Rozdział II
Heja kochani! Pora na kolejną część opowieści. A więc nie przedłużając...
Zaczynamy!
Okno było otwarte,ale przecież zamykałam je...
Podeszłam do okna i ponownie je zamknęłam. Pomyślałam,że to tylko wiatr. Z powrotem położyłam się do łóżka. Leżałam na nim niecałe pięć minut, gdy poczułam chęć wyjścia na dwór.Nie no,świetny pomysł mózgu! Ubrałam się tak jak zawsze, biały crop top i czarne podarte jeansy. Na nogi nałożyłam moje czarne glany i zeszłam po schodach na dół,by po chwili wyjść z domu. Akurat przechodziłam obok gabinetu "ojca". Znowu usnął z głową w papierach. Może nie jest on moim prawdziwym ojcem,ale darzę go nawet sporą sympatią. Nie to,co "matkę". Nienawidzę jej. Wychodząc z domu zgasiłam światło w gabinecie "taty".Postanowiłam przejść się do parku.
*Time skip 15 minut*
Właśnie przechodziłam przez kolejną alejkę,gdy usłyszałam niepokojące szepty zza drzewa.Przykucnęłam przy jednym z krzaków nieopodal tego drzewa i zaczęłam nasłuchiwać.
-Toby! To chyba ona,dokładnie taka sama jak z opisu,który dał nam Slender.-powiedziała tajemnicza postać.
-Bierzemy ją!-krzyknął ktoś zza drzewa.
Natychmiast poderwałam się do biegu. Wiedziałam,że to musi być o mnie. Poza mną w parku nie było ani jednej żywej duszy. Ale,chwila moment.Zatrzymałam się obok latarni. 'Toby' to przecież imię jednego z proxy Slenderman'a...Nie,Wiktoria to nie może być on,przecież oni nie ist...
-Aaaa!-krzyknęłam gdy ktoś złapał mnie w talii.
-Ciiii... wszystko w porządku-powiedział ktoś z tyłu.
W tej chwili poczułam nieprzyjemny zapach,tak jakby...Wiem! "Matka" mówiła mi,że to eter. Substancja usypiająca. Chwila! Usypiająca?! O nie...
Znowu jestem Polsatem! Następny rozdział najprawdopodobniej jutro.
Do next'a :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro