Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38

Vivian

Cały wczorajszy dzień spędziłam w swoim pokoju myśląc nad tym co wydarzyło się na pogrzebie Jake'a. Z jednej strony cieszę się, że zamykam ten rozdział raz na zawsze i, że to koniec moich problemów związanych z jego osobą, ale z drugiej jest jeszcze ten pożal się Boże list, który dostałam od jego mamy.

Pewnie nasuwa się wam pytanie, czy go otworzyłam?

Muszę was rozczarować, ale nie zrobiłam tego.

Szczerze, za bardzo się boję co znajdę w środku.

Po co w ogóle pisał ten list? 

Co w nim jest?

Dlaczego to zrobił?

A może tam nie ma żadnego listu?

A co jak jest tam lalka z obciętą i pomazaną czerwonym lakierem głową?

Matko...

Nie stop, Vivian! Zaczynasz wariować!

Nie mam pojęcia co robić. Luke był przeciwny temu. Najpierw  nie chciał, żebym brała tą kopertę, a później żebym czytała treść listu. Przez całą drogę powrotną, cały czas tłuk mi to do głowy niczym mantrę.

"Viv, po co wzięłaś ten list?" "Ta kobieta tobą manipuluję". "Nie otwieraj tej koperty, proszę".

Te słowa odbijają się uchem w mojej głowie bez przerwy.

Zastanawia mnie też jedno. Jaki jest powód tego, że Luke nie chcę, żebym otwierała tą wiadomość?

Czy w tym liście jest coś, co ma wpływ na naszą relację? Czy Jake zapisał tam coś na temat bruneta?

Tego nie wiem i boję się dowiedzieć.

Trzymam ten list w ręku i bezustannie się nim bawię, ale nie mam odwagi go otworzyć.

Jeden mój ruch,a poznałabym być może całą prawdę, tak jak powiedziała pani Montgomery.

"Ten list wiele wyjaśni".

Ehh...

Moje rozmyślanie przerwało ciche pukanie do drzwi.

Niemal natychmiast włożyłam list pod poduszkę i powiedziałam głośno proszę.

Moim oczom ukazała się Bella w swojej za dużej niebieskiej piżamie, którą dostała zresztą ode mnie na gwiazdkę.

Tak, wiem. Słaba ze mnie siostra. Kupiłam siostrze dwa rozmiary za dużą piżamę, ale to nie moja wina, że na rynku kłamią. 

Nigdy nie ufajcie miłym panią na straganach, to tylko pozory. Moja siostra wygląda teraz jak w worku na ziemniaki. Nawet dziwię się jej, że śpi w tym "prezencie" ode mnie. Pewnie robi to dlatego, żeby nie było mi przykro.

-Mogę wejść?-zapytała po dłuższej chwili wpatrywania się we mnie.

-Jasne, wchodź.-zachęciłam ją gestem ręki.

Bell zaraz po zamknięciu za sobą drzwi usiadła na moim łóżku. Była tak teraz tak blisko mnie, że spokojnie mogłabym dotknąć jej ramienia.

-Viv, wiesz...-zaczęła.-Przepraszam, cię za moje zachowanie, wtedy w czwartek po spotkaniu u Luke'a.-spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach.

-To bardzo mnie zabolało, Bell.-uświadomiłam ją.

-Wiem, kochana, wiem. Nie mam pojęcia ,co we mnie wstąpiło. Nie mogę, a nawet nie mam takiego prawa, które zezwoliłoby mi wybierać ci chłopaka.-uśmiechnęła się lekko.-Po prostu, znam Luke,a trochę lepiej niż ty i wiem jak traktuje swoje dziewczyny.-zrobiła cudzysłów w powietrzu.-Ale jeżeli ty jesteś szczęśliwa to dla mnie najważniejsze.-dotknęła przyjaźnie mojego ramienia.

W moich oczach zebrały się łzy szczęścia. Choć od naszej sprzeczki minęły dopiero dwa dni, zresztą niecałe, bardzo brakowało mi tego wsparcia, które zawsze od niej otrzymywałąm.

-Dziękuję.-otarłam policzki.

-Nie masz za co. To ja dziękuję, że zrozumiałaś moje postępowanie i wybaczyłaś mi to okropne zagranie. Jesteś wspaniała.-przytuliła się do mnie.

-Ty też.-zachichotałam.

-Ale, pamiętaj niech on cię tylko skrzywdzi.-uniosła swój palec wskazujący w górę.-A ja już go znajdę i powieszę za jaja na płocie przed sklepem spożywczym.-spoważniała.

-Dlaczego akurat przed spożywczym?-zapytałam.

-Może ktoś go kupi, jeszcze na nim zarobię. Wiesz ciałko ma niezłe, więc...-zaczęła, ale ja przerwałam jej gromkim śmiechem.

-Wariatka.-krzyknęłam.

-Może i tak, ale właśnie doszłam do wniosku, że będę musiała zrobić na niego promocję.-podrapała się po głowię.-Wiesz...będzie miał co nieco uszkodzone, a uszkodzone towary chyba się przecenia co?-zwróciła się do mnie na co po raz kolejny wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.

-Jasne, ale mam nadzieję, że unikniemy takiej sytuacji.-zapewniłam ją.

-No ja też. Mam nadzieję, że wam się uda.-szturchnęła mnie łokciem.

-Ale jest jeszcze mama.-posmutniałam, przypominając sobie o jej zakazie.

-I co z tego? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ze względu na nią chcesz zerwać znajomość z osobą, którą darzysz poważnym uczuciem.-spojrzała na mnie z niezrozumieniem, a ja wzruszyłam ramionami.

Jasne i oczywiste, że nie chcę, ale moja mama nie odpuści. Nie wiem jak mogłabym to przed nią ukrywać i do tego kłamać.

-Viv?-Bell próbowała nie jakoś zaczepić.

Spojrzałam jej w oczy i powiedziałam:

-Nie wiem, nie zrezygnuję z Luke'a, ale miałabym tak kłamać?-spytałam niepewnie.

Bell tylko zachichotała.

-Wiesz, wydaje mi się, że to chyba nie twój pierwszy raz.-skwitowała, a mnie wcięło.

-Skąd wiesz?-zapytałam zdziwiona.

-No zgadnij.-prowokowała mnie, żebym sama odpowiedziała sobie na pytanie.

-Nie.-zaczęłam, powoli domyślając się kto mógł sprzedawać Belli informacje.-Nie, niemożliwe. Liam?-krzyknęłam.

-No, a jak?-wzruszyła ramionami, biorąc z szafki nocnej jednego orzeszka w karmelu.

-Żartujesz...? Ja nie mogę, a to kabel jeden.-prychnęłam.

-Spokojnie, nie wydałam cię wtedy, to i nie wydam cię teraz.-mrugnęła.-Dobra spadam, siostra, bo jestem umówiona jeszcze dziś z Liamem.-zarumieniła się.

Ach, ta miłość.

-Jasne, to na razie.-wysłałam jej buziaka w powietrzu.

-A ty dziś przypadkiem nie masz zajęć z Lucy?-zapytała stojąc w moich drzwiach.

-O kurczę, mam.-krzyknęłam i zerwałam się pędem z łóżka.

-No tak myślałam, to ja ci nie przeszkadzam.-zamknęła za sobą dzrzwi.

Spojrzałam szybko na zegarek i niestety czas nie działał mi na rękę.

Jest grubo po dwunastej.

Szlag...

Muszę  zrobić jeszcze tyle rzeczy...

Lucy mnie zatłucze.

Nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu.

Podeszłam szybko do szafki nocnej i wzięłam z niej telefon.

O wilku mowa.

-Tak Luc?-zapytałam odbierając, dzwoniącą komórkę.

-No i jak gotowa?-zapytała.

-Jak to gotowa? Jeszcze mamy sporo czasu-stwierdziłam, ponownie zerkając na zegarek.

-Eee... nie mówiłam ci? Zajęcia są dziś wcześniej, Mia ma coś później do załatwienia i przesunęli godzinę.-powiedziała spokojnie.-Na pewno ci mówiłam.-stwierdziła pewnie.

-Nie nie mówiłaś.-powiedziałam lekko spanikowana. 

Bo jestem w powijakach.

-To nie mam pojęcia jak to się stało.-zaczęła się zastanawiać.

-Dobra, nie ważne. Daj spokój. O której będziesz?-zapytałam.

-No właściwie to za godzinę. Zajęcia zaczynają się o czternastej.-odparła z obawą w głosie.

Świetnie...naprawdę super...

-Dobra, to lecę się szykować. Na razie.-pożegnałam się z nią i od razu nacisnęłam czerwoną słuchawkę, nie czekając nawet na odpowiedź rudowłosej.

Mam niecałą godzinę na ogarnięcie siebie, włącznie z myciem. To dopiero wyzwanie. Dobra, nie ma co myśleć tylko trzeba brać się do pracy. 

Podeszłam do swojej szafy i wyciągnęłam z niej jasne dżinsy i zwykłą, białą bluzkę z jakimś nadrukiem. Wydaje mi się, że jest solidnie gorąco, więc nie zamierzam zakładać na siebie żadnej bluzy, czy narzutki.

To teraz mega szybki prysznic. Wyszłam z ciuchami w ręku i skierowałam się od razu do łazienki. Po zamknięciu za sobą drzwi zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod strumień ciepłej wody. Szybko umyłam ciało, a następnie włosy, które bardzo się plątały.

Czy tylko ja tak mam?

Poważnie zaczynam się zastanawiać, czy ich nie ściąć...

Kiedy skończyłam wykonywać całą moją poranną rutynę pędem wyszłam z toalety. To był mój najszybszy prysznic w całym życiu. 

Po powrocie do pokoju od razu sprawdziłam godzinę. Spokojnie mam jeszcze dwadzieścia minut. Dlatego z dużym opanowaniem podeszłam do mojej torby sportowej i włożyłam tam wszystkie potrzebne rzeczy. Dwa razy upewniłam się jeszcze czy na pewno włożyłam do niej wodę, ponieważ po wczorajszym mam dość wrażeń. 

Najlepsze jest to, że miałam niemal stuprocentową pewność, iż ta woda tam była i że ją wkładałam. 

Nie wiem co się ze mną dzieję. Jestem ostatnio jakaś zakręcona.

Gdy byłam gotowa do wyjścia, zeszłam na dół do kuchni, wziąć jakiś owoc. Padło na czerwone jabłuszko. Uwielbiam je jeść. Mniam...

Nim zdążyłam się w nie wgryźć pod domem rozległ się klakson samochodu.

Wyjrzałam przez okno i jak mogłam się spodziewać ujrzałam auto Luc.

Od razu poderwałam się do wyjścia, krzycząc jeszcze:

-Bell wychodzę.

-Jasne, nie zamykaj, bo ja też dosłownie zaraz wychodzę.-odkrzyknęła.

-Okej.-powiedziałam bardziej do siebie, niż do  niej. 

Wyszłam z domu najszybciej jak potrafiłam, sama nie wiem dlaczego. Przecież teraz nie muszę się spieszyć. Jakimś cudem zdążyłam...

-Hejka.-powiedziała moja przyjaciółka, kiedy wsiadłam do jej samochodu.

-Hej.-odpowiedziałam.

-Co taka mina?-zapytała ruszając z podjazdu.

-No zgadnij. Niedawno dowiedziałam się, że zajęcia są przełożone, a jak zadzwoniłaś leżałam jeszcze w łóżku.-przypomniałam jej.

-Oj Viv, no przepraszam na prawdę nie wiem dlaczego ci nie powiedziałam.-stwierdziła wyrzucając ręce w górę, a tym samym odrywając je od kierownicy. 

Otworzyłam szeroko oczy i powiedziałam:

-Lucy, ręce na kierownice!

-Dobrze, panie policjancie.-zaśmiała się.-No to co wybaczysz mi?-zapytała, wydymając usta w podkuwkę. 

-No nie wiem.-zaczęłam się z nią droczyć.

-Och, no weź. Zabiorę cię po zajęciach do maka.-zaproponowała, a moje oczy zabłysnęły żółtym M. 

Znaczy nie wiem tego, ale pewnie tak było...

-Nie widzę, żadnego problemu.-powiedziałam rozglądając się na prawo i lewo.

-Super, moje biedne pieniążki. Śpieszmy się je kochać tak szybko się wydają.-zaironizowała.

-No dobra, jesteśmy.-powiedziałam, gdy ujrzałam dobrze znany mi budynek.

***

-No dobra dziewczyny wy moje. Dziś jest ważny dzień, przynajmniej dla was, bo wybiorę jedną, która pojedzie na zawody.-powiedziała nasza trenerka, Mia, a po sali rozniósł się donośny pisk radości.

Aaał, moje uszy.

-Coś czuję, że to będziesz ty.-powiedziała mi na ucho Lucy.

Spojrzałam na nią nic nie mówiąc, uważam, że zasadniczo przesadza.

-Okej, bierzemy się do pracy. Stworzycie dziś swój własny układ do nieznanej wam piosenki, a ja go ocenię i na końcu powiem kto będzie reprezentował naszą szkołę tańca. Jedziemy!-krzyknęła Mia.-Najpierw się rozgrzewacie, a potem będę was zapraszać pojedynczo do siebie.-dodała.

-Masz już jakiś pomysł?-zapytałam Lucy, która podskakiwała w miejscu.

-Nie mam zielonego pojęcia, a ty?-oddała pytanie.

-W życiu, najgorsze, że nie wiem  do jakiej to będzie piosenki.-złapałam się za głowę.

-Lucy, Vivian! Bierzcie się do roboty, zaraz zaczynamy przesłuchania.-zwróciła się do nas prowadząca zajęcia, dlatego bez zbędnego myślenia, jak każdy tu zaczęła się rozgrzewać.

Minęło może z dziesięć minut, kiedy pierwsza dziewczyna podeszłą do osobnej rurki i zaczęła prezentować swój układ. Mia wybrała jej piosenkę z serii o Jamesie Bondzie, "Skyfall". Kandydatka radziła sobie świetnie. Idealnie wpasowała się ze swoją choreografią w piosenkę Tiny Turner. Kiedy skończyła na sali rozbrzmiały gromkie brawa. Nie dziwię się.

-Dobrze, to teraz...-instruktorka spojrzała na swoją listę i...-Vivian Clark-powiedziała, a mnie wcięło w ziemie.

-Teraz ty. No idź.-pchnęła mnie Lucy.

Wyszłam z szeregu bardzo niepewnie, miałam wrażenie, że idę do tego drążka wieki, ale kiedy wreszcie do niego dotarłam, wypuściłam powietrze z głośnym świstem.

-Gotowa?-zapytała Mia, kiedy złapałam srebrną rurkę.

-Tak.-powiedziałam głośno i pewnie. 

To moja szansa.

Zamknęłam oczy i otworzyłam je dopiero wtedy, gdy z głośników zaczęła płynąć dobrze znana mi melodia "Don't be so shy" zespołu Imany.

Najpierw wolno kołysałam swoimi biodrami w rytm,a kiedy w moich uszach rozbrzmiały pierwsze słowa piosenkarki wskoczyłam delikatnie na rurę, wykonując korkociąg, następnie karuzele, a kończąc na bumerangu.

Czuję tą piosenkę całą sobą i chcę również przekazać całą sobą o czym jest. Melodia powoli cichła, a ja wraz z nią. Kiedy z głośników, nie było już słychać żadnego dźwięku zeszłąm z rury i ukłoniłam się przed niby publicznością. 

To było niesamowite uczucie...

-Dziękuję, Viv. To było naprawdę wspaniałe.-odezwała się jako pierwsza Mia.

Uśmiechnęłam się do niej tylko i z powrotem wróciłam do Lucy.

-Wow.-powiedziała tylko.

I tak minęło nam następne dwadzieścia minut. Wiem, bo obserwuję zegarek na ścianie. Każda z dziewczyn zatańczyła pięknie. Jestem pod wrażeniem, wszyscy są też bardzo zadowoleni. Wyjątek stanowi tylko Luc, która zdenerwowała si,ę, że dostała najgorszą piosenkę. 

Ja tam nie mam zdania.

Teraz czekamy na wyniki i naszą instruktorkę.

-Ugh, ale  jestem zła. Co ja dostałam za piosenkę, hmm? Znałaś to wcześniej?-spojrzała na mnie, a ja tylko wzruszyłam obojętnie ramionami.

-"Human", "Human"... Co to za "human"?-powtarzała na okrągło.

-Już daj spok...-nie dokończyłam, bo na salę weszła trenerka.

-Okej. Myślę, że nie będziemy niepotrzebnie przedłużać.-zaczęła.-Na zawody jedzie...Vivian!!!-wykrzyczała.

-Aaaa, wiedziałam, wiedziałam.-darła się obok mnie Lucy.-Viv, jesteś na zawodach, jesteś na zawodach.-zaczęła skakać.

Ja? Na zawodach? Chyba to do mnie nie dociera. Że co?!

-Gratuluję, Viv.-podeszła do mnie Mia.-Należało ci się.-dodała.

-Matko! Dzięki wielkie.-rzuciłam się do uścisku.

Dotarło to do mnie i to ze zdwojoną siłą. Ja nie mogę, jadę na zawody!

-Zasłużyłaś.-powiedziała mi na ucho.-Dobra dziewczyny koniec na dziś, zapraszam do szatni.-A ty Viv na chwileczkę zostań.-poprosiła.

Gdy wszyscy wyszli Mia powiedziała:

-Specjalnie wybrałam ci tą piosenkę.

-Słucham?-zapytałam, nie wiedząc o co jej chodzi.

-Yhm... Każdej z was wybrałam piosenkę, która was opisuję. Kiedy przyszłaś tu pierwszy raz wydawałaś mi się bardzo nieśmiała osobą. Mam wrażenie, że dopiero po kilku zajęciach rozwinęłaś i otworzyłaś się. Dokonałaś czegoś wielkiego, wiem jak to jest, bo sama kiedyś byłam taka. Chyba, że ktoś ci w tym pomógł.-zasugerowała.

-Co masz na myśli?-spytałam ją.

-Na pewno jest jakiś chłopak, prawda?-upewniała się. 

-Tak, skąd wiesz?-zdziwiłam się.

-Nie muszę, wiedzieć. Po prostu to widzę, trzymaj się go.-powiedziała i wyszła z sali.

Jak? Skąd? Co?

***

-Nie! Jak to? Mnie opisuję jakiś "Human". To w ogóle się ze mną nie zgadza, a przede wszystkim z moją naturą. Zgłaszam sprzeciw.-stwierdziła Lucy, wpychając sobie do buzi parę frytek, kiedy opowiadałam jej o mojej rozmowie z Mią.

Tak jak mi obiecała zaraz po zajęciach pojechałyśmy do maka na kurczaka i frytki, no i oczywiście szejka. Jakby inaczej?

-A ty znowu z tą piosenką?-zapytałam nie dowierzając.

-No tak! Masakra.-wyrzuciła ręce w powietrze. 

Zauważyłam, że Lucy coraz częściej niekontrolowanie gestykuluje. Muszę zacząć uważać.

-Odpuść, może źle ją zinterpretowałaś.-próbowałam podnieść ją na duchu.

-Źle? On śpiewał, że jest tylko człowiekiem i żeby nie zrzucać na niego winy! Jaka cholera jasna ciasna wina?-wykrzykiwała, a ludzie coraz bardziej się na nas patrzyli.

-Lucy, błagam koniec rozmów o piosence.-przewróciłam oczami.

Czy was przyjaciółki też tak maltretują?

-No już dobra, luz. Chodź idziemy.-odparła potulnie i wstała ze swoją tacą z miejsca. Ja chwilę po niej zrobiłam to samo.

Po wyrzuceniu odpadków do śmietnika, od razu poszłyśmy w kierunku wyjścia. Wbrew pozorom ten dzień zleciał szybko, na dworze jest już ciemno co najmniej, jak w środku nocy.

-Wsiadaj jedziemy. Tak się obżarłam, że muszę się położyć.-stwierdziła dziewczyna, kiedy byłyśmy już przy samochodzie.

-To po co, brałaś powiększony zestaw?-zapytałam, siadając na swoim miejscu.

-Była promocja.-oburzyła się na co tylko się zaśmiałam.

To dla niej takie typowe.

Gdy moja przyjaciółka ruszyła z pod restauracji, od razu wyjrzałam przez okno, lecz jedyne co zobaczyłam to ciemność. No tak...

Jedyne co mi się podoba w jeździe nocą to te wszystkie światełka, które idealnie widać. I to chyba tyle.

-A jak było wczoraj. No wiesz...na pogrzebie?-zapytała po chwili ciszy.

O Matko... dlaczego?

-Jak to na pogrzebach... smutno.-odparłam, nie do końca mówiąc jej  prawdę.

-No tak głupie pytanie, a jak ty się czujesz?-spytała.

-W miarę, ulżyło mi.-powiedziałam, zgodnie z prawdą.

-Cieszę się.-spojrzała na mnie.-No to co, koniec przygód na dziś?-zapytała, podjeżdżając pod mój dom.

-Takkk.-powiedziałam przeciągle.

-No to co do później.-mrugnęła do mnie kiedy wyszłam z samochodu.

-Pa.-pożegnałam się i poczekałam, aż jej auto zniknie mi z pola widzenia. 

Kiedy światła zniknęły w oddali poszłam do swojego domu, w którym nie paliła się żadna zarówka.

Czyli nikogo nie ma. Jak znam życie, Bell u Liama, a mama na nocnej zmianie.

Tia... zapowiada się samotny wieczór.

Weszłam do mieszkania i pierwsze co zrobiłam to zamknęłam drzwi na wszystkie zamki. Ostrożności nigdy za wiele, jak to się mówi.

Nie czekając, ani chwili poszłam schodami w górę. Jestem tak padnięta. Odpocznę chwilę, wykąpię się i spać.-z tą myślą doczłapałam się do swojego pokoju i od razu walnęłam się na łóżko, które wydało specyficzny szelest.

-Co to?-powiedziałam głośno i zaczęła szukać winowajcy.

Nie trzeba było długo szukać, żeby dowiedzieć się, że moim szeleszczącym problemem jest list, który zostawiłam dziś rano pod poduszką.

Wzięłam go w rękę i oparłam się plecami o ramę łóżka.

Co ja mam zrobić?

Otworzyć, czy nie?

Jeżeli nie otworzę to będzie mnie to cały czas męczyć,a jak otworzę nie wiem czego się spodziewać.

Otwórz, Vivian...

Dobra... prędzej czy później to musiało nastąpić.-pomyślałam i rozdarłam górną część kopert.

Wyjęłam z środka nieskazitelnie czystą, kartkę złożoną na pół:

Ufff...dam radę.

Otworzyłam list i zaczęłam czytać

Droga Vivi,
pewnie, kiedy czytasz ten list mnie nie ma już w świecie żywych. Ale chciałbym wyjaśnić ci parę rzeczy. Nigdy nie chciałem dla ciebie źle, byłaś dla mnie zawsze bardzo ważną osobą, jednak nie mówiłem ci wszystkiego. Któregoś razu pod szkołą zaczepił mnie chłopak, którego znasz to był Eliot, od słowa do słowa zapytał, czy chce zarobić trochę pieniędzy, jako młody gówniarz się zgodziłem i to był największy błąd mojego życia. Zacząłem handlować narkotykami, wpadłem  w złe towarzystwo. Ty miałaś o niczym nie wiedzieć, jednak nie spodziewałem się, że akurat tego dnia znajdziemy się w tym samym miejscu o nieodpowiedniej porze. Nie mogłem nic zrobić naprawdę. 
Wybacz mi, przepraszam.
Jake
PS Trzymaj się blisko Luke'a on cię ochroni, tym bardziej teraz, kiedy czyha na ciebie takie niebezpieczeństwo. UWAŻAJ NA SIEBIE!

Niebezpieczeństwo?




___________________________________________

Kochani ❤️
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale rekompensuje Wam to długością (prawie 2900 słów).

Jak się podobał?😊

Komentujecie i głosujecie 🤩
Buziaki 😘
Widzimy się w czwartek 💞
Miłego tygodnia Wam życzę 😘😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro