Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22

Vivian

-Vivian...-powiedział Luke, tuż przy moich wargach.

Po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło. 

Boże, co on ze mną robi?

-Tak?-zapytałam, a nasze wargi otarły się o siebie. 

Poczułam dziwne uczucie w podbrzuszu, tak jakby fruwało w nim stado rozszalałych motyli.

Może to zabrzmi beznadziejnie i jak na mnie głupio, ale mam ochotę go pocałować i to bardzo.

-Przygniatasz mi rękę.-odparł cichym głosem.

Czy ja się przesłyszałam?

-Co?-spytałam zdezorientowana.

-Moja ręka.-powtórzył zaciskając zęby.

Co on gada? Przecież to on leży na mnie, a nie ja na nim. Jakim cudem przygniatam mu rękę?

-Luke, to ty leżysz na mnie.  Miałeś miękkie lądowanie na moich cy...-przerwałam, kiedy zorientowałam się co chciałam powiedzieć.

Brunet się zaśmiał i spojrzał mi głęboko w oczy.

Ugh, nie może tego robić, bo wtedy mam wrażenie, że całkiem się zatracam. Tracę kontakt z rzeczywistością.

-No dokończ, co chciałaś powiedzieć Vivian?-droczył się ze mną.

-Na pewno, nie to  co myślisz.-odgryzłam się.

-A skąd wiesz, co myślę?-dopytywał.

W co ty grasz Luke?

-Domyślam się.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego, tak szeroko, że aż mnie policzki zabolały.

Nagle chłopak zrobił coś czego  się nie spodziewałam. Przewrócił nas w taki sposób, że to teraz ja leżałam na nim, a on z zadowoloną miną był pode  mną. Z zaskoczenia pisnęłam.

Czuję się bardzo dziwnie  i nieswojo. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Nie wiem, co robić?
Pomocy!

Spojrzałam na niego zdziwiona, a ten tylko prychnął i powiedział:

-Nie chciałaś uwolnić mojej ręki, więc musiałem zrobić to sam. I wiesz co?  Opłacało się, bo twoja mina jest bezcenna. I co ty na to Vivian? Dalej masz tak dużo do powiedzenia?

O Matko!

Nie wiem, co mu na to odpowiedzieć. 

-Ja, ja...-zaczęłam się ze stresu jąkać.

-No co ty?-nabijał się ze mnie, kiedy ja myślałam, że umrę ze wstydu.

A moje dziwne myśli w tym nie pomagały.

-No ja, nie...-nie dane było mi dokończyć, bo Luke znów przewrócił nas na drugą stronę. Leżeliśmy tak jak na począttku, tylko że jego ręka była wolna.

Rozśmiesza mnie to, że przyśliśmy na lodowisko, a jak na razie tarzamy się po zimnej tafli lodu.
Super...

-Tak jest o wiele lepiej.-powiedział.

-Dlaczego?-zapytałam naprawdę ciekawa.

-Wreszcie mogę zrobić, to na co czekałem od kilku godzin.-uśmiechnął się do mnie i zaczął się przybliżać.

Dobry Boże, czy on...

Po chwili jego usta odnalazły moje, zaczął mnie całować. Najpierw spokojnie i powoli, tak jakby nie robił tego od lat, później napierał na mnie ustami coraz bardziej agresywnie. To było coś niesamowitego.

W środku cała szalałam, bo też tego chciałam. Chciałam, żeby mnie pocałował i zrobił to!

Nie wiele myśląc oddałam ten pocałunek. Nasze języki toczyły ze sobą zawziętą walkę o przetrwanie.

Nie wiem, jak długo to trwało, ale przerwaliśmy dopiero kiedy zaczęło brakować nam powietrza.

Ten pocałunek był taki nadzwyczajny i zarazem romantyczny.

-Dla takich spotkań mogę oddać wszystko.-zaśmiał się Luke.

-Tak to było cudowne.-potwierdziłam.

-Chcę jeszcze.-oznajmił brunet.

Chyba się przesłyszałam, spojrzałam na niego, wyszukując w jego spojrzeniu jakiegoś zartu, ale nic takiego nie znalazłam. On jest poważny i na prawdę chce mnie pocałować jeszcze raz.

Cała się zarumieniłam, czułam jak oblewa mnie gorąco.

Złapałam się barierki i z całej siły starałam się podnieść i o dziwo udało mi się.
Nie minęła chwila, a już stałam na dwóch nogach, chociaż o puszczeniu bandy nie było mowy.

Luke nie spuszczał ze mnie wzroku, co było zabawne. Ewidentnie nie miał pojęcia co robię i dlaczego przerywam miłe chwilę.

-Na co czekasz, wstawaj i pokaż mi jak się jeździ na łyżwach.-powiedziałam rozbawiona.

Chłopak podniósł się w tempie światła i stanął obok mnie. Był tak blisko, że mogłam wyczuć jego piękne i intensywne perfumy. 

Ludzie, co się ze mną dzieję?
Dlaczego tak na niego reaguję?

-A co z moim pocałunkiem?-zapytał uwodzicielsko, przygryzając płatek mojego ucha.

Choroba ciężka, nie mogę pozwolić mu na wszystko. Inaczej oszaleję.

-Trzeba sobie na to zasłużyć.-powiedziałam i odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość. Przynajmniej tak mi się wydaję, że bezpieczną.

-O ty. Tak grasz?-zapytał i gwałtownie odsunął się od barierki. 

Nie wiedziałam co się dzieję i co zamierza zrobić. 

Luke spojrzał na mnie wyzywająco, rozpędził się i zaczął ślizgać się na lodzie.

Ja natomiast stałam jak ta sierota bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu i podziwiałam Luka, który wyglądał oszałamiająco. Jego włosy pod wpływem prędkości i powietrza roztrzepały się na całej głowie, co wyglądało uroczo. Zastanawiam się tylko nad jednym, jak osoba, która nie miała styczności z jazdą na łyżwach dziesięć lat, wchodzi na ten zdradziecki lód i porusza się tak swobodnie jak on. To po prostu  niemożliwe. Okłamał mnie, musi jeździć częściej. 

Nagle Luke z impetem zahamował tuż obok mnie, zdzierając łyżwą lód, który uniósł się do góry w postaci białego puchu. 

-Przestraszyłeś mnie.-powiedziałam zgodnie z prawdą, bo miałam wrażenie, że moje serce na chwilę zgubiło swój własny rytm.

-Tak ci się wydaję, bo byłaś czymś bardzo pochłonięta. O czym myślałaś?-spytał.

-O tym, że mnie oszukałeś.-powiedziałam pewnie i ze śmiertelnie poważną miną, pomijając moje myśli o jego włosach i... zresztą nie ważne.

-Nie. O co chodzi Vivian?-spytał poddenerwowany.

O Jezu, czy on to wziął tak bardzo do siebie.
Patrząc na jego lekko spanikowaną minę, wydaję mi się, że tak. 
Jestem okropna...

-Nie jeździłeś na łyżwach od  dziesiątego roku życia?-zapytałam, dając mu do zrozumienia w czym jest rzecz.

Brunet spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, a zarazem ulgą.

-No z małymi przerwami.-zachichotałam.

Wiedziałam!

-Ty draniu.-powiedziałam i ze śmiechem zaczęłam okładać go pięściami, jednak zapomniałam o jednej najważniejszej sprawie.
Stoję na śliskim lodzie w łyżwach, na których nie umiem jeździć.

Zaczęłam powoli tracić równowagę. Czułam, że zaraz upadnę, ale w ostateczności łapałam się jeszcze niebeskiej barierki, która była moim oststnim, stabilnym ratunkiem. 

Jednak nawet to nie pomogło, łyzwy się rozjechały a ja razem z nimi.  Wylądowałam na lodzie już drugi raz tylko teraz sama, a lecą tworzyłam jakiś dziwny taniec szakala.

Co za wstyd?
Dzisiaj cały czas się kompromituje.
Co jest ze mną nie tak?

Luke śmiał się w niebo głosy, a ja mu się wcale nie dziwie. Z cała pewnością mój upadek wyglądał przekomicznie. 

-Viv, ale z ciebie niezdara.-powiedział dalej się, śmiejąc. 

 Chłopak schylił się do mnie i pomógł mi wstać za co byłam mu wdzięczna.
Mój tyłek bolał mnie jak nie wiem co, jestem pewna, że jeszcze dziś pojawi się na nim wielki, fioletowy siniak. 

Mam nadzieję, że chociaż  siadanie na nim nie sprawi mi większych trudności.

-Boli, co?-zapytał.

Widziałam po jego minie, że bardzo próbuje się nie zaśmiać. 

-Nie w ogóle.-powiedziałam sarkastycznie, a robię to na prawdę rzadko.

-Chodź, pokaże ci jak się z tym współpracuję.-odparł i wskazał palcem na moje łyżwy, jednocześnie łapiąc mnie za rękę.

Sama nie jestem teraz pewna, czy zdołam coś z tego zrozumieć. Dla mnie prostsze są równania w matematyce, niż to.

-Jeszcze będziesz tutaj wracać.-powiedział, niczym prorok.

Nie jestem tego taka pewna.

-Rozluźnij się. Jak będziesz taka spięta to nic z tego nie będzie.-zauważył.

Jak mam się rozluźnić skoro zaliczyłam już dwie gleby, a do tego Luke trzyma moją rękę. Nie ma opcji, żebym się skupiła.

-Teraz ugnij lekko kolana, a ja cię pociągnę.-kiedy to powiedział, aż zadrżałam i nie wiem, czy to ze strachu, czy przez niego. 

Wykonałam jego polecenie, zgodnie z prośbą i po chwili już jechałam. Chociaż, nie. Tak nie można tego nazwać, bardziej pasuje tu określenie, byłam przez niego ciągnięta. Teraz jest idealnie.

-Widzisz, jest dobrze. Przynajmniej utrzymujesz równowagę. A to jest najważniejsze. Pamiętaj, cały czas na ugiętych kolanach.-upomniał mnie. 

Po jego spojrzeniu i głosie poznaję, że jazda na łyżwach go ekscytuję. Kiedy mówi mi jak mam się ustawić do jazdy jego oczy, aż błyszczą. 

-Lubisz to?-zapytałam w końcu, bo nie mogłam wytrzymać z ciekawości.
dzić.
Luke spojrzał na mnie pustym wzrokiem, uleciało z niego szczęście, radość, tak jakby o czymś sobie przypomniał.

Nie chciałam na niego naciskać, więc cierpliwie czekałam n a odpowiedź.

Za nim brunet, zaczął mówić, minęło trochę czasu, ale nie ważne. Cieszę się, że nie unika odpowiedzi i otwiera się przede mną po raz kolejny.

-Przychodziłem tu z tatą, jak byłem mały. To on nauczył mnie jeździć.-powiedział smutno.

Ehh.

-Przepraszam.-odparłam i ścisnęłam jego dłoń.

-Nie, co ty. Jest dużo miejsc i wspomnień, które wiążę ze swoim ojcem. Gdybym miał tak myśleć, to nie mógłbym wyjść z domu, bo wszystko przypominałoby mi o nim.-zaśmiał się, ale to nie był radosny śmiech, tylko taki rozżalony.

Nie wiedziałam, że jest aż tak źle.

-Czasem przychodzę tu z Ginny.-kontyunułował, a na jego twarzy zagościł leniwy uśmiech.

Zauważyłam w nim jedną zależność. Kiedy wspomina o siostrze, albo mamie. Uśmiecha się. Nie ważne czy wcześniej był smutny, zły to kiedy mówi o niech na jego twarzy gości uśmiech.
Cieszy mnie to, że w jego życiu jest ktoś taki kto to powoduję.

-Umie jeździć na łyżwach?-zapytał, chcąc zmienić temat.

-Nie, ale ją uczę i idzie jej lepiej niż tobie.-powiedział z lekką kpiną w głosie.

-Dzięki.-odparłam i zrobiłam smutną minę.

-Ale wszystko przed tobą. Dzieci podobno szybciej się uczą, ale ty możesz być idealnym przykładem, ze nie.-zachichotał, a ja miałam ochotę palnąć go w głowę.

Czy on właśnie postawił przede mną wyzwanie?

Mam nauczyć się jeździć na łyżwach szybciej od jego siostry?

To nie wykonalne.

-Nie Luke. To nie wyjdzie.-spojrzałam na niego poważnie.

-Jeszcze zobaczymy, kto ma rację. Jestem świetnym instruktorem.-mrugnął do mnie okiem.

Haha. Nie wierzę w niego.

Ale swoją drogą to słodkie, że tak często spotyka się z siostrą. Do tego uczy jej różnych rzeczy, wcześniej mówił mi, że uczył ją jazdy na rowerze. I odniósł sukces, bo z tego co mówi, mała śmiga po podwórku jak ta lala.

Odnoszę wrażenie, że pełni dla niej nie tylko rolę starszego brata, ale też ojca, który nie zdążył jej wychować.

Boże, jakim trzeba być draniem, żeby zostawić kobietę samą z dwójką dzieci, w tym z jednym malutkim.

Cały czas w moich uszach są słowa Luke z wczorajszego wieczora. Jego opowieść była bardzo emocjonująca. Choć nie pochwalam tego co robił. Kradzieże, wyścigi, handel narkotykami, ale gdyby jego ojciec ich nie zostawił na pewno Luke nie babrałby się w tym, brzydko mówiąc syfie.

Tak czy siak jestem z niego dumna, że poradził sobie z tą sytuacją jak należy. Jest przykładnym synem, bratem. Choć mogłoby się wydawać, że to nie prawda, jest czułym i bardzo wrażliwym człowiekiwm. Uratował swoją małą rodzinę przed najgorszym i to  w tak młodym wieku.

Stwierdzam, że bardzo chce poznać Ginny.

-Hej słuchasz mnie?-powiedział Luke, wyrywając się z zamyślenia.

-Tak. Przepraszam zamyśliłam się troszkę.-przyznałam zgodnie z prawdą.

-Wiem, ale chyba nie trochę.-przyznał, a ja dopiero teraz dostrzegłam w jego oczach strach wymieszany z rozbawieniem.

Co to za połączenie w ogóle?

-Luke?-spytałam z nadzieją, że mi wytłumaczy dlaczego patrzy na mnie takim dziwnym wzrokiem.

-Yyy. No tak jakby... Wiem, że dość mocno się zamyśliłaś, bo gdybyś była świadoma nie zrobiłabyś tego. Tak mi się wydaję, że świadoma to ty dalej nie jesteś, skoro nie wiesz o czym mówisz.-stwierdził zakłopotany i podrapał się po głowie.

O co mu chodzi?

-Luke o czym ty mówisz? Jaśniej?-patrzyłam na niego z ogromnym nie zrozumieniem.

Brunet przez chwilę zastanawiał się nad czymś. Jak się domyślam, Luke klinił jak mi to coś powiedzieć.

Po dłuższej chwili w końcu stwierdził:

-Okej. Powiem prosto z mostu. Stoisz na lodzie sama. Nikt cię nie trzyma. Zdajesz sobie z tego sprawę?-zapytał.

Co?

Spojrzałam szybko w dół i nie dowierzałam. Rzeczywiście jestem sama. Jak mogłam się wcześniej nie zorientować.

Czy byłam, aż tak pochłonięta myślami o Luku, że zapomniałam o swoich lekach?

Chyba do reszty zgłupiałam...

W tym momencie nogi się pode mną ugięły. Czułam jak lecę. Byłam już gotową na trzecie i twarde spotkanie z taflą.

Zamknęłam oczy i czekałam z zaciśniętymi oczami na ból, który nie nadchodził.

Co jest?

Otworzyłam przestraszone oczy i nie mogłam się otrząsnąć.

To prawda wylądowałam, ale w ramionach Luke.

-Skarbie, spokojnie bez gwałtownych ruchów.-powiedział gładkim i melodyjnym głosem.

Luke nazwał mnie skarbem?

Boże...

Tak swoją drogą ile ja już razy wzywałam cała Trójce Święta?

Dużo Vivian...

Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Chłopak chyba to zauważył, bo powiedział.

-Mogę odebrać już swoją nagrodę? Wydaje mi się, że zasłużyłem.-nie czekając na odpowiedź, po raz drugi w dniu dzisiejszym zamknął nasze usta w gorącym pocałunku.

Teraz mogłam się rozpływać w jego ramionach...





Dobry wieczór Kochani ❤️
Pod ostatnim rozdziałem był na prawdę ogromny odzew 😊. Dużo osób chciało następny rozdział. Starałam się jak mogłam, żeby pojawił się jak najszybciej, ale i tak koniec końców jest w sobotę czyli tak jak przewidziałam. Jedyne co, to będzie opublikowany parę godzin wcześniej od poprzednich dwóch. Przeliczyłam swoje siły 😂.
Ale wierzę, że nastanie taki dzień kiedy z dumą będę mogła wstawić rozdział wcześniej 😁.
A teraz piszcie jak podobała się Wam nowa część i zostawiajcie głosy 💓.

Buziaki 😘
Cudownego wieczoru 🌷

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro