PIĘTNAŚCIE
FINN
Dzisiaj wracam do Dallas, ubolewam nad tym, bo nie chcę tam wracać. Dziwnie będzie mi patrzeć na zakochanych gołąbeczków, wiedząc że oby dwoje mocno mnie zranili. Ignorowanie ich też nie ma sensu, bo chodzimy do jednej klasy, ciekawi mnie swoją droga jak dużo zmieniło się w ciąg tego roku. Matt nie dostał się na wymianę, bo to ostatnia klasa, a on jest świetny i szkoła nie chcę go wypuścić, po nikąd jest jej dumą. Chciałbym żeby pojechał tam ze mną, ale nie może się przeprowadzić, bo jest na to za młody, a jego mama nie rzuci wszystkiego tylko po to, co rozumiem.
Na lotnisko dotarłem chwilę później, nie mogą uwierzyć w to, że minął już rok, jeszcze nie tak dawno mnie odbierali. W ciągu tego roku moje życie przewróciło się go góry nogami, chciałbym powiedzieć, że na dobre, ale prawda jest inna. Pożegnałem się z Lisą, obiecując że ją odwiedzę w któryś weekend, naprawdę zżyłem się z nią i dziwnie mi będzie bez niej. Pożegnałem też przyjaciela, mówiąc i obiecując że będziemy pisać codziennie co mam nadzieję że się uda. Następnie wsiadłem w samolot wiedząc, że te rok prawdopodobnie będzie najgorszy w życiu.
Ostatni tydzień wakacji, spędziłem na ponownym zaklimatyzowaniu się, opowiedziałem też rodzicom jak tak naprawdę tam było. Kupiłem też kilka nowych ubrań czy rzeczy potrzebnych do szkoły. Kilka razy przechodziłem obok domu Jasmine i chciałem wstąpić, żeby pogadać, ale za każdym razem wiedziałem ją z Timem, a to mnie wystarczająco odpychało. Nie chciałem się do tego przyznać, ale powoli zaczynałem tracić sens życia. Co dziennie siedziałem sam, przez co poczułem się samotny, rozmowy z Mattem nie były tym samym. Inne godziny i plan dnia powołały, że pisaliśmy do siebie i odpowiedź przychodziła po jakimś czasie. Czasem miałem wrażenie, że piszę nie oczekując nawet odpowiedzi.
Dzisiaj pierwszy dzień szkoły, a właściwie jedynie jej rozpoczęcie. Za namową mamy założyłem spodnie od garnituru, oraz białą koszulę, nie przesadzajmy z tą elegancją, wszystko ma swoje granice. Pod szkołą byłem dużo wcześniej, bo dalej nie mogę uwierzyć w to, że naprawdę zaczyna się ostatnia klasa. Parking był pusty więc zająłem pierwsze lepsze miejsce, kiedy powoli parking się już zapełniał, wysiadłem i ruszyłem do szkoły. Wszedłem i momentalnie wzrok wszystkich skupił się na mnie, nie wiedząc czym to spowodowane, chciałem już iść na salę gimnastyczną i mieć to za sobą. Ku mojemu zdziwieniu dużo osób zaczęło się ze mną widać, mówiąc dodatkowo że świetnie gram, co jest dziwne, ale niech im będzie.
Przemowa dyrektora i inne duperele, które tam gadał, szybko mi minęły i wreszcie byłem wolny. Wyszedłem znowu przyjmując komplementy od innych, dodatkowo zauważyłem że ciągnie się za mną wianuszek dziewcząt, które sam nie wiem na co czekałem. Wsiadłem do auta, odgradzając się od tych wszystkich ludzi, którym chuj wie o co chodzi. Na spokojnie spojrzałem na plan lekcji i zauważyłem, że jutro zaczynam lekcją wf, więc super, jeszcze tego mi brakowało, ale nic na to nie poradzę. Liczę, że jutrzejszy dzień nie okaże się totalną katastrofą, może w klasie będzie ktoś z kim się zaprzyjaźnię i przestanę czuć się tak cholernie samotnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro