Rozdział III
Hejka kochani! Pora na kolejną część opowieści. Więc...
Zaczynamy!
"Matka" mówiła mi,że to eter. Substancja usypiająca. Chwila! Usypiająca?! No nie...
Obudziłam się w wielkim,białym pokoju. Nikogo w nim nie było,przynajmniej tak mi się zdawało. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pokoju. Był nawet ładny. Na podłodze położone był czarne panele. Tego samego koloru były również meble. Na ścianach wisiała wielka gablota z nożami. Nagle usłyszałam otwieranie drzwi. Wszedł przez nie chłopak, tak na oko 1,85m wzrostu. Miał czarne włosy,strasznie bladą skórę,a na twarzy...wycięty uśmiech. Nie,to niemożliwe. To Jeff The Killer?!
-Ymm...Hej.-odezwał się chłopak.
-Cześć.-odpowiedziałam.
-Znasz mnie,prawda?
-Tak Jeff.
-A ty, o ile się nie mylę to Wiktoria. Tak?
-Yhym. Możesz mi wytłumaczyć gdzie jestem i jak się tu znalazłam?
-Więc tak...Byłem z Tobi'm w parku i obserwowaliśmy Cię. Slender wydał nam rozkaz,abyśmy Cię złapali. Kiedy nas zauważyłaś,zaczęliśmy Cię gonić i uśpiłem Cię eterem. Potem przeniosłem Cię do domu. A teraz jesteś w moim pokoju.
Spojrzałam się na swoje ubranie i dopiero spostrzegłam,że mam na sobie luźną białą bluzę i nie mam spodni.Zarumieniłam się i spytałam:
-Przebieraliście mnie?
-...-chłopak zarumienił się i odpowiedział.
-Tak...My,to znaczy...Ja Cię przebrałem.
W tym momencie spaliłam jeszcze większego buraka niż wcześniej.
-Aha. Zrozumiałe.
-Chodź, musimy pójść do gabinetu Slenderman'a. Kazał mi Cię przyprowadzić.
-No,dobrze.
Wstałam i syknęłam,poczułam spory ból w łydce.
-Co mi się stało?-spytałam się i spojrzałam na łydkę,która była zabandażowana zakrwawionym już bandażem.
-Ahh...No bo...Kiedy Cię usypiałem, nie zdążyłem odłożyć mojego noża,aby Cię złapać...i przez przypadek nadziałaś się na niego. Przepraszam!
-N-nic nie szkodzi.-zaczęłam skakać na jednej nodze w stronę drzwi.
Jeff podszedł do mnie i wziął mnie na ręce.
-Ale,nie musisz. Poradzę sobie. A poza tym jestem ciężka.
-Oj muszę,muszę. Jesteś lekka jak piórko. Mógłbym Cię nosić godzinami.
W tym momencie.nie byłam już burakiem,tylko mega burakiem. Mam nadzieję,że Jeff tego nie zauważy.
-Oho. Księżniczko,czego takiego buraka spaliłaś?-zaczął się śmiać.
-Ja...Nie wiem.
Przypomniałam sobie,że w kieszeni spodni,powinnam mieć telefon. Wyciągnęłam go i sprawdziłam. 46 nieodebranych połączeń od Marysi. Przecież ona mnie zabije.
-Księżniczko,już jesteśmy.-powiedział Jeff schodząc ze schodów...
Do next'a :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro