Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

55


Maraton 2❤️
___________________________________________

Vivian

Kiedy obudziłam się rano Luke już nie było. Zamiast niego zastałam puste i zimne miejsce, na którym leżał idealnie złożony koc. Rozumiem, że wyszedł wcześnie po to by nie spotkać się z moją mama. Wiecie to, że zaczęła go akceptować, nie oznacza, że od razu godzi się na to, żebyśmy spali w jednym łóżku. Naprawdę byłam bardzo zdziwiona, kiedy zobaczyłam go wczoraj na tym balkonie, ale bardzo się cieszę, że przyszedł. Nigdy w życiu nie spałam tak dobrze i spokojnie. W jego ramionach czułam się bezpiecznie jak dzieciecko.

Niestety co dobre szybko się kończy i trzeba zacząć nowy tydzień. Przyznam wam się, że dziś wyjątkowo nic mi się nie chcę. Najchętniej zostałabym w tym łóżko i wąchała poduszkę, na której spał Luke, bo pachnie nieziemsko. Wiem, że może brzmi to dość abstrakcyjnie, ale oszalałam na punkcie tego chłopaka.

-Viv!-usłyszałam krzyk mamy z dołu.

Westchnęłam ciężko i wyczołgałam się z pod cieplutkiej kołderki.

-Idę.-mruknęłam, schodząc po schodach.-Cześć.-przywitałam się z Bellą, która siedziała przy stole, zajadając kanapki z serem żółtym.

-Hej.-odparła z pełnymi ustami, przez co ciężko było mi ją zrozumieć.

-A ty co taka przybita?-spytała mnie mama, smażąc na patelni pysznego omleta.

Spojrzałam na nią szybko i zaprzeczyłam ruchem głowy, mówiąc:

-Nie. Po prostu dziś bardzo, ale to bardzo nie mam siły. Nic mi się nie chcę.-wzruszyłam ramionami.

-Może to ze zmęczenia, wczoraj dałaś cudowny popis. Wiem, że już ci to mówiłam, ale jestem niesamowicie dumna.-zachwyciła się i posłała mi buziaka w powietrzu, co odwzajemniłam.

-Mamo! Omlet!-krzyknęłam, widząc jak z patelni unosi się ciemny dym.

-No, nie.-walnęła łyżka w patelnię.-Wybacz ale, znów będziesz skazana na jajka. Dziś kompletnie nie idzie mi gotowanie.-wyznała, biorąc łyka swojej porannej kawy.

-Przeżyję.-odpowiedziałam i usiadłam obok Lucy.

-Swoją drogą Vi...-zaczęła mama.-masz super teściową. A ta dziewczynka, jak jej tam było...-zaczęła szukać w głowie.-O wiem Ginny, cały czas strzelała takimi tekstami, że nie wiedziałam co powiedzieć.-zaśmiała się, wbijając jajko na patelnię.

Przewróciłam oczami, moja mama bójną wyobraźnię.

-Mamo...po pierwsze to nie jest moją teściowa...

-Jeszcze.-wtrąciła się, unosząc palca wskazującego do góry.

-A po drugie po czym to wnioskujesz? Rozmawiałyście że sobą?-zapytałam zdziwiona.

-Ach tak.-przyznała się i podała mi talerz z jedzeniem.-Przemiła kobieta i do tego jaka skromna. Jeżeli Luke odziedziczył po niej charakter to mogę być o ciebie spokojna.-dodała z uśmiechem.

Tak...

-Cieszę się, że przypadłyście sobie do gustu.-uśmiechnęłam się do niej i zabrałam się za jedzenie jajek.

-Jasne, wiesz córciu w pewnym sensie jesteśmy w podobnej sytuacji, więc doskonale się rozumiemy.-posmutniała i dostała się do stolika, przy którym ja z siostrą jadłyśmy śniadanie.

-Podwieźć cię Vi?-zapytała mija siostra, ucinając tym samym moją rozmowę z mamą.

-Jasne.-przytaknęłam, przełykając.

Z  tego co Lucy mi wczoraj mówiła ostatnio jeździ do szkoły z Mattem, więc nie mam co liczyć na jej litość. Tak apropo jestem ciekawa, kiedy w końcu ujawnią się ze swoją miłością. A jeżeli chodzi o Luke to odbiera dziś pisemne zaświadczenie o zaliczeniu testów na zakończenie liceum. Mam nadzieję, że wszystko mu się udało i zdał pozytywnie.

-To jak skończysz leć się ubierać, bo muszę wejść przed drugą lekcją do sekretariatu.-upomniała mnie, jak znam życie to musi wejść po ten sam dokument, co mój chłopak.

Podejrzewam tylko, że każda klasa trzecia ma wyznaczoną osobną godzinę do odbioru tych zaświadczeń.

-Dobrze.-uśmiechnęłam się do niej po dłuższej chwili.

Moja siostra wstała od stołu i poszła szybkim krokiem do swojego pokoju, żeby się ubrać.

-Dziękuję, było pyszne.-również podniosłam się z miejsca.

-Nie kłam, wiem że nie.-zaśmiała się.

Pokręciłam głową z dezaprobatą i kiedy już miałam opuścić kuchnie, zatrzymał mnie głos rodzicielki.

-Wiesz Viv, naprawdę pomyliłam się co do Luke. Uważam, że jest bardzo odpowiedzialny bo spoczywa na nim duży obowiązek. Podziwiam to...

***

Spojrzałam na sobie w lustrze i śmiało mogę stwierdzić, że dziś ubrałam się bardzo ładnie. Zwykłe spodnie do kolan i białą bluzkę, wiązana z tyłu prezentowały się razem idealnie.

Gotowa do wyjścia, założyłam na swoje plecy tornister i zeszłam na dół, żeby złożyć buty. Nie mogłabym wybrać żadnych innych, oprócz moich białych trampek, które świetnie podkreślą moja dzisiejszą stylizację.

To moje ostatnie dni w szkole przed końcem roku, chcę przeżyć je jak najlepiej. Wiem, że po wakacjach do niej wrócę, jednak trzecią klasa to nie to samo. Jest więcej nauki, więcej testów...

-Idziemy?-zapytała mnie Bell, stając na  demną przygotowana do wyjścia.

-Tak.-powiedziałam i wyszłyśmy razem z domu, uprzednio żegnając się z mamą.

-Matko, ale się stresuje tymi wynikami. Od niech zależy wszystko.-wyznała Bell, ki dy się wsiadłyśmy do jej samochodu.

-No co ty. Jestem pewna, że wszystko poszło ci dobrze. Ostatnie noce spędziłaś nad książkami, więc nie może być inaczej.-rozłorzyłam ręce.

-Mam nadzieję.-spojrzała w lusterko wsteczne i ruszyła.

Reszta drogi minęła nam w przyjemnej ciszy. Wiem, że Bella strasznie się denerwuje, wiedzę to po niej.

-To, co? Idę.-powiedziała, wysiadając z wozu o od razu skierowała się na sekretariat.

-Dasz radę!-krzyknęłam za nią pokrzepiająco i poszłam w swoją stronę.

Pierwszą mam dziś matematykę.

Po przekroczeniu progu mojej szkoły od razu w oczy rzucił mi się tłum nastolatków, którzy w swoich rękach mieli jakieś kartki. Niektórzy wyglądali na bardzo zadowolonych, zaś inni na przygnębionych. Mogę tylko się domyślać, co to za dokumenty.

Boże, sama będę tak wyglądać w przyszłym roku...

Dlaczego ten czas tak szybko leci?

-Buu.-usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam.

Jestem naprawdę bardzo strachliwą osobą.

Odwróciłam się przodem do osoby, która przed chwilą próbowała doprowadzić mnie do zawału.

-Jezu to ty.-powiedziałam, kiedy ujrzałam Luka.

-No to ja.-potwierdził, modulując w śmieszny sposób swój głos.-Hej.-powiedział już normalnie i pocałował mnie na powitanie w usta.

-Hej.-odparłam między pocałunkami.

Zaraz po tym, jak odsunęliśmy się od siebie, Luke zapytał mnie:

-Jak się spało?

-Wyśmienicie, już dawno nie byłam tak bardzo wyspana, że nawet nie chciało mi się wstawać.-zagryzłam wargę, a Luke prychnęł.

-Z której ręki?-kompletnie zmienił temat, czym mnie zaskoczył.

-Naprawdę? Bawiłam się w to jak miałam pięć lat...-zaśmiałam się, po chwili krótkiej analizy.

-No wybieraj.-ponaglił mnie.

-Okej to z...lewej.-poprosiłam.

Chłopak wyciągnął kartkę A4, którą widziałam wcześniej u innych uczniów. Przeczytałam szybko jej zawartość, ale jedno zdanie najbardziej zapadło mi w pamięci. "Zdał pozytywnie".

-Aaa, gratulacje.-przytuliłam go.

-Dziękuję bardzo.-odparł skromnie, a teraz z której ręki?-zapytał.

-Jest coś jeszcze?-zdziwiłam się, a on potwierdził głową.

-No to nie ma innego wyjścia, z prawej.-wskazałam na dłoń chłopaka.

Luke wyciągnął przed siebie dłoń, jednak kiedy tylko rozłożył pięść, ujrzałam pustkę.

-Tu nic nie ma.-stwietdziłam zgodnie z prawdą.

-No właśnie, czyli jednak miałaś wybór.-zaśmiał się przebiegle.

-To znowu lewa.-powiedziałam i spojrzałam w jego szczęśliwego oczy.

Brunet wyciągnął zza pleców następną kartkę, jednak ta była dużo mniejsza od tej z wynikami.

Wzięłam ją do ręki i nie byłam w stanie uwierzyć.

-Bilet na koncert Linkin Park?!-pisnęłam, na co chłopak się zaśmiał.

-Cieszysz się?-zapytał mnie.

-Oczywiście, że tak. Uwielbiam ich! Skąd wiedziałeś, że słucham tego zespołu?-zaciekawiłam się.

-Kiedyś Bell się wygadała.-wyznał krótko, a ja się uśmiechnęłam.-Spójrz na datę.-poprosił mnie, więc od razu to wykonałam.

Moje oczy chyba wypadły z orbit...

-Dzisiaj?!-teraz to byłam spanikowana.

-Dostałam te biletu na swoją osiemnastkę od Liama, miałem iść z nim, ale zmieniłem palmy w chwili, gdy usłyszałem, że lubisz ich tak samo jak ja.-zaśmiał się.

-O Matko...to tak mało czasu. W co ja się ubiorę?-spytałam bardziej sobie niż jego.

-Do zobaczenia wieczorem kochanie.-odezwał się Luke i poszedł w kierunku swojej sali, a ja zostałam sama na środku korytarze z biletem na koncert, o którym od dawna marzyłam.

Aaaaa! Nie wierzę...-z tą myślą poszłam pod sale od matematyki i oparłam się o ścianę, podziwiając w ręku małą kartkę z dużym napisem Linkin Park.

-Tu cię mam. Szukam cię i szukam po całej szkole.-odezwała się Lucy, która nawet nie wiem skąd przyszła.

-Ciebie też miło widzieć.-mruknęłam dalej wpatrzona w bilet.

-Jestem wściekła na gościa od geografii...wiesz, że ten herbatnik chciał postawić mi jedynkę za rozmowę przez telefon w czasie przerwy.-oburzyła się.

-Dlaczego?-spytałam, marszcząc przy tym czoło.

-Bo stwierdził, że emituje groźne promieniowanie swoim smartfonem i zagrażam środowisku. Idąc koło mnie krzyczał, że czuje jak fale przez niego przenikają i jeśli się nie rozlaczę postawi mi jedynkę że swojego przedmiotu. Wiesz... zawsze wiedziałam, że ten gość jest jakiś dziwny, ale to już jest schiza. Słuchasz mnie w ogóle?-mamrotała.

-Mhm...-potwierdziłam.

-Właśnie widzę. Co tam masz?-wyrwała mi z ręki bilet, po czym zagwizadała.

-Fiu fiu...no nie źle.-zaczeła.

-No.-westchnęłam.

-Dostalas?-zapytała.

-Tak od Luka. Będziesz musiała mi pomóc.-spojrzałam na nią.

-Zależy w czym?-uśmiechnęła się.

-Koncert jest dziś, a ja kompletnie nie wiem co założyć. Ty się na tym znasz, więc może...-nim skończyłam wypowiedź, Lucy odezwała się.

-Dobrze, pomogę ci. Będziesz tam lśniła. Będę czekać na ciebie pod szkołą.-mrugnęła i w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.

-Dziękuję kochana.-odparłam i weszłam do klasy od matematyki, natomiast Lucy ruszyła w przeciwnym kierunku.

W sali nie było jeszcze nikogo, dlatego na spokojnie zajęłam swoje miejsce.

-Dzień dobry Vivian.-odezwał się pan od matematyki.

-Dzień dobry.-odparłam pogodnie.

-Chciałbym ci pogratulować wyników.-uścisnął moja dłoń.- Miałaś je najlepsze w całej szkole. Mam cichą nadzieję, że w przyszłym roku na testach kończących edukację licealną też uzyskasz takie wyniki.-uśmiechnął się i wrócił do swojego biurka, kiedy do sali zaczęła wchodzić reszta klasy.

Czy ten dzień może być jeszcze lepszy?

***

Po skończonych zajęciach od razu udałam się na parking w kierunku samochodu mojej przyjaciółki. Jestem tak bardzo podekscytowana, że odnodze wrażenie, że unoszę się nad ziemią.

-Jestem.-powiedziałam, kiedy wsiadłam do wnętrza jej autka.

-To jedziemy robić cię na bóstwo!-krzyknęła i podgłiśniła radio, w którym leciała teraz David Guetta.

Spojrzenia uczniów, którzy stali na parkingu od razu poleciały w naszą stronę, a w szczególności w stronę Lucy, która właśnie darła się do refrenu Memories.

Z kim ja żyję?

Na szczęście po niedługiej chwili, Luc wjechała na normalną drogę, która prowadziła już prosto do mnie.

Uchyliłam lekko okno i wyjęłam za nie rękę, tak jak miałam w zwyczaju robić. Ciepły wiatr otulił moja dłoń, pchnąc ją lekko do tyłu. Kocham to uczucie...

Podróż zajęła nam około dziesięciu minut, ponieważ moja przyjaciółka pruła przez miasto, jak szalona.

-Dziękuję, że dojechałam w całości.-spojrzałam w górę.

-Nie ma za co.-Lucy spojrzała na mnie, zamykając samochód.

-Oj, twoja skromność, aż biję po oczach.-zaśmiałam się, podchodząc do drzwi i je otwierając.

-No widzisz...ale tu zimno.-zachwyciła się Lucy, wchodząc do środka.

-Co pijesz?-zapytałam.

-Wodkę z colą.-zaśmiała się.

-Ta, jasne.-prychnęłam i nalałam nam do szklanek soku pomarańczowego.

-Od razu idziemy na górę?-zapytała rudowłosa.

-Tak.-przytaknęłam. -Trzymaj.-podałam jej szklankę i obie ruszyliśmy do mojego pokoju.

Wchodząc do jego środka, Lucy od razu mruknęła:

-Czy ty, zawsze masz tu tak porządek?

-Raczej tak.-odparłam, wzruszając ramionami.

-Cokolwiek.-stwierdziła i odstawiła sok na moim biurku, a sama podeszła do mojej szafy.

-Co my tutaj mamy?-zastanowiła się, przesuwając wieszaki.-O te spodnie.-wyjęła z szafy czarne rurki i rzuciła na mnie.-I ta bluzka.-wzięła do ręki T-shirt równie czarny co spodnie, tylko że miał na sobie czerwone nadruki.

-Tak się chodzi na koncerty?-spytałam.

-Nie wiem, ja bym tak poszła.-zaśmiała się.

-Okej... To co dalej?-spojrzałam na nią.

-Wlosy i makijaż.-przegryzła wnętrze policzka.

-O nie! Tylko nie makijaż.-zaprzeczyłam.

-Musisz Viv, ale obiecuję, że będzie bardzo subtelny. Tak jak lubisz.-uśmiechnęła się.-A teraz siadaj tu.-pokazała palcem na fotel przed lustrem. -Zaczniemy od włosów.-wskazała na pukle, które uciekły z mojej kitki.

Obserwując poczynania mojej przyjaciółki byłam przerażona, jednak efekt końcowy był oszałamiającym. Moje włosy były skręcone w delikatne fale, a przednie kosmyki spięte z tyłu głowy w mała kitkę.

Teraz Lucy kończy nakładać na moje oczy brązowy cień.

-No i super. Teraz usta.-powiedziała i szukać jakiejś pomadki w kosmetyczce oczywiście mojej siostry, bo ja nie posiadam takich kosmetyków.-Ta będzie idealna.-uśmiechnęła się i przejechała szminka po nich wargach.-Gotowe!-pisnęła dumna, a ja wychyliłam się zza niej, po to by zobaczyć się w lustrze.

-Wow, dziękuję. Jest pięknie.-pocałowałam jej policzek.

-Nie ma za co.-dotknęła mojego ramienia w tu samym momencie, co mój telefon zawibrował.

-Podasz mi komórkę?-poprosiłam Lucy, gdyż była bliżej.

-Jasne.-przytwknęła i podała mi urządzenie.

Otworzyłam skrzynkę odbiorczą, w której była jedną nieprzeczytana wiadomość.

Od Luke:
Będą za piętnaście minut.

___________________________________________

Dzień dobry Kochani ❤️

Wiem, że jest rano, ale usnęłam pisząc rozdział i dopiero godzinę temu się obudziłam. Przepraszam ❤️

Jak podobał się rozdział?
W następnym będzie dużo Vivian i Luka razem 😍

Do następnego ❤️
Buźki 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro