna nie wiedział co, się dzieje. "Ten człowiek jest nieobliczalny!"
Ku jej zdziwieniu dotarli do innej stacji. Ta była zdecydowanie starsza od tej znajdującej się blisko domu Yuuri. Sprzęt był lekko przestarzały, farba z maszyn straciła swój blask, ale nie schodziła z nich.
Hauru dosłownie wrzucił ją do przedziału. Nie miała styczności z taką brutalnością od... tak właściwie to nigdy nie miała styczności z taką brutalnością. Dlatego też nie miała pojęcia co, ma robić, ani jak się zachować. Nie chciała narzekać, w końcu będzie w obcym miejscu , zobaczy na własne oczy japońską, nieznaną jej dotąd florę i faunę, ale mimo to jak na razie czuła się źle. Westchnęła cicho i umościła się na czarnym, skórzanym siedzeniu.
Po raz pierwszy w życiu jechała starym pociągiem i była mile zaskoczona. Siedzenia były o wiele wygodniejsze, okna tak samo czyste, jak te w nowych pociągach, a prędkość ta sama. Pytania cisnęły jej się na usta, ale ten nie odgadniony wyraz twarzy chłopka przerażał ją do tego stopnia, że postanowiła milczeć.
Hauru przyglądał się ludziom. Każdy był zajęty swoimi sprawami, a przede wszystkim jechał na wieś, bo miał jakiś cel. On nie miał żadnego. Zastanawiał się, czy dobrze robi, zabierając Yuuri na wycieczkę.
Gdy po raz enty usłyszał wibracje jej telefonu, jego dotychczasowa cierpliwość wzięła w łeb.
-Dlaczego nie odbierasz?
-A mogę?
Prawdopodobnie chciała coś jeszcze dodać, ale widząc jego spojrzenie, które mogłoby zabić zamilkła i w końcu odebrała.
-Tak?
-No ileż można czekać!? Ja tu się zaczynałam zamartwiać, a w ogóle ten dzieciach przychodzi dopiero wieczorem, co nie?
-Ymmm no nie do końca...
-W poniedziałek mamy ten wiersz do zaliczenia, a ja mam problem z akcentem w angielskim, ty pewnie mogłabyś w tej chwili mi go poprawnie recytować z pamięci, więc może do ciebie skoczę i mnie nauczysz, co?
-Nie mogę.
-Ale jak to?
-Przepraszam Tashumi, ale nie mam mnie w domu.
-Dobrze, więc kiedy będziesz?
-Nie wiem.
-No dobrze, to w takim razie ja do ciebie przyjdę! Gdzie jesteś?-Tashumi zaczęła tracić nad sobą panowanie. Czasami bezradność Yuuri doprowadzała ją do furii.
-Nie wiem, chyba za Tokio.
-CO?!
-Przepraszam Tashumi, pomogę ci w niedzielę.
-Dobrze, zadzwoń jutro.
-Pa...
-Pa.
Odłożyła telefon, patrząc przy tym na Hauru, ten uśmiechał się bezczelnie. Dziewczynę bardzo fascynował ten uśmiech. Chciała wiedzieć, co go wywołało. Czy była żałosna? A raczej, czy była, aż tak żałosna?
-Dlaczego się uśmiechasz?
-Ona bierze, a nie daje nic w zamian, wiesz o tym?
Yuuri zaniemówiła. Jeszcze nigdy nie spotkała takiej osoby, która podsumowałaby jej przyjaźń w jednym zdaniu. Tu nie chodzi tylko o to, że była zła na niego za szczerość, ale uważała, iż mógłby się powstrzymać choć raz, tylko ten jeden jedyny raz.
Spuściła głowę i zaskoczyła jego oraz siebie samą odpowiedzią:
-Mógłbyś się zamknąć?
-Ja sobie życzysz-wyjąkał.
Po raz pierwszy to on zaczął się jąkać. Mimo to Yuuri nie była z tego dumna. Ona naprawdę wierzyła, że jej przyjaźń z Tahumi to nie tylko wykorzystywanie, ale coś więcej, ale skoro zauważyła do osoba z boku , to każdy inny chyba też to widział.
Gdy w końcu w liceum znalazła koleżankę, to jedno zdanie z usta Hauru musiało jej wszystko popsuć. Jej domek z kart ponownie się rozleciał.
Hauru wyczuł zmianę w zachowaniu Yuuri. S początku chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił.
Reszta drogi przebiegła im szybko.
Wysiedli w całkowitej dziczy. Yuuri w ogóle nie wierzyła, że takie coś jest możliwe. Wokół nich był wielki las, taki prawdziwy i tylko jedna ścieżka, ale nie taka ze żwirem, tylko wydeptana. Normalna wydeptana ścieżka!
Dziewczyna miała chęć dotknąć jej i sprawdzić, czy to nie żart, powstrzymała się, gdyż wyobraziła sobie reakcję Hauru. On jakby nigdy nic, ruszył wydeptana drogą przez gęsty las.
Chłopak, widząc, iż dziewczyna nie idzie , znów uciekł się do brutalnych metod. Chwycił ją za sweter i tak ciągnął, gdyby nie to prawdopodobnie zgubiłaby się gdzieś po drodze.
Zdziwiła się , widząc małą chatkę w lesie. To dość nieatrakcyjne miejsce na dom.
"Kto by chciał mieszkać w środku lasu? Chwila..."
-Kto tam mieszka?-wskazała niedbale na chatkę.
-Nikt.
"Chory zbok! Myślał, że mu się uda, ale ja będę szybsza!"
Delikatnie strzyknęła rękę chłopaka ze swojego sweterka, przeszła obok niego parę kroków, a następnie popędziła ścieżką, tym razem z powrotem.
"Oby zaraz był jakiś pociąg!"
Hauru nie wierzył w to , co widzi. W ogóle nie spodziewał się takiego ożywienia z jej strony. Zdał sobie sprawę, iż nie może dać jej uciec, więc popędził za nią.
Nie było trudno ją dogonić. Dla Hauru to był tylko lekki trucht, ona natomiast biegła sprintem. Doprawdy niesamowity widok.
-Stój!-Chwycił ją za rękę. Gdy się zatrzymał, ona tylko nieznacznie szarpnęła się do przodu, aby odskoczyć do tyłu.-Wiesz co, by było, gdybym cię zgubił? W ogóle, po co uciekłaś?
Yuuri tylko prychnęła. Gdy Hauru ją puścił , ponownie rzuciła się do ucieczki, więc zarzucił ją sobie na ramię.
-Ciężka jesteś.
Takim sposobem doniósł ją do domu.
Ku przerażeniu dziewczyny chłopak od razu skierował się do góry. Wcale nie zdziwiła się, gdy weszli do sypialni. Już dawno pogodziła się z losem. Hauru rzucił ją na łóżko i przykucnął przy szafce.
Gdy spojrzał na Yuuri, zaczął zastanawiać się co się w ogóle dzieje.
-No chodź! Zanim pójdziemy w góry, musimy jeszcze zapakować coś do jedzenia. Dlaczego tak jęczysz!
-Nie dam się tak łatwo! Ja mam godność!-Krzyknęła, trzymając się ramy łóżka i cicho pojękując.
-O co ci chodzi?
-Ty nimfomanie! Pożałujesz, że jeśli mi coś zrobisz!
-Przez dwie warstwy rękawiczek bym cię nie tknął! Nawet jakby w całej Azji nie było żądnej kobiety, to bym ciebie nie wybrał i zaczął zastanawiać się, czy brać się za jakiegoś faceta!
-Nie zrobisz mi krzywdy.
-Chyba nikt by nie zrobił, no, chyba że jakiś desperat.
To nie było miłe, ale mimo to Yuuri była zachwycona. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Hauru zaprowadził ją do małej kuchni, a następnie polecił, aby poszukała picia w dolnych szafkach. Sam szukał jedzenia, gdy mieli już wszystko, wyruszyli.
Hauru wybrał małą ścieżkę, której Yuuri z pewnością by unikała, ale w tamtej chwili nie miała nic do powiedzenia. Było jej trochę wstyd, że tak szybko straciła zaufanie do chłopaka.
"Znowu się ośmieszyłam. Raczej już do mnie nie przyjdzie, będzie unikał mnie jak ognia. Może to dobrze, bo ostatnio był zbyt blisko. Powinnam raczej unikać nadmiernego kontaktu..."
-Yuuri!
-Co?
-Tylko się nie ruszaj. Nic się nie dzieje...
-Coś mi łazi...
-Tylko ci się zdaje.-przerwał jej-Patrz na mnie, tylko na mnie.
Naprawdę się starała, ale musiała spojrzeć. Jakiś centymetr od jej stóp coś się wiło, więc spojrzała.
-Wąż!
-Spokojnie! Jest niegroźny!
-Hauru!
Westchnął. Zwierzę było jeszcze małe, ale jadowite. Mimo to większość osób uważała ten gatunek za niegroźny. Jednak widząc szczere przerażenie u Yuuri, chłopak nie chciał się kłócić o jego jadowitość, po prostu wziął ją na ręce.
Dziewczyna była w takim szoku, że po prostu tego nie zauważyła. Zasłoniła rękoma oczy i liczyła cicho do stu, a potem od końca. Hauru aż gwizdnął z podziwu, gdy zaczęła recytować jadowitą faunę Japonii.
-Ty wiesz, że on był całkowicie niegroźny?
-Był jadowity i tak blisko, tak blisko, jak ty teraz...ymm, dlaczego jesteś tak blisko mnie?
-Ach to ty jesteś blisko mnie. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale od piętnastu minut cię niosę, więc okaż trochę wdzięczności, bo do lekkich dziewczyn nie należysz.
-Dziękuję, Hauru.
Skłamał. Prawie nie czuł ciężaru dziewczyny, ale po prostu musiał powiedzieć coś kąśliwego. "Jestem gorszy od tego węża, bo on mimo jadu nie kąsi, a ja tak."
-Ymm, a kiedy mnie postawisz?
-Jak miniemy znak z informacją o rzece, za nią nie ma już węży.
-To dobrze.
Wymyślił to przed chwilą. Na szczęście naprawdę mieli minąć rzekę, ale to dopiero za jakąś godzinę wędrówki. Hauru co chwilę zerkał na Yuuri i zastanawiał się, dlaczego chciał ją nieść, przecież tu nie powinno być węży, tamten był wyjątkiem, więc już dawno powinien ją postawić, on jednak wolał ją nieść. Całkowita niedorzeczność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro