Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18


Vivian

Nie mam pojęcia jak długo jechaliśmy, bo z tego wszystkiego usnęłam, nawet nie wiem kiedy. Obudziłam się w samochodzie, sama. Na dworzu panował jeszcze większy mrok, niż wcześniej. Nie wiem gdzie jestem, to trochę mnie przeraża. Podniosłam się trochę wyżej i odpięłam pasy bezpieczeństwa. Rozejrzałam się w około, ale nie dostrzegłam niczego charakterystycznego, co mogłoby mnie naprowadzić w jakim miejscu się znajduję.

Otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu, który stał na leśnej drodze. Jesteśmy w lesie, albo ja jestem.  Gdzie jest Luke? To przestało być zabawne...

Kompletnie nie wiedziałam, w którą stronę iść. Przede mną rozciągało się kilka ścieżek, a każda prowadziła w inną stronę.

Przypomniałam sobie z lekcji geografii, że można określić kierunek geograficzny po tym jak na pniu rośnie mech.

Ciekawe jak to sprawdzisz, tu jest ciemno jak w czarnej dziurze.-podpowiadała mi świadomość.

Wiem, dlatego po prostu pójdę przed siebie, może ten las nie jest taki długi i zaraz wyjdę na kolejne pobocze ewentualnie drogę. Chcę znaleźć Luka.

Ruszyłam na przód co chwilę potykając się o jakieś wystające gałązki, które boleśnie uderzały mnie w nogi. Najgorsze w tym wszystkim było to, że coraz bardziej zagłębiałam się w odchłań, której nie znałam. Boje się, że się zgubię. Spojrzałam za siebie, ale nawet nie widziałam już auta, którym tu przyjechaliśmy. Jeżeli myślałam, że ten las nie jest ogromny, to bardzo się myliłam. Nawet nie nazwałbym tego lasem, bo czuję się tu jak w gęstej dżungli. Odruchowo zaczęłam sprawdzać czy w kieszeni znajduję się mój telefon, ale jak na złość musiałam zostawić go w aucie.

Świetnie! Co teraz? Nie wiem co mam robić... Kompletnie się zagubiłam. Może zacząć wołać o pomoc. Na pewno ktoś tu jest. Może Luke mnie usłyszy? 

Tak, jeżeli już to stado wygłodniałych wilków, które tylko czekały na swoją kolację. Czy ty w ogóle myślisz?

Nie wiem chyba nie. Nie potrzebnie wychodziłam z tego samochodu. Jestem żałosna. Bardzo się boję.

Nagle moim oczom ukazała się jakaś postać, która stała do mnie tyłem. Z początku się przestraszyłam, ale po tem zauważyłam olbrzymie podobieństwo do Luka. Wszystko wskazywało na to, że to on.

Postanowiłam tam podejść. Byłam w niemałym szoku kiedy okazało się, że Luke stoi nad jeziorem. Tak, to jest jezioro ukryte w lesie. Czy to jest w ogóle możliwe? Gdzie my jesteśmy? O ile mi wiadomo w pobliżu naszego zamieszkania nie ma żadnych akwenów.

Nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć i jak się zachować dlatego tylko stanęłam obok niego i podziwiałam to cudown miejsce, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Ciekawe gdzie jesteśmy.

Nie wiem ile minęło czasu. Pięć minut może minut lub pół, kiedy Luke się odezwał. Wcześniej pozostał w głębokim letargu. Tak jakby zawzięcie nad czymś myślał. Może nad tym jak bardzo go dziś zawiodłam?
Mam nadzieję, że nie. W końcu on też mnie zawiódł, ale...

-Wstałaś.-stwierdził, wyrywając mnie z przemyśleń.

Odchrzaknęłam, ponieważ już dawno nie używałam głosu, był zachrypnięty.

-Tak.-potwoerdziłam.

-Gdzie jesteśmy?-zapytałam.

W tym mencie spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami i powiedział:

-Półtorej godziny od Nowego Yorku.  Nikt  nie wie oo tym miejscu, przynajmniej tak myślę, sam odkryłem je przez przypadek, więc nie wiem co to za jezioro.-zasmiał się, co odwzajemniłam.

Super, mieć miejsce, o którym wiesz tylko ty. Też chciałabym takie mieć...

-Tu jest cudownie.-rozmarzyłam się.

-To prawda.-potakiwał mi.

-Dlaczego akurat tu mnie przywiozłeś?-zadałam pytanie, które bardzo mnie nurtuje.

-Ponieważ chce z tobą porozmawiać, wszystko ci wytłumaczyć i zapytać o to co męczy mnie cały wieczór... Dlaczego wsiadłaś do samochodu Marcusa?-spytał.

-Nie wiem.-odparłam szybko.

-Wiesz. Tylko nie chcesz powiedzieć.-spojrzał na mnie bardzo przenikliwie.

Jego wzrok czasem budził we mnie postrach. Miałam wrażenie, że gdy tylko na mnie spojrzy już wszystko o mnie wie, zna każdy mój sekret i tajemnicę.

Nie powiem to trochę przerażające.

-No Viv, wyduś to w końcu z siebie. Czemu to zrobiłaś? Dlaczego wsiadłaś do samochodu obcego mężczyzny? To do ciebie nie podobne.-zauwazyl.

Przymknęłam lekko oczy i wypuściłam  głośno powietrze. Nie chcę tego rozdrapywać. Popełniłam ogromny błąd, ale gdyby nie Luke to nie wiem co by ze mną było. Dlatego należą mu się jakieś wyjaśnienia.

-Chciałam udowodnić ci, że potrafię sobie poradzić. Chciałam udowodnić ci, że mnie nie obchodzisz i...może to zabrzmi okropnie, ale chciałam żebyś poczuł się jak ja, żeby było ci przykro. Przepraszam to było tak strasznie głupie i nieodpowiedzialne. Żałuję, bardzo tego żałuję.-powiedzialam i spuściłam zawstydzony wzrok w dół.

-A czy to prawda? Naprawdę cię nie obchodzę?-zapytał.

Walczyłam z sobą i odpowiedzą. Rozum i serce mówiły coś innego. Toczyły walkę, ale to właśnie serce wygrało.

-Nie.-odparłam krótko i podniosłam na niego speszony wzrok.

Nie mogę powiedzieć, że osoba, która się dla mnie poświęciła i mnie uratowała jest mi obojętna. Skłamała bym. Muszę to przyznać Luke stał się dla mnie ważny. I choć okłamał mnie i to nie raz, nie jestem w stanie być na niego zła. Ostatnie wydarzenia mi to udowodniły.

-To po co to wszystko Vivian?-podszedł do mnie tak blisko, że czubki naszych botów stykały się że sobą.

-Nie wiem. Nie umiem tego wyjaśnić. Wiele dla mnie zrobiłeś i...

Dotknął mojego policzka, czym bardzo mnie zaskoczył. Zataczał na nim kułka. Co doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Nawet nie wiecie jak to mnie dekoncentrowalo. Nie wiem czemu, ale nie mogłam skupić się na własnych myślach.

-I?-dopytywał.

-I jestem ci ogromnie wdzięczna za...-dokonczyłam.

Ten nie czekając na to aż skończę, przywarł do moich ust. Byłam w ogromnym szoku. Nie wiedziałam co zrobić, nigdy się nie całowałam, nigdy nikt nie dotykał mnie w taki sposób, sprawiając tym samym przyjemność.

Jego usta zaczęły delikatnie muskać moje wargi. Robił to tak powoli jak gdybym miała się rozpaść na tysiąc małych kawałeczków.

-Luke...-przerwałam czułość.

-J,a nigdy nie... Ni,e u,miem.-zaczęłam się jąkać.

-Ciiii.-powiedział.

-Po prostu współpracuj skarbie.-oepowiedział i znów złączył nasze usta w pocałunku.

Tym razem jego ruchy stawały się coraz bardziej odważne. Kiedy lekko rozchyliłam wargi wykorzystał to na to, aby wejść językiem do środka. Pieścił moje podniebienie i język sprawiając mi niebywałą rozkosz.

Nie mogłam wytrzymać narastającego we mnie napięcia, dlatego cicho jęknęłam. Było widać, że sprawiło mu to satysfakcję, ponieważ czułam jak się uśmiechnął.

To było niesamowite doznanie.

Czułam się tak bezpiecznie...

Czy powinnam? Czy powinnam właśnie tak się czuć? Czy o to w tym chodzi?

Kiedy powoli zaczęło brakować nam tchu, Luke odsunął się ode mnie na niewielką odległość.

Poczułam się tak bardzo skrępowana, że nie byłam w stanie na niego spojrzeć.

Luke właśnie odebrał kawałek mojej intymności, czegoś czego nikt mi już nie zwroci. Skradł mój pierwszy pocałunek.

To zabawne, że przy jednym chłopaku mogę czuć się jednocześnie bezpieczeństwo i skrępowanie.

Brunet zdążył już to zauważyć, dlatego chwycił delikatnie mój podbródek i podciągnął ku górze, tym samym zmuszając mnie abym na niego spojrzała.

Znów brąz jego tęczówek przeszywał mnie na wylot, kiedy ja czułam się jak bezbronny królik.

-Coś nie tak?-spytał.

Nie wiem co odpowiedzieć. Boje się powiedzieć mu prawdę i tego o czym myślę.

Dlaczego?

Nie mam pojęcia. Może boje się wyśmiania i odrzucenia...

I tak, wiem, że wcześniej tylko tego pragnęłam. Aby Luke Roberts dał mi spokój, ale po dzisiejszym dniu odkryłam w nim coś więcej, niż tylko oszusta i łamacza kobiecych serc. Odkryłam w nim dobro, którego pewnie on sam nie dostrzega. Dzisiejszego wieczora zrobił dla mnie więcej, niż wszyscy na tym świecie i tego do końca swego, być może nudnego życia mu tego nie zapomnę, nawet gdyby Luke miał rozpłynąć się w powietrzu... stał się dla mnie ważny.  Dziś coś się zmieniło we mnie i w nim na zawsze. Czuję to...

-Viv, wszystko jest w porządku?-pytał, w dalszym ciągu nie uzyskując ode mnie żadnej odpowiedzi.

Ocknęłam się z transu i wreszcie powiedziałam:

-Tak, przepraszam, zamyśliłam się.

-Zauwazylem.-usmiechnal się pod nosem.

-Wiesz...ja,a nie um,iem sie...hm... całować i m,oże rob,ię to nie tak, ale,e...

-Nie.-przerwał mi moje żałosne jąkanie.

-Było świetnie. Całujesz świetnie.-odparł, a ja poczułam jak moje policzki oblewa gorący jak słońce, czerwony rumieniec. Spuściłam głowę w dół, nie chcąc aby to zauważył.

Mówił tak pewnie każdej...

Nie ważne ilu to mówił, powiedział to mnie. Zwykłej kujonce, która nie jest zupełnie w jego typie.

-Nie rób tego.-powiedział, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana.

-Nie zakrywaj się. Nie wstydź się mnie. Chcę oglądać twoje rumieńce, które ja powoduję... Słyszysz?-zapytał.

-T, ak.-wyjakałam ledwo.

Boże co on zaczął ze mną robić?

-Chodź tu.-powiedział.

-Yyy, gdzie?-zapytałam głupio.

-Tu.-wskazał palcem na swoje kolana.

Coo? Mam tam usiąść?
O. Mój. Boże.

-A,y mam na nich usiąść?-spytałam.

-Tak. Chodź do mnie. Chcę ci coś pokazać.-oswiadczył z pewnością siebie, której teraz ogromnie potrzebowałam.

Podeszłam bliżej niego na chwiejnych nogach. Choć ta odległość była malutka, miałam wrazenie, że idę już z kilometr.
Kiedy byłam już na tyle blisko niego, że mogłam go dotknąć powoli zaczęłam siadać na jego kolanach tak jak prosił.

-Nie, nie, nie.-powiedział, a ja speszona odwróciłam głowę w jego stronę.

Czy zrobiłam coś nie tak?

-Nie w tą stronę skarbie, chcę widzieć twoja twarz.-wyjaśnił.

-Och.- tylko tyle udało mi się powiedzieć, a raczej wydobyć z siebie i to ledwo.

Luke pomógł mi odwrócić się w odpowiednią stronę, a kiedy już siedziałam na nim okrakiem, zapytał:

-Vivian, ufasz mi?

-J,a.- zaczęłam się jąkać. Tą sytuacją i pozycja w której się znajduje bardzo mnie stresuje.

-Ufasz?-ponowił pytanie, tym razem bardziej dosadnie.

Czy ja mu ufam?

-Tak.-powiedziałam drżącym głosem.

Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy, a następnie zaczął powoli przybliżać swoją twarz do mojej, myślałam, że znów chce mnie pocałować, jednak pomyliłam się... Jego usta spoczęły na mojej szyi i zaczęły mnie, nie wiem lizać? Zaś jego zęby podgryzały moje wrażliwe miejsce koło ucha.

To było tak bardzo przyjemne...
W moim brzuchu fruwało stado motyli. Czułam się taka wyjątkowa.

Kiedy Luke zaczął całować cała moja szyję, nieświadomie sapnęłam z rozkoszy. To było naprawdę niesamowite uczucie.

Pocałunkami schodził coraz niżej, aż do dekoltu na którym teraz się skupił. Był tak precyzyjny. Widać, że zna się na tym.
Chciałabym również coś zrobić, udowodnić mu, że też mogę, ale nie wiem jak...

Objęłam jego kark, bardzo nie pewnie, a następnie wplatałam ręce w jego włosy.

-Viv?-spytał, odrywając się od mojej szyi.

-Co robić?-odparłam pytaniem na pytanie.

-Yyy.-nie wiedział co powiedzieć.

Może go zaskoczyłam.

-Też chcę, hmm... Sprawić ci przyjemność....ale nigdy tego nie robiłam. To tak jakby mój pierwszy raz.-powiedziałam nie pewnie.

Na jego twarzy malowało się zdziwienie.

-Kochanie... to nazywasz przyjemnością? To tylko namiastka tego co jeszcze ci pokażę.-wcięło mnie, czy coś może być równie przyjemne jak to?

-Ale dobrze, nauczę cię.-dodał.

-Dotknij ustami mojej szyi.-poinstruował, od razu to wykonałam.

Byłam bardzo skrępowana. Ale kiedy moje usta dotknęły jego gołej skóry drgnął i wciągnął głośno powietrze.

-Yyy. Dobrze, teraz poruszaj ustami tak jak w pocałunku.-rzekł.

Wykonywałam wszystkie jego polecenia. Tak jak mówił i chciał.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Chciałam spróbować czegoś nowego, nauczyć się. Sama nie wiem po co i w jakim celu. Poniosło mnie i to bardzo.

W pewnym momencie, postanowiłam zrobić coś czego kompletnie się nie spodziewał. W sumie ja po sobie też się tego nie spodziewałam. Ugryzlam go. Tak ja go ugryzlam. Delikatnie, ale wystarczyło, żeby z jego ust wydobyło się głósne jęknięcie.

Odskoczylam od niego jak poparzona. Czy jego to bolało? On też mnie podgryzał, ale nie ugryzł.

Choroba, co we mnie wstąpiło. Miałam słuchać jego, a ja prowadzę jakąś wolną amerykankę. 

Luke popatrzył na mnie zdziwiony, a mnie aż ściskało w żołądku że wstydu.

Nigdy więcej działań na własną rękę!

To już postanowione...

-Przepraszam.-powiedziałam.

-Nie powinnam była. To cię pewnie bolało. J,a.-zaczęłam się jąkać.

-Nie, absolutnie. To było dobre i cholernie podniecające.-końcówkę wymamrotał prosto do mojego ucha, a przez moje ciało przebiegły dreszcze.

-To chyba dobrze, tak?-spytałam niewinne.

Brunet zaśmiał się gardłowo i wrócił spojrzeniem do mnie.

-Dobrze... Tylko co zrobimy z tym?-spytał i wskazał na swoje krocze.

O Matko!

Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Jeśli mówiłam, że wcześniej byłam zawstydzona to teraz chyba byłam czerwona jak burak.

Co za kompromitacja!

Ugh, Vivian coś ty najlepszego narobiła?

Zestresowana zaistniałą sytuacją zaczęłam schodzić z jego kolan. Nie ma opcji, żebym siedziała tam jeszcze chociaż minutę.
Zanim zdążyłam dobrze się podnieść Luke chwycił mnie za biodra i posadził z powrotem na sobie.

-Dokąd to?-zapytał lekko zachrypniętym głosem i przycisnął do siebie.

Co on robi do jasnej ciasnej?
Czy on chce doprowadzić do mojej całkowitej zguby?

-Luke co ty wyrabiasz?-skarciłam go.

On jedynie się zaśmiał, tak szczerze.

Sama się uśmiechnęłam i powiedziałam.

-Jesteś szalony. Szaleniec!-wydarłam się.

-Tak, szaleję na twoim punkcie.-spojrzał mi głęboko w oczy.

Jezus, czy on to powiedział?
Czy on powiedział, że szaleję na moim punkcie?
Co to oznacza?

-Vivian.-powiedział poważnie.

Całą moją uwagę skupiłam teraz na nim.

-Chcę, żebyś przeżyła ze mną swój każdy pierwszy raz...

Cześć Kochani!
W końcu się udało. Skończyłam ten rozdział 🙂.
Jak Wam się podoba? Piszcie w komentarzach. Jestem bardzo ciekawa czy taki rozwój wydarzeń jest okej 😉.  Zaraz zabieram się za pisanie kolejnego. Jak tylko skończę, pojawi się na profilu ♥️. Oprócz tego chciałabym podziękować za ponad 5000 wyświetleń. Jestem mega dumna 💪.
Komentujecie, głosujecie 🌟.
A my widzimy się w kolejnym.
Buziaczki 😘💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro