Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Cześć, jestem Stephan.

STEPHAN

Po powrocie z Monachium siedzieliśmy z Andreasem w kawiarnianym ogródku, pijąc kawę. Kumpel przywiózł mnie po ponad tygodniowym pobycie w klinice rehabilitacyjnej i postanowiliśmy jeszcze trochę pogadać, a że była ładna pogoda, to stwierdziliśmy, że wpadniemy do pobliskiej knajpki.

— Ty, to nie ta twoja sąsiadka? — zapytał nagle, a ja powiodłem wzrokiem w miejsce, które patrzył.

Wtedy zauważyłem Lilli, która szła w szpilkach i zwiewnej sukience, mając przewieszoną przez ramię sportową torbę. Musiałem przyznać, że to połączenie było osobliwe. Jeszcze nie widziałem kobiety, która po założeniu sukienki, dobrałby do tego czarną, sportową torbę. Dziewczyna szła, mając zwieszoną głowę, jakby coś ją trapiło. Aż korciło mnie, żeby do niej podejść i zapytać, czy coś się stało, ale nie byłem pewien, jak zareagowałaby na moją ciekawość.

— Tak, to ona. — Potwierdziłem, wodząc za nią wzrokiem.
Lilli weszła do sklepu, a ja cicho westchnąłem.

— I jak? Pogadałeś z nią w końcu? — Spojrzałem na Andreasa, gdy zadał kolejne pytanie.

— Jakoś nie było okazji — odparłem, wzruszając ramionami. — Ostatnio nie przyszła, a potem wyjechałem do Monachium, więc... — dodałem, zawieszając się po chwili. 

Westchnąłem przeciągle, bo ciążyła mi ta sprawa. Chyba powoli docierało do mnie to, że zależało mi jakoś na Lilli, chociaż do tej pory nie chciałem się do tego przyznać. Jednak sytuacja, która wytworzyła się jakiś czas temu pomiędzy nami, sprawiła, że patrzyłem na to wszystko inaczej.

— W sumie może to i lepiej? — odezwałem się po chwili ciszy. — Pewnie wściekłaby się, jakby się dowiedziała, że to ja zapłaciłem jej byłemu.

— I tak się dowie prędzej, czy później. — Andreas spojrzał na mnie wymownie, a ja zrobiłem niezadowoloną minę, bo wiedziałem, że miał rację. Powinienem jej wszystko powiedzieć sam, a nie żeby się dowiedziała od osób trzecich.

— Pewnie tak. — Westchnąłem.

— Chyba nie dogadujecie się najlepiej? — Miałem wrażenie, że kolega czytał ze mnie, jak z otwartej księgi, ale czego się spodziewałem?
Przecież znaliśmy się i to bardzo dobrze. Nie raz rozmawialiśmy o swoich problemach, to doskonale poznawał, kiedy coś było nie tak.

— Ciężko to zrobić, skoro nie wiem, czego ona chce. Ja sam nie wiem, czego chcę — powiedziałem, po czym upiłem łyk kawy.
Odstawiłem filiżankę na podstawek, spoglądając na kumpla.

— To tym bardziej musicie pogadać.

— Ona chyba myśli, że spotykam się z Janą.

— Dlaczego? — zapytał ze zdziwieniem.

— Ostatnio poprosiłem Lilli, żeby ściągnęła mi pudełka ze sprzętem sportowym i po chwili  do mieszkania wpadła Jana. Jak to ona uwiesiła mi się na szyi i trajkotała bez przerwy, że zaraz się mną zajmie. Nawet nie pożegnałem się Lilli, bo ona zaraz uciekła. — Kumpel pokiwał głową ze zrozumieniem, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Spojrzał tylko na mnie wymownie, co odczytałem jako pouczenie, żebym nie ociągał się z rozmówieniem się z Lilli.

— A co u tej małej wariatki słychać? — zapytał, a ja uśmiechnąłem się lekko.

— Jana, jak to Jana. Opowiadała mi o swoim nowym obiekcie westchnień. — Zaśmiałem się

— Już nie jest z Bastianem? — Andreas spojrzał na mnie zaskoczony, gdy pokręciłem głową, ale nie dziwiłem mu się. Jana na prawo i lewo mówiła, że to jej miłość na całe życie, ale jak widać, nie wyszło. 
— Ty, patrz, wchodzi teraz do tego klubu z rurami — powiedział nagle, na co zmarszczyłem brwi, bo nie rozumiałem, o co mu chodziło.

— Kto?

— No, Lilli. — Kiwnął głową, a ja powiodłem wzrokiem w miejsce, o którym mówił.
Uniosłem brwi, widząc, że faktycznie moja sąsiadka weszła do studia pole dance. Nie spodziewałem się, że wybierze taką formę rozrywki.
— Zazdroszczę ci. — Andreas kolejny raz wyrwał mnie z zamyślenia.

— Czego?

— Będzie ci robiła prywatne pokazy. — Poruszył wymownie brwiami, a ja przewróciłem oczami.

— Andreas, bądź poważny. — Spojrzałem na niego wymownie.

— Dam ci radę — odezwał się, pochylając w moim kierunku. — Pogadaj z nią, bo oboje się miotacie. Widziałem, jak wodziłeś za nią wzrokiem, więc chyba nie jest ci obojętna. Co?

— Chyba nie. — Westchnąłem cicho.

— Barwo! Mamy to! — powiedział radośnie. — W końcu się przyznałeś, że coś do niej czujesz. — Klasnął w dłonie, a ja rozejrzałem się dokoła, czy przez to nikt nie zaczął nas podsłuchiwać. 
— Wiesz, co ci jeszcze powiem?

— Hm?

— Że jutro chcę wiedzieć, jak poszła ci rozmowa z nią — odparł, posyłając mi wymowne spojrzenie, a ja przytaknąłem.

Miał rację, że powinienem z nią pogadać. Trzeba było oczyścić atmosferę. Teraz albo nigdy.

*

Wieczorem siedziałem na balkonie, bijąc się z myślami, czy faktycznie pójść do Lilli i pogadać z nią szczerze. Po wcześniejszym zapewnieniu Andreasa, że na pewno to zrobię, teraz przyszła niepewność. Jednak wkurzało mnie to, że żyliśmy w takim zawieszeniu, więc chciałem w końcu oczyścić atmosferę, bo miałem wrażenie, że za każdym razem, jak się widzieliśmy, to była pomiędzy nami pewnego rodzaju niezręczność.

Zwróciłem głowę w lewą stronę, gdy nagle na balkonie obok pojawiła się sąsiadka. Na początku mnie nie zauważyła, ale w końcu spojrzała na mnie i znowu było to samo. Widziałem na jej twarzy zmieszanie. Niby uśmiechnęła się lekko, ale wyczułem, że nie na rękę było to, że się spotkaliśmy. Jednak ja zamierzałem pójść za ciosem. Musieliśmy w końcu porozmawiać i nie chciałem z tym zwlekać.

— Przyjdziesz do mnie, czy ja mam wpaść do ciebie? — odezwałem się pewnie, wstając z miejsca.
Podszedłem do barierki, a on ona zwróciła się do mnie, zaplatając dłonie na klatce piersiowej. Już od samego początku przyjmowała postawę obronną.

— Słucham? — zapytała, jakby chciała się upewnić, że to było skierowane do niej.

— Pytam, u kogo pogadamy. U mnie, czy u ciebie? I nie przyjmuję odmowy. — Patrzyła na mnie niepewnie, jednak nie chciałem jej tego odpuścić.

— Zaraz przyjdę — odezwała się cicho. — Ja mam bałagan. — Przytaknąłem, a ona zniknęła w swoim mieszkaniu. 

Odetchnąłem głęboko, przymykając na chwilę oczy, bo za kilka minut miało się okazać, czy uda nam się jeszcze jakoś pozbierać i poukładać w całość naszą znajomość, czy wszystko bezpowrotnie obróciło się popiół.

Wszedłem do mieszkania i ruszyłem w kierunku drzwi, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka. Otworzyłem, uśmiechając się do Lilli, która trzymała w dłoniach talerz z ciastem. Odebrałem go od niej i zaprosiłem do środka, a ona weszła, po czym podeszła do kanapy i usiadła. Miałem wrażenie, że była mocno zestresowana.

— Czego się napijesz? — zapytałem, kładąc przyniesione przez nią ciasto na stoliku.

— Woda wystarczy — odparła, uśmiechając się lekko.
Przytaknąłem głową, ruszając w kierunku kuchni, gdzie na tacy położyłem dwa deserowe talerzyki, małe widelce, szklanki i dzbanek z wodą z dodatkiem plasterków cytryny.

— A ty już nie o kulach? — zapytała, gdy wróciłem do niej.

— Kiedyś trzeba je odstawić. — Zaśmiałem się, rozkładając wszystko na stoliku, po czym usiadłem obok dziewczyny. — To nie była poważna kontuzja, a te kule były tylko na początek, żeby za bardzo nie obciążać kolana, ale już jest lepiej. Lekarz nie widział potrzeby, żebym dłużej się z tym męczył.

— Rozumiem. — Przytaknęła i nastała pomiędzy nami niezręczna cisza.

Lilli chwyciła szklankę z wodą, po czym upiła łyk i odstawiła na stolik. Założyła włosy za ucho, uśmiechając się krzywo.

— To, co chciałabyś wiedzieć?

— Ja? — zapytała ze zdziwieniem.

— Mhh. Pytaj, o co chcesz. — Zachęciłem ją. — Śmiało. Nawet o swojego byłego — dodałem, ale ona nie kwapiła się do tego, więc sam postanowiłem powiedzieć jej prawdę.
— Jacob wcale nie odpuścił sprawy o pobicie, tylko po prostu ja mu zapłaciłem. — Gdy to powiedziałem, spojrzała na mnie wielkimi oczami, by po chwili potrząsnąć głową.

— Żartujesz. Prawda? — odezwała się, poprawiając się na kanapie. W końcu okazała jakieś emocje.

— Nie — odparłem pewnie. — Nie chciałem, żebyś ty ponosiła konsekwencję mojego uderzenia. To nie byłoby fair.

— Nie mogę...

— I żeby było jasne — wszedłem w jej słowo — ta sprawa jest już definitywnie skończona. Nie jesteś nikomu nic winna. A na pewno nie mnie. — Popatrzyłem na nią wymownie, a ona westchnęła ciężko.

— Źle się czuję z tym, że ty mu zapłaciłeś. — Zacisnęła usta, przyglądając mi się z uwagą.

— Gdyby sprawa trafiła do sądu, to i tak bym to zrobił. — Wzruszyłem ramionami. — To jak? Ta sprawa jest jasna? — zapytałem, na co przytaknęła nieśmiało.
Nie byłem do końca pewny, czy zgadzała się ze mną, ale miałem nadzieję, że jak przemyśli potem to wszystko w samotności, to inaczej na to spojrzy.

— Okey, to teraz pogadajmy o nas — odezwałem się, poprawiając na kanapie.

— Chyba nie ma o czym. — Spojrzała na mnie tak smutno, że aż mnie zabolał ten widok. Teraz miałem pewność, że chowała do mnie jakąś urazę.

— Dlaczego tak twierdzisz?

— Przecież masz dziewczynę — odparła, na co cicho westchnąłem.

— Mówisz o Janie?

— Nie wiem, jak ma na imię, ale pewnie obydwoje mamy na myśli tę samą osobę. — Wzruszyła ramionami, zaciskając usta.

— Jana nie jest moją dziewczyną.  — Zaprzeczyłem od razu, a Lilli spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
— Jest tylko moją zakręconą przyjaciółką, która bardzo ekspresyjnie wyraża swoje emocje, ale jej obiektem westchnień jest ktoś inny. —  Uśmiechnąłem się, jednak sąsiadka nie podzielała mojego entuzjazmu.

Myślałem, że jak jej wszystko wytłumaczę, to rozluźni się w końcu, ale ona nadal była nieufna. Przysunąłem się bliżej, lustrując jej twarz.

— Chciałbym wiedzieć, kim ja dla ciebie jestem — zapytałem wprost, czym ją zaskoczyłem.

— Sąsiadem? Kolegą? Nie wiem? — Zadawała pytania, jakbym to ja miał jej udzielić odpowiedzi.

— Ale chyba nie z każdym sąsiadem, czy tam kolegą jesteś tak blisko, jak byłaś przez pewien czas ze mną?

— Oczywiście, że nie — mruknęła zła, chociaż moim celem nie było obrażanie jej.
Chciałem pomóc jej zrozumieć, co do mnie czuła.

— Traktowałaś nas poważnie? — zapytałem po chwili. — Lilli, dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć? — odezwałem się ponownie, gdy w dalszym ciągu milczała. Wyciągnięcie z niej jakichś informacji było prawie niemożliwe.

— Bo nie wiem, kim ja byłam dla ciebie — przemówiła w końcu, przyglądając mi się uważnie. — Przygodą? Odskocznią od dnia codziennego? — dopytywała. — Nasze rozmowy kończyły się w łóżku, a na takich podstawach chyba nie da się nic zbudować, nawet, jakby się chciało.

— A chciałabyś coś zbudować? — Zagryzła wargę, spuszczając ze mnie wzrok. — Pytam poważnie.

— Może. — Wzruszyła ramionami. Chwyciła szklankę z wodą, upijając duży łyk, po czym odstawiła ją z powrotem na blat. Była zdenerwowana.

— Co ty na to, żeby zacząć wszystko od początku? — Przeniosła na mnie wzrok i przyglądała mi się, mrużąc oczy, ale w dalszym ciągu nic nie mówiła, więc kolejny raz postanowiłem przejąć inicjatywę.
— Cześć, jestem Stephan — odezwałem się, podając jej rękę, na co parsknęła śmiechem.

— Lilli — odparła w końcu i uścisnęła moją dłoń.

— Ładne imię — odezwałem się, a ona w dalszym ciągu uśmiechała się pod nosem. — Mam wrażenie, że widziałem cię dzisiaj, jak wchodziłaś do studia pole dance. Mam rację? — zapytałem, przez co momentalnie spoważniała.

— Naprawdę mnie tam widziałeś? — dopytywała, na co przytaknąłem. — To był pomysł Larisy, nie mój. — Zaczęła się nerwowo tłumaczyć.

— Podobają ci się zajęcia?

— To dopiero pierwszy tydzień — odparła niepewnie. — Oprócz wielu siniaków i zakwasów, to na razie nic więcej z tych zajęć nie wyniosłam — dodała szczerze, a ja zacząłem się śmiać. — Nie śmiej się ze mnie — powiedziała, szturchając mnie w bok. — I tak wiem, co sobie o mnie teraz myślisz. — Westchnęła ciężko.

— Tak? — zapytałem ze zdziwieniem. — To oświeć mnie i powiedz, co myślę.

— No, przecież wiadomo, z czym kojarzy się taniec na rurze.

— Z siniakami i zakwasami? — powiedziałem, na co przewróciła oczami. — Lilli, nie oceniam cię źle przez to, że zapisałaś się na te zajęcia. Chyba tylko ktoś z ograniczonym horyzontem widzi w tym coś złego. — Wytłumaczyłem jej.

— I tak pewnie rzucę to po miesiącu, to nie na moje siły. — Pokręciła głową, spoglądając na mnie niepewnie.

— Tak łatwo się poddajesz? — Wzruszyła ramionami, a ja popatrzyłem na nią, mrużąc oczy, gdy do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
— Proponuję zakład.

— Jaki? — Zapytała z zaciekawieniem.

— Musisz wytrzymać tam jeszcze co najmniej trzy miesiące. Jeśli po tym czasie nadal nie przekonasz się do tego, to oddam ci pieniądze, które straciłaś.

— A jeśli mi się w końcu spodoba?

— To wykupię salę na jakiś czas na własność i zrobisz mi prywatny pokaz swoich umiejętności — powiedziałem, a ona parsknęła śmiechem. Jednak spoważniała, gdy zrozumiała, że mówiłem całkiem poważnie. 
— To jak? Wchodzisz w to?

— Trzy miesiące? — Przytaknąłem, gdy zadała pytanie. — To sporo czasu. Wiele się może zmienić pomiędzy nami.

— Oby tylko na lepsze — odparłem, przysuwając się jeszcze bliżej niej. Wyciągnąłem dłoń i założyłem kosmyk jej włosów za ucho.

— Okey. — Uśmiechnąłem się szeroko, gdy się zgodziła.

— Dasz się jutro gdzieś zaprosić na randkę? — Poszedłem za ciosem.
Skoro w końcu mi zaufała, to postanowiłem to wykorzystać.

— Randkę? — dopytywała z niedowierzaniem, a ja przytaknąłem.
— Tak. Z chęcią — dodała radośnie.

— W końcu obudził się w tobie entuzjazm — mówiłem, zmniejszając pomiędzy nami dystans.
Patrzyłem jej prosto w oczy, przysuwając swoją twarz. 
— I w sumie, to chciałbym przypomnieć sobie coś jeszcze.

— Co takiego? — zapytała szeptem.

— Smak twoich warg — odpowiedziałem, po czym złączyłem nasze usta w pocałunku.
Były takie, jak zapamiętałem. Słodkie i delikatnie. 
— Naprawdę tęskniłem — szepnąłem, gdy oderwałem się od niej.

— Ja też — odpowiedziała cicho i znowu się pocałowaliśmy.

***********************************

Wziummm.... I kolejny rozdział wjechał.

Do następnego :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro