26. Potrzebuję twojego wsparcia
LILLI
— Okey, ale czego ode mnie oczekujesz? Skoro nie chodzi ci o kasę? — zapytał Elias, po czym upił łyk kawy, a ja westchnęłam cicho.
— Żeby nie skrzywdził już żadnej kobiety.
— A skąd wiesz, że skrzywdził?
— Skoro byłam kolejną pracownicą w tak krótkim okresie, to musi być coś na rzeczy. Wyraźnie mówił, że moje poprzedniczki ubierały się inaczej. Rozumiesz? — Popatrzyłam na niego, ale nic nie odpowiedział. Zachowywał tę swoją kamienną twarz, co mnie zaczynało wkurzać, bo miałam wrażenie, że mnie ignorował. — Poprzedniczki, a nie poprzedniczka — powiedziałam dobitnie, posyłając mu wymowne spojrzenie.
— Ktoś odpowiedział na twój post? — zapytał, a ja pokręciłam głową, na co cicho westchnął. — Ale pomożesz mi?
— Tylko zastanów się, czego ode mnie oczekujesz.
— Nie możesz go postraszyć? — zapytałam, a Elias roześmiał się głośno
— Lill, jestem prawnikiem, a nie gangsterem.
— O matko, no — mruknęłam. — Nie o takie straszenie mi chodzi. Tylko że... nie wiem... że będzie miał sprawę w sądzie?
— To zapewne powie, że czeka na wezwanie.
— Czyli co? Mam odpuścić? Facet mnie molestował, ale nie mam na to żadnych dowodów oprócz moich słów, to jestem na przegranej pozycji? — Podenerwowana zerwałam się z krzesła i zaczęłam krążyć po kuchni.
Oczekiwałam większego wsparcia od kuzyna, a on co rusz brutalnie sprowadzał mnie na ziemię. Zastanawiałam się, czy nie skontaktować się z jakimś innym prawnikiem, najlepiej kobietą, bo na pewno lepiej by mnie rozumiała.
— Nie mówię, że masz odpuścić, ale gdyby zgłosiła się jeszcze jakaś kobieta, to byłoby lepiej — odparł, a ja zrobiłam niezadowoloną minę. — Okey, zróbmy tak — mówił dalej, poprawiając się na krześle — poczekajmy jeszcze dwa tygodnie, może odezwie się do ciebie jakaś jego wcześniejsza asystentka. Wtedy można iść do sądu i jeśli nie chcesz kasy dla siebie, to można zawsze domagać się, żeby wpłacił coś na konto jakiejś fundacji wspierającej kobiety, które doświadczyły molestowania. — Pokiwałam głową, bo to był niezły pomysł.
— Podoba mi się to.
— Czyli wszystko mamy ustalone. Teraz muszę się już zbierać. Daj mi znać, jakby ktoś się do ciebie odezwał.
— Na pewno dam — odpowiedziałam, a gdy pożegnałam się z kuzynem, cicho westchnęłam.
Oparłam się o drzwi, przymykając oczy. Nie wiedziałam, czy dobrze postępowałam, idąc na wojnę z mecenasem, ale frustrowało mnie jego zachowanie. Myślał, że jak miał pozycję, to mógł robić, co tylko chciał, a swoje asystentki traktować jako seksualne zabawki. Nie mogłam pozwolić na to, żeby ponownie kogoś skrzywdził.
Otworzyłam oczy i ruszyłam do sypialni, gdzie na łóżku leżał laptop. Wzięłam go do dłoni i przeszłam do pokoju dziennego. Musiałam na nowo szukać roboty, co średnio mi się podobało. Kolejne wysyłanie CV i nerwowe oczekiwanie na to, czy ktoś oddzwoni. Weszłam na stronę kilku dobrych firm, po czym spisałam maile i rozesłałam swoje podanie. Liczyłam, że któraś będzie potrzebowała pracownika. Brałam także pod uwagę przeproszenie się ze starą firmą. Nie była już z Jacobem, więc znowu mogłam jeździć w delegacje, nie przejmując się tym, że ktoś mógłby mnie zdradzić.
Wzdrygnęłam się, słysząc pukanie do drzwi. Z niezadowoleniem zwlekłam się z kanapy, żeby otworzyć. Jakie było moje zdziwienie, gdy w progu zobaczyłam Stephana. A może jego widok nie powinien mnie dziwić? Byliśmy sąsiadami. Można nawet powiedzieć, że nawet dość bliskimi. Zaczęłam się zastanawiać nawet, jak wyglądałoby nasze życie, gdybym wróciła do firmy farmaceutycznej i znowu bym sporo wyjeżdżała. On też był wiecznie w rozjazdach, więc pewnie wciąż byśmy się mijali.
Czy spotykanie się z nim miałoby jeszcze jakikolwiek sens?
— Brudny jestem, że tak mi się przyglądasz? — Pomrugałam powiekami, gdy wyrwał mnie z zamyślenia.
— Nie — odparłam, kręcąc głową. — Wejdź — dodałam, przez co przekroczył próg, zamykając za sobą drzwi.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował, a ja wtuliłam się w niego. Niewątpliwie potrzebowałam tego.
— Widziałem, że był u ciebie kuzyn — powiedział, przechodząc do pokoju dziennego, gdzie usiadł na kanapie, a ja przytaknęłam.
— Tak, pomaga mi w pewnej sprawie.
— Jakiej?
— Napijesz się czegoś? — zapytałam, zmieniając temat, a Stephan przyglądał mi się, mrużąc oczy, by po chwili wstać i podejść do mnie.
— Lilli, co się dzieje? Co się stało w twojej pracy? — Zacisnęłam usta, gdy zapytał o to wprost.
Uciekłam wzrokiem, bo niby co miałabym mu powiedzieć? Że szef się do mnie dobierał? Pewnie oceniłby mnie jednoznacznie, bo widział, jak byłam ubrana, gdy wychodziłam do pracy.
— Nic. To nieważne. — Uśmiechnęłam się krzywo, a on westchnął cicho.
— Wolałbym, żebyś była ze mną szczera.
— Przejdziemy się? — zaproponowałam, uśmiechając się lekko.
Chciałam, żeby uszanował moją decyzję, bo naprawdę nie miałam zamiaru na razie nic mówić. Nie wiedziałam, w jakim kierunku pójdzie ta sprawa, ale liczyłam, że zgłosi się jakaś kobieta, która była w podobnej sytuacji do mojej. Bardzo na to liczyłam.
Stephan zgodził się na spacer, więc odświeżyłam się w łazience i kwadrans później wychodziliśmy z mieszkania. Pogoda była idealna, więc tym przyjemniej się spacerowało. Po drodze weszliśmy jeszcze do niewielkiej kawiarenki, na kawę, do której ja zamówiłam sobie jeszcze ciastko, bo miałam ochotę na coś słodkiego.
Rozmawiało mi się bardzo przyjemnie ze Stephanem i cieszyłam się, że go poznałam, chociaż początek naszej znajomości był dosyć burzliwy. Byłam ciekawa, w jakim kierunku pójdzie nasza znajomość i czy w ogóle przetrwa, gdy on zacznie sezon, bo byłam świadoma tego, że praktycznie nie będziemy się widywali. Jakoś tak na samą myśl o tym robiło mi się smutno.
Czułam, że coraz bardziej angażowałam się w to, co było pomiędzy nami i wydawało mi się, że on też. Każdą wolną chwilę poświęcał mnie, co było miłe i miałam nadzieję, że tak już pozostanie. Zaangażowałam się, chociaż nie powiedziałam mu tego jeszcze, bo obawiałam się jego reakcji, czy to nie za wcześnie. Jednak miałam pewność, że oprócz mnie nie spotykał się z nikim innym, bo cały swój wolny czas spędzał razem ze mną, a gdy był na treningach, czasem potrafił wysłać, chociażby krótkiego SMS-a, że o mnie myśli.
Wiedziałam, że przed startem sezonu będziemy musieli poważnie porozmawiać, bo jakoś nie wyobrażałam sobie żyć w takim zawieszeniu, gdy on będzie setki kilometrów ode mnie w jakimś innym kraju. Chciałabym wtedy usłyszeć jakąś poważną deklarację, że albo ciągniemy to dalej, albo rozchodzimy się i każde idzie w swoją stronę. Oczywiście bałam się usłyszeć to drugie, ale odbierając wszystkie znaki Stephana, miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Tak naprawdę po rozstaniu z Jacobem, nie sądziłam, że spotka mnie jeszcze jakieś szczęście i to tak szybko. Na początku bałam się tego, jak to będzie odbierane, ale potem przestałam się już tym przejmować, bo przecież to on zniszczył nasz wieloletni związek. Zdradzał mnie, chociaż mieliśmy brać ślub. Nie sądziłam, że przetrwam to upokorzenie i niewątpliwie była w tym zasługa nie tylko mojej siostry i rodziców, ale i Stephana.
Wzdrygnęliśmy się ze Stephanem, słysząc puknie w szybę od kawiarni. Zacisnęłam usta, widząc dziewczynę, z którą kilak razy go widziałam i miałam wrażenie, że była na coś wściekła, bo miała strasznie zaciętą minę. Po chwili weszła do kawiarni i podeszła do stolika, który zajmowaliśmy.
— Świetnie, to ja do ciebie wydzwaniam od rana, a ty mnie tak ignorujesz? — zapytała zła, spoglądając na Stephana.
— Jana, uspokój się. O co ci chodzi? — odezwał się Leyhe, a ta popatrzyła na niego ze złością, po czym się rozpłakała.
Kompletnie nie wiedziałam, co myśleć na ten temat i jak uspokoić dziewczynę, bo osoby, które siedziały w kawiarni, oczywiście zaraz przeniosły wzrok na nasz stolik.
— O co chodzi? O co chodzi? — Przedrzeźniała go, frustrując się jeszcze bardziej. — Potrzebuję twojego wsparcia! W ciąży jestem, a ty mnie ignorujesz! — krzyknęła.
Zastygłam w bezruchu, słysząc to, po czym zerwałam się z miejsca, bo nie chciałam dalej uczestniczyć w tym wszystkim. Nie mogłam uwierzyć w to, że dałam się oszukać i zaczęłam wierzyć w to, że pomiędzy Stephanem a mną coś mogłoby być, gdy on w tym samym czasie sypiał z tą całą Janą. Nie różnił się niczym od Jacoba.
— Nieźle, Lilli — mruknęłam do siebie. — Trafiłaś z deszczu pod rynnę.
******************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro