4. Lilli, co ty wyprawiasz?
LILLI
Gdy strażak w końcu wyszedł z mieszkania i skończyło się to całe zamieszanie pod blokiem, położyłam się na kanapie, głęboko wzdychając. Głowa lekko mi pulsowała i nie marzyłam o niczym innym, jak tylko o prysznicu i pójściu spać.
— Może byś mi to wszystko z łaski swojej wyjaśniła? — Otworzyłam oczy i spojrzałam na Larisę, która stała nade mną z założonymi rękoma, i wpatrywała się we mnie. Matka jak zwykle wysłała ją na przeszpiegi.
— Co chcesz wiedzieć? — zapytałam, ziewając szeroko.
— Gdzie byłaś? Co robiłaś? I co ci się stało, że jesteś taka poobdzierana? — dopytywała, a ja nie pamiętałam nawet już pierwszego pytania.
Zmarszczyłam czoło, wydymając usta, żeby zebrać myśli.
W sumie wolałam, żeby odłożyć tę rozmowę na później, bo najpierw chciałam dojść do siebie, ale niestety siostra mi na to nie pozwoliła.
— Gdzie byłaś? — zapytała ponownie, co w sumie mnie ratowało, bo nie musiałam sama prosić o to, żeby powtórzyła pytanie.
— W barze u Martina.
— Znowu piłaś? — Wzruszyłam ramionami na to pytanie, bo to chyba było oczywiste, patrząc na to, jak wyglądałam.
Larisa usiadła obok mnie na kanapie, przyglądając mi się bacznie, jakby w wyrazie mojej twarzy szukała odpowiedzi na inne swoje pytania.
— Gdzie spędziłaś noc?
— U niego — odparłam, przygryzając wargę.
Kolega po prostu pomógł mi w potrzebie. Nie byłam w stanie sama dotrzeć do domu, a nie chciałam, żeby Larisa znowu musiała po mnie przyjeżdżać, więc zaproponował, że mnie przenocuje, a ja ochoczo się zgodziłam. To było najlepsze rozwiązanie, bo do niego było bliżej niż do mnie.
— Spałaś z nim? — dopytywała, na co przewróciłam oczami.
— Siostra, nie byłam w stanie utrzymać się na nogach, a co dopiero robić wygibasy w łóżku — powiedziałam, patrząc na nią wymownie.
Pocałunek, po tym, jak wyszliśmy z baru i czekaliśmy na taksówkę, przemilczałam, w końcu był niewinny, a ja pijana. Tak naprawdę nie wiedziałam, dlaczego pocałowałam Martina, chyba potrzebowałam bliskości. W sumie to potem nawet nie pamiętałam za bardzo drogi do jego domu ani tego, co się u niego działo, ale byłam pewna, że z nim nie spałam. On nie był z tych, co by wykorzystali pijaną kobietę.
— Czemu po mnie nie zadzwonił?
— Zastanówmy się — odezwałam się, wykrzywiając usta. — Bo go o to poprosiłam? — zapytałam, patrząc na siostrę, a ona pokręciła głową z niezadowoleniem. — Larisa, nie rób dramy. — Machnęłam ręką, widząc jej minę.
— Nie rób dramy?! — mówiła podniesionym tonem głosu. — Lilli, ja tu ściągnęłam straż i policję, bo myślałam, że coś sobie zrobiłaś. Że popełniłaś samobójstwo! A ty mi teraz mówisz: Nie rób dramy? Zrobiłam bezcelowe zamieszanie — dodała, na co cicho westchnęłam, ale co jej miałam powiedzieć?
— Co ty robisz ze swoim życiem? — Wzruszyłam ramionami, słuchając pytania, a ona patrzyła na mnie, kręcąc głową.
— Skąd te pozdzierane kolana? Ktoś cię napadł? — zapytała, kiwając głową w stronę moich nóg. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie drogi powrotnej od Martina.
— Zrobiłam sobie skrót przez park i jak wchodziłam potem na chodnik, to krawężnik okazał się zbyt wysoki i runęłam jak długa — mówiłam, śmiejąc się pod nosem. Chociaż od wypicia ostatniego kieliszka minęło kilka godzin, to rano nadal mi się dwoiło w oczach, przez co źle oszacowałam wysokość krawężnika.— Kilka minut zajęło mi ogarnięcie tego, co się stało. — Chichrałam się, przypominając sobie to, jak się zbierałam, żeby wstać na nogi.
— Jesteś nienormalna.
— Byś widziała wzrok niektórych — odezwałam się po chwili. — Jakbym była trędowata. Ludzie to są jednak szuje. Nie pomogą, a ocenią na podstawie wyglądu — dodałam. Minęły mnie trzy osoby i żadna nie zaproponowała mi pomocy, przy wstaniu z chodnika. Każdy przeszedł, posyłając mi spojrzenie pełne pogardy.
— Boże, zrobiłam z siebie dzisiaj idiotkę i to jeszcze przed Stephanem — jęknęła Larisa, przecierając twarz dłońmi. Przewróciłam oczami, widząc jej niepotrzebną reakcję.
— A właśnie, co on tutaj robił? — zapytałam po chwili, patrząc na nią zmrużonymi oczami.
— Macie się ku sobie? — Siostra prychnęła, słysząc moje pytanie, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
— Lilli, przecież ja mam męża. Oszalałaś?
— Ja jeszcze niedawno miałam narzeczonego i co z tego? — Wzruszyłam ramionami.
— Stephan jest po prostu miły i pomocny.
— Zwęź w końcu tę obrączkę i zacznij ją nosić, bo możesz chłopa zmylić — odezwałam się, a siostra pokręciła bezradnie głową.
— Lilii, nie mam sił do ciebie.
— Nie chcę, żeby on wchodził do tego mieszkania. — Zaznaczyłam od razu, patrząc na nią wymownie.
— No, w sumie, gdybym wiedziała, że zrobiłaś tutaj taki chlew, to nie wpuściłabym go. Ani jego, ani policji i straży. — Larisa spojrzała na mnie wymownie, po czym z obrzydzeniem rozejrzała się po mieszkaniu.
— Idź układać życie komuś innemu. Ja będę mieszkać sobie po swojemu — mruknęłam pod nosem.
— W chlewie? Obiecałaś, że to posprzątasz, a tu wygląda jeszcze gorzej niż ostatnio. — Zaczynało wkurzać mnie to, że wytykała mi bałagan. Nie miałam teraz sił na sprzątanie. Poza tym dobrze mi było z tym bałaganem. Nie narzekałam.
— Moje mieszkanie, więc będzie tak, jak mi się podoba. Ty nie musisz tutaj przychodzić.
— Pewnie, wyrzuć za drzwi starszą siostrę tylko dlatego, że się martwi i chce ci pomóc.
— Jak już pomogłaś to... — mówiłam, wskazując dłonią drzwi.
— Nie musisz kończyć, niewdzięcznico. — Przerwała mi, na co zacisnęłam usta. — Martwię się, matka jeszcze bardziej, a ty masz wszystko gdzieś i zamiast podziękować, to stroisz fochy — mówiła, zabierając ze stołu swoją torebkę. — Wiesz co? Dobrze, że nie doszło do tego ślubu, bo najwidoczniej nie dorosłaś do tego, żeby zakładać rodzinę.
— Wynoś się stąd — syknęłam, patrząc na nią złowrogo. Jej słowa uderzyły we mnie i to bardzo mocno.
— Lilli, przepraszam. — Pokajała się od razu, gdy doszło do niej, co powiedziała.
— Wyjdź! — krzyknęłam, wstając z kanapy, po czym przepchnęłam ją w stronę drzwi.
— I już tu więcej nie przychodź. Nie potrzebuję fałszywej pomocy i litości — dodałam, zatrzaskując za siostrą drzwi.
Oddychałam ciężko, opierając się plecami o drzwi, po czym zjechałam po nich i usiadłam na podłodze. Jej słowa o ślubie zabolały mnie i to mocno. Nigdy nie sądziłam, że rodzona siostra tak źle będzie mi życzyła.
Marzyłam o tym, żeby założyć rodzinę, mieć dzieci, a ona w tak podły sposób mnie podsumowała.
Wstałam z kanapy i przeszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Musiałam coś zrobić, żeby się odprężyć.
Kilkanaście minut później owinięta ręcznikiem przeszłam do sypialni, gdzie założyłam bieliznę oraz bawełniane, zielone spodenki i biały podkoszulek, po czym poszłam do kuchni, żeby napić się wody. Zajrzałam do szafki, a potem rozejrzałam się po kuchennych blatach, ale nigdzie nie znalazłam czystej szklanki lub kubka, więc chwyciłam butelkę i napiłam się prosto z niej. Po chwili odstawiłam ją na blat i rozejrzałam się dookoła.
Zacisnęłam usta, gdy dotarło do mnie, że naprawdę miałam w domu chlew. Larisa miała rację, a na dodatek widzieli to obcy ludzie. I jeszcze Leyhego tu wpuściła. Już widzę to, jak będzie na mnie patrzył. Niechluj i brudas-zapewne tak sobie o mnie pomyślał.
Podeszłam do lustra wiszącego w niewielkim korytarzu i spojrzałam na swoje odbicie. Nie dość, że miałam bałagan w mieszkaniu, to jeszcze okropnie wyglądałam. Na głowie zamiast lśniących włosów miałam siano. Pod oczami, które były przekrwione po kolejnej libacji alkoholowej, widniały sińce, a cera była zmęczona. Wyglądałam na starszą o dziesięć lat. I tak w sumie się czułam. Rozstanie z Jacobem totalnie zachwiało moim życiem.
— Lilli, weź się w garść — powiedziałam do siebie. — Ty rozpaczasz, a on bawi się z tą lafiryndą.
Westchnęłam głośno, krzywiąc się, bo chociaż chciałam wziąć się za siebie, to nie miałam na to sił. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Może za jakiś czas. Tydzień? Dwa? A może za miesiąc? Lub jeszcze później?
Zaciskałam zęby, myśląc sobie, że będę musiała wcześniej stanąć na nogi, bo przecież za kilka tygodni miałam zacząć nową pracę. Nie mogłam tak się pokazać pracodawcy. Nie taką kobietę widział na rozmowie kwalifikacyjnej.
Kolejny raz westchnęłam głośno, rozglądając się po pokoju dziennym. Stwierdziłam, że jednak nie mam ani ochoty, ani tym bardziej sił na to, żeby w tej chwili zacząć ogarniać bałagan zarówno w mieszkaniu, jak i w swoim życiu, więc przeszłam do sypialni, gdzie zrzuciłam z łóżka na podłogę wyjęte z szafy ubrania, po czym położyłam się i zasnęłam z myślą, że popołudnie będzie lepsze po drzemce.
*
Otworzyłam oczy, głośno wzdychając, gdy do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Przeciągnęłam się leniwie, spoglądając na zegar. Spałam trzy godziny, ale czułam, że to jeszcze za mało.
— No, już, idę — mruknęłam pod nosem, gdy po mieszkaniu kolejny raz rozniósł się dźwięk dzwonka.
Wyszłam z sypialni i podeszłam do drzwi. Zamarłam, gdy wejrzałam przez wizjer, bo po drugiej stronie stał Jacob. Nie wiedziałam, czego chciał, przecież wszystkie rzeczy mu spakowałam.
— Lilli, otwórz — odezwał się po chwili. — Wiem, że stoisz pod drzwiami — dodał, na co zacisnęłam usta.
Nie wiedziałam, co zrobić. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim.
— Czego chcesz? — zapytałam w końcu.
— Porozmawiać.
— Nie mamy o czym.
— Lilli, przepraszam. Nie jestem już z Esterą. To był błąd. Zależy mi tylko na tobie.
— Jacob, nie wierzę ci.
— Otwórz, porozmawiajmy. Na pewno się dogadamy. — Zachęcał mnie. — Przecież takie rzeczy w życiu się zdarzają, że ktoś narozrabia, ale zrozumiałem, że tylko ciebie kocham. — Nie mogłam go już słuchać.
Po tym, jak stwierdził, że tylko narozrabiał i że takie rzeczy w życiu się zdarzają, to myślałam, że zwymiotuję. On kompletnie nie rozumiał tego, jak mnie skrzywdził. Miałam wrażenie, że nie znałam tego człowieka, mimo że byliśmy ze sobą kilka lat.
— To wszystko wina Estery. Ona mnie zbałamuciła i zaciągnęła do łóżka. — Tłumaczył się, a ja potrząsnęłam głową.
— Naprawdę? — zapytałam po chwili.
— Tak, to wszystko jej wina. — Przetarłam dłońmi twarz, zastanawiając się, czy zawsze był taki głupi i perfidny, a ja zaślepiona miłością tego nie widziałam, czy teraz mu się coś poprzestawiało w głowie. W sumie moi rodzice oraz Larisa nie lubili go i mu nie ufali, i najwidoczniej mieli rację.
— A w jaki sposób zaciągnęła cię do tego łóżka? Przywaliła ci czymś w ten durny łeb, a potem związała, żebyś nie mógł jej uciec? I tak przez kilka miesięcy? — dopytywałam ironicznie.
— Kurwa, Lilli, otwórz te drzwi — warknął zdenerwowany. Najwidoczniej myślał, że po jego głupiej gadce rzucę mu się na szyję, a tu nie wypaliło.
— Spadaj, Jacob, bo wezwę policję, że mnie nękasz. — Pogroziłam mu.
— Nie ma już powrotu do tego, co było.
— Zobaczymy — odparł zły. — Jeszcze będziesz mnie błagać, żebyśmy wrócili do siebie. Z nikim nie będzie ci tak dobrze, jak ze mną — dodał, a ja przewróciłam oczami.
— Dobrze nie będzie. Będzie o wiele lepiej — powiedziałam triumfalnie, po czym wytężyłam słuch, bo chłopak mówił coś do siebie pod nosem, ale niestety dzielące nas drzwi wszystko zagłuszyły.
— Numeru nie zmieniłem. Zadzwoń, jak zmądrzejesz — odezwał się po chwili, a ja prychnęłam. Nie miałam zamiaru się z nim kontaktować.
— A i zamiana mnie na tego barmana nie jest dobrym pomysłem. Lepiej uważaj, z kim się obściskujesz i całujesz na ulicy. — Rozchyliłam usta ze zdziwienia, bo nie sądziłam, że Jacob widział mnie razem Martinem. Zastanawiałam się, czy był tam przypadkowo, czy śledził mnie, żeby zobaczyć, jak sobie radzę po rozstaniu.
— Martin świetnie całuje. Zresztą nie tylko w tym jest świetny — powiedziałam uszczypliwie.
Chciałam utrzeć Jacobowi nosa, bo zapewne widział to, że wsiadłam razem z Martinem do taksówki. Wzdrygnęłam się, gdy chłopak uderzył pięścią w drzwi.
— Lilii, nie wkurwiaj mnie — warknął. — Wiem, że na pewno z nim nie spałaś — dodał, na co zacisnęłam usta. Jednak nie miałam zamiaru wycofywać się z tego, w co brnęłam. Chciałam mu dać nauczkę.
— A co? Byłeś pod łóżkiem w jego sypialni? — dopytywałam ironicznie. — To chyba zasnąłeś, że nie wiesz, jak było naprawdę.
Jacob już nic nie odpowiedział, za to słyszałam oddalające się kroki. Zerknęłam przez wizjer, ale nie było go pod drzwiami. Poszedł sobie. Uśmiechnęłam się pod nosem, zastanawiając się, skąd wzięłam w sobie tyle odwagi, żeby powiedzieć mu te wszystkie rzeczy. Kolejny raz zachowałam się, jakby to rozstanie mnie nie ruszyło, ale nie chciałam pokazać byłemu, że kompletnie się rozsypałam. Nie chciałam dawać mu tej satysfakcji. Nawet nie wiedziałam, czy mówił prawdę o rozstaniu z tamtą kobietą. Mógł mnie okłamać.
Zagryzłam wargę, uznając, że chyba naprawdę powinnam wziąć się za siebie. Chciałam pokazać temu idiocie, co stracił. Tylko nie wiedziałam, od czego zacząć.
Podskoczyłam w miejscu, gdy znowu rozległ się dzwonek do drzwi.
— Jacob, daj mi już spokój — powiedziałam, przekonana, że wrócił i to właśnie on stał po drugiej stronie.
— Tu mama.
Przeklęłam w myślach, słysząc jej głos. Najwidoczniej Larisa zdała jej już relację z dzisiejszych wydarzeń i matka postanowiła zainterweniować. Z ciężkim sercem przekręciłam zamek, bo tak naprawdę nie chciałam jej wpuszczać do mieszkania. Nie, gdy tak okropnie wyglądało. Uniosłam brew, gdy po otwarciu drzwi moim oczom oprócz mamy ukazała się Larisa, ale po chwili stwierdziłam w duchu, że dobrze, że przyjechała, bo tak naprawdę nie chciałam kłócić się z siostrą.
— Wiem, że...
— Daj spokój — przerwałam Larisie, gdy chciała coś powiedzieć. Domyślałam się, że chciała wytłumaczyć swoją obecność. — Było, minęło — dodałam, na co się uśmiechnęła.
— Czego chciał Jacob? — zapytała mama, gdy weszły do środka. Patrzyła na mnie, czekając na odpowiedź, a ja cicho westchnęłam.
— Chciał porozmawiać i żebym do niego wróciła — odparłam, a siostra prychnęła pod nosem.
— Mówiłam, że od razu do niej przyleci — odezwała się Larisa w kierunku mamy, a ja zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc z tego nic.
Gdy siostra zobaczyła moją minę, od razu wszystko mi wytłumaczyła. Dowiedziały się, że rodzice Jacoba pogonili go z domu, gdy ten sprowadził się do nich z kochanką, a ta, gdy zobaczyła, że on nie ma swojego mieszkania i będą musieli coś wynająć, żeby mieć prywatność, odeszła od niego.
No tak, my z Jacobem, zanim rodzice kupili mi mieszkanie, też wynajmowaliśmy, ale nigdy nie przyszło mi do głowy rozstawać się z nim z tego powodu.
— Gdy laska dowiedziała się, że cały majątek jest jego rodziców, a nie jego, a on ma tylko zwykłą pensję i samochód, to odeszła. Chyba myślała, że Jacob jest nie wiadomo jak bogaty, a tu się okazało, że cała forsa i firma nadal należą do jego ojca — opowiadała Larisa.
— Podobno była przekonana, że ma swoje mieszkanie, a nie pomieszkuje kątem w rodziców — wtrąciła mama, na co zmarszczyłam brwi.
— Skąd miałby mieć mieszkanie? — zapytałam, zastanawiając się, czy Jacob wynajmował coś potajemnie, ale wątpiłam w to. Wolał inwestować kasę w swój samochód i wydawać na drogie ciuchy oraz gadżety.
— Lilii, oni nie robili tutaj schadzek pod twoją nieobecność? — odezwała się Larisa, patrząc na mnie niepewnie, a ja zamarłam.
— Może jej wmówił, że to jego, a nie twoje.
Czułam, jak w żołądku wszystko mi się podnosi na myśl, że mogliby tutaj się spotykać i ze sobą sypiać. Spojrzałam w kierunku sypialni, a potem do niej poszłam i chwyciłam pościel, po czym szybkim krokiem przeszłam z nią na balkon i wyrzuciłam z mieszkania.
— Lilli, co ty wyprawisz? — odezwała się moja matka, gdy ponownie weszłam do sypialni i chwyciłam za materac.
— Muszę się tego pozbyć. Nie będę mogła zasnąć z myślą, że oni się na tym pieprzyli — mówiłam, szarpiąc za dwumetrowy materac, który był dla mnie za ciężki.
— Lilli, oszalałaś? — Siostra, chwyciła mnie za ramię, przez co wypuściłam go z rąk.
— Muszę to wyrzucić — mówiłam płaczliwym głosem. — Muszę kupić nowe meble. Muszę... — Zamilkłam, gdy głos uwiązł mi w gardle. Miałam wrażenie, że wpadałam w panikę.
Upadłam na podłogę i zaczęłam wyć z rozpaczy, gdy emocje wzięły górę. Jak on mógł mnie tak upokorzyć? Jak mogłam nie zauważyć, że coś się dzieje? On, lekkoduch pracował w firmie ojca i pojawiał się w niej, kiedy chciał, przez co mógł sprowadzać do tego mieszkania kochankę, gdy ja byłam w pracy albo w delegacji. Szlochałam, rwąc włosy z głowy, a mama przy mnie przyklęknęła i objęła mnie.
— Już, córeczko, spokojnie — mówiła, tuląc mnie mocno. Czułam się jak mała, zagubiona dziewczynka.
— Zrobiłabym dla niego wszystko i co dostałam w zamian? — Szlochałam.
Minęło kilka minut, zanim się uspokoiłam. Nie sądziłam, że byłam taka słaba i rozpaczałam za facetem, którym tak naprawdę powinnam gardzić i jak najszybciej o nim zapomnieć.
Spojrzałam na leżący materac, krzywiąc się na jego widok. Myśl, że oni na nim spali, powodowała ból i obrzydzenie.
— Wiesz co, Lilli? Pomogę ci. To nie taki zły pomysł, żeby się tego pozbyć — odezwała się Larisa, stając z jednej strony łóżka.
Wstałam na nogi i zaczęłyśmy wynosić materac z pokoju, co nie było łatwe. Nie sądziłam, że to może być takie ciężkie. W końcu dotarłyśmy na balkon, gdzie oparłyśmy materac o barierkę. Upewniłyśmy się, że na dole nikogo nie ma, po czym zrzuciłyśmy materac.
Gdy leżał na dole, odczułam pewnego rodzaju ulgę. Chyba potrzebowałam tego. Larisa wróciła do mieszkania, a ja patrzyłam przez chwilę w dół. Potem mimowolnie spojrzałam na sąsiedni balkon i dopiero wtedy zauważyłam, że siedział na nim Leyhe z książką w dłoni, i patrzył na moje oraz Larisy poczynania. Jak to możliwe, że wcześniej go nie zauważyłam? Powinnam najpierw rozejrzeć się, czy nie obserwuje mnie jakiś sąsiad, a nie odstawiać taką szopkę. Wpatrywałam się przez chwilę w niego, po czym uśmiechnęłam się krzywo i czmychnęłam do środka, zanim zdążył się odezwać. Zastanawiałam się, dlaczego ja wiecznie muszę się tak przed nim kompromitować.
— Zrobiłam z siebie idiotkę — powiedziałam do mamy i siostry, robiąc niezadowoloną minę.
— Jak to? — zapytała Larisa.
— Leyhe siedzi na balkonie i widział całą akcję. Nie zdziwię się, jak następnym razem zadzwoni po psychiatryk, żeby mnie zabrali na leczenie — odparłam, na co siostra wybuchła gromkim śmiechem, a mama patrzyła na nas zdezorientowana.
Westchnęłam głęboko, szturchając Larisę w ramię, żeby się w końcu uspokoiła.
— Pomożecie mi ogarnąć mieszkanie? — zapytałam, a one przytaknęły.
Pomyślałam, że chociaż jedno będę miała uporządkowane. Potem może będzie mi łatwiej ogarnąć to trudniejsze, czyli życie.
*****************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro