30
Vivian
Czy ja się nie przesłyszałam? Luke powiedział, że jest mną zainteresowany? Nie... To niemożliwe. Na sto procent to jakiś żart, on mówi o jakiejś innej dziewczynie. To po prostu nie może być prawdą. Ja i on? To dwa inne światy. On nie mógłby zainteresować się taką szarą myszą jak ja.
-Viv. Dlaczego nic nie mówisz?-spytał wyczekująco Luke.
Spojrzałam na niego zmieszana. Jego wzrok był wbity w moje oczy, z których biło niepewnością. On to widział, czuję to. Przed nim nic nie da się ukryć. Luke wie wszystko. Gdy spostrzegłam się, że dość długo zastanawiam się nad odpowiedzią, w końcu wyjąkałam:
-A co mam ci odpowiedzieć?-uśmiechnęłam się delikatnie.
Sama nie wiem czy to ze szczęścia, czy radości.
-Nie mam pojęcia. Cokolwiek...-wzruszył ramionami.
Chwyciłam butelkę wody i napiłam się z niej parę porządnych łyków. To dla mnie za dużo. Mam mu powiedzieć cokolwiek? Nie gramy w państwa miasta. To nie o to w tym chodzi, żeby mówić byle co.
-Cokolwiek...-zaśmiałam się.
-Luke, nie rozumiem. Po prostu nie wiem. O co chodzi? Jesteś mną zainteresowany? Co to według ciebie znaczy? No słucham?-spojrzałam na niego, unosząc lekko brwi do góry.
Chłopak westchnął głęboko po czym powiedział:
-Z każdym dniem moje uczucia do ciebie są coraz bardziej trwałe i mocne. Nie potrafię powiedzieć co to takiego, bo nigdy nie czułem się tak jak przy tobie, ale w dalszym ciągu chcę to odkrywać. Chcę poznawać ciebie dalej, aż w końcu dowiem się co się ze mną dzieję. Przy tobie szaleję i tracę wszystkie zmysły, a najlepsze jest to, że nie wiem jak to robisz.-zachichotał i dotknął mojego chłodnego policzka.
Znów to samo. Dlaczego kiedy on mnie dotyka, zawsze przechodzą mnie dreszcze i w moim brzuchu wszystko się przewraca.
To takie niezwykłe uczucie, którego od dawna unikałam i przed którym nie umiem się bronić.
Luke jest jak narkotyk. Potrafi od siebie uzależnić.
-Vivian, cała się trzęsiesz. Zimno ci?-spytał znienacka Luke.
-Tak.-przyznałam mu.
Na plaży zerwał się chłodny i nieprzyjemny wiatr, a słońce zniknęło za połacią chmur. Niestety, ale to chyba na tyle jeżeli chodzi o ładną pogodę.
Luke podniósł się z bluzy i poszedł do tyłu.
-Co robisz?-zapytałam ciekawa.
Chłopak jak na zawołanie usiadł i nic w tym dziwnego, tylko że on usiadł wprost za mną, objął mnie swoimi nogami i rękami. Jednym słowem przytulił mnie od tyłu, to dobre określenie.
-Teraz ci ciepło?-powiedział mi na ucho, które podczas mówienia musnął parę razy swoimi ustami.
Przytaknęłam mu ruchem głowy i wtuliłam się w jego ciepły tors. Przy nim czuję się tak bezpiecznie, że aż brak mi słów, żeby to opisać.
-To dobrze.-pocałował mnie w czubek jeszcze mokrej głowy.
Te wszystkie pocałunki, gesty to mnie rozpala od środka. Już na pewno to mówiłam, ale przy Luke nie jestem w stanie racjonalnie myśleć.
Odwróciłam głowę do tyłu i od razu spotkałam się z jego przenikliwymi tęczówkami. Czasami odnoszę wrażenie, że w zależności od sytuacji jego oczy ciemnieją i jaśnieją. Teraz na przykład są niemalże czarne. Nie jestem w stanie doszukać się w nich źrenicy. To bardzo wyjątkowe zjawisko. Sama czasami zastanawiam się czy moje oczy też takie są. Nie mam pojęcia. Ale wiem, że istnieje takie powiedzenie, że z oczu można wyczytać wszystko. Jednak nie ze wszystkich. Oczy Luke od naszego pierwszego spotkania były takie tajemnicze i nieprzewidywalne, zupełnie jak on sam. Jestem ciekawa, co kryje się pod tą otoczką ciemności.
-O czym myślisz?-spytałam dalej wpatrzona w jego ślepia.
-O tym, że mam wielką ochotę cię pocałować.-uśmiechnął się leniwie, co od razu odwzajemniłam.
Podniosłam delikatnie swoją prawą dłoń i dotknęłam jego posiniaczonego policzka.
Nie potrzeba słów, liczą się czyny...
Teraz już wiem, co ta starsza pani próbowała mi przekazać.
Bił się z Tomem. O mnie. Dla mnie. Był o mnie zazdrosny? Nie wiem czy to nie za dużo powiedziane, ale na pewno mnie bronił i to nie pierwszy raz. Martwił się o mnie, gdy powróciły sny. Zabrał mnie nawet do lekarza, wspierał mnie na każdym kroku. Ścigał się przez moją głupotę z Marcusem, narażając tym samym własne życie. Chronił mnie przed Jakiem i całym tym brudnym światem.
Tylko że ja nie potrafiłam tego dostrzec.
Te wszystkie słowa, które podnosiły mnie nie raz na duchu. Jestem głupia, rzadko się do tego przyznaje, ale nie wiem jak mogłam nie zauważyć tak wyrazistych sygnałów. Mnóstwo razy mówił mi, że mu na mnie zależy, że jestem dla niego ważna... Za każdym razem działało to na mnie w ten sam sposób, czułam jakby poraziło mnie milion piorunów. Nie wiem, czy nie potrafiłam w to tak wewnętrznie wierzyć, czy tylko udawałam. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mi też na nim zależy, mówię to nie pierwszy raz, ale teraz te słowa nabierają innej skali. Świadomość, że Luke coś do mnie czuję spotęgowała moje odczucia. Długo zajęło mi, aby do tego dojść.
Niewiele myśląc wpiłam się w usta Luka. Byłam spragniona tego pocałunku. Cały dzisiejszy dzień dusiłam to w sobie. Ogromnie mi tego brakowało. Przez własną bezmyślność. Jak w ogóle mogłam pomyśleć, że brunet miał na myśli kogoś innego? Mam wrażenie, że po prostu nie docierało do mnie i w sumie dalej nie dociera jak ktoś taki jak Luke, przystojny, wpływowy mógłby spojrzeć na Vivian, która nawet w lato chodzi w swetrach.
Głupota nie boli...
Całowaliśmy się bardzo zachłannie i szybko. Nasze języki toczyły zawziętą walkę o przetrwanie, choć z góry jest przesądzone, że to Luke przejmuję kontrolę, zawsze.
Odsunęliśmy się od siebie dopiero, gdy zaczęło brakować nam tchu.
Oboje głośno dyszeliśmy, co najmniej jakbyśmy przebiegli maraton.
-Ja też.-powiedziałam, dalej głośno łapiąc oddech.
Luke spojrzał na mnie z niezrozumieniem, dlatego szybko dodałam:
-Jestem tobą zainteresowana.-uśmiechnęłam się do niego szeroko.
Jestem strasznie zestresowana. Nie wiem jak zareaguję.
Chłopak patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Jezu są tak duże, boję się się, że zaraz wyskoczą.
-Powtórz.-poprosił.
Dobrze wiem, że słyszał, wydaje mi się, że nie dowierza tak samo jak ja jemu, gdy powiedział mi to samo.
-Jestem tobą zainteresowana. Bardzo mi na tobie zależy...-powiedziałam ponownie.
-Jezu Viv, to chyba najwspanialsza wiadomość jaką dziś usłyszałem.-odparł i przytulił mnie do siebie tak mocno, że upadliśmy razem na piasek.
Z naszych ust wyrwał się gromki śmiech. Jestem taka szczęśliwa i zadowolona, jak nigdy dotąd. Nic się teraz nie liczy. Ludzie, którzy na nas patrzą, nieważne. Deszcz, który właśnie zaczął kropić, nieistotne. Jesteśmy tu tylko my w naszym zwariowanym świecie. Po raz kolejny zatraciłam się w tym pięknym spojrzeniu z wzajemnością.
-Dzieci idźcie do domu, zaraz zacznie się prawdziwa ulewa.-usłyszałam po raz kolejny, dzisiejszego dnia głos tej staruszki, ale nie zwracałam już na to uwagi, tak samo jak Luke.
Byliśmy zbyt zajęci sobą. Nawet gdyby obok nas spadł meteoryt, nie wzbudził by w nas zainteresowania.
-Chodź Theresa, daj im spokój. Idziemy.-odezwał się prawdopodobnie jej mąż.
-Och no dobrze Philipp. Ale zobacz, byliśmy tacy sami.-rozczulała się staruszka.
-Tak kobieto, dawno i nie prawda. Chodź, bo cię tu zostawię i będziesz wracała autostopem.-zagroził jej mąż.
-Idę. Nie jesteś za grosz romantyczny! Za kogo ja wyszłam za mąż? Teraz muszę się użerać z takim starym zgredem...-lamentowała staruszka.
-Słyszałem.-odparł jej starszy pan.
-I dobrze. Miej świadomość, że pięćdziesiąt lat temu byłeś o wiele bardziej romantyczny i...-nie dane było jej skończyć, bo skutecznie uniemożliwił jej to mąż.
-A ty w dalszym ciągu jesteś tak samo zrzędliwa.-odparł i pociągnął żonę za sobą.
Znów pogrążyliśmy się z Lukiem w śmiechu. Nie mogłam się po prostu powstrzymać, gdy słyszałam rozmowę tych starszych ludzi miałam wrażenie, że słyszę swoich dziadków.
-No to nieźle. Kłótnia na całą plażę.-zaśmiał się Luke, podnosząc się z piasku.
-Haha, nie no. To starsi ludzie, którzy też mają swoje przywileje.-odparłam i tak jak on wstałam.
Świetnie. Mokre ubrania plus piach to niezbyt dobre połączenie, lepiej nie próbujcie tego sami.
-Przywileje, powiadasz. No nie wiem, popsuli nam chwilę.-spojrzał na mnie.
O Boże... Nie wierzę, że to się dzieje...
Co ja wyrabiam.
-Luke, to nie była nasza ostatnia. Będzie ich jeszcze wiele.-powiedziałam z uśmiechem.
Gdy brunet to usłyszał podszedł do mnie i płynnym ruchem wywrócił na swoją bluzę, która w dalszym ciągu leżała na piasku. Z zaskoczenia pisnęłam. On jest po prostu nie możliwy.
-Wiem i cieszę się, że ty też. Ale tamta chwila mi się kurewsko podobała, może to dokończymy?-zapytał i zaczął przybliżać się do mnie.
Mój wzrok padł za to na leżący obok niebieski przedmiot.
O kurczę!
-Ręcznik!-krzyknęłam i zepchnęłam z siebie niefortunnie Luka.
-Ał.-powiedział tylko.
-Przepraszam, ale muszę ich dogonić. Nie oddałam im ręcznika.-powiedziałam szybko i chwyciłam materiał w rękę.
Na szczęście to starsi ludzie i nie zaszli zbyt daleko. W porę udało mi się ich dogonić, choć to zadanie do łatwych nie należało bieganie po piachu jest sto razy cięższe niż po normalnym podłożu.
-Halo, przepraszam.-zwróciłam się do kobiety.
Od razu odwróciła się w moją stronę z uśmiechem.
-Zapomniałam oddać. Proszę.-podałam jej złożony na szybko ręcznik.
-Ach, dziękuję. Kompletnie zapomniałam, ale coż mam już swoje lata.-wskazała na siebie.
-Nic się nie stało. Miłego dnia.-powiedziałam do niej i już miałam odchodzić, gdy zatrzymały mnie jej słowa:
-Trzymaj się tego młodzieńca, a nie zginiesz złotko. Pasujecie do siebie.-dodała z czułym uśmiechem, co od razu odwzajemniłam.
-Theresa!-ponaglał ją mąż.
-Idę. Co się drzesz?-odpowiedziała mu starsza pani.
-Muszę iść.-przewróciła oczami.
-Na starość wariują, no nic. Powodzenia.-dodała, unosząc do góry dwie zaciśnięte ręce po czym odeszła w kierunku swojego ukochanego.
To nie prawdopodobne, jak tacy starsi ludzie potrafią uświadamiać człowieka...
Powolnym krokiem ruszyłam z powrotem do Luke, który wyglądał na zaciekawionego. Gdy byłam już wystarczająco blisko zapytał:
-Co tak długo?
-A nic dostałam jeszcze parę rad.-powiedziała tajemniczo, ale to celowo.
-Rad? Jakich rad?-dopytywał.
-Nie powiem ci. Tajemnica...-zaśmiałam się.
-No dobrze, będę musiał z tym jakoś żyć. Chyba za niedługo będziemy wracać, rzeczywiście zaraz będzie ulewa.-zauważył brunet.
-Spokojnie. Na razie tylko kropi.-zażartowałam.
Nagle w tle usłyszałam dobrze znany mi utwór Whitney Houston, I will always love you.
-Słyszysz?-zwróciłam się do Luka.
-Co?-zapytał.
-Muzykę, gra.-próbowałam go jakoś naprowadzić.
-Rzeczywiście, słyszę. Nawet to znam.-powiedział dumny z siebie.
-To może zatańczymy?-zaproponowałam, choć wewnętrznie chciało mi się śmiać z jego miny.
-Co? Żartujesz, tutaj?-pytał spanikowany.
-No, a czemu nie.-powiedziałam i podeszłam do niego.
Złapałam za jego ręce i położyłam je na swoich biodrach, za to swoimi dłońmi objęłam jego kark. Zaczęłam nami delikatnie kołysać w rytm przytłumionej muzyki.
-Viv, ale ja nie umiem tańczyć.-odparł zawstydzony, no muszę przyznać to rzadki widok...
-Cii.-powiedziałam i przyłożyłam palec wskazujący do jego ust.
Kołysaliśmy raz w lewo raz w prawo. Nie był to może taniec pierwszej klasy, ale za to nasz. W sumie musimy przypominać teraz parę na dyskotece w podstawówce, która nie umie tańczyć i idzie po najprostszej linii oporu.
Trzeba to zmienić.-pomyślałam i dla urozmaicenia oparłam swoją głowę na jego ramieniu.
Teraz dopiero to jest cudownie.
-Vivian dziękuję ci.-powiedział Luke tuż przy mojej głowie.
-Za co?-spytałam i uniosłam na niego swój wzrok.
-Za to, że jesteś.-powiedział i po raz kolejny złączył nasze usta w pełnym namiętności pocałunku.
Wiem, że to brzmi jak z taniej telenoweli. Plaża, piosenka o miłości i pocałunek, ale uwierzcie mi to wszystko dzieję się na prawdę i jest wspaniałe.
Nagle z nieba lunął zimny deszcz. Szybko odsuneliśmy się od siebie z Lukiem. Znów byliśmy cali mokrzy. Brunet zdarzył chwycić jeszcze swoją bluzę i zaczęliśmy biec ile sił w nogach w kierunku wyjścia z plaży.
Ktoś tam na górze chyba się gniewa, bo tego nawet nie da się nazwać deszcze, czy ulewą. Z nieba leją się strugi deszczu, to nawet nie są krople. Czuję się jakby ktoś non stop wylewał na mnie wodę z butelki.
-Wsiadaj.-powiedział Luke, gdy dobiegliśmy do jego samochodu.
Nie musiał dwa razy powtarzać, wpadłam do tego auta jak z procy, a zaraz po mnie on.
-A nie mówiłem, że zaraz lunie.-zaśmiał się, gdy z jego włosów zaczęły płynąc krople deszczu.
-Nie przesadzaj, przynajmniej było zabawnie i dalej jest.-zaśmiałam się i zjechałam wzrokiem na jego zupełnie mokrą koszulkę, która teraz idealnie opinała jego ciało.
-Kim jesteś i co zrobiłaś ze starą Vivian Clark?-zapytał z udawanym przerażeniem.
-Nie wiem, ale ta wersja Vivian Clark bardziej mi się podoba.-stwierdziłam szybko.
-Jesteś szalona mówię ci.-zaśmiał się i ruszył z parkingu.
I koniec sielanki, teraz trzeba wrócić do normalności i rzeczywistości, bo tu czułam się jak w niebie.
***
Podróż minęła nam dużo szybciej niż w pierwszą stronę, ale na dworze i tak jest już ciemno. W moim domu paliło się tylko światło w pokoju Bell, czyli mamy znowu nie ma. Nieważne...
-Dziękuję. Bawiłam się świetnie.-zwróciłam się do Luka.
-Ja również.-uśmiechnął się do mnie.
-Nie żałuje, że poszłam na te wagary. Jedyne czego żałuję to, że nie zobaczyłam zachodu słońca.--przegryzłam wargę.
-Spokojnie. Jeszcze nie jeden zobaczymy.-złapał moją dłoń.
-Oczywiście.-zaśmiałam się, odpinając pasy bezpieczeństwa.
-To na razie.-powiedziałam i pocałowałam go w policzek, co odwzajemnił.
Wyszłam z samochodu z zamiarem pójścia do domu, jednak chciałam mu jeszcze coś powiedzieć.
-Ten dzień był jak święto.-mrugnęłam do niego lewym okiem.
-Gdybyś była moja, każdy dzień bym zmienił w święto...
Dobry wieczór Kochani ❤️
Mamy 30 rozdział! To niesamowite jak już daleko zaszliśmy. Na początku planowałam maksymalnie 25 rozdziałów, a tu już trzy dziesiątki i będzie więcej. Szok, ale to dzięki Wam. Dziękuję, że jesteście i czytacie moją opowieść. Mamy już ponad 50 tys. wyświetleń. Jesteście niesamowici❤️❤️❤️. Chciałam też bardzo podziękować za wsparcie i wyrozumiałość odnośnie konkursu. Praca wczoraj wysłana. Dziękuję Wszystkim za miłe słowa 😊❤️.
Koniecznie piszcie jak podobał się rozdział i głosujecie 🤩😘
Jeszcze raz Wesołych Świąt 🐣🐣🐣.
Widzimy się w czwartek 💞
Buziaki i dobrej nocki 😘😘😘😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro