27. Na mnie byś sie nie zawiodła
STEPHAN
Zanim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, Lilli nie było już przy stoliku, a jej miejsce zajęła sfrustrowana Jana. Spoglądałem na nią, zastanawiając się, czy to, co od niej przed chwilą usłyszałem, było prawdą.
— Zamówisz mi coś? — zapytała, posyłając mi błagalne spojrzenie.
— Jestem tak zdenerwowana, że muszę coś zjeść, a zapomniałam portfela. — Pomrugałem powiekami, nie dowierzając w to wszystko.
Dziewczyna przepłoszyła mi Lilli i najwidoczniej nie obchodziło jej to.
— Jana, co ty, do cholery, najlepszego zrobiłaś?
— O co ci chodzi? — zapytała, jakby nie wiedziała.
— O co mi chodzi? — Spojrzałem na nią zły. — Raczej tobie. Wpadasz tutaj i gadasz o jakiejś ciąży, psując mi spotkanie.
— Stephan, ja naprawdę jestem w ciąży — jęknęła zestresowana.
— Z kim?
— Z Rene — odparła, a ja pokręciłem głową z niedowierzaniem. Gorzej wpaść chyba nie mogła i w sumie nie dziwiłem się, że była tak tym poruszona.
— Jeszcze mu nie powiedziałem.
— Muszę zadzwonić do Lilli — powiedziałam, wstając z miejsca, przez co dziewczyna chwyciła mnie za nadgarstek.
— Nie odchodź. Muszę z kimś pogadać.
— Najlepiej, jakbyś zrobiła to z Rene. — Popatrzyłem na nią pewnie, na co tylko wzruszyła ramionami. — Jana, muszę zadzwonić do Lilli i wytłumaczyć jej to wszystko. Czy ty naprawdę nie widzisz problemu w tej całej sytuacji? Wpadłaś tutaj i gadasz mi o ciąży, jakbym to ja był temu winien, a Lilli na pewno tak myśli, skoro uciekła. Chcę wyjaśnić jej to całe nieporozumienie.
— Ale wrócisz? — Dziewczyna spojrzała na mnie błagalnie, na co przytaknąłem.
— Wrócę. Zamów sobie co chcesz — odparłem, po czym ruszyłem w stronę wyjścia z kawiarni, informując po drodze kelnera, żeby podszedł do Jany i przyjął od niej zamówienie.
Wszedłem w kontakty i wybrałem numer Lilli, po czym zacząłem połączenie, ale oczywiście od razu mnie odrzuciła. Spróbowałem jeszcze raz się połączyć, ale telefon był już wyłączony. Mogłem się domyślić, że tak będzie.
DO LILLI: nie wiem, co sobie pomyślałaś, ale to nie moje dziecko. Jana jest w ciąży z kimś innym. Zadzwoń
Napisałem SMSa, licząc na to, że dotrze do Lilli, gdy tylko uruchomi telefon. Planowałem też osobiście się do niej wybrać, ale nie wiedziałem, ile czasu spędzę z Janą, bo jednak chciałem ją wysłuchać i może coś doradzić, chociaż to ona sama powinna podjąć decyzję, kiedy powie o tym wszystkim Rene. Jednego byłem pewien, a mianowicie tego, że facet nie będzie zadowolony z informacji o dziecku. Należał do beztroskich typów, dla których liczyła się tylko dobra zabawa.
Gdy wróciłem do stolika, Jana zajadała się deserem lodowym z ogromną porcją bitej śmietany. Jadła lody, a po jej policzkach spływały łzy. Wiedziałem już, że ta rozmowa potrawa wieki.
LILLI
— Powiedz... mi, czemu ja przyciągam... samych bawidamków? — dopytywałam Martina, wpychając do ust kolejną porcję chipsów, a potem upiłam łyk piwa. — Co ze mną jest nie tak? — westchnęłam ciężko.
— Ale co dokładnie powiedziała ta dziewczyna?
— No, że jest w ciąży i potrzebuje jego wsparcia. On chyba się przed nią ukrywał, bo była oburzona, że nie miała z nim żadnego kontaktu. A ja myślałam, że to fajny facet na poziomie. Znowu się zawiodłam. — Żaliłam się przyjacielowi.
— Na mnie byś się nie zawiodła.
— Martin — mruknęłam pod nosem, spoglądając na niego znacząco.
— Nie było tematu — zaśmiał się, unosząc dłonie w geście poddania.
— Poza tym, zacząłem się z kimś spotykać — dodał po chwili, upijając swoje piwo.
To najbardziej lubiłam w spotkaniach z nim: luźną atmosferę i coś do picia na poprawę humoru. Może w przeszłości zdarzyło nam się czasem pocałować, ale zawsze i tak wracaliśmy na przyjacielską stopę i nigdy nie było pomiędzy nami większych nieporozumień.
— No to opowiadaj — odparłam, rozsiadając się wygodnie, bo lubiłam takie ploteczki. — Moje związki to jeden wielki niewypał, to chociaż o twoim sobie posłucham. Jaka ona jest? Gdzie ją poznałeś — dopytywałam, a on uśmiechnął się pod nosem i zaczął mówić.
*
Kilka godzin i piw później przeciągnęłam się, ziewając szeroko. Było mi tak dobrze, że nie chciało mi się nigdzie wychodzić, ale musiałam powoli zacząć się zbierać. Gdy włączyłam telefon, żeby zamówić taksówkę, od razu dostałam powiadomienie o SMSie, którego po chwili odczytałam. Zagryzłam wargę, widząc wiadomość od Stephana, który zapewniał, że dziecko, o którym mówiła dziewczyna, nie było jego. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Czyżbym zrobiła z siebie idiotkę, oczerniając go przed Martinem, a przede wszystkim uciekając z kawiarni?
— Coś się stało? — zapytał przyjaciel, gdy dłuższą chwilę wpatrywałam się w telefon.
— Stephan pisze, że to nie porozumienie i to nie jego dziecko — odpowiedziałam, ciężko wzdychając.
— To chyba dobrze — odezwał się Martin, na co przytaknęłam głową.
— Czyli zareagowałam zbyt wybuchowo i jeszcze go obgadałam przed tobą — mruknęłam, a przyjaciel zaśmiał się głośno, przytulając mnie.
— Nie martw się, nic mu nie powiem.
— Bardzo zabawne — mruknęłam, wyswobadzając się z jego objęć.
— Muszę zadzwonić po taksi — dodałam, wybierając numer, a po chwili odezwała się dyspozytorka.
— Odprowadzisz mnie przed blok? — zapytałam, gdy zamówiłam transport i schowałam telefon do torebki.
Martin przytaknął, więc włożył buty i razem wyszliśmy z budynku.
— Nie szukacie nikogo do pracy w tym twoim barze? — Martin spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale byłam już zdesperowana, bo na razie nikt nie odpisał na moje CV.
— Mogę nawet sprzątać kible — dodałam, na co tylko pokręcił głową.
— Lilli, cierpliwości, na pewno niedługo ktoś się odezwie — odparł przyjaciel.
— Poza tym ty się za bardzo nie znasz na sprzątaniu, to raczej byś się nie nadawała.
— Że co?
— Sorry, ale masz w mieszkaniu przy suficie pełno pająków — zaśmiał się.
— Machnęłabyś czasem jakąś szczotką w kątach — dodał, uśmiechając się szeroko, a ja przewróciłam oczami.
— Spadaj — mruknęłam, szturchając go w ramię, przez co zachwiał się i prawie przewrócił, gdy zahaczył o krawężnik. — Przepraszam.
— Nie rób mi tak, jak jestem pod wpływem — powiedział oburzonym tonem głosu, po czym roześmialiśmy się razem głośno.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę i w końcu zaparkowała przy nas zamówiona przeze mnie taksówka.
— Do zobaczenia — odezwał się Martin, cmokając mnie w policzek na pożegnanie. — I nie bocz się za długo na tego swojego kochasia, skoro jednak nie zawinił — dodał, na co wzruszyłam ramionami.
— Nie wiem, zobaczę jeszcze — odpowiedziałam, a przyjaciel pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem.
— Pa — pożegnałam się i wsiadłam do samochodu, podając kierowcy dokładny adres.
Westchnęłam ciężko, opierając głowę o zagłówek i przymykając na chwilę oczy. Zastanawiałam się nad swoim zachowaniem w kawiarni. Stephan miał mnie pewnie za jakąś nawiedzoną wariatkę, która mnie czeka na wyjaśnienia, tylko od razu uciekła, ale sytuacja była tak jednoznaczna, że naprawdę myślałam, że to jego dziecko. Musiałam przyznać się sama przed sobą, że byłam wkurzona i zazdrosna, a tak naprawdę nie było o co. Zależało mi na Stephanie, chociaż jeszcze nie do końca wiedziałam, co do niego czułam. Wciąż w głowie kotłowały mi się myśli, że kolejne etapy naszej znajomości pomknęły zbyt szybko, ale przecież co się stało, to się nie odstanie i teraz musiałam po prostu to wszystko sobie poukładać.
*
Po tym jak wysiadłam z taksówki pod blokiem, spojrzałam w kierunku balkonu sąsiada. Najchętniej weszłabym do niego, żeby porozmawiać, ale byłam lekko wstawiona, więc stwierdziłam, że odłożę tę rozmowę na jutro, gdy przemyślę sobie wszystko i przede wszystkim wytrzeźwieję.
Westchnęłam ciężko i ruszyłam w kierunku drzwi, żeby wejść do budynku, a potem wdrapać się po schodach na swoje piętro. Gdy stanęłam pod drzwiami, wyciągnęłam klucze z torebki i włożyłam je do zamka, jednak nie przekręciłam go, tylko wyjęłam, po czym ruszyłam pod drzwi mieszkania Stephana.
Zapukałam dość donośnie, bo przez płynący w moim krwioobiegu alkohol nie panowałam nad własną siłą. Zachichotałam pod nosem, gdy wyobraziłam sobie to, jak wywalam te drzwi z zawiasów, bo użyłam zbyt wiele siły, a potem pokręciłam głową z zażenowania, że takie bzdury przyszły mi do głowy.
Wyprostowałam się, słysząc przekręcany zamek, a gdy drzwi się otworzyły, uśmiechnęłam się szeroko w kierunku Stephana.
— I tak jestem zła, bo nie wybiegłeś za mną — powiedziałam z pretensją w głosie, wciskając palec w jego tors, po czym wpiłam się w jego usta, całując namiętnie, a on nie protestował, tylko wciągnął mnie do środka, zatrzaskując za nami drzwi.
*******************************
Przepraszam za tak długą nieobecność w tym opowiadaniu, ale mimo wszystko mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro