Rozdział 4. Ponowne spotkanie.
Minęły dwa tygodnie od kąt widziałam Rapha. Od tamtego czasu zaczęły się mi śnić te same sny. Śniło mi się, że byłam w jakimś mrocznym miejscu. Wszędzie były płomienie. Słyszałam zawsze krzyki cierpienia. Na ziemi widziałam krew. Po takich snach budziłam się. Czasem nawet z krzykiem. Obecnie jadłam śniadanie. Dzisiaj też śnił mi się ten sam sen. Była 7:05. Mój wuj był w pracy, a ciotka robiła sobie jakąś sałatkę. Po zjedzeniu śniadania poszłam się przebrać. Następnie uczesałam włosy w dwa warkocze. Wzięłam plecak i poszłam do szkoły. Oczywiście na którejś przerwie musiałam wpaść na Josha.
-Siema piękna.- Powiedział zagradzając mi przejście oraz z tym swoim głupim uśmieszkiem.
-Czego chcesz?- Warknęłam patrząc na niego.
-No wiesz. Moja siostrzyczka i rodzice wieczorem więc co myślisz byśmy...- Już znałam jego gierki. Ciągle się do mnie przystawia.
-Nie ma mowy.- Powiedziałam patrząc na niego.
-No laska nie daj się prosić.- Powiedział próbując dotknąć mojego policzka ale ja wykręciłam mu rękę aż zaczął piszczeć jak baba.- Puść, puść, puść.- Mówił piszcząc jak baba.
-Robi się.- Powiedziałam puszczając go przez co rozsypał mu się woreczek z kokainą. Poszłam sobie jak nigdy nic pod klasę. Po szkole poszłam do domu. Zjadłam obiad i odrobiłam lekcje. Następnie poszłam do pokoju. Przyszykowałam płótno, sztalugę, farby, pędzle oraz słoik z czystą wodą. Przebrałam się i założyłam jeszcze fartuch, a włosy związałam w koka. Zaczęłam malować. Wieczorem poszłam się przejść. W pewnej chwili usłyszałam jakieś odgłosy z jednej z uliczek. Poszłam tam i zauważyłam jak Raph i... Trzech podobnych do niego chłopaków oraz dwóch nastolatków. Walczyli oni z przerośniętym tygrysem, leszczem i kościstym psem. Wyjęłam z kieszeni pistolet gazem pieprzowym oraz pistolet na strzałki usypiające. Nagle ten tygrys mnie zaatakował ale ja szybko strzeliłam w niego z pistoletu ze strzałkami usypiającymi. Zwierze padło na ziemię. Ten cały leszcz mnie zaatakował ale potraktowałam go pistoletem z gazem pieprzowym. Spojrzałam na kościstego psa.- Zabieraj kumpli albo oberwiesz.- Warknęłam, a po chwili ten pies zabrał tygrysa i leszcza uciekając. Schowałam pistolety i spojrzałam na Rapha.
-Hayley?- Spytali się jednocześnie dwóch nastolatków. Od razu rozpoznałam głosy. Casey Jones i April O'Neil.
-Tak to ja.- Powiedziałam podchodząc. Weszliśmy na dach. Pod czas rozmowy poczułam jak czyjaś dłoń łapie moją. Spojrzałam na tą osobę i od razu zauważyłam te piękne szmaragdowe oczy.
-Cieszę, że cie widzę Hayley.- Powiedział raz z lekkim uśmiechem który odwzajemniłam.
-Ja też się ciesze.- Odpowiedziałam patrząc na niego. Czułam się jak bym ja i Raph bylibyśmy sami. Jakby wszystko dookoła nie miało znaczenia. Po naszym tuleniu Raph przedstawił mi swoich braci. Przyznaje Mikey zachowywał się jak typowy dzieciak. Następnie poszłam do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro