Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Vivian

-Szło ci rewelacyjnie, zresztą tak jak ostatnim razem. Masz  mega talent, Viv.-powiedziała Lucy, kiedy wyszłyśmy z zajęć.

-Nie przesadzaj, radzę sobie równie dobrze, co ty.-odparłam pewnie.

Nie wydaję mi się, że jestem lepsza od innych dziewczyn z grupy. 

-Nie bądź taka skromna, Mia chwaliła cię przez cała godzinę.-zacięła mnie.

To co mowi, rzeczywiście jest prawdą. Instruktorka była bardzo zadowolona z mojej pracy, ale i tak Luc przesadza.

-Dobra mniejsza o to. Podwieziesz mnie do domu jestem cała spocona, do tego mój strój był wilgotny, a nie chciałabym się przeziębić.-powiedziałam spoglądając na nią i popijając wodę z mojej butelki, byłam tak strasznie spragniona.

Taniec wyciska ze mnie siódme poty...

-Nie mniejsza o to, Vivian. Jeżeli dalej będzie ci tak dobrze szło, Mia wystawi cię na zawody  Pole Dance Cup. To nie byle co... A tak poza tym po cholerę prałaś strój przed zajęciami, to było oczywiste, że nie zdąży wyschnąć. Ehh, ty to masz pomysły.-spojrzała na mnie jak na idiotkę i wsiadła do samochodu, a zaraz po niej ja.

Hm. Pole Dance Cup... Zawody najlepszych amatorów tańca na rurze. Mia mówiła nam o tym. Będzie obserwować swoich uczniów i pod koniec miesiąca ma wybrać jedną dziewczynę, która tam wystąpi, uprzednio przygotowując z nią układ, który zaprezentuje. 
Tak jak powiedziała Lucy to nie byle co, ale w tej szkółce są osoby, które uczą się dłużej ode mnie, więc dlaczego Mia, miałaby wybrać akurat mnie?

-Vivian?-spytała kręcono włosa.

Spojrzałam na nią i kiwnęłam głową, dając znak, że jej słucham i może mówić.

- Jakoś godzinę przed zajęciami dzwoniła do mnie twoja siostra. Kazała, żebym przekazała ci, że masz pozmywać za nią naczynia, bo nie zdążyła.-zaczęła niepewnie.

Zamarłam...
Powiedziałam Belli, że Lucy do mnie przechodzi, żeby pogadać. Potraktowałam ją jako moją przykrywkę, żeby moja siostra nie dowiedziała się, że byłam z Lukiem u lekarza. Jeżeli to się wyda, będe miała przechlapane. O Matko co ja najlepszego narobiłam...

-Dzwoniła, bo ty nie odbierałaś od niej telefonów. Myślała, że jestem u ciebie w domu. Możesz mi to jakoś wytłumaczyć?-zapytała.

Co mam jej powiedzieć? Byłam u lekarza, bo coś jest ze mną nie tak i po nocach śnią mi się koszmary?

Wmieszałaś ją w to, to teraz się tłumacz ze swojej głupoty, Vivian...

Spojrzałam na godzinę w telefonie. Jest po dwudziestej, Luke powiedział, że przyjedzie po mnie koło dwudziestej drugiej, więc mam jeszcze trochę czasu.

-Masz czas, teraz, żeby przyjść do mnie. Wszystko ci wyjaśnię.-powiedziałam i obserwowałam jej reakcję.

Nie była zadowolona, pewnie się na mnie zawiodła, ale pomimo to zgodziła się.

-Dzięki.-powiedziałam. 

-Lucy, co powiedziałaś mojej siostrze?-zapytałam po chwili.

-Nie bój się nie wydałam cię. Nie jestem kablem, kochana.-stwierdziła ze śmiechem, parkując pod moim domem.

-Mama i siostra w domu?-powiedziała, kiedy wyszłyśmy z jej samochodu.

-Nie. Bell poszła z Liamem na urodziny do jego znajomego, a mama jeszcze w pracy. Wchodź.-zaprosiłam ją do środka.

-Idę po picie i coś do jedzenia, bo zaraz padnę. Chcesz coś?-zadałam jej pytanie.

-Nie dzięki.-odparła i powędrowała za mną do kuchni.

Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej  parę warzyw. Stwierdziłam, że zrobię sobie jakąś lekko strawną sałatkę. 
Szybko, łatwo i smacznie! No i oczywiście zdrowo...

Tak Vivian. Jesteś idealnym przykładem osoby, która odżywia się zdrowo! A jeszcze wczoraj wpierdzielałaś hamburgera z frytkami, aż ci się uszy trzęsły...

Oj tam, oj tam. Wcale tak często ich nie jem.

-No to o co chodzi?-zapytała Luc, nalewając mi i  sobie wody do szklanki.

Chwyciłam ją szybko i wypiłam do dna. Jezu, dlaczego tak bardzo chce mi się pić?

-Ło, ło, ło. Nie tak szybko, bo ci nie tą dziurką pójdzie.-zaśmiała się, a ja spojrzałam na nią jak na nienormalną.

-No już. Mów co takiego robiłaś, kiedy rzekomo byłaś ze mną, hm?-dopytywała.

Westchnęłam i powiedziałam szybko, jakby świat miał się zaraz zawalić, albo jak bym zaraz ze wstydu miała się spalić:

Niezłe rymy tworzysz Vivian...

-Byłam u lekarza.-moje policzki, aż piekły.

Zdecydowanie druga opcja jest bardziej właściwa, płonę ze wstydu!

Kiedy Lucy to usłyszała, o mało co się nie popluła.

-Co, Boże Viv co ci jest.-powiedziała przerażona.

-To nic poważnego, po prostu śpię nie spokojnie, bo po nocach śnią mi się koszmary. To mnie męczyło.-powiedziałam zgodnie z prawdą.

Dziewczyna przyłożył dłoń do ust.

-Nie wiedziałam, tak mi przykro. To musi być straszne. Kto był tam z tobą, bo chyba nie byłaś sama?-przejęła sie.

Odchrząknęłam zestresowana i ciekawa  jaka będzie jej reakcja.

-Nie...był ze mną Luke.-powiedziałam i spojrzałam w jej oczy, które wyrażały nie małe zdziwienie.

-Co? Myślałam, że nie przepadasz za nim. Przecież to szkolny podrywacz i łamacz nastoletnich serc.-oburzyła się.

-Też tak myślałam, na początku. Później przekonałam się, że to wrażliwy chłopak, który ukrywa się pod maską złego chłopca.-powiedziałam.

-Jak to później? Spotykasz się z nim?-pytała bezustannie.

Nie mówię Lucy zbyt dużo o Luku, prawie, że nic. Pomogła mi wtedy, znaleźć tą kartę ucznia i szukała pośród licealistów jakiś informacji na jego temat, ale nie wiedziała, że regularnie się widujemy.

-Nie. To znaczy tak. Ugh, widujemy się, dość często. Dzisiaj też gdzieś mnie zabiera, ale uprzedze twoje pytanie nie wiem gdzie.-powiedziałam.

-Viv, dlaczego nic mi nie powiedziałaś?-popatrzyła na mnie ze skruchą. 

-Dobrze wiem jaką Luke ma w szkole opinię i co o nim myślisz, spodziewałam się takiej reakcji.-odparłam i zaczęłam kroić pomidora na plasterki.

-Nie ważne jaką ma opinię i co ja o nim sądzę, jeżeli czujesz się dobrze w jego towarzystwie to ja to akceptuję i jestem z tobą.-powiedziała i dotknęła mojego ramienia.

Poczułam, że mam w  niej wsparcie. Jest prawdziwą przyjaciółką.

-Dziękuję.-odparłam nie kryjąc, mojego szczęścia.

-Kochana, nie masz za co! A wiesz w takim razie o co poszło im na stołówce?-zapytała.

-Nie. Wiesz po tym co przeczytałam w jego karcie, nie byłam zbyt zadowolona. Wygarnęłam mu, za to, że mnie okłamał. Poznał Jake na nielegalnych wyścigach, na których zresztą później wylądowałam.-zaśmiałam się na wspomnienie, tego strasznego dnia.

Z czego tu się śmiać, Vivian?

-Co ty właśnie powiedziałaś? Byłaś na nielegalnych wyścigach?!-krzyknęła, a w moich uszach, aż zapiszczało.

Chyba powiedziałam trochę  za dużo.

-Jak się tam znalazłaś? Byłaś tam z Lukiem? Jak było?-jej pytania nie miały końca.

Powiedziałam znacznie za dużo.

No co, teraz nie ma już odwrotu muszę jej powiedzieć wszystko od początku. 
Mam pewność, że zachowa to dla siebie. Ufam jej.

-Więc tak...-zaczęłam jej opowiadać, jak Luke przyjechał po mnie pod szkole, żeby porozmawiać, jak wsiadłam do auta Marcusa i jak znalazłam się na wyścigach, o pojawieniu się na nich Liama i Robertsa, skończyłam na wygranej Luka.

Mina Lucy była jednym słowem bezcenna. 

-Pieprzysz.-powiedziała po chwili, analizowania tego co właśnie do niej powiedziałam.

-Nie, mówię poważnie.-powiedziałam.

-Co było dalej?-dopytywała, niczym małe dziecko, które czeka na kolejną część swojej ulubionej bajki.

-Zabrał mnie nad jezioro, żeby dokończyć, nawet nie zaczętą rozmowę. Gadaliśmy do białego rana o wszystkim, potem odwiózł mnie do domu i tyle.-powiedziałam, pomijając parę, rzeczy, o których mogę wiedzieć tylko ja i brunet.

-Tyle? Chyba, aż tyle! Szlag, nie spodziewałam się tego po tobie Viv.-odparła zdumiona. 

Nie martw się ja po sobie też nie.

Polałam sałatkę sosem winegret i włożyłam do niej widelca. Chwyciłam jeszcze szklankę wody i poszłam do pokoju.

Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść moje dzieło. Szczerze, było przepyszne.

Nie minęła minuta, a obok mnie była już Lucy. Wskoczyła na kanapę, prawię wytrącając mi z ręki widelec. 

-Dasz mi się w spokoju najeść?-zaśmiałam się.

-Tak. A był tam tez Matt?-zapytała, a ja przewróciłam oczami. 

Dlaczego ona nie powie mu, że się w nim kocha?

-Chyba nie. Nie widziałam go.-powiedziałam biorąc kolejny kęs.

Luc spojrzała na miskę z moją kolcją i przełknęła głośno ślinę.

-Chcesz?-zaproponowałam.

-Nie, dzięki.-odparła.

Uniosłam do góry brew, wiem, że kłamie.

-No dobra, dawaj to.-powiedziała i dorwała się do sałatki.

Widok był po prostu przekomiczny. Zaczęłam śmiać się w niebo głosy.

***

Do wyjścia zostało mi jeszcze czterdzieści minut, Lucy dopiero co wyszła, a ja dalej nie wiem w co się ubrać. Gdybym chociaż wiedziała, gdzie mnie zabiera, a tak to klapa. Nie wiem, czy bardziej elegancko, czy na sportowo. Stanęłam w miejscu, a czasu mam coraz mniej. 

A może by tak napisać do Luka i go zapytać? 
Tak, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. 

Wzięłam z pułki telefon, weszłam w wiadomości z nim i napisałam:

Do Luke:
Powiesz mi, gdzie mnie zabierasz?

Na odpowiedź nie musiałam czekać długo, bo przyszła momentalnie.

Od Luke:
Nie. A po co ci ta informacja?

No i świetnie. Czasami nie lubię niespodzianek, na przykład w takich chwilach.

Do Luke:
Nie wiem w co się ubrać. Może mi pomożesz?


Od Luke:
Wygodnie...

Wygodnie? Czyli na sportowo.

Od razu podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej zwykłe czarne rurki i pudrowy, puszysty sweter, który był idealny. Lekki i nadający na letnie wieczory.

Długo zastanawiałam się jakie ubrać buty, ale stwierdziłam, że białe adidasy są dobre na każdą okazję, więc to je włożyłam.

Włosy spięłam w wysoki kucyk na czubku głowy szarą gumką Belli, bo swojej nie mogłam nigdzie znaleźć. 

Jeszcze tylko leciutki makijaż, składający się z pomalowanych tuszem rzęs i czerwonej pomadki na ustach, raczej takich nie wżywam, ale co tam. Raz na ruski rok można.

Szyję popsikałam moimi ulubionymi gruszkowymi perfumami. 

Podeszłam do lustra i mogłam śmiało stwierdzić, że jestem zadowolona z tego efektu. 

Teraz pozostało mi tylko czekać, aż przyjedzie. Czyli pięć minut.

Nagle usłyszałam mój dzwoniący telefon, byłam pewna, że to Luke, ale nie na wyświetlaczu pojawiło się imię mojej przyjaciółki.

Odebrałam od razu.

-No co tam?-zapytałam.

-To ja się pytam. Przyjechał już?-zachichotała.

-Nie. Czekam, zaraz powinien być.-odparłam i podeszłam do okna.

-Jak się ubrałaś?-spytała.

-Napisałam do niego jak mam się ubrać, bo nie miałam pojęcia na co się szykować i odpisał, że mam ubrać się wygodnie. Więc tak się zrobiłam. Włożyłam, rurki i sweter...-nie dane było mi dokończyć, bo mi przerwała.

-Ty i te twoje swetry. Nie mogłaś włożyć, czegoś innego?-dopytywała.

-Ugh, nie...muszę kończyć.-powiedziałam, kiedy zobaczyłam jego samochód podjeżdżający pod dom.

-Przyjechał?-usłyszałam zanim, nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

Chwyciłam moją torebkę i gotowa zeszłam na dół. 

***

-Hej.-przywitałam się, kiedy weszłam do jego samochodu.

-Cześć, dawno się nie widzieliśmy co?-zaśmiał się.

-Oj tak.-odwzajemniłam jego promienny uśmiech.

Spojrzałam na to jak był ubrany. Miał również czarne spodnie i jakąś bluzę z logo drużyny szkolnej.

-Gotowa na niespodziankę?-zapytał.

Czy jestem gotowa?

-Tak.-odpowiedziałam pewnie.

-Jestem gotowa.-uśmiechnęłam się, kiedy odpalił silnik i dodał gazu, żeby auto wydało z siebie ten charakterystyczny warkot.

-No to... Gotowi, do startu, start.-krzyknął wesoło i wcisnął gaz do dechy.

Poczułam prędkość, która wywróciła moje wszystkie wnętrzności do góry nogami. Ale to uczucie, mogę na spokojnie zaliczyć do tych przyjemnych. 
Jadę i nie wiem dokąd to jest w tym wszystkim najlepsze!
Nie wiem co mnie czeka, i co będzie się działo. Żyję chwilą, tą chwilą razem z Lukiem, który siedzi obok mnie i bacznie obserwuję drogę. Na jego twarzy jak zwykle maluję się duże skupienie, daje mi to do zrozumienia, że jest dobrym kierowcą. I choć czasem lubi pojechać szybciej, jest uważny i czujny na drodze.

-Jak na zajęciach?-zapytał.

-W porządku, bardzo fajnie tak jak ostatnio. Miła atmosfera, fajni ludzie.-powiedziałam.

-To się cieszę. A co właściwie tańczysz?-spytał.

Mam mu powiedzieć, co tańczę, a po co mu to?

Powiedz, co ci szkodzi...

Hmm. No niech będzie.

-Pole dance.-powiedziałam cicho.

Luke odchrząknął i ciągnął dalej:

-Pole dance, czyli taniec na rurze?

-Yyy, tak.-potwierdziłam.

Brunet poruszył się niespokojnie na swoim siedzeniu. Co on wyrabia?

-Dobrze się czujesz?-spytałam.

-Tak, tak.-odpowiedział szybko, zbyt szybko.

-Daleko jeszcze?-powiedziałam zmieniając temat.

-Nie jeszcze parę przecznic i będziemy na miejscu.-powiedział i spojrzał na mnie przelotnie.

Choroba, czym jesteśmy bliżej tym  bardziej jestem ciekawa dokąd mnie zabierze i gdzie jedziemy.

Czy to naturalny odruch człowieka?

W między czasie wyjęłam z kieszeni telefon, to co zobaczyłam przyprawiło mnie o mały zawrót głowy. Miałam dwadzieścia nowych wiadomości i wszystkie były od Lucy. Mogłam się tego spodziewać, co w nią wstąpiło. Otworzyłam pierwszą lepszą i cicho się zaśmiałam, no nie mogę no... Czy ona coś piła? Od kad powiedziałam jej, że widzę się dziś z brunetem kompletnie oszalała.

Od Lucy:
Gdzie cię zabrał?😏😏😏

Nie chciałam patrzeć już na kolejne, które pewnie były o podobnej treści. Zwariuje przez nią. Haha.

-Jesteśmy na miejscu.-powiedział Luke.

Słysząc jego słowa momentalnie spojrzałam za okno, ale to co zobaczyłam bardzo mnie zaskoczyło.

-Przywiozłeś mnie na pole?-spytałam.

Może znowu pokaże mi jskieś uktyte miejsce...

-Nie.-odparł krótko.

Co?

-Chodź.-powiedział i przyciągnał mnie do siebie, jednocześnie zasłaniając mi oczy rekoma.

-Co ty wyrabiasz.-zaśmiałam.

-Prowadzę cię do niespodzianki.-powiedział skupiony.

-Już?-zapytałam zniecierpliwiona.

-Tak.-rzekł i zabrał ręce.

O Mój Boże.
Czy ja śnię?

-Luke, co to jest?- zdziwiłam się.

-Lodowisko.-powiedział wyrażnie zadowolony z siebie.

-Jakim cudem, mamy prawie wakacje.-zauważyłam, pełna podziwu.

-Racja. Ale to hala z agregatorem, który mrozi lód. Tu trenuje drużyna hokejowa.-odpowiedział, a ja nie mogłam wyjść z podziwu.

Muszę przyznać, że bardzo się postarał. Lodowisko. Oryginalnie...

-Podoba ci się?-zapytał.

-Tak, to takie pomysłowe i w ogóle, ale jest jeden problem.-spojrzałam na niego.

-Jaki?-zmartwił się.

-Ja nie umiem jeździć na łyżwach.-powiedziałam zawstydzona.

Chłopak zaśmiał się w niebo głosy.

Powiedziałam coś nie tak?
Właśnie przyznałam się, że nie umiem czegoś zrobić, a ten się śmieje.

-Co cię tak bawi?-spytałam go w końcu.

-Ja też nie wiem, czy umiem, bo ostatni raz jeździłem na łyżwach jak miałem dziesięć lat, także jesteśmy w tym razem.-powiedział rozbawiony.

-Serio, rewelacja.-uśmiechnęłam się.

Z tym faktem czuje się nieco raźniej...

-Hej Luke, jakie chcecie rozmiary łyżew?-zawołał jakiś starszy mężczyzna, który wyszedł  z blaszanej budki, prawdopodobnie tam wypożycza się łyżwy.

Ciekawe kim jest? Zna Luka.

-Daj czterdzieści sześć i trzydzieści dziewięć!-krzyknął i spojrzał na mnie, tak jakby szukając potwierdzenia, którego mu udzieliłam.

-Hej, skąd wiesz jaki mam rozmiar buta?-zapytałam ciekawa, bo strzelił w dziesiątkę.

-Kiedyś podpatrzyłem i zapamiętałem.-uśmiechnął się do mnie i poszedł odebrać łyżwy.

-Dzieki, Gabe.-uslyszalam Luka.

Czyli ten pan to Gabe. Dobrze wiedzieć.

-Nie ma za co. Macie maks dwie godziny.-powiedział, mężczyzna i zamknął kanciapę. Kierując się w stronę drzwi wyjściowych.

Jezu ja i dwie godziny na łyżwach.
Gips murowany.

-O czym myślisz?-zapytał Luke, podbiegając do mnie.

-O tym, że jeszcze dziś pojadę do szpitala z podejrzeniem złamanej nogi.-odparłam szczerze.

-Nie będzie źle. Jesteś ze mną w razie czego cię złapie.-odparł bardzo pewnie.

-Masz zakładaj.-podal mi moją parę łyżew i sam wziął się za wkładanie swojej.

Będzie ciekawie...

***

-No właź na ten lód.-powiedział Luke.

-To nie takie proste.-stwierdziłam, próbując postawić nogę na śliskim lodzie.

-Jeśli zaraz tego nie zrobisz, sam cię tam postawię.-ostrzegł ze śmiechem, który mi nie pomaga.

-Lepiej nie. Dam radę sama.-odparłam i zaczęłam stawiać nogę na lodzie, kiedy to w tym samym czasie Luke, próbował mnie podnieść.

Skończyło się na tym, że przelecieliśmy razem przez bandę, upadając na twardy i zimny lód. A tak na dobrą sprawę to Luke upadł na mnie, więc miał dużo miększy upadek, w porównaniu ze mną.

Oboje wybuchlismy niekontrolowanym śmiechem.

-Mowiłam, że dam radę sama.-powiedziałam rozbawiona zaistniała sytuacja.

-A ja ostrzegałem, że jak zaraz nie przełożysz tej nogi to sam cię tam postawie.-zawtórował mi.

Nasz wzrok się spotkał. Wpatrywałam się w jego intensywnie brązowe tęczowki jak zahipnotyzowana. Przestaliśmy się śmiać, w około nas nastała cisza, a nasze usta zaczęły dzieliły tylko milimetry.

-Vivian....


Witajcie Moi Drodzy ❤️.
Jak podobał się Wam nowy rozdział?  Dzielcie się koniecznie swoją opinią.

Wiem, że pisałam, że postaram się go dodać w połowie tygodnia, ale niestety nie dałam rady za co przepraszam.

A teraz takie małe dwa pytanka...🙂
Macie już ferie?
I czy umiecie jeździć na łyżwach?

Komentujecie i głosujecie ❤️🤩.

Buziaki 😘







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro