Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8


Sceny erotyczne!!!

Vivian

Stałam i patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Przecież to nie ma sensu. Jeszcze tydzień temu, gdyby tylko mógł zmiótł by mnie z powierzchni tej ziemi. Doskonale pamiętam sytuację na korytarzu, jego słowa i wzrok. A teraz, co? Po dwóch tygodniach mu na mnie zależy. To jest niemożliwe, to tak nie działa. Przynajmniej u mnie.

—Powiesz coś?–zapytał.

Spojrzałam prosto w jego czekoladowe tęczówki, próbując wykryć w jego spojrzeniu, coś cokolwiek. Żart, albo co gorsza szczerość, ale nie widziałam nic. Tylko pustkę i może trochę nadzieję?

—A co mam powiedzieć?–głos mi zadrżał.

—Nie wiem, cokolwiek.–oparł zniecierpliwiony.

—Yghm.–chrząknęłam.—Ehh. Jak? Jak w dwa tygodnie tak szybko zmieniłeś swoje mniemanie o mnie? Jeszcze... jeszcze niedawno, mówiłeś o mnie wszystko co najgorsze, a może nawet nie wiedziałeś o moim istnieniu... a teraz zależy ci na mnie?–powiedziałam to samo o czym chwilę wcześniej myślałam.

Luke przez chwilę milczał, tak jakby zastanawiał się co odpowiedzieć.

—Słuchaj. Wiem, że to może być dziwne, ale ja naprawdę... zależy... czuję potrzebę przebywania w twoim towarzystwie. Chciałbym cię lepiej poznać, dowiedzieć się co lubisz robić, jak jest twój ulubiony kolor i haha... no nie wiem.–powiedział ze śmiechem.

—Co chcesz przez to powiedzieć?–zapytałam lekko przerażona.

Dobra bardzo przerażona...

Luke podniósł wzrok ze swoich butów na mnie i powiedział:

—Zostańmy przyjaciółmi.

Gwałtownie wciągnęłam powietrze, tak jakby zaraz miało go zabraknąć.

Czy on właśnie powiedział, że mamy zostać przyjaciółmi?

Tak, tak właśnie powiedział...

—Yyy... ja... i ty... my.–wskazywałam palcem to na niego to na mnie.—Że co?–gubiłam się, jakbym potrzebowała usłyszeć to jeszcze raz.

—Chcę się z tobą zaprzyjaźnić.–powtórzył.

—Ale jak ty to sobie wyobrażasz?–zapytałam dużo pewniej, czym chyba go zaskoczyłam bo cały się spiął.

—No po prostu, będziemy się spotykać, rozmawiać...–zaczął wymieniać.

—Aha. Ale ja cię nie znam i...–przerwał mi.

—I o to chodzi, żebyśmy się poznali. Chociaż ja już wiem o tobie dużo.–uśmiechnął się szelmowsko.

Spojrzałam na niego wyczekująco. 

Co on w szpiega się bawi?

—Za kilka tygodni kończysz osiemnaście lat i spodziewam się hucznej imprezy. Masz znamię na lewym ramieniu, niebieskie oczy, siostrę Belle i obecnie wolną chatę.–mrugnął okiem.

Matko Boska, skąd on to wie? Wszystko inne okej, mógł się od kogoś dowiedzieć, ale skąd wie gdzie mam znamię?

Bo mam. Wiecie jeszcze gdyby powiedział pieprzyk, to okej mógł strzelać. Ale znamie...?

—Skąd wiesz, w którym miejscu mam  znamie?–zapytałam w końcu.

Chłopak przez chwilę milczał po czym z tym swoim uśmiechem rzekł:

—Czyli zgadłem, tak?–zaśmiał się.

Czy on sobie strzelał, jak w statki? Nie wiem dlaczego, ale rozśmieszyło mnie to, aż do tego stopnia, że wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Na co on również zaczął się głośno śmiać.

—Haha... tak zgadłeś.–odparłam, po czym zapadła cisza.

—Więc... zgadzasz się? Spróbujemy się poznać?–zadał mi najtrudniejsze pytanie ze wszystkich możliwych.

Nie wiem co odpowiedzieć. Z jednej strony chcę go poznać i tą jego dzisiejszą, lepszą wersję, ale z drugiej boje się, że może mnie zranić...

—Ja... nie... yhhh. Dobrze...–będę tego żałować.

Będziesz jeszcze nie wiesz jak...

—No pro... czekaj, czy ty się właśnie zgodziłaś?–zapytał szczęśliwy, a jego oczy zrobiły się wielkie.

—Tak.–powiedziałam, choć w ogóle sama w to nie wierzyłam.

—Nie wierzę!–krzyknął.

Tak, ja też.

—To co? Zgodzisz się potowarzyszyć mi tego wieczora?–zapytał i wyciągnął w moją stronę rękę.

—Hmm, co masz na myśli?–zagadnęłam.

—Przed nami kupa czasu... Chodź nie widziałaś wszystkiego.–chwycił moja dłoń i pociągnął do przodu, przez co lekko się zachwiałam i wpadłam na jego tors.

Normalnie, kiedyś nakrzyczał by na mnie, zwyzywał, ale teraz uśmiechnął się do mnie po czym pomógł złapać pion. To było... coś

—Dzięki.–odwzajemniłam uśmiech.

Luke zaprowadził mnie na koniec skarpy, a ja zapomniałam jak się oddycha. Ten widok był czymś więcej... Był taki intymny, czułam się jakbym go skradła.

—To moje ulubione miejsce.–rzekł do mnie, wpatrując się w taflę wody, w której odbijały się wszystkie światła w mieście.

—Jest piękne.–powiedziałam z cichym westchnieniem.

—To prawda, ale ty piękniejsza.–odparł, a ja choć wiedziałam, że ten komentarz jest tandetny i oklepany, puściłam go mimo uszu.

W mojej ręce rozbrzmiał dzwonek telefonu, dlatego odblokowałam go z zamiarem przeczytania wiadomości, jej treść nie zaskoczyła mnie zbytnio.

Lucy:
Pamiętaj, jutro idziemy na zajęcia 😛

Do Lucy:
Ugh, okej. O której?

Lucy:
O dziewiętnastej jestem u ciebie 😘

Do Lucy:
Do zobaczenia 😘


—Kto to?–zapytał Luke.

—Hmm. To Lucy. Przypominajka. Haha.–zaśmiałam się nerwowo.

—A, okej. A o czym jeśli mogę wiedzieć?–spytał po raz kolejny.

Nie!

Tak, macie być przyjaciółmi...

—Ehh, tak... Jutro idziemy na zajęcia taneczne.–powiedziałam zestresowana.

-Och.–zdziwił się.—Tańczysz?–zapytał.

—Ja nawet nie wiem czy potrafię. Bo widzisz, byłam dziś z Lucy w galerii i tam taki pan rozdawał zaproszenia na kursy tańca. Pierwszy jest darmowy, dlatego Luc uparła się, że koniecznie musimy iść.–skończyłam wyrzucając ręce w górę.

—Nie chcesz tam iść?–kontynuował.

—To nie o to chodzi. Po prostu.... nieważne.–zakończyłam.

—Ważne, powiedz.–zażądał.

—Ugh. Stresuje się przed ludźmi szczególnie nowymi i to bardzo. Od razu zaczynam się jąkać i ogólnie boje się.–wyjaśniłam.

—To dlatego na początku naszej znajomości, nie byłaś zbyt rozmowna.–stwierdził.

—Tak. Ale z tobą miałam trudniej.–dodałam.

—Dlaczego?–znów pytanie.

Za dużo pytań...

—Nie wiem, przy innych szybciej przestawałam się denerwować. Z tobą jest po prostu inaczej. Nie umiem tego wytłumaczyć.–dałam mu do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać.

Luke pomachał twierdząco głową.

—W sumie, tak sobie myślę może spotkalibyśmy się jutro...? Oczywiście po twoich zajęciach.–zaproponował.

Tylko, że....

—Ja nie mogę. Przykro mi.–powiedziałam.

—Co, czemu? Nie chcesz?–spytał zdezorientowany.

—To nie o to chodzi. Jestem już na jutro umówiona z... Mikiem.–dodałam.

Luke zacisnął pięści tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. 

Czy ja go tym zdenerwowałam?

—Jak to? Spotykasz się z nim?–spojrzał na mnie przerażony.

—Nie... to znaczy. Kolegujemy się i dobrze nam się rozmawia. A czemu pytasz?


Luke


Czemu pytam? Czemu kurwa pytam? Ja pierdole zabije tego skurwiela. Mówiłem mu chyba jasno i wyraźnie, że ma się nie wypierdalać, a on się z nią spotyka...

—Luke.–poczułem na sobie drobną i zimna jak lód dłoń.

Spojrzałem Vivian w jej duże, niebieskie oczy i dostrzegłem troskę? To niemożliwe, nikt nigdy się mną nie przejmował, to dlaczego akurat ona ma?

—Tak?–odparłem.

—Wszystko w porządku? Jeżeli powiedziałam coś złego to bardzo przepraszam.–stwierdziła.

—Nie... Nie to ja przepraszam, naprawdę.–zapewniłem.—Zamyśliłem się.–dodałem, kiedy dalej mi nie wierzyła.

Dziewczyna zadrżała, kiedy wiatr się zerwał. Nie wiem co mną kierowało, ale zdjąłem bluzę i nałożyłem ją na jej ramiona.

Vivian odwróciła głowę w moja stronę i lekko się uśmiechnęła, co było dla mnie jasnym znakiem, że dziękuje. Jej wzrok spoczął na moim ramieniu.

—Masz tatuaże...–spostrzegła.

Jej mina mówiła wszystko. Począwszy od zaskoczenia do podziwu.

—Są piękne. Dlaczego nie zauważyłam ich wcześniej?–zapytała ciekawa.

—Hmm, może dlatego, że nie chodzę w krótkich bluzkach.–odparłem z uśmiechem.

—Ach no jasne.–krótko się zaśmiała.

—Mogę?–zapytała wyciągając w moja stronę palec, jak się domyślacie chce dotknąć dzieł.

—Proszę.–pozwoliłem jej na to.

Vivian zaczęła kreślić wzorki po mojej róży, która mam na lewym ramieniu. Była przy tym taka skupiona, a zarazem dociekliwa. Szła po każdej granicy, docierając do gwiazdek, wtedy spojrzała na mnie.

—Czy one coś dla ciebie znaczą?–zapytała.

—Haha.–zaśmiałem się niekontrolowanie.

—Co?–speszyła się.

—Każdy zadaje to pytanie, a do wygodnych ono nie należy.–oznajmiłem.

—Och, przepraszam.–posmutniała.

—Nic się nie stało absolutnie, kiedyś ci powiem. Jeszcze przyjdzie na to czas.–to prawda.

Nie lubię o tym mówić. Jest to dla mnie bardzo ważne, nikt nie wie co one oznaczają, nawet chłopaki.

—Dobrze.–przytaknęła.

Spojrzałem na nią i zacząłem się bardzo poważnie zastanawiać, dlaczego wcześniej jej nie dostrzegałem. Jest... piękna, tak bardzo naturalna i z wyglądu i zachowania. Do tego ta jej nieśmiałość, jest taka słodka i niewinna, a zarazem potrafi być asertywna i ma swoje zdanie.

Ta dziewczyna to twoje wyzwanie Luke! Nie zapominaj o tym.

Tak, wiem. Nie zapomnę, nie martwcie się. Ja nie potrafię, obdarować kogoś uczuciami, nawet głupią przyjaźnią. To jest tylko na pokaz, tak jak zawsze i ja o tym wiem, serio.

—Wracając do tematu. Jeżeli nie możesz po zajęciach, to ewentualnie spotkamy się wieczorem tak jak dziś?–kiedy przez dłuższą chwilę się nie odzywała, dodałem.—Co ty na to?

—Jasne. Gdzie pojedziemy?–zapytała.

—Jeszcze nie wiem, ale zabiorę cię w specjalne miejsce.–powiedziałem.

Vivian zaśmiała się gardłowo, lubię ten jej śmiech.

Luke!!!

—Dobrze, uwielbiam niespodzianki.–ucieszyła się.

—A teraz gdzie jesteśmy?–zapytała.

—Nad jeziorem Cayuga.–przyznałem.

—O Matko!–zrobiła wielkie oczy.—To strasznie daleko.–przeraziła się.

—Nie jest tragicznie. Lubię tu przyjeżdżać, kiedy mam zły dzień, albo jestem wściekły i potrzebuje pomyśleć. To jest odpowiednie miejsce. Jeżeli chcesz to też możesz tu przychodzić.–zaproponowałem.

—Ale to jest twoje miejsce.–zaoponowała.

—Nie Vivian teraz jest nasze. Wspólne i tylko ty o nim wiesz.–rzuciłem.

Dziewczyna wyraźnie się zarumieniła, dlatego spuściła głowę w dół.

—Nie rób tak. Nie wstydź się mnie.

Vivian podniosła wzrok. Złapałem ją za podbródek i lekko ująłem jej zimny policzek. To tak absurdalne. Niby jej poliki płoną z zawstydzenia, ale są zimne jak lód.

Na mój dotyk głośno westchnęła.

—Jaa...–zaczęła, lecz nie mogła skończyć.

—Nikt cię nigdy nie dotykał, Vivian?–zadałem jej dość osobiste pytanie.

Nie odpowiedziała. Zamiast tego dalej rozpływała się pod moim dotykiem. Była to moja szansa na to, aby pójść o krok dalej.

Moja ręka ześlizgnęła się z jej polika na kark, który zacząłem lekko masować.

Dziewczyna ciężko wzdychała czy to możliwe, żeby doszła tylko pod moim dotykiem? 

Chyba nie...

—Luke...

—Ciii... Połóż się.–popchnąłem ją lekko na ziemię, na której wcześniej rozłożyliśmy koc. Powoli rozpiąłem jej, właściwie to moją bluzę. Vivian w ogóle nie patrzyła mi w oczy dlatego odwróciłam jej głowę.

—Patrz na mnie, proszę.

Moje usta szybko odnalazły jej gorąca szyję i zostawiały tam mokre ślady. Dziewczyna niepewnie wplątała swoje chude palce w moje, gęste włosy. Przez co głośno jęknąłem. Chyba ją to wystraszyło, bo od razu zabrała rękę. Zaśmiałem się.

—Tak było dobrze.–odparłem i odprowadziłem jej rękę z powrotem na moją głowę.

Podniosłem jej bluzkę i zacząłem obsypywać pocałunkami jej brzuch na co odpowiedziała mi cichym pojękiwaniem i mruczeniem.

—Och...

Mój język znaczył ślady od jej piersi do materiału jej majtek. Dłużej zatrzymałem się na jej pępku. Językiem badałem jego środek doprowadzając, Vivian do szaleństwa.

Gotowy na dalszy rozwój sytuacji, dotarłem bezpośrednio do majtek. Jednak przeszkodziły mi jej dłonie, które spoczęły na moich, powstrzymując mnie przed zdjęciem z niej materiału.

—Nie.–powiedziała cicho i znów odwróciła wzrok.

Kurwaaaa!!!!

—Nie. Mieliśmy być przyjaciółmi. Dlaczego to robisz i wszystko pasujesz?–spytała, po czym wstała z koca i ruszyła w kierunku zaparkowanego dalej samochodu.

Ja pierdole, co tu się stało? Jeszcze żadna mi nie odmówiła. To niemożliwe.
Co niby źle zrobiłem?  Jeszcze chwilę, a była by moja.

Poszedłem za nią do auta. Kiedy znalazłem się w środku, ona głowę miała odwróconą w kierunku szyby. W odbiciu widziałem, że ma załzawione oczy.

Cholera, miałem ją do siebie przekonać, a teraz przeze mnie płacze. Świetnie, ale i tak mam wrażenie, że to jeszcze nie koniec. To dopiero początek...

—Przepraszam to się więcej nie powtórzy, poniosło mnie.–zapewniłem, choć doskonale wiem, że to kłamstwo, bo żeby wygrać zakład muszę ją przelecieć.

Długo milczała. Mam wrażenie, że szukała odpowiednich słów i próbowała doprowadzić do porządku swoje rozhuśtane emocje.

—Tak... To nie może się powtórzyć. To również moja wina. Po prostu o tym zapomnijmy.–powiedziała i wyciągnęła w moim kierunku rękę.

—Jasne.–przytaknąłem i oddałem uścisk dłoni.

—Zauważyłaś, że coraz częściej cię przepraszam.–dodałem i cicho się zaśmiałem.

—No coż, hah.

—Czyli nasze jutrzejsze wyjście aktualne?–zapytałem.

—Ehh, tak.–westchnęła ciężko.

—Cieszę się.–uśmiechnąłem się do niej.

Chociaż powinienem być na nią wściekły, bo mój kolega w spodniach stoi teraz na baczność, boleśnie mnie uciskając.

Kurwa.

Ruszyłem, obierając za kierunek dom Vivian. Myślę, że za jakieś półtorej godziny będziemy. Włączyłem cicho radio i wsłuchiwałem się w cichy stukot pod kołami.


***


Stanąłem pod jej domem, tym razem nie spała była całkowicie przytomna.

—To do zobaczenia.–powiedziałem na pożegnanie.

Było niezręcznie. Przez całą podróż nie odzywaliśmy się do siebie.

—Tak, na razie.–odparła, rozpięła pasy i wyszła z auta.

Poczekałem, aż wejdzie do mieszkania, po czym odjechałem.


***

Po wejściu do siebie od razu skierowałem się do łazienki, aby pozbyć się problemu, który męczył mnie od dwóch godzin. Długi prysznic dobrze mi zrobi.

Po kąpieli w końcu mogłem się położyć. O tak. Jednak naszła mnie myśl, żeby zadzwonić do Matta. Wykręciłem numer i przyłożyłem telefon do ucha.

—Halo!–krzyknął, a w tle doskonale słychać było odgłosy muzyki. Impreza u Roberta, którą opuściłem na rzecz spotkania z Clark.

—Rybka połknęła haczyk...

________________________________________________________________________________

Dobry wieczór 🤗
Mamy już 8 rozdział, cały poświęcony głównym bohaterom, mam nadzieję, że się podobał.
Robi się coraz bardziej gorąco pomiędzy Lukiem, a Vivian.
Cieszycie się  z takiego obrotu spraw?
Dzielcie się opinią w komentarzu i nie zapominajcie o zostawieniu gwiazdki.
Moc całusków 😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro