Rozdział 3. Rozmowa.
(Perspektywa Raphaela)
Obudziłem się w jakimś pokoju. Powoli usiadłem. Głowa mnie bolała ale gdy jej dotknąłem poczułem bandaże. Na prawym nadgarstku miałem bandaże które strasznie śmierdziały. Tak samo jak moja lewa kostka. Ból był do zniesienia. Usiadłem na skraju łóżka i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ściany w pomieszczeniu były kolory szarego, a w niektórych miejscach były namalowane... Czarne róże? Wstałem ale gdy moja lewa noga dotknęła ziemi poczułem nie wielki ból który po chwili ustał. Podszedłem do wielkiej tablicy korkowej za biurkiem. Było tam wiele różnych szkiców, rysunków oraz obrazów. Niektóre były przerażające. Zainteresował mnie jeden ze szkiców. Była na nim dziewczynka celująca pistoletem. (zdjęcie poniżej.)
Był też napis ,,Pierwsze trzymanie broni." Koło biurka zauważyłem sztalugę na której był prawdopodobnie nie skończony obraz. Była na niej jakaś brunetka w staromodnej sukni. Po jej brzuchu wydawało mi się, że jest w ciąży. Kobieta siedziała na ławce, a wokół niej były krzewy róż. Jednak ciekawiło mnie czemu za kobietą były różne potwory który wydawały się kłaniać jej. Zszedłem po cichu na dół. Widziałem, że pomieszczenia wyglądały jak jakiś no nie wiem. Apartament? Poszedłem w stronę jednego pomieszczenia w którym była ta sama dziewczyna co na dachu. Nuciła jakąś melodie pod nosem ale słów nie słyszałem.
(Perspektywa Hayley)
Usłyszałam coś za sobą. Nalałam do kubków herbaty. Wzięłam oba kubki i wyszłam z kuchni. Postawiłam kubki z herbatą na stół w salonie. Podeszłam do komody gdzie było zdjęcie moich opiekunów wraz z ich dawno zmarłym synem. Zapaliłam świeczkę po czym się odwróciłam. Wystraszyłam się gdy zauważyłam tego żółwia. Oboje nic nie mówiliśmy. Staliśmy w miejscach jak posągi. Jednak żółw podszedł do komody i spojrzał na zdjęcie.
-To twój brat?- Zapytał się patrząc dalej na fotografie. Chwilę milczałam, a po chwili oboje usiedliśmy na kanapie. Westchnęłam.
-Ten dom należy do moich opiekunów.- Powiedziałam. Szczerze mówiąc nie było mi łatwo rozmawiać o tym.
-Jesteś... Z domu dziecka?- Spytał się.
-Nie!- Krzyknęłam wściekła przez co on nawet podskoczył wystraszony.- Wybacz. Jak każdemu mówiłam, że dom należy do moich opiekunów zawsze na drugi dzień słyszałam jak wyzywają mnie od dziewczyny z bidula.- Powiedziałam patrząc na kolana. Napiłam się łyka herbaty.
-To ja przepraszam. Nie powinienem od razu o to pytać.- Powiedział drapiąc się po karku.
-To nic. Jak już mówiłam dom należy do moich opiekunów. Niecałe 2 lata temu moja "ciocia" powiedziała mi, że znalazła mnie gdy byłam jeszcze małą. W koszyku była jeszcze karteczka z moim imieniem oraz moja data urodzenia.- Powiedziałam i spojrzałam na niego.
-Przepraszam. Nie wiedziałem.- Powiedział drapiąc się po karku.
-To nic.- Powiedziałam wstając i podchodząc do komody. Wzięłam zdjęcie z komody.- To było wiele lat temu. Miałam wtedy... 3 lub 4 latka. Moi opiekunowie mieli już dawno syna. Nazywał się Kamil i miał 16 lat. Pamiętam jak zawsze bawiliśmy się na podwórku. Jednak... Pewnego dnia kiedy wracał na rowerze do domu widziałam jak... Kamil został potrącony.- Powiedziałam ponownie siadając na kanapie.- Tak poza tym przepraszam, że cie zaatakowałam. Miałam zły dzień.- Powiedziałam drapiąc się po karku.
-Nie tylko ty.- Powiedział patrząc na mnie.- Tak poza tym jestem Raphael. W skrócie Raph.- Powiedział Raph i od razu skojarzyło mi się z artystą renesansu.
-A ja Hayley.- Odpowiedziałam patrząc na Rapha.
-Niezwykłe imię.- Powiedział. Porozmawialiśmy jeszcze trochę po czym Raph poszedł do swojego domu. Ja zaś poszłam odnieść kubki po herbacie do kuchni. Po zmyciu naczyń poszłam się wykąpać. Po kąpieli poszłam spakować potrzebne rzeczy na jutrzejsze zajęcia w szkole. Następnie poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro