55
Maraton 2❤️
___________________________________________
Vivian
Kiedy obudziłam się rano Luke już nie było. Zamiast niego zastałam puste i zimne miejsce, na którym leżał idealnie złożony koc. Rozumiem, że wyszedł wcześnie po to by nie spotkać się z moją mama. Wiecie to, że zaczęła go akceptować, nie oznacza, że od razu godzi się na to, żebyśmy spali w jednym łóżku. Naprawdę byłam bardzo zdziwiona, kiedy zobaczyłam go wczoraj na tym balkonie, ale bardzo się cieszę, że przyszedł. Nigdy w życiu nie spałam tak dobrze i spokojnie. W jego ramionach czułam się bezpiecznie jak dzieciecko.
Niestety co dobre szybko się kończy i trzeba zacząć nowy tydzień. Przyznam wam się, że dziś wyjątkowo nic mi się nie chcę. Najchętniej zostałabym w tym łóżko i wąchała poduszkę, na której spał Luke, bo pachnie nieziemsko. Wiem, że może brzmi to dość abstrakcyjnie, ale oszalałam na punkcie tego chłopaka.
-Viv!-usłyszałam krzyk mamy z dołu.
Westchnęłam ciężko i wyczołgałam się z pod cieplutkiej kołderki.
-Idę.-mruknęłam, schodząc po schodach.-Cześć.-przywitałam się z Bellą, która siedziała przy stole, zajadając kanapki z serem żółtym.
-Hej.-odparła z pełnymi ustami, przez co ciężko było mi ją zrozumieć.
-A ty co taka przybita?-spytała mnie mama, smażąc na patelni pysznego omleta.
Spojrzałam na nią szybko i zaprzeczyłam ruchem głowy, mówiąc:
-Nie. Po prostu dziś bardzo, ale to bardzo nie mam siły. Nic mi się nie chcę.-wzruszyłam ramionami.
-Może to ze zmęczenia, wczoraj dałaś cudowny popis. Wiem, że już ci to mówiłam, ale jestem niesamowicie dumna.-zachwyciła się i posłała mi buziaka w powietrzu, co odwzajemniłam.
-Mamo! Omlet!-krzyknęłam, widząc jak z patelni unosi się ciemny dym.
-No, nie.-walnęła łyżka w patelnię.-Wybacz ale, znów będziesz skazana na jajka. Dziś kompletnie nie idzie mi gotowanie.-wyznała, biorąc łyka swojej porannej kawy.
-Przeżyję.-odpowiedziałam i usiadłam obok Lucy.
-Swoją drogą Vi...-zaczęła mama.-masz super teściową. A ta dziewczynka, jak jej tam było...-zaczęła szukać w głowie.-O wiem Ginny, cały czas strzelała takimi tekstami, że nie wiedziałam co powiedzieć.-zaśmiała się, wbijając jajko na patelnię.
Przewróciłam oczami, moja mama bójną wyobraźnię.
-Mamo...po pierwsze to nie jest moją teściowa...
-Jeszcze.-wtrąciła się, unosząc palca wskazującego do góry.
-A po drugie po czym to wnioskujesz? Rozmawiałyście że sobą?-zapytałam zdziwiona.
-Ach tak.-przyznała się i podała mi talerz z jedzeniem.-Przemiła kobieta i do tego jaka skromna. Jeżeli Luke odziedziczył po niej charakter to mogę być o ciebie spokojna.-dodała z uśmiechem.
Tak...
-Cieszę się, że przypadłyście sobie do gustu.-uśmiechnęłam się do niej i zabrałam się za jedzenie jajek.
-Jasne, wiesz córciu w pewnym sensie jesteśmy w podobnej sytuacji, więc doskonale się rozumiemy.-posmutniała i dostała się do stolika, przy którym ja z siostrą jadłyśmy śniadanie.
-Podwieźć cię Vi?-zapytała mija siostra, ucinając tym samym moją rozmowę z mamą.
-Jasne.-przytaknęłam, przełykając.
Z tego co Lucy mi wczoraj mówiła ostatnio jeździ do szkoły z Mattem, więc nie mam co liczyć na jej litość. Tak apropo jestem ciekawa, kiedy w końcu ujawnią się ze swoją miłością. A jeżeli chodzi o Luke to odbiera dziś pisemne zaświadczenie o zaliczeniu testów na zakończenie liceum. Mam nadzieję, że wszystko mu się udało i zdał pozytywnie.
-To jak skończysz leć się ubierać, bo muszę wejść przed drugą lekcją do sekretariatu.-upomniała mnie, jak znam życie to musi wejść po ten sam dokument, co mój chłopak.
Podejrzewam tylko, że każda klasa trzecia ma wyznaczoną osobną godzinę do odbioru tych zaświadczeń.
-Dobrze.-uśmiechnęłam się do niej po dłuższej chwili.
Moja siostra wstała od stołu i poszła szybkim krokiem do swojego pokoju, żeby się ubrać.
-Dziękuję, było pyszne.-również podniosłam się z miejsca.
-Nie kłam, wiem że nie.-zaśmiała się.
Pokręciłam głową z dezaprobatą i kiedy już miałam opuścić kuchnie, zatrzymał mnie głos rodzicielki.
-Wiesz Viv, naprawdę pomyliłam się co do Luke. Uważam, że jest bardzo odpowiedzialny bo spoczywa na nim duży obowiązek. Podziwiam to...
***
Spojrzałam na sobie w lustrze i śmiało mogę stwierdzić, że dziś ubrałam się bardzo ładnie. Zwykłe spodnie do kolan i białą bluzkę, wiązana z tyłu prezentowały się razem idealnie.
Gotowa do wyjścia, założyłam na swoje plecy tornister i zeszłam na dół, żeby złożyć buty. Nie mogłabym wybrać żadnych innych, oprócz moich białych trampek, które świetnie podkreślą moja dzisiejszą stylizację.
To moje ostatnie dni w szkole przed końcem roku, chcę przeżyć je jak najlepiej. Wiem, że po wakacjach do niej wrócę, jednak trzecią klasa to nie to samo. Jest więcej nauki, więcej testów...
-Idziemy?-zapytała mnie Bell, stając na demną przygotowana do wyjścia.
-Tak.-powiedziałam i wyszłyśmy razem z domu, uprzednio żegnając się z mamą.
-Matko, ale się stresuje tymi wynikami. Od niech zależy wszystko.-wyznała Bell, ki dy się wsiadłyśmy do jej samochodu.
-No co ty. Jestem pewna, że wszystko poszło ci dobrze. Ostatnie noce spędziłaś nad książkami, więc nie może być inaczej.-rozłorzyłam ręce.
-Mam nadzieję.-spojrzała w lusterko wsteczne i ruszyła.
Reszta drogi minęła nam w przyjemnej ciszy. Wiem, że Bella strasznie się denerwuje, wiedzę to po niej.
-To, co? Idę.-powiedziała, wysiadając z wozu o od razu skierowała się na sekretariat.
-Dasz radę!-krzyknęłam za nią pokrzepiająco i poszłam w swoją stronę.
Pierwszą mam dziś matematykę.
Po przekroczeniu progu mojej szkoły od razu w oczy rzucił mi się tłum nastolatków, którzy w swoich rękach mieli jakieś kartki. Niektórzy wyglądali na bardzo zadowolonych, zaś inni na przygnębionych. Mogę tylko się domyślać, co to za dokumenty.
Boże, sama będę tak wyglądać w przyszłym roku...
Dlaczego ten czas tak szybko leci?
-Buu.-usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam.
Jestem naprawdę bardzo strachliwą osobą.
Odwróciłam się przodem do osoby, która przed chwilą próbowała doprowadzić mnie do zawału.
-Jezu to ty.-powiedziałam, kiedy ujrzałam Luka.
-No to ja.-potwierdził, modulując w śmieszny sposób swój głos.-Hej.-powiedział już normalnie i pocałował mnie na powitanie w usta.
-Hej.-odparłam między pocałunkami.
Zaraz po tym, jak odsunęliśmy się od siebie, Luke zapytał mnie:
-Jak się spało?
-Wyśmienicie, już dawno nie byłam tak bardzo wyspana, że nawet nie chciało mi się wstawać.-zagryzłam wargę, a Luke prychnęł.
-Z której ręki?-kompletnie zmienił temat, czym mnie zaskoczył.
-Naprawdę? Bawiłam się w to jak miałam pięć lat...-zaśmiałam się, po chwili krótkiej analizy.
-No wybieraj.-ponaglił mnie.
-Okej to z...lewej.-poprosiłam.
Chłopak wyciągnął kartkę A4, którą widziałam wcześniej u innych uczniów. Przeczytałam szybko jej zawartość, ale jedno zdanie najbardziej zapadło mi w pamięci. "Zdał pozytywnie".
-Aaa, gratulacje.-przytuliłam go.
-Dziękuję bardzo.-odparł skromnie, a teraz z której ręki?-zapytał.
-Jest coś jeszcze?-zdziwiłam się, a on potwierdził głową.
-No to nie ma innego wyjścia, z prawej.-wskazałam na dłoń chłopaka.
Luke wyciągnął przed siebie dłoń, jednak kiedy tylko rozłożył pięść, ujrzałam pustkę.
-Tu nic nie ma.-stwietdziłam zgodnie z prawdą.
-No właśnie, czyli jednak miałaś wybór.-zaśmiał się przebiegle.
-To znowu lewa.-powiedziałam i spojrzałam w jego szczęśliwego oczy.
Brunet wyciągnął zza pleców następną kartkę, jednak ta była dużo mniejsza od tej z wynikami.
Wzięłam ją do ręki i nie byłam w stanie uwierzyć.
-Bilet na koncert Linkin Park?!-pisnęłam, na co chłopak się zaśmiał.
-Cieszysz się?-zapytał mnie.
-Oczywiście, że tak. Uwielbiam ich! Skąd wiedziałeś, że słucham tego zespołu?-zaciekawiłam się.
-Kiedyś Bell się wygadała.-wyznał krótko, a ja się uśmiechnęłam.-Spójrz na datę.-poprosił mnie, więc od razu to wykonałam.
Moje oczy chyba wypadły z orbit...
-Dzisiaj?!-teraz to byłam spanikowana.
-Dostałam te biletu na swoją osiemnastkę od Liama, miałem iść z nim, ale zmieniłem palmy w chwili, gdy usłyszałem, że lubisz ich tak samo jak ja.-zaśmiał się.
-O Matko...to tak mało czasu. W co ja się ubiorę?-spytałam bardziej sobie niż jego.
-Do zobaczenia wieczorem kochanie.-odezwał się Luke i poszedł w kierunku swojej sali, a ja zostałam sama na środku korytarze z biletem na koncert, o którym od dawna marzyłam.
Aaaaa! Nie wierzę...-z tą myślą poszłam pod sale od matematyki i oparłam się o ścianę, podziwiając w ręku małą kartkę z dużym napisem Linkin Park.
-Tu cię mam. Szukam cię i szukam po całej szkole.-odezwała się Lucy, która nawet nie wiem skąd przyszła.
-Ciebie też miło widzieć.-mruknęłam dalej wpatrzona w bilet.
-Jestem wściekła na gościa od geografii...wiesz, że ten herbatnik chciał postawić mi jedynkę za rozmowę przez telefon w czasie przerwy.-oburzyła się.
-Dlaczego?-spytałam, marszcząc przy tym czoło.
-Bo stwierdził, że emituje groźne promieniowanie swoim smartfonem i zagrażam środowisku. Idąc koło mnie krzyczał, że czuje jak fale przez niego przenikają i jeśli się nie rozlaczę postawi mi jedynkę że swojego przedmiotu. Wiesz... zawsze wiedziałam, że ten gość jest jakiś dziwny, ale to już jest schiza. Słuchasz mnie w ogóle?-mamrotała.
-Mhm...-potwierdziłam.
-Właśnie widzę. Co tam masz?-wyrwała mi z ręki bilet, po czym zagwizadała.
-Fiu fiu...no nie źle.-zaczeła.
-No.-westchnęłam.
-Dostalas?-zapytała.
-Tak od Luka. Będziesz musiała mi pomóc.-spojrzałam na nią.
-Zależy w czym?-uśmiechnęła się.
-Koncert jest dziś, a ja kompletnie nie wiem co założyć. Ty się na tym znasz, więc może...-nim skończyłam wypowiedź, Lucy odezwała się.
-Dobrze, pomogę ci. Będziesz tam lśniła. Będę czekać na ciebie pod szkołą.-mrugnęła i w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
-Dziękuję kochana.-odparłam i weszłam do klasy od matematyki, natomiast Lucy ruszyła w przeciwnym kierunku.
W sali nie było jeszcze nikogo, dlatego na spokojnie zajęłam swoje miejsce.
-Dzień dobry Vivian.-odezwał się pan od matematyki.
-Dzień dobry.-odparłam pogodnie.
-Chciałbym ci pogratulować wyników.-uścisnął moja dłoń.- Miałaś je najlepsze w całej szkole. Mam cichą nadzieję, że w przyszłym roku na testach kończących edukację licealną też uzyskasz takie wyniki.-uśmiechnął się i wrócił do swojego biurka, kiedy do sali zaczęła wchodzić reszta klasy.
Czy ten dzień może być jeszcze lepszy?
***
Po skończonych zajęciach od razu udałam się na parking w kierunku samochodu mojej przyjaciółki. Jestem tak bardzo podekscytowana, że odnodze wrażenie, że unoszę się nad ziemią.
-Jestem.-powiedziałam, kiedy wsiadłam do wnętrza jej autka.
-To jedziemy robić cię na bóstwo!-krzyknęła i podgłiśniła radio, w którym leciała teraz David Guetta.
Spojrzenia uczniów, którzy stali na parkingu od razu poleciały w naszą stronę, a w szczególności w stronę Lucy, która właśnie darła się do refrenu Memories.
Z kim ja żyję?
Na szczęście po niedługiej chwili, Luc wjechała na normalną drogę, która prowadziła już prosto do mnie.
Uchyliłam lekko okno i wyjęłam za nie rękę, tak jak miałam w zwyczaju robić. Ciepły wiatr otulił moja dłoń, pchnąc ją lekko do tyłu. Kocham to uczucie...
Podróż zajęła nam około dziesięciu minut, ponieważ moja przyjaciółka pruła przez miasto, jak szalona.
-Dziękuję, że dojechałam w całości.-spojrzałam w górę.
-Nie ma za co.-Lucy spojrzała na mnie, zamykając samochód.
-Oj, twoja skromność, aż biję po oczach.-zaśmiałam się, podchodząc do drzwi i je otwierając.
-No widzisz...ale tu zimno.-zachwyciła się Lucy, wchodząc do środka.
-Co pijesz?-zapytałam.
-Wodkę z colą.-zaśmiała się.
-Ta, jasne.-prychnęłam i nalałam nam do szklanek soku pomarańczowego.
-Od razu idziemy na górę?-zapytała rudowłosa.
-Tak.-przytaknęłam. -Trzymaj.-podałam jej szklankę i obie ruszyliśmy do mojego pokoju.
Wchodząc do jego środka, Lucy od razu mruknęła:
-Czy ty, zawsze masz tu tak porządek?
-Raczej tak.-odparłam, wzruszając ramionami.
-Cokolwiek.-stwierdziła i odstawiła sok na moim biurku, a sama podeszła do mojej szafy.
-Co my tutaj mamy?-zastanowiła się, przesuwając wieszaki.-O te spodnie.-wyjęła z szafy czarne rurki i rzuciła na mnie.-I ta bluzka.-wzięła do ręki T-shirt równie czarny co spodnie, tylko że miał na sobie czerwone nadruki.
-Tak się chodzi na koncerty?-spytałam.
-Nie wiem, ja bym tak poszła.-zaśmiała się.
-Okej... To co dalej?-spojrzałam na nią.
-Wlosy i makijaż.-przegryzła wnętrze policzka.
-O nie! Tylko nie makijaż.-zaprzeczyłam.
-Musisz Viv, ale obiecuję, że będzie bardzo subtelny. Tak jak lubisz.-uśmiechnęła się.-A teraz siadaj tu.-pokazała palcem na fotel przed lustrem. -Zaczniemy od włosów.-wskazała na pukle, które uciekły z mojej kitki.
Obserwując poczynania mojej przyjaciółki byłam przerażona, jednak efekt końcowy był oszałamiającym. Moje włosy były skręcone w delikatne fale, a przednie kosmyki spięte z tyłu głowy w mała kitkę.
Teraz Lucy kończy nakładać na moje oczy brązowy cień.
-No i super. Teraz usta.-powiedziała i szukać jakiejś pomadki w kosmetyczce oczywiście mojej siostry, bo ja nie posiadam takich kosmetyków.-Ta będzie idealna.-uśmiechnęła się i przejechała szminka po nich wargach.-Gotowe!-pisnęła dumna, a ja wychyliłam się zza niej, po to by zobaczyć się w lustrze.
-Wow, dziękuję. Jest pięknie.-pocałowałam jej policzek.
-Nie ma za co.-dotknęła mojego ramienia w tu samym momencie, co mój telefon zawibrował.
-Podasz mi komórkę?-poprosiłam Lucy, gdyż była bliżej.
-Jasne.-przytwknęła i podała mi urządzenie.
Otworzyłam skrzynkę odbiorczą, w której była jedną nieprzeczytana wiadomość.
Od Luke:
Będą za piętnaście minut.
___________________________________________
Dzień dobry Kochani ❤️
Wiem, że jest rano, ale usnęłam pisząc rozdział i dopiero godzinę temu się obudziłam. Przepraszam ❤️
Jak podobał się rozdział?
W następnym będzie dużo Vivian i Luka razem 😍
Do następnego ❤️
Buźki 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro