Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Vivian

—Wsiadaj.–warknął jak się domyślacie Luke.

Co on tu w ogóle robi?

Śledzi mnie, czy jak?

Nie wiem co robić, ale z dwojga złego wolę przebywać w jednym samochodzie z Lukiem, niż czekać na autobus, który nie wiadomo czy przyjedzie w towarzystwie tego faceta. Po chwili namysłu ruszyłam do samochodu, otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka cała spanikowana.

—Masz szczęście, że akurat jechałem tą ulicą.–warknął.

Jeju dopiero co weszłam do tego wozu, a już mam ochotę z niego wysiąść.

—Dlaczego ty tak mało, mówisz? Rodzice cię nie nauczyli, że trzeba odpowiadać na pytania.–zapytał.

—To nie było pytanie.–stwierdziłam i sama sobie się dziwię, że się odezwałam.

—Co?–zapytał z niezrozumieniem i spojrzał na mnie na chwilę tymi czekoladowymi oczami.

—Ykm.–odchrząknęłam.—To co powiedziałeś na początku nie było pytaniem tylko stwierdzeniem.–mam nadzieję, że rozumie o co mi chodzi.

—Czepiasz się.–odparł i zaczął szukać czegoś w kieszeni, a tym czymś okazał się papieros, a właściwie cała paczka.

Postanowiłam się już nic nie odzywać tylko przetrwać tą podróż i o tym zapomnieć. Luke odpalił papierosa i uchylił lekko okno. Nawet nie wiedziałam, że pali.

Ty nic o nim nie wiesz.

Chłopak nagle odwrócił głowę w moja stronę i wydmuchał cały dym na moją twarz. 

Czy to są jakieś żarty? Czym sobie na to zasłużyłam?

—Przeszkadza ci to, Vivian?–zapytał ironicznie.

—Nie.–skłamałam, choć przeszkadzało mi to ogromnie. 

Nie cierpię dymu papierosowego. Zresztą dobrze o tym wiecie.

—Mogę cię o coś spytać?–zadał mi pytanie.

Spojrzałam na niego zdziwiona, lecz nie dane było mi odpowiedzieć.

—Masz jakieś problemy z mówieniem i ogólnie z ludźmi?–znów spojrzał na mnie na krótką chwilę.

Tego obawiałam się najbardziej, że zacznie zadawać pytania. Niestety nie wygodne dla mnie, ale dla niego tak, żeby później w szkole obrócić to wszystko przeciwko mnie.

Co ty gadasz? On nawet nie wie jak masz na nazwisko i, że chodzisz z nim do szkoły. Więc po co miałby to robić?

Muszę mu odpowiedzieć? Nie chce się już bardziej pogrążać.

—Nie.–powiedziałam bez zająknięcia z czego byłam ogromnie dumna.

Z innymi przychodziło mi to szybciej, ale z nim było inaczej. Onieśmielał mnie na całej linii, naprawdę. Przy nim raczej nie mogę się nie zająknąć. Od początku dzisiejszego wieczoru zdarzało mi się to cały czas, to pierwszy raz, kiedy powiedziałam coś płynnie.

Pokiwał głową i ciągnął dalej.

—A więc, dlaczego się jąkasz?–bombardował mnie pytaniami.

Ehh. Mam już tego dość. Zmieńmy temat...

—Czy to jakieś sto pytań do...?–zapytałam grzecznie, lecz już nie tak ładnie jak poprzednio.

—Nie. Tak po prostu pytam, ale robisz postępy Vivian.–zauważył.

Tak, szkoda tylko, że udało mi się to dopiero jeden raz. Postępem bym tego nie nazwała.

Jeju, dlaczego on jest taki irytujący? Pomijając odpowiedź na jego zaczepkę, zdałam sobie sprawę, że nie wiem gdzie jedziemy, ale wydaje mi się, że chyba do mojego domu. A skoro do mojego domu, to  skąd on zna adres?

 O Boże.

—Skąd wiesz gdzie mieszkam?–zapytałam zaciekawiona.

—Nie wiem.–odparł zmieniając bieg.

Jak to nie wie? To znaczy, że nie jedziemy do domu?

Jedziecie, głupia. Tylko ty nie podałaś mu adresu i teraz na niego czeka...

—Ohh. Przepraszam, nie podałam ci adresu, mieszkam na...

—Na razie mi to niepotrzebne.–przerwał mi w pół zadania.

Jak nie potrzebne? Co on wygaduje?

—Nie rozumiem.–powiedziałam.

—Nie wiozę cię do domu.–wyjaśnił, patrząc mi głęboko i przerażająco w oczy.

Czy on chcę mi coś zrobić, jeśli nie jedziemy do domu to gdzie? 

Do lasu? Tam mnie poćwiartuje i zakopie pod jakimś drzewem?

Vivian Clark uspokój się!

—W takim razie gdzie jedziemy?–zapytałam spanikowana.

—Zobaczysz.–mruknął wymijająco.

Rewelacja... Jadę samochodem z bożyszczem wszystkich dziewczyn ze szkoły, do tego nie wiem nawet gdzie. Czy nie wydaje wam się to dziwne? Gdyby tylko wiedział na jakiej pozycji w hierarchii szkolnej jestem nie byłoby już tak fajnie.

 W ogóle nie jest fajnie. On mnie porwał! Bo przecież nie wiem gdzie jedziemy, a on nie chce mi udzielić odpowiedzi.

Sama wsiadłaś do jego wozu...

Spojrzałam za okno i dostrzegłam, że znajdujemy się dość duży kawałek od mojego miejsca zamieszkania. Mam nadzieję, że nie chce mnie wywieść poza stan. Coraz mniej mi się to podoba...

—Słuchaj, jeżeli chcesz mi coś zrobić to czemu musimy jechać, aż taki kawał drogi? Lasy i opuszczone fabryki są dużo bliżej.–powiedziałam prosto z mostu i z tego wszystkiego zapomniałam o jakimkolwiek jąkaniu. Na prawdę byłam z siebie bardzo dumna, coraz odważniej i pewniej z nim rozmawiam.

Chłopak jedynie się zaśmiał i skręcił w jakąś żwirowatą drogę. Słyszałam jak kamienie szurają pod kołami samochodu.

—Nie wiesz jak to smakuje tutaj.–odparł z  uśmiechem.

Słucham? O czym on mówi? Czy chce mi przekazać, że to jego fetysz. Porywanie i zabijanie niewinnych dziewcząt? Heh. " Nie wiesz jak to smakuje tutaj". I wolę nie wiedzieć. A może on jest pijany, w końcu biliśmy na imprezie, gdzie alkohol leje się hektolitrami. A ja głupia wsiadłam z nim do samochodu! Przecież mógł spowodować wypadek, ja o...

—Czy ty naprawdę myślisz, że chce zrobić ci krzywdę?–zapytał dziwnie na mnie patrząc.

Ja jedynie pomachałam twierdząco głową.

—W sumie jak na kujona, jesteś mało inteligenta, Clark. Gdybym chciał twojego nieszczęścia nie zatrzymałbym się i ci nie pomógł. Przyjechałem tu na najlepsze naleśnik na świecie. Idziesz czy zostajesz?–wycedził, a mnie totalnie wcięło.

Po pierwsze, skąd on wie jakie mam nazwisko? Po drugie, dlaczego mnie obraża? Po trzecie, przyjechał na naleśniki o nie wiem, której pewnie jest grubo po północy ze mną, kiedy mógł odstawić mnie do domu.

—Idziesz?–warknął.

W sumie i tak nie mam nic do roboty, a nie wiem jak długo mu to zajmie. Nie będę tu tak czekać w nieskończoność. A tam są naleśniki. Kto by nie poszedł?

***

Lokal w środku nie różnił się niczym od innych. Mała knajpka z przodu bar z wysokim krzesłami, a po bokach zwykle stoliki z małymi krzesełkami.

—Luke!–krzyknęła pewna staruszka, która szybko znalazła się obok nas i rzuciła się na chłopaka, który ku mojemu zdumieniu objął ją i ucałował w policzek niczym własną babcię.

Widzieć Luka w takiej sytuacji to naprawdę rzadkość.

—Cześć Penny. Świetnie wyglądasz!–dodał. 

Kobieta uśmiechnęła się ciepło w jego stronę, a jej wzrok spoczął na mojej jakże marnej osobie.

—Widzę, że nareszcie znalazłeś sobie kogoś.–powiedziała cały czas  na mnie patrząc.

—Jak ci na imię złotko?–zapytała.

—Vivian, ale my nie...

—Piękne imię. To co, to co zawsze?–klasnęła w dłonie i spojrzała na Luka.

—Tak, dwa razy.–powiedział.

—Ma się rozumieć.–odpowiedziała i zniknęła za ladą.

Usiedliśmy razem z Lukiem w kącie koło okna. W sumie bardzo lubię takie miejsca, przytulne i skromne. Kiedy byłam mała często przychodziłam do podobnych kafejek z tatą. Mieliśmy taką tradycję, że zawsze w soboty po obiedzie chodziliśmy do naszej ulubionej, nieopodal domu. Tylko ja i tata. To były wspaniałe czasy, których bardzo mi brakuje, choć mama stara się nam go zastąpić to i tak nie jest to samo.

Nawet nie wiem, w którym momencie w moich oczach pojawiły się łzy. 

—Dobrze się czujesz?–zapytał Luke. 

Jeszcze tego brakuje, żeby widział jak płaczę. O nie!

Ogarnij się Vivian! On, a szczególnie on nie może widzieć twojej słabości...

—Tak, po prostu... coś sobie przypomniałam.–odparłam nawet na niego nie patrząc.

—Okej.–powiedział.

—Hm, tak właściwie ciekawi mnie, co robiłaś dziś na imprezie u Liam'a?–zapytał. 

Dlaczego jesteś taki ciekawski Lucasie Robertsie? 

Nie wiem co mam mu na to odpowiedzieć... Wiesz zmusiła mnie do tego siostra, bo podoba jej się twój najlepszy przyjaciel. 

Ha, wyśmiałby mnie.

—Po prostu, poszłam tam z siostrą i tyle.–odpowiedziałam.

—I tyle? Vivian, przecież wiem, że nie chodzisz na takie imprezy.–spojrzał na mnie.

Niby skąd wie?

—Ja...  Ugh, no dobra. Tylko się nie śmiej.–ostrzegłam go.—Poszłam tam, tylko dlatego, że prosiła mnie o to Bell, moja siostra. Mama powiedziała, że może pójść tyko wtedy kiedy ja pójdę, a z racji, że podoba jej się pewien chłopak musiałam przyjść na tą piekielną imprezę.–wypowiedziałam na jednym wydechu.

—Haha, rozumiem.–zaśmiał się gardłowo.—Dlaczego piekielną imprezę?–dalej drążył.

—No bo... nieważne.–przerwałam.

—Ważne, powiedz.–zażądał.

—Siostra obiecała mi, że w tym stroju nikt mnie nie pozna. Natomiast to doświadczenie nie wyszło kompletnie. Już na początku poznała mnie Lucy, a potem jeszcze ty, co bardzo mnie zaskoczyło. Co prawda nie od razu, ale wiesz... Teraz w poniedziałek po szkole rozejdzie się plotka, że największa kujonka była na imprezie, a ja bardzo chcę tego uniknąć.–przyznałam szczerze.

—Proszę dzieci.–rozmowę na całe szczęście przerwała nam Penny, która przyniosła dwa talerze naleśników. Ich zapach był obłędny tak samo jak wygląd. 

Ciekawe czy smakują tak samo jak pachną i wyglądają?

Po pierwszym kęsie poczułam, że jestem w niebie. One był nieziemskie! Lepsze od wszystkich. Czemu ja wcześniej tu nie byłam? Jeżeli są otwarte tak długo to będę gotowa przychodzić tu nawet w nocy.

—Cudowne, prawda?–zapytał. 

Ja jedynie pokiwałam głową na tak, bo nie byłam w stanie wydusić z siebie choćby słowa, te naleśniki odebrały mi chyba  wszystkie zmysły.

O tak! Nie chyba, tyko na pewno.

***

—Miło było panią poznać.–powiedziałam, kiedy wychodziliśmy z tego cudownego miejsca.

—Ciebie też, kochanie. Wpadaj częściej, jesteś tu jak najbardziej mile widziana.–odpowiedziała z wielkim bananem na twarzy.

Boże ta kobieta mogłaby zostać moją trzecią babcią. Jest po po prostu rewelacyjna. Tak pozytywna i radosna, że chciałoby się z nią przebywać i rozmawiać dwadzieścia cztery godziny na dobę. Naprawdę!!!

—A ty.–tym razem zwróciła się do Luka.–Pilnuj jej i nie popsuj tego.–ona chyba dalej myśli, że jesteśmy razem. Powinnam jej w końcu powiedzieć prawdę, bo biedaczka będzie żyła w niewiedzy. 


—Tak właściwie to ja i Luke nie jesteśmy parą.–powiedziałam trochę zażenowana całą tą sytuacja. Bo halo, ale jeszcze niedawno on potrącił mnie na korytarzu wyzywając od najgorszych, a teraz ktoś bierze nas za parę. Po prostu szok i to przez duże S.

—Naprawdę?–zapytała z niedowierzaniem  w głosie. 

Mam nadzieję, że nie wprawiłam jej tym w zakłopotanie.

—Tak, naprawdę.–nagle wtrącił się Luke, o jak miło, że o tym pomyślał i zabrał głos w tej sprawie i za razem w tym fatalnym nieporozumieniu.

—W takim razie wybaczcie, ale myślałam, że nareszcie mój Luke się ustatkował. To nic, wierzę w was. Bylibyście naprawdę cudowną i udaną parą.–powiedziała z nadzieją.

Ale doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że nasze scenariusze potoczą się zupełnie inaczej. Ja myślałam bardzo przyszłościowo. Chciałam skończyć szkołę z najlepszymi wynikami, dostać się na wymarzone studia w Los Angeles. Tak wiem, że to daleko, ale tam nikt mnie nie zna. I nie będzie kojarzył z tą nieśmiałą dziewczyną, która wolała oddać się książkom, niż cudownemu, nocnemu życiu.

Luke... No właśnie, Luke jedyne o czym teraz myśli to imprezy i dziewczyny. Nauka w ogóle mu nie w głowie. Gdyby mógł, jestem pewna, że nie opuszczałby klubów i imprez nawet na pięć sekund. 

Myślimy zupełnie innymi priorytetami. Nawet gdybym chciała i on też to nic z tego nie wyjdzie.

Czy chciałabym, żeby wyszło?

Tutaj nie ma co wyjść. Serio, nie przesadzajmy. To, że raz mnie podwiózł i był na swój sposób miły niczego nie dowodzi. Co prawda nie powiem, że mi się nie podoba, w końcu to najbardziej przystojny chłopak w całej szkole, ale oprócz wyglądu zewnętrznego liczy się też wewnętrzny, a nie ma co ukrywać, że Luke od środka jest popsuty... tak jak ja...

—Okej, to my lecimy.  Na razie.–powiedział chłopak i przytulił Penny.

Nie wiele myśląc, poszłam w jego ślady i również przytuliłam kobietę. Jest naprawdę super. Wiem, że się powtarzam, ale nie mogę wyjść z podziwu. Ahh.

***

Wsiedliśmy z Lukiem do auta i odjechaliśmy zaraz po tym jak podałam mu mój adres. Chłopak na szczęście albo nieszczęście był teraz mało rozmowny, a mnie korciło w głowie jedno ważne pytanie. Wolałabym, żeby coś powiedział, a tak to ja muszę zacząć z wielką obawą, że znów coś pójdzie nie tak. 

Długo biłam się z myślami, ale postanowiłam, że zaryzykuje. Za bardzo mnie to ciekawi, dlatego zapytałam:

—Mam pytanie. Mogę ci je zadać?

Boże, ale to głupio zabrzmiało. Mogłam od razu spytać, prosto z mostu.

—Tak, ale pod jednym warunkiem.–odparł tajemniczo.

—Jakim?–powiedziałam i przełknęłam ślinę  zdezorientowana.

—Ja odpowiem ci na twoje, a ty na jedno moje.–odparł.

O nie... Wiedziałam. Mam nadzieję, że zapyta mnie o mój ulubiony kolor.

Nadzieja matką głupich...

—Pytaj.–dodał po chwili milczenia.

Dobra. Teraz, albo nigdy...

—Skąd wiesz jakie mam imię i nazwisko?–zadałam to nurtujące mnie od jakiegoś czasu pytanie.

Zamiast odpowiedzi usłyszałam gromki śmiech, co najmniej jakbym mu opowiedziała najbardziej śmieszny dowcip na świecie. 

Jeszcze, jakbyś jakiś znała...

—Wiesz... Trudno, żebym cię nie znał skoro chodzimy razem do szkoły.–powiedział, kiedy udało mu się złapać oddech. 

No proszę, tak go rozśmieszyłam. Kurczę może powinnam zmienić plany i w przyszłości zacząć pracować w cyrku.

Hmm. Nie głupie...

—Tak? W takim razie, czemu pytałeś mnie o imię, skoro tak dobrze mnie znasz?–zapytałam i byłam pewna, że teraz nie będzie wiedział co mi powiedzieć. Jednak się przeliczyłam.

—Potrzebowałem potwierdzenia. W tym stroju faktycznie wglądasz inaczej, niż w szkole.–powiedział i spojrzał na mój strój. 

Niech się lepiej skupi na drodze, a nie moich nogach.

—Dobra, teraz ja.–zaczął.

Już się boję...

—Dlaczego byłaś zdziwiona, że cię znam? Daleko od tematu nie odbiegamy.–uśmiechnął się lekko. 

Ludzie, Luke Roberts się uśmiechnął. No po prostu nie wierzę.

—W sumie. W szkole jestem raczej nie zauważalna, więc byłam w szoku, że wiesz jak mam na imię i na nazwisko.–odparłam i stwierdziłam, że od jakiegoś czasu się nie zająknęłam. Wow...

—Okej. Jak widzisz nasza podróż dobiegła końca...–powiedział, a ja przestałam go słuchać i wyjrzałam przez okno, które ukazywało widok na mój ogródek. 

Szybko dojechaliśmy. Na szczęście atmosfera była dużo lepsza, niż wcześniej.

—Vivian? Słuchasz mnie?–zapytał, a ja jak wyrwana z transu szybko odwróciłam głowę w jego stronę, nie zdając sobie sprawy z tego, że on też lekko się przechylił.

I tak o to zderzyliśmy się głowami. To było bolesne, nie powiem, że nie, ale nie wiedząc czemu zaczęłam się śmiać w tym samym czasie co on. Luke nagle zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać, kiedy już jego usta miały spotkać się z moimi, odskoczyłam jak poparzona i szybko wybiegłam z samochodu, nawet nie dziękując mu za pomoc.

Choroba, co to było? Co on chciał zrobić? 

A może ja to źle odebrałam? Sama nie wiem, ale jedno jest pewne... muszę się trzymać od niego z daleka.

***

 Po cichu weszłam do domu, zapalając światło w salonie. Widok, który zastałam przed sobą, nie będzie moim ulubionym. Przede mną siedzi wkurzona do granic możliwości mama. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałam. Czyli mam jednym słowem przekichane.

 O Boże, za co?


________________________________________________________________________________

Cześć Kochani😀
Na początku chciałabym Was poinformować, że bardzo spadła ilość osób czytających. Prawie o połowę ☹️.  Mam nadzieję, że to się poprawi. Piszcie w komentarzach jak Wam się podoba. Akcja zaczyna się powoli rozwijać😍. Następny rozdział w sobotę.
Buziaczki 😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro