36
Luke
Wczorajszy dzień, a właściwie wieczór uważam za bardzo udany. Szczerze brakowało mi tego. Takiego luźnego spotkania z grupą znajomych przy piwku. Pomogło mi to zapomnieć o moich problemach, co prawda na chwilę, ale jednak. Dodatkowo Vivian poznała nareszcie Ginny. Od dawna to planowałem i cieszę się, że tak dobrze to wypadło. Moja mała siostrzyczka ewidentnie polubiła ku mojej radości, ważną dla mnie osobę. Najlepszym momentem tego dnia było oglądanie horroru. Chyba nie muszę wyjaśniać dlaczego. Viv tuliła się do mnie przez cały czas, tylko w takim momencie mogłem bezkarnie trzymać ją w ramionach na oczach wszystkich. Jedyne, dwie rzeczy które wkurzyły mnie tego wieczoru to:
1. Matt, który zaczął mówić o zakładzie.
2. Siostra Vivian, której wyraźnie nie podoba się nasza znajomość.
Jednak z tych dwóch wygrywa Matt. Na prawdę nie wiem, co w niego wstąpiło? Nie rozmawialiśmy już o tym od dłuższego czasu, to dlaczego magle mu się o tym przypomniało? Może zrobił to nieświadomie... Mam taką nadzieję.
Luke, nie bądź naiwny. Formalnie zakład nadal obowiązuję...
Wiem, dlatego muszę to jak najszybciej zakończyć. Nie chcę oszukiwać ani siebie, ani Viv. Jej tym bardziej.
Tak odbiegając od tematu to dziś jestem pierwszy raz w szkole od poniedziałku i od czasu wagarów. Idę teraz na trening. Mam nadzieję, że trener mnie nie opieprzy, bo opuściłem dwa. We wtorek i wczoraj.
-Luke.-usłyszałem za sobą czyjś głos.
Odwróciłem niechętnie głowę, bo wiedziałem do kogo należy.
-Czego chcesz Tom?-zapytałem chamsko.
Nie będę dla niego miły, nie po tym jak potraktował Vivian na oczach tylu osób.
-Yyy... chciałem cię przeprosić, wiesz za to co wydarzyło się w poniedziałek.-stwierdził od niechcenia.
Zaśmiałem się pogardliwie.
-Trener ci kazał?-spytałem.
-A czy to takie ważne kto? Przeprosiłem? Przeprosiłem, więc zluzuj.-wyrzucił chamsko ręce w powietrze.
-Słuchaj no robaczku...-powiedziałem i podszedłem do niego przy okazji łapiąc poły jego koszulki.
-Panuj nad tym co mówisz i do kogo mówisz. Takie przeprosiny to możesz sobie w chuja wsadzić, rozumiesz? A tak poza tym to chyba nie mnie one się należą. Prawda? No właśnie, więc jak do tego dojrzejesz to pójdziesz grzecznie do Vivian i powiesz jej to co mi przed chwilą, z większym entuzjazmem. W innym wypadku obiję ci tą twoją buźkę do tego stopnia, że własna matka cię nie pozna. Rozumiemy się?-zapytałem grzecznie i jeszcze spokojnie, lecz nie dostałem żadnej odpowiedzi.
-Pytałem, czy się rozumiemy? Głuchy jesteś, czy co?!-krzyknąłem już zirytowany i przyszpiliłem go mocno do ściany.
-Nie, nie, nie. Słyszałem, przepraszam. Ją też przeproszę, tylko mnie zostaw.-odparł potulnie jak baranek, na co się zaśmiałem.
-Cieszę się, że tak dobrze się rozumiemy. A i jeszcze jedno, ona ma na imię Vivian. Nie rób tego nigdy więcej.-powiedziałem mu na ucho i odszedłem w kierunku szatni.
Jeki on jest tępy. Ja pierdolę, żeby być takim tchórzem? Wkurwia mnie niesamowicie.- z tą myślą wszedłem do szatni.
-O Luke, Luke.-wołali chłopaki z drużyny.
-Cześć.-odparłem i z każdym przybiłem męską piątkę.
-Gdzie się podziewałeś?-zapytał Zayn.
-A długo by opowiadać, ale już jestem także spinać dupy.-zaśmiałem się, a wraz ze mną cała drużyna footballowa.
-Tak, szczególnie teraz przed rozgrywkami.-potwierdzili.
-No dokładnie.-przytaknąłem.
Nagle drzwi otworzyły się z dużym hukiem.
-A co tu takie poruszenie?-zaśmiał się Matt, który wszedł do szatni razem z Liamem.
-O siema, stary.-przywitał się, gdy tylko mnie zobaczył.
-Cześć Matt.-odparłem lekko zirytowany, bo cały czas nie dają mi spokoju jego słowa z wczoraj.
-Luke, wczoraj było genialnie. Kiedy powtórka?-zaczął Liam.
-Jak najszybciej.-skwitowałem.
-No i to rozumiem. A i ten horror wczoraj to był rewelacyjny pomysł. Nigdy tak bardzo nie przytulałem się z Bell jak wczoraj.-rozmarzył się.
A no właśnie. On i Bell. Wyobraźcie sobie, że są parą. Wczoraj do wszystkiego się przyznali. Kto by się spodziewał, no nie? Wyczujcie ten sarkazm.
-To się cieszę, ja też z Viv mogłem się trochę popieścić.-mrugnąłem do niego okiem.
-Uuuu, czyli rozumiem, że niezawodny Luke Roberts, zdobył nowe trofeum. No, no stary, powiem ci, że zaczynałem wątpić czy dasz radę. Zwracam honor.-wtrącił się Matt.
-Przegiąłeś.-spojrzałem na niego znacząco.
-No co?-zapytał z niezrozumieniem.
Rozejrzałem się w około, żeby sprawdzić czy wszyscy są przebrani, kiedy byłem pewny, że tak, powiedziałem:
-Chłopaki zostawcie nas samych.
Wszyscy jak na zawołanie wyszli, jednak został Liam.
-Liam ty też.-zwróciłem się do niego.
-Jestem tu zapobiegawczo, nie chce tu żadnych bójek.-oznajmił, na co się zaśmiałem.
-Liam. Proszę, cię. Jakie bójki? Muszę po prostu wyjaśnić coś Mattowi i tyle. Idź.-spojrzałem na niego wyczekująco.
-Dobra, ale i tak będę czekał pod drzwiami.-stwierdził, na co wywróciłem oczami.
Kiedy w końcu byliśmy sami zapytałem:
-Matt, co ty wyrabiasz?
-Nie wiem, o czym mówisz.-pokręcił głową z niezrozumieniem.
-Wiesz, doskonale. Wczoraj, czemu dałeś taką dziwną aluzję odnośnie zakładu, przy Viv? Tak samo teraz, trofeum? Co to ma być?-zawalałem go pytaniami.
-Nic, wczoraj to był zwykły żart, a dziś... Przecież sam stwierdziłeś, że mogłeś się wczoraj z nią popieścić.-zauważył.
-Jezu nie łap mnie za słówka. Chodziło mi o to, że mogłem się do niej poprzytulać.-westchnąłem.
-Słuchaj, wiele rzeczy się zmieniło i to nie odwracalnie. Vivain jest dla mnie ważna, nie mogę tego zrobić. Zrywam nasz zakład.-oznajmiłem.
-Co?! Luke ty chyba się nie zakochałeś.-spojrzał na mnie rozbawiony.
Gdy nie odpowiedziałem nic stwierdził:
-O kurwa, ty się zakochałeś.
-Nieźle mnie załatwiliście, ty i Liam. Tylko ja zostałem z naszej trójki na polu bitwy.-wzruszył ramionami.
-Nie byłbym tego taki pewien. Chyba Lucy ma wobec ciebie poważne zamiary, skorzystaj z tej szansy. Pasujecie do siebie.-zaśmiałem się.
-Dobra, chodź idziemy.-szturchnął mnie, a ja dzięki temu wiem, że wział mnie na serio.
To już koniec. Teraz mogę być już w stu procentach szczery wobec Viv. Cieszę się jak nie wiem.
-Tylko pamiętaj, stawiasz mi do końca wakacji drinki.-powiedział poważnie.
-Dobrze, pamiętam. W końcu przegrałem.-zaśmiałem się głośno.
Wyszliśmy z szatni razem z Mattem w bardzo dobrych chumorach.
-I co już wszystko załatwione?-zapytał Liam.
Czy on na serio czekał tu przez cały tan czas?
-W jak najlepszym.-odpowiedział mu Matt.
Jak dobrze mieć takich oddanych przyjaciół.
***
-Kurwa.-krzyknąłem, kiedy po raz kolejny Tom, zepsuł akcje.
Nie wytrzymam, to był ostatni raz.
-Co jest?-zapytałem podchodząc do niego.
-Nic.-odparł obojętnie.
-Przecież widzę, co robisz. Specjalnie psujesz akcję, mścisz się za to co powiedziałam ci przed treningiem?
-Co, nie! Jesteś jakiś nienormalny.-powiedział.
-O ty kurwo.-wrzasnąłem i podbiegłem do niego.
Jednak przerwał mi gwizdek.
-Houston, Roberts. Do mnie!-krzyknął trener.
-Ale trenerze.-powiedziałem żałośnie.
-Nie ma trenerze, zapraszam do mnie.-powiedział.
-A wy grajcie dalej.-powiedział do mojej drużyny.
Zdenerwowany podszedłem do trenera, a za mną Tom.
-Chłopaki, co się dzieję? Od tej sytuacji, która zaszła pomiędzy wami w poniedziałek, kompletnie nie możecie dogadać się na boisku. A ty Luke, opuszczasz treningi.-zwrócił się do mnie.
-To było jednorazowe trenerze.-odparłem.
-No ja myślę. Dobrze, więc o co chodzi?-zapytał.
-O nic.-odezwał się Tom.
-Jasne, zawsze chodzi o nic. Proszę was o jedno, żebyście sprawy prywatne zostawiali poza boiskiem i salą gimnastyczną, dobrze?-zapytał z nadzieją.
Spojrzałem na tego skurwiela, a on na mnie.
Szlag czy naprawdę muszę to mówić?
-Dobrze.
-No i świetnie. To wracajcie do gry. A Luke, zaczekaj.-zatrzymał mnie.
-Tak, trenerze?-zapytałem.
-W przyszłym tygodniu zawody. Poprawiłeś jakieś oceny z geografii?-zapytał.
O kurwa. Miałem zacząć z Vivian dziś.
-Och, dopiero dziś zaczynamy z Vivian.-przegryzłem wargę.
-Luke skup się. Masz mało czasu, a wiesz jaki był warunek, prawda?-spojrzał na mnie.
-Wiem, jeżeli nie poprawię oceny będę zawieszony w drużynie.-ciężko przeszło mi to przez gardło.
-Weźcie się do roboty i ty i Vivian. Koniecznie musisz nauczyć ją grać, bo pozabija mi zawodniczki na boisku.-zachichotał.
-Oczywiście. Jeszcze dziś.-uśmiechnąłem się do niego.
Będzie ciekawie, oj będzie...
Vivian
Nic mnie dzisiaj nie cieszy, mam dosyć tego dnia. Chciałabym móc cofnąć czas i nie usłyszeć tych strasznych słów od mojej mamy. Dalej nie wiem jak mogła tak powiedzieć. Dlaczego nie mogę żyć normalnie. Gdyby moja mama mogła, najchętniej zamknęła by mnie w domu na cztery spusty. Przykro mi, że traktuje mnie jak maszynę do zarabiania jak najlepszych ocen. Tylko że, ja wcale nie uczę się gorzej niż przed poznaniem Luka. To jest w tym wszystkim najlepsze. Bella nie raz wychodziła na imprezy i wracała późno, wtedy mama jakoś nie miała z tym problemu. Bardzo przeżywam tą sytuację, ponieważ jeszcze nigdy nie pokłóciłam się tak z mamą i siostrą. Mój dom stał się teraz jedną wielką fortecą, którą zbudowała mama. Mogę wychodzić tylko do szkoły i na zajęcia z pole dance. To takie podłe, że postawiła mnie pod ściną i zdecydowała za mnie. Nie miałam prawa głosu, ani wyboru. Nie wiem, jak to wszystko ma wyglądać. Mam nie widywać się z Lukiem, tylko że to jest niewykonalne, bo chodzimy do tej samej szkoły. Nie wiem jak mam unieść to brzemię. To dla mnie za trudne. Moja własna mama próbuje najgorszego sposobu, czyli odizolowania mnie od otoczenia i przede wszystkim przyjaciół, a teraz jeszcze miłości.
Boże, za co?
Nagle poczułam na swoich oczach czyjeś dłonie. Nie powiem bardzo się przestraszyłam.
-Zgadnij kto to?-powiedział ktoś na moje ucho, jednak przez panujący na korytarzu szkolnym hałas nie byłam w stanie zanalizować kto to taki.
Jednak mój umysł podsunął mi jedną myśl.
-Rick? Czego ty ode mnie chcesz?-zapytałam zrozpaczona.
Dalej pamiętał jakie było ostatnie zdanie, które do mnie wypowiedział.
"Pożałujesz tego"
Czy to ten moment? Nie, proszę.
Vivian nie szalej, jesteś na korytarzu wypełnionym przez mnóstwo uczniów...
-Jaki Rick?-zapytał, Luke!?
-Luke?
-Tak, to ja. Co za Rick? I dlaczego chce coś od ciebie? Viv...-Luke spojrzał na mnie.
Jezu, ale ja jestem głupia.
Pomyślałam, że to Rick?
Tracę sama w siebie wiarę.
-Ja, hm. Po prostu, chciał się ze mną umówić, a ja mu odmówiłam i myślałam, że to znów on. Ale tak to wszystko w porządku.-powiedziałam, pomijając najważniejszy fakt, a mianowicie jego groźbę.
-No ja mam nadzieję. Wiesz zaczynam czuć się zagrożony, coraz więcej facetów się koło ciebie kręci.-zaśmiał się nerwowo, a na moje policzki wpłynął ogromny rumieniec.
-No dobrze, a czym zawdzięczam sobie nasze spotkanie. Nie przez przypadek na mnie wpadłeś, prawda?-zapytałam.
-No prawda, zabieram cię na sale gimnastyczną. Chodź.-odparł i złapał mnie za rękę, przez co w moim brzuchu obudziło się stado rozszalałych motyli.
-Co? Jak to?-pytałam w szoku.
-No umówiliśmy się na lekcję, ja tobie pomogę nauczyć się grać, a ty mi pomożesz z geografią.-zaśmiał się.
-No tak, ale to może najpierw ja pomogę tobie. Chodźmy do biblioteki, przerobimy jakieś tematy?-próbowałam się jakoś wykręcić.
Ostatnie o czym marzę to grać w tą bezsensowną grę i się pocić.
-Nie, nie, nie. Najpierw ty, już obiecałem trenerowi.-zaoponował.
Super...
-Ale mam lekcję.-łapałam się ostatniej deski ratunku.
-Nie kłam, nie masz. Sprawdzałem twój plan lekcji.-zaśmiał się.
No tak, czyli jestem skończona.
Po tym weszliśmy do najbardziej znienawidzonej przeze mnie części szkoły. Sala gimnastyczna i sektor sportowy, masakra. Kto to wymyślił?
-Wycisnę z ciebie siódme poty.-odezwał się po dłuższej chwili ciszy, Luke.
Rewelacja...
***
-Vivian, wychodź z tej szatni. Przecież wiem, że specjalnie przedłużasz. Ale licz się z tym, że będziesz to wszystko nadrabiać.-powiedział Luke.
Kurczę, przejrzał mój plan. Ale nie uśmiecha mi się tu siedzieć nie wiadomo ile...
Zła, wyszłam z tej szatni i od razu natknęłam się na mojego "nauczyciela".
-No nareszcie, idziemy.-powiedział i poszedł do kantorka po piłkę, za to ja udałam się na tą okropną sale.
Jest pusto, nie ma tu żywej duszy. Przynajmniej tyle dobrego, nikt nie będzie patrzył jak się kompromituję.
-Okej, już jestem. To zacznijmy od prostych zasad.-powiedział Luke.
Prostych? Jasne...
-To tak. Piłkę możesz kopać, rzucać, lub podawać ręką, możesz też biec z nią. Kiedy przekroczysz tą linię, nazywaną linią punktową, wraz z piłką. Rozumiesz?-zapytał, wskazując ręką jakąś linie na boisku.
Przytaknęłam głową, jednak, nie jestem pewna, czy rozumimiem.
-No właśnie. Wtedy rzucasz ją do koleżanki z drużyny, który stoi w polu punktowym, albo możesz ją kopnąć w stronę bramki przeciwnika. Okej, to skoro tu już wiesz, poćwiczymy podania. Trzymaj.-powiedział i podał mi do ręki to jajo.
-I co teraz?-zapytałam, nie wiedząc co z nią zrobić.
-No rzuć.-oznajmił.
Odchyliłam rękę lekko do tyłu i rzuciłam przed siebie piłką.
-Super.-powiedział brunet, gdy ją złapał.
-Teraz trochę mocniej.-dodał i odrzucił mi jajo.
-Okej.-stwierdziłam.
Wzięłam najwiekszy zamach jaki tylko mogłam, zamknęłam oczy i rzuciłam piłką.
-Ałaaa, o Jezu. Kurwa umieram.-usłyszałam.
Natychmiast otworzyłam oczy i to co zobaczyłam, mocno mnie zdekoncentrowało.
-Luke? Matko, co się stało?-zapytałam i podbiegłam do leżącego na podłodze chłopaka.
-Moje, klejnoty.-wyjąkał.
-Co?-zapytałam, bo kompletnie nie wiem o co mu chodzi.
-Przywaliłaś mi w jaja, w jądra.-wymamrotał.
Nie, to nie możliwe! Masakra.
-Przepraszam, zamknęłam oczy i... nie sądziłam, że coś takiego zrobię. Wybacz.-posmutniałam.
-Dobrze, spokojnie. Już mi lepiej.-powiedział i zaśmiał się.
-Tylko następnym razem nie zamykaj oczu, jak będziesz rzucać.-podniósł się z podłogi.
-Trener miał rację.-dodał Luke.
-W czym?-zapytałam zaciekawiona.
-Że jak nie nauczę cię grać, to pozabijasz mu zawodniczki.-uniósł do góry brwi.
-Nie jest chyba tak źle.-stwierdziła niewinnie.
-Masz rację nie jest.-odpowiedział mi, na co się uśmiechnęłam.
-Jest gorzej, niż źle.-oznajmił.
Serio?
-Dzięki.-obruszyłam się.
-No co? Jestem szczery, a teraz bierz piłkę i spróbuj ją kopnąć tylko nie we mnie.-poprosił błagalnie.
Tak jak chciał, zaczęłam kopać piłkę przed siebie. To szło mi o wiele lepiej.
-Jest w miarę okej, tylko że musisz panować nad swoim ciężarem ciała i w odpowiednim momencie przenosić go z jednej nogi na drugą. Tu jest twój środek.-powiedział i złapał mnie mocno za biodra.
Odwróciłam zdziwiona, głowę, w jego stronę. Nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. Kiedy już myślałam, ze nasze usta spotkają się ze sobą, usłyszałam głos trenera.
-No, no. Widzę, że dobrze wam idzie. Tylko chyba musicie już kończyć, bo zaraz zamykamy szkołę.-powiedział.
Luke i ja od razu odsunęliśmy się od siebie.
-Oczywiście. Już idziemy. A i miał pan rację, Vivian jest groźna na boisku.-oznajmił Luke.
-Haha, a nie mówiłem?-zaśmiał się trener.
Świetnie, a ja sobie dalej tak stoję.
-Mówił trener, dobrze to my lecimy. Do widzenia.-pożegnaliśmy się oboje.
-Leć się przebierz, a ja poczekam w samochodzie na parkingu.-powiedział do mnie Luke, kiedy wyszliśmy z sali gimnastycznej.
-Jasne, do zobaczenia.-odparłam.
***
Zaraz po tym jak się przebrałam wyszłam prędko ze szkoły. Nie chcę, żeby Luke na mnie długo czekał. Chwilę zajęło mi namierzenie jego samochodu, ale już po chwili doskonale wiedziałam, gdzie stoi.
Od razu poszłam w jego stronę.
Swoją drogą, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że już jest tak późno.
-Jestem.-powiedziałam, od razu kiedy wsiadłam do samochodu.
-To super.-powiedział i odpalił auto.
-To co, jutro w szkole ja pouczę cię geografii?-zapytałam.
Luke poruszył się bardzo niespokojnie na swoim siedzeniu.
-No co? W bibliotece, oczywiście.-dodałam.
-Nie o to chodzi.-zaczął.
-To o co? Nie masz czasu?-dopytywałam.
-Nie... tak.-zaczął mieszać.
Co się z nim dzieje?
-Vivian, muszę ci o czymś powiedzieć.-odparł poważnie.
-O czym?-zapytałam zmartwiona.
Odchrząknął.
-Jutro, o dziesiątej jest pogrzeb Jake.-dokończył.
O Boże.... Nie, nie teraz....
-Jeżeli jutro, to czemu nie powiedziałeś wcześniej?-w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
-Nie powiedziałem, bo chciałem żebyś przeżyła ten tydzień radośnie, a nie zamartwiając się.-wyjaśnił.
-Luke, boję się.-wyznałam i nie hamowałam łez, które zalały całe moje policzki.
-Nie bój się. Jestem przy tobie, zawsze będę. Przy mnie nie masz się czego obawiać, słyszysz Vivian jesteś moim priorytetem.-powiedział i złapał mnie za dłoń, którą następnie pocałował.
___________________________________________
Dobry wieczór Kochani ❤️
Co u Was?
Mam nadzieję, że rozdział się podobał 😘.
Komentujecie i głosujecie 🤩
Widzimy się w czwartek 💞
Buziaki 😘❤️😘❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro