Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

53


Vivian

Stres... Jedno z silniejszych uczuć, które kieruję człowiekiem. Potrafi motywować, ale tak samo wykańczać psychicznie. W życiu każdego z nas przychodzi taki dzień, w którym musimy się z nim zmierzyć, a najlepiej było by po prostu go pokonać. Są sprawdziany, są kartkówki, testy...nie wpływa to na mnie w żaden sposób, najzwyczajniej w świecie tego nie odczuwam. Jednak dzisiaj nie mogę umieść szklanki z wodą, no tak bardzo trzęsą mi się dłonie.

Czy jeszcze ktoś tak ma?

To właśnie dziś jest ten dzień. Dzień, w którym są zawody z pole dance. Kompletnie nie wiem czego mam się spodziewać, w końcu to nie to samo co usiąść na spokojnie w ławce i napisać test, na którym i tak spodziewasz się co będzie. Teraz to nie takie proste...

Z tego co dowiedziałam się od Mii, dostanę losowo wybrana piosenkę, do której będę musiała zaprezentować układ, który udało mu się przygotować w ciągu tych kilku dni. Sama nie wiem, jak ja tego dokonałam?

Stwierdzam, że nigdy nie miałam tak stresującego dnia. No dobra, cofam... Wczoraj był mój najbardziej stresujący dzień w życiu, kiedy przyszło mi poznać mamę Luke'a. Chociaż jak zawsze "strach ma wielkie oczy", Meryl okazała się wspaniałą ozdobą. Jest bardzo otwartą i pozytywną osobą, która cały czas się śmieje. Jej małą kopią zdecydowanie jest Ginny. Natomiast Luke wydaje się bardziej powściągliwy, choć jestem pewna, że jeszcze głębiej w jego środku kryje się jego prawdziwe ja.

Może to paradoks, ale wciąż mam wrażenie, że nie znam do końca Luka. Dobrym stwierdzeniem byłoby, że cały czas go poznaje i odsłaniam kolejne karty.

-Modlisz się nad tym jedzeniem?-usłyszałam głos mojej mamy, które weszła zaspana do kuchni.

Jak można było się spodziewać od razu poszła zaparzyć kawę...

-Nie wiem. Nie, po prostu nie mogę zjeść. Bardzo się denerwuje.-spojrzałam na swoją rodzicielkę smętnym wzrokiem.

Mam wrażenie, że wszystko odmawia mi dziś posłuszeństwa...humor, ciało, umysł.

-Kochanie, nie masz czym. Dasz radę w stu procentach. Zobaczysz jeszcze wrócisz tu z medalem.-zaśmiała się.

-A co jeśli się pomyle, a co gorsza zapomnę choreografii.-westchnęłam.

-Improwizuj.-wzruszyła ramionami, upijając łyk kawy.-I tyle, to zawsze działa.-dodała po chwili namysłu.

-Mamo... mówisz to wszystko z takim spokojem?-zapytałam w szoku.

-Tak, wiesz...-zaczęła i usiadła tuż obok mnie. -kiedyś przeszłam przez taki stres i to razem z twoim tatą. Braliśmy razem udział w konkursie na najlepszy taniec towarzyski  Nowym Yorku, byliśmy rewelacyjne przygotowani, mieliśmy układ opracowany do perfekcji, nic nie mogło się stać. Zaraz po tym jak stanęliśmy na środku wielkiej sali, na której trybunach siedziało tysiące osób, zaczęły łapać nas obawy, wszytko przez stres. Zaczęliśmy tańczyć i dosłownie pod koniec tata się potknął...-zaśmiała się na to wspomnienie.

-I co wtedy zrobiliście?-spytałam.

- Nic, przynajmniej ja. Na początku myślałam, że to koniec...wtedy tata zrobił salto i wylądowała tuż przed moimi oczami w szpagacie. Po prostu improwizował i to doprowadziło nas do zwycięstwa. Nie zatrzymał się tak jak ja, tańczył dalej i uratował sytuację. Pamiętaj Vi, że nie zawsze wszystko idzie po naszych planach. Wiele rzeczy nie planujesz, a i tak je robisz.-zagryzła wargę i uśmiechnęła się do mnie leniwie.

Zainteresowana oparłam głowę o rękę i zadałam kolejne pytanie:

-Czemu nie opowiadała mi tego wcześniej? Nigdy nie słyszałam o tym, że tańczyłaś z tatą taniec towarzyski.

Mama zachichotała, a w jej oczach błyszczała tęsknota.

-Nie było okazji... A teraz kończ to śniadanie i weź się w garść, bo nie zdążysz na te zawody.-zaśmiała się, a ja nieco spokojniejsza wgryzłam się w kanapkę.-A tak swój drogą, kto przyjdzie?-zapytała wstając od stołu.

-Hm...ty, Bell, Lucy, Luke i jego siostra z mamą.-powiedziałam.

Wczoraj, kiedy moja wizyta w domu Robertsów dobiegała końca przypomniałam  Lukowi o zawodach, szczęście w nieszczęściu, że usłyszała to jego mama i stwierdziła, że z chęcią przyjdzie z Gin.

I tak o to mój stres wzrósł dwukrotnie...

-O Matko! To znaczy, że poznam twoja teściową. Jaka ona jest?-ciekawa, podeszła do lustra i zaczęła oglądać swoje włosy, tylko po to by po sekundzie że skwaszona miną, powiedzieć.- Cholera jasne lecę do fryzjera może jeszcze zdążę! Widzisz te odrosty, jak ja się pokaże?-zapytała mnie, a już po chwili mogłam usłyszeć , szamotaninę w przedpokoju, prawdopodobnie moja mama zakładała buty, później był tylko trzask drzwi i dźwięk odpalanego silnika samochodu.

Aha... To było całkiem normalne... I tak oto zostałam sama w domu. Jak się domyślacie Bell jest u Lima.

Ale może to i lepiej będę miała czas tylko dla siebie. Wymoczę się w gorącej wodzie, zrobię maseczka. Idealny pomysł, na zostawienie stresu w tle.-z tą myślą udałam się do łazienki i napuściłam wodę do niewielkiej wanny.

Na co dzień preferuję prysznic, bo jest zdecydowanie szybciej, ale raz na jakiś czas można sobie zrobić takie małe spa.

Rozebrana schyliłam się, żeby sprawdzić czy temperatura jest odpowiednia. Kiedy okazało się, że tak od razu weszłam do przezroczystej i przyjemnie gorącej cieczy. Położyłam się, zanurzając całe ciało. Rewelacyjne uczucie...

Przymknęłam lekko oczy i wróciłam wspomnieniami do wczorajszego obiadu w domu Luka. Było naprawdę świetnie, atmosfera była bardzo miła. Gin co chwilę gasiła swojego brata w ramach zemsty za źle pobrane pomiary. Do teraz nie mogę przestać się z tego śmiać. Skąd Luke wziął te wszystkie liczby... Najbardziej jednak rozbawiały mnie wypowiedzi Meryl, która już wyobraża sobie w głowie nasz ślub, dzieci, przyszłość. Zachowuje się zupełnie tak jak moja mama. Jedyne co nie daje mi spokoju to te SMS-y, które przychodzą do mojego chłopaka. To już drugi raz, brunet za każdym razem jest tak samo spięty.

Czy to jest  normalne zachowanie?

Nagle usłyszałam jakiś huk, byk krótki i głośny.

Przerażona podniosłam się do pozycji siedzącej, czyżby moja mama czego zapomniała?

-Mamo?!-krzyknęłam, jednak odpowiedziała mi jedynie głucha cisza.

Co się dzieje?

Wyszłam z wanny uprzednio wycierając swoje ciało w ręcznik, a następnie owijając go wokół swojego ciała.

Zdenerwowana opuściłam łazienkę i udałam się na hol. Wyjrzałam zza futryny, ale nie zauważyłam nic niepokojącego. Przeszłam do salonu, w którym również nikogo nie było. Bezradna otworzyłam drzwi wejściowe, ale tam też nie było nic, ani nikogo.

Kiedy już miałam zamykać drzwi w moje oczy rzuciła się kartka A4, leżąca na wycieraczce, papier złożony został na pół, a na jego wierzchu jest  czarny dopisek mojego imienia.

Zdziwiona podniosłam go z ziemi i otworzyłam. Jego treść była dziwna.

"Połamania nóg, złotko :)"

Jak mam niby to rozumieć? Pozytywnie czy nie. W końcu tak się mówi, żeby nie zapeszać, ale kto to tu przyniósł.

Nim zamknęłam drzwi pod dom podjechała moja siostra.

Jestem w szoku, że tak szybko wróciła. Sądziłam, że będzie dopiero na zawodach, a tu proszę.

-Hej.-przywitała się ze mną, uprzednio lustrując mnie od góry do dołu wzrokiem.-A ty co, ubrać się w co nie miałaś?-zaśmiała się.

-Nie tylko... nie ważne.-machnęłam ręką.-Lepiej powiedz, czemu tak wcześnie wróciłaś od swojego blondaska?-zapytałam z uśmiechem na ustach.

-Mój blondasek jechał do kuzyna, ma coś do załatwienia.-wzruszyła ramionami.-Viv, wiesz która jest godzina?-zaoytała mnie siostra.

-Tak, po czternastej.-przyznałam.

-Nie Vivian, jest piętnasta trzydzieści. Jeżeli chcesz zdążyć to za godzinę powinnaś być gotowa.-wyznała zdziwiona, moja miną.

-Ale jak przecież na moim zegarku...-wskazałam palcem do góry, nic nie rozumiejąc.

-Cholera Viv, masz godzinę!-krzyknęła i popchnęła mnie w kierunku mojego pokoju.

A ja nie mówiąc już nic popędziłam schodami do góry, robiąc przy tym nie mały łomot.

***

-Masz wszystko?-zapytała Bell, stojąc przy drzwiach wyjściowych i czekając na moją odpowiedź.

Zajrzałam do swojej torby sportowej, mówiąc:

-Picie, ubrania na zmianę, glukometr,  ręcznik... wszystko.-stwierdziłam.

-No to super, możemy jechać?-spojrzał na mnie, a ja cicho westchnęłam, kiwając jednocześnie głową na tak.

Wyszłyśmy niespiesznie z domu i od razu wsiadłyśmy z Bellą do jej wozu. Kiedy moja siostra ruszyła, wyjrzałam przez okno i obserwowałam migający mi przed oczami obraz, tak ja od dawna miałam w zwyczaju.

To mnie uspokajało, chociaż trudno było cokolwiek dostrzec za tym oknem to miałem satysfakcję, że przez nie patrzę.

Po jakiś trzydziestu minutach jazdy dotarłyśmy pod budynek, w którym zarówno na zewnątrz jak i w środku było mnóstwo ludzi. Dawno nie czułam takiego przytłoczenia.

Kiedy Belli w końcu udało się zaparkować, wysiadłysmy z samochodu i udałyśmy się kierunku wejścia.

Przy recepcji otrzymałam plakietkę "uczestnik", a moja siostra "gość". Ciekawe czy reszta też takie ma?

-Dalej może iść już tylko pani.-powiedział jakiś ochroniarz, spoglądając na moją plakietkę.-Natomiast panią zapraszam już na salę, proszę znaleźć jakieś miejsce.-zwrócił się do Bell.

-Oczywiście.-uśmiechnęła się do niego i spojrzała na mnie.-Trzymaj się, będzie dobrze.-potarła moja ramiona i kopnęła mnie w tyłek.-To na szczęście.-dodała i odeszła.

Zestresowana zacisnęłam mocniej ręce na torbie i weszłam przez drzwi do ciemnego pomieszczenia, w którym były kolejne pary drzwi z jakimiś nazwiskami. Na jednych dostrzegłam swoje - Vivian Clark- czyli mamy osobne szatnie.-pomyślałam i udałam się do niej, zamykając za sobą drzwi.

Od razu przystąpiłam do przebierania, mam jeszcze dwadzieścia minut, ale chciałabym się jeszcze rozgrzać.

Włożyłam na siebie bluzkę, która związałam w supełek na wysokości brzucha i krótkie, czarne spodenki. Posmarowałam jeszcze ręce Magnezjanem, żelem, dzięki któremu nie będę się ślizgać na rurze.

-Okej, dasz radę Viv.-powtarzałam głośno, w momencie w którym drzwi do mojej szatnie się otworzyły.

Odwróciłam szybko głowę, a moim oczom ukazał się najwspanialszy chłopka na świecie.

-Cześć aniołku.-powiedział, a w moim brzuchu obudziło się stado motyli.

-Hej.-uśmiechnęła się do Luka i podeszłam do niego, całując jego usta.

-Słodkie, jak zawsze.-uśmiechnął się, kiedy oderwaliśmy od siebie nasze wargi.

Zarumieniłam się na jego wypowiedź, dlatego szybko zmieniłam temat.

-Jak tu wszedłeś?-zapytałam.

-Sprzedałem ochroniarzowi parę ciosów i jakoś poszło.-zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego poważnie.-Viv, przecież żartowałem.

-Słaby żart, masz już zajęte miejsca?-spytałam.

-Tak, w pierwszym rzędzie rzecz jasna. Sterczę tu od południa, tylko po to by zobaczyć cię w tym seksownym stroju.-mruknął i pocałował mnie w szyję.-Chociaż ta bluzka jest trochę za wysoko, nie sądzisz?-zapytał i rozwiązł słupek, przez co bluzka sięgała mi do ud.

Zaśmiałam się głośno i powiedziałam:

-Jesteś zazdrosny...

-Jak cholera.-wyznał i pocałował moje usta, namiętnie.

Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk informujący, że uczestniczki powinny stawić się już na sali.

-Muszę iść.-zdenerwowałam się, stres wraca ze zdwojoną siłą.

-Wiem, wygrasz to. Zatańcz dla mnie.-poprosił.

-Co?-zapytałam zszokowana.

-Ten taniec będzie mój, ukradnę go na zawsze. Kocham cię.-powiedział i wyszedł.

Chyba już nie potrzebna mi rozgrzewaka, Luke załatwił sprawę...
Nie no, żartuje oczywiście trzeba się rozgrzać...

Po wykonaniu paru prostych ćwiczeń, które pokazała mi Mia wyszłam z pomieszczenia i udałam się długim korytarzem wprost na salę, która była milion razy większa od naszej na treningach.

Weszłam na środek i dołączyłam do reszty uczestniczek. Widziałam na trybunacho bliskich. Mama zaciskała piąstki, Bell i Viv do mnie machały, mama Luka i Gin uśmiechały się do mnie podobnie, a brunet szeptał coś pod nosem.

- Kolejność jest alfabetyczna.-zaczął prowadzący.-Vivian Clark, zapraszamy.-dodał, a moje nogi stały się jaka z waty.

Okej jestem na C, ale nie sądziłam że to ja będę pierwsza. Podeszłam chwiejnym krokiem do mężczyzny i czekałam na jego reakcję.

-Proszę wybrać numer od 1 do 10.-zażądał.

-Cztery.-poaiedziałam, bo go ostatnio moja szczęśliwa liczba.

Prowadzący podszedł do wielkiej miski i wyciągnął z niej nadmuchany balonik z liczbą trzy, później przebił go igła i wyjął z środka karteczkę w kolorze balona.

-Sia, Titanium.-powiedział tytuł utwóru do jakiego mam dziś zatańczyć.

Z cichym westchnieciem podeszłam do rury i kiedy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki, zaczęłam tańczyć. Tak jak chciałam, nie przejmowałam się nikim i niczym. Byłam tylko ja i tańczyłam specjalnie dla niego.

Gdy utwór dobiegł końca zeszłam że sceny, wcześniej się kłaniając. Teraz pozostało mi tylko obserwować konkurencję.

***

Nadszedł czas ogłoszenia wyników, czy się boje? Nie. Nie liczę kompletnie na nic, miałam bardzo dobrą konkurencję, która zatańczyła naprawdę pięknie.

-Trzecie miejsce : Lilana Brugs!-krzyknął prowadzący, a na środek wyszła zadowolona blondynka.-Drugie miejsce, zajęłaby Vivian Clark.-wygłosił, a mnie wcieło.-Ale tak jak mówię zajęłaby gdyby nie fakt, że Belinda Celtic, skończyła swój taniec przed czasem. Dlatego jednogłośne... zwyciężczynią tegorocznych zawodów w pole dance jest... Vivian Clark!!!-krzyknął, a z moich oczu polały się łzy szczęścia.

To nie możliwe...

Zadowolona wyszłam na środek, żeby odebrać swoją nagrodę. Stanęłam dumnie na podium, a wszyscy bili mi brawo. Widziałam dumę, jaka rozpiera moich bliskich.

Po ceremonii wręczania nagród, każdy wrócił na swoje miejscem, ja też zaczęłam kierować się w miejsce, w którym czuje, że powinnam się znaleźć. Chciałam podejść do mojej rodziny. Poszłam w górę trybun i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że ktoś podłożył mi nogę. Przewróciłam się boleśnie na ziemię, a sprawcą szybkim krokiem oddalił się z miejsca.

Spojrzałam na siedzenie, na którym jeszcze przed chwilą grzał miejscem, a w oczy rzuciła mi się biała kartka, podobna do tej, która otrzymałam rano. Jej treść była przerażająca.

"Na przyszłość, bierz wszystko bardziej do siebie, złotko"

Mój oddech przyspieszył, czyje jak się pocę.

Co to ma być? Dlaczego?

-Viv, co się stało? Nic ci nie jest?-usłyszałam nad sobą zmartwiony głos Luka, który po chwili klęczał obok mnie.

-Luke, to on...

___________________________________________

Kochani ❤️
DZIĘKUJĘ ZA 100 TYSIĘCY ❤️❤️❤️❤️!!!!!
Jestem niesamowicie szczęśliwa i wzruszona 😍❤️😍.
Kocham Was całym serduszkiem 💕

Jak podobał się rozdział?
Koniecznie piszcie 🙂

Chciałbym jeszcze zapytać wszystkich ósmoklasistów, jak poszły Wam egzaminy?

A teraz...❤️
!!!!Uwaga!!!!

Z racji, iż napłynęło do mnie sporo wiadomości o maraton...rozpoczynamy go od niedzieli ❤️
Jak zawsze rozdziały będą codziennie, ale tym razem przez pięć dni i raczej bardzo późno, czyli w nocy. Ostatnio tylko wtedy mam czas 😅

Mam nadzieję, że się cieszycie...

JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!!!❤️❤️❤️❤️
Buziaki 😘
Do niedzieli ❣️❣️❣️❣️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro