SIEDEMDZIESIĄT CZTERY
JASMINE
Wczorajszy dzień minął nam dosłownie na nic nie robieniu, jedynie pod wieczór zrobiliśmy ognisko, aby uczcić ten wyjazd i zbliżający się koniec szkoły. Dziwnie się czuje z myślą, że za chwile skończę już szkołę i pójdę na studia, od zawsze wydało mi się to tak odległe, a tymczasem będzie to raptem za kilka dni. Moje przemyślenia przerwał huk, a mianowicie Trish upuściła butelkę, a ja przez to prawie zeszłam an zawał. Pomogłam jej to podnieść, bo mając tyle rzeczy ile ona w dłoniach, nie dziwi mnie, że coś jej spadło. Następnie wzięłam od niej kilka rzeczy, by było jej lepiej, następnie spakowałam to do auta, ponieważ dzisiaj już wyjeżdżamy. Oczywiście wszyscy spakowaliśmy się już z godzinę wcześniej, a teraz zajęliśmy się sprzątaniem domku, żeby nas tu ewentualnie wpuścili w przyszłości. Tymczasem moja przyjaciółka jak zawsze musiała to zrobić na szybko, swoją drogą obstawiam, że czegoś zapomniała spakować i potem będzie o to na siebie zła.
Podczas drogi powrotnej, zatrzymaliśmy się na stacji, żeby na chwile rozprostować nogi, plus żebym mogła kupić coś słodkiego. Po szybkiej przerwie, wróciliśmy do auta z tym, że tym razem Trish stwierdziła że chce poprowadzić, a że mój chłopak nie miał z tym problemu to tak właśnie się stało. Już po kilku minutach podczas której kierowcą była dziewczyna, miałam dość:
- Szczerze powiedziawszy nie pamiętam kiedy miałam tak okropną jazdę. – powiedziałam po cichu do chłopaka
- Ja tak samo, ale nie mówmy jej nic, bo jeszcze się na nas obrazi.
- Wiecie, że was słyszę, prawda? – powiedziała Trish, a my dostaliśmy zawału, jak widać nasza potajemna rozmowa, wcale nie była tak potajemna – Poza tym nie wiem o co wam chodzi, przecież nie jadę wcale, aż tak źle.
- Wyjeżdżając ze stacji prawie wjechałaś w chodnik. – rzuciłam sarkastycznie
- No bo on się tam pojawił tak z dupy.
- Taa, tak się właśnie tłumacz. – powiedział Finn
- A spierdalaj.
Do domu dojechałam w jednym kawałku, co wcale nie było łatwe. Jako, że było już dość późno, a my musimy niestety trochę do szkoły jeszcze zrobić, to Finn nie mógł do mnie wpaść, ale może to i lepiej, bo tych kilku dniach zdecydowanie przyda mi się chwila odpoczynku. Po za tym może to dziwne, ale chciałabym pobyć chwilę sama ze sobą i co nieco powspominać sobie swoje lata w liceum. Dalej nie wierzę, że za chwilę je kończę. Zanim się obejrzymy to skończy się lato, a my się wyprowadzimy, boje się też że ze względu na odległość wiele przyjaźni z liceum nie przetrwa, a nie chcę aby tak się stało bo ci ludzie, byli dużą częścią mojego życia i dalej chcę aby nią byli.
Dzisiaj jest ostatni dzień szkoły, taki jeszcze normalny. Dzisiaj też będę musiała opróżnić swoją szafkę, a jest w niej multum rzeczy, o których istnieniu zapewne już nie pamiętam. Do szkoły weszłam wraz ze swoimi znajomymi, a następnie skierowaliśmy się na pierwszą lekcje naszego ostatniego dnia szkoły.
Lekcje minęły mi zadziwiająco w szybkim tempie, może dlatego, że głównie na nich gadaliśmy, mieliśmy czas na nic nie robienie w sumie. Potem poszłam do swojej szafki, którą opróżniłam szybciej niż sądziłam, a następnie skierowałam się do samochodu chłopaka, który postanowił na mnie poczekać. Zostawiłam rzeczy w jego aucie i poszliśmy przejść się po szkole po raz ostatni:
- Pamiętasz jak się tu potknęłaś? – powiedział wskazując na miejsce, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię, przypominając sobie tą sytuacje
- Nawet mi nie przypominaj, gdyby nie ty to zaliczyłabym chyba glebę stulecia.
- Byłaś urocza wtedy. Tak samo jak wtedy kiedy cię przestraszyłem i krzyknęłaś chyba na całą szkołę.
- A pamiętasz jak przegrałeś mecz, bo przed nim się wyjebałeś i bolała cię noga. – powiedziałam kiedy akurat przechodziliśmy obok szatni
- Ah to były czasy, a pamiętasz swój pierwszy trening, wyglądałaś jakbyś miała zaraz rzucić to wszystko w cholerę.
- Taką miałam ochotę. – zaśmiałam się, a chwilę później poczułam jak po policzku spada mi samotna łza, szybko ją wytarłam i dogoniłam chłopaka – Jedźmy już, a powspominamy sobie resztę jutro?
- Skąd ta zmiana?
- Mam ochotę pójść, że swoim chłopakiem na lody, także idziesz? – spytałam odwracać się i biegnąć do auta
- Z tobą na lody? Zawsze. – powiedział doganiając mnie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro