17
Prędkość, strach i adrenalina. To wszystko co teraz czułam. Mam wrażenie, że to się nigdy nie skończy, choć dopiero się zaczęło.
Luke za wszelką cenę starał się wygrać. Cały czas kogoś wymijał, robił slalomy. W niektórych sytuacjach naprawdę było niebezpiecznie. Starałam się nie myśleć o konsekwencjach mojego wybryku, ale moja podświadomość cały czas mi o tym przypominała. To było straszne. Czuję się jak w jakimś filmie kryminalnym.
-Vivian.-usłyszałam głos Luka.
Choć zapewne się darł, ja słyszałam jedynie szept.
-Tak?-zapytałam również zdzierając sobie gardło.
Wiatr zdecydowanie utrudniał nam komunikację.
-Zaraz zaczną się tunele.-powiedział.
Zaraz, zaraz. Tunele?
-Co?-wrzasnęłam.
-Złap mnie najmocniej jak potrafisz o nic się nie martw, będzie dobrze.-zapewniał.
Nie odpowiadając, objęłam jego plecy jeszcze mocniej. Teraz już wiem, że nie rozdzieliła by nad nawet najcieńsza kartka papieru.
Po chwili faktycznie ukazały się ogromne tunele. Wszystkie motory przyspieszyły, aby jako pierwsze w nie wjechać. Luke zrobił to jako trzeci, zaraz potem zaczął gonić rywali. W moich uszach rozbrzmiało niosące się echo. Zamknęłam oczy, dźwięk silników był tu nie do zniesienia.
W pewnym momencie motor zaczął się przechylać. Przerażona otworzyłam oczy. Zobaczyłam przed nami zakręty. I to nie byle jakie.
Luke mówił o tunelach, ale nie o zakrętach!
Na domiar złego, motory z tytułu coraz bardziej na nas napierały.
Były coraz bliżej. Zdesperowana krzyknęłam do Luka, żeby się obrócił. Gdy to zrobił głośno przeklnal.
Myślałam, ze jedziemy z zawrotną prędkością i szybciej się nie da, ale Luke udowodnił mi, że można.
Dziwię się, że moje serce jeszcze funkcjonuje.
Obejrzałam się za siebie. Na szczęście zgubiliśmy ich. Przynajmniej na tyle, żeby Luke mógł zwolnić. Chociaż dalej pędzimy, ta prędkość odpowiada mi bardziej.
Po chwili moim oczom ukazał się wiwatujący tłum. Słyszałam mnóstwo krzyków i pisków.
Czy tu jest upragniona meta?
Patrząc na to jak nagle każdy motor bez wyjątku przyspieszył byłam pewna, że tak.
Przed nami były jeszcze dwa motocykle do wyprzedzania.
Luke starał się jak mógł, aby je wyprzedzić. Na samym przodzie jechał, przynajmniej tak mi się wydaje, Marcus. Na samo wspomnienie tego człowieka przechodzą mnie dreszcze.
Naprawdę nie wiem jak mogłam być taka głupia. Uwierzyłam we wszystko co mi mówił.
Lukowi udało się minąć pierwszy motor. Teraz jesteśmy drudzy. Meta była coraz bardziej widoczna, liczył się czas. Przed nami był już tylko jeden zawodnik. Zawodnik, który wyznaczył mnie jako nagrodę tego przeklętego wyścigu. Dzieliły nas od niego jedynie centymetry. Wierzę, że Luke wygra ten pojedynek.
Przed nami rozbłysły światła. Prawdopodobnie miały one dać do zrozumienia, gdzie kończy się wyścig. Choć już dawno było to widać. Wiem, że jesteśmy coraz bliżej.
Obydwa motory zrównały się że sobą. Nie mogłam stwierdzić w tym momencie, który motor prowadził. Marcus, a może my? Nie mam zielonego pojęcia. Stres coraz bardziej we mnie narastał.
W pewnym momencie Marcus zrobił coś czego nigdy się nie spodziewałam, zaczął . Nie jestem pewna, czy te wyścigi rządzą się jakimiś prawami, ale to przechodziło ludzkie pojęcie, przecież mógł nas zabić. Luke naszczescie robił skuteczne uniki, ale musiał przy tym zwalniać, przez co Marcus znów był na prowadzeniu.
Do moich oczu zaczęły bezwiednie napływać łzy. Byłam tak bardzo przerażona tym co się dzieło. Czułam jak ciało chłopaka, siedzącego przede mną spina się. On też się stresował. Słyszałam jak Luke włącza jakieś przyciski na kierownicy. Zaraz po ten motor ruszył z prędkością światła. Naprawdę, nie wiem, co on zrobił, ale pędziliśmy. Świat migał mi przed oczami. Wszystko zalewało się w jedną całość. Nie byłam wstanie wyodrębnić z tego obrazu, drzew, samochodów czy latarni. Czułam się jak w kosmosie. Cały świat się kręcił. Przestałam zamartwiać się tym co będzie za pięć minut. Żyłam tą chwilą, w której mogłam przytulić się do Luka i zapomnieć o wszystkich troskach.
Z mojego cudownego świata. Wyrwało mnie głośne hamowanie. Zaraz potem drugie. Poczułam, że stoimy. Przez chwilę panowała głucha cisza, później rozległy się przeraźliwe piskiem i nawoływania. Wiedziałam, że wyścig się skończył i to bardzo dobrze, ale bałam się otworzyć oczy. Bałam się dowiedzieć jaki jest wynik. Kurczowo trzymałam się Łuka, tak jakbyśmy dalej jechali.
Usłyszałam dobrze znane mi głosy. To Mike i Liam, wołali nasze imiona. Idą do nas, a może nawet już są obok nas.
-Viv.-usłyszałam głos Luka.
Nic nie odpowiedziałam, w dalszym ciągu wtulałam się w jego plecy.
-Vi, musisz mnie puścić.-powiedział delikatnie.
Bardzo nie chciałam tego robić, ale kiedy złapał mnie za rękę i lekko ją ścisnął, wiedziałam, że nie mam wyjścia.
Podniosłam głowę i otworzyłam oczy. Nie otwierałam ich tak długo, że od nadmiaru światła jaki tu panował bardzo mnie bolały.
Luke zaszedł z motoru, a następnie pomógł zrobić to mi, sama ni byłam w stanie ustać, a co dopiero zejść z tej maszyny śmierci.
Odważyłam się spojrzeć w oczy chłopaka, które pozostawały nieodgadnione. Luke dotknął swoją duża i ciepła ręką, mojego policzka, który w porównaniu z jego ręka, jest lodowaty.
-Wszystko jest dobrze, tak jak powinno być.-powiedział cicho, po abym tylko ja mogła to usłyszeć.
Uśmiechnęłam się. Cała złość do niego przeszła jak ręką odjął, jakby nie patrzeć poświęcił się dla mnie. Nie musiał tego robić, a jednak wystartował w tym wyścigu.
Złapałam go za rękę i mocno uścisnęlam. W moich oczach po raz kolejny tego wieczoru zaszklily się łzy, tylko tym razem ze szczęścia.
-Luke!-usłyszekuśmy za sobą.
Wraz z Lukiem odwróciłam głowę do tyłu i ujrzałam jego przyjaciół. Liam i Mike szli do nas uśmiechnięci od ucha do ucha.
-Gratulacje, stary to było coś!-wykrzyczał Liam, zamykając kumpla w ciasnym uścisku.
Co?
-Liam, chcesz powiedzieć, że wygraliśmy?-zapytałam niedowierzając.
-Tak i to jeszcze w jaki sposób.-usmuechnął się do mnie.
Boże, wygraliśmy!
Szczęśliwa rzuciłam się na Luka.
-Dziekuje.-szepnęłam mu do ucha.
-Nie masz za co.-odparl i pocałował moją skroń.
Odsunęłam się od niego, choć dalej stałam bardzo blisko.
-Proszę, proszę kto by się spodziewał?-usłyszałam głos Marcusa. Po co tu przyszedł? Przecież przegrał.
- Luke wygrał wyścig, po takiej przerwie. Niebywałe. Jestem pod wrażeniem, że po takim urazie jeździsz w dalszym ciągu jak zawodowiec.-dodał.
Jaki uraz?
Spojrzałam na Luka, który zaciskał zęby ze zdenerwowania.
Dosyć tego! Cały czas tajemnice. Nie może tak być...
-O co tu chodzi?-zapytałam słabym głosem,choć tak naprawdę gotowałam się ze złości, przede wszystkim na samą siebie, że się w to wplatałam.
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. A ja tylko czekałam na odpowiedź.
Liam spojrzał na Luka, ten kiwnął mu lekko głową, tak jakby dając znak, pozwolenie, żeby się się odezwał.
To jest jakiś żart.
-Luke, pół roku temu miał straszny wypadek. Spędził dwa tygodnie w śpiączce.-powiedział melancholijnie Liam.
-Co?-powiedziałam niedowierzając.
-Luke? Dlaczego wziąłeś udział w tym wyścigu, przecież, gdyby coś poszło nie tak...-dodałam.
-Ale poszło dobrze. Wygraliśmy.-uciął szybko.
On jest niepoważny.
-Tym razem ci się udało Luke, ale wiesz, że ja nie odpuszczam.-wtrącił się znów Marcus.
Po co on to robi? Tylko prowokuje do niepotrzebnych zachowań.
-Haha. A co ty możesz zrobić? Nie umiesz przegrywać i tyle. Poza tym spychales mnie z drogi, skurwielu. Spierdalaj i nie pokazuj mi się na oczy. A od Vivian trzymaj się z daleka.-powiedział Luke.
Po raz kolejny stanął w mojej obronie, jestem mu bardzo wdzięczna.
-Jeszcze zobaczymy. Do zobaczenia Vivi.-mrugnął do mnie Marcus i odszedł w kierunku tłumu. Kiedy zniknął mi z pola widzenia poczułam niesamowitą ulgę, tak jakby ktoś zdjął mi ogromny kamień z serca.
Nagle na swoim ramieniu poczułam dłoń należąca do Luke.
-Już po wszystkim. Nigdy więcej go nie spotkasz. Lubi się odgrażać, ale nic więcej.-mruknał cicho, żebym tylko ja mogła go usłyszeć.
Spojrzałam na niego i choć wiedziałam, że po części ma rację to nie byłam tego pewną w stu procentach.
Na chwilę obecną czuję się bezpieczną , ale jak długo? Ostatnie sytuację dają mi dużo do myślenia.
-Nad czym tak myślisz?-spytał chłopak, kiedy długo mu nie odpowiadałam.
Wzruszyłam bezradnie ramionami.
-Nad niczym. Po prostu...nie wydaję ci się to dziwne, że ostatnio na mojej drodze, zaczynają pojawiać się niebezpieczne osoby, które się odgrażają i zastraszają. Najpierw Jake teraz Marcus. Spójrz. Tamtą drogą przejeżdża tyle samochodów, a akurat ja musiałam wsiąść do auta Marcusa. Tak samo Jake,nie widziałam go tyle miesięcy, lat i nagle pojawia się z nikąd, przywołując za sobą same najgorsze wspomnienia.-powiedziałam załamana.
-Wiem o czym mówisz. Też o tym myślałem, ale odpowiedzi jeszcze nie znam.-powiedział smutno.
To wszystko jest takie nierealne. Jeszcze parę tygodni temu, nie pomyślała bym, że będę brała udział w nielegalnych wyścigach do tego z najprzystojniejszym i zarazem niebezpiecznym chłopakiem z naszej szkoły. A wy? Przypuszczaliście, że tak może się stać?
Zmieniłam się i to bardzo, a najgorsze, że na złe. Teraz powinnam siedzieć w książkach i uczyć się na sprawdzian z matematyki. Przynajmniej to by zrobiła stara ja...
-Ej mam pomysł!-krzyknął Luke.
-Jaki?-zapytałam zmęczona.
-Zabiore cię w pewne miejsce, w które chciałem cię zabrać zaraz po szkole. Odpoczniemy po tym wszystkim. Co ty na to?-zadał mi pytanie.
-Nie wiem czy to dobry pomysł... W poniedziałek mam sprawdzian z matmy, a prawie się do niego nie uczyłam. Niestety, ale nie. Nie mam siły. Jestem padnięta.-przyznałam się.
-No co ty. Nie daj się prosić.-próbował mnie przekonać.
Pokiwałam przecząco głową. Nie ma mowy nie na mówi mnie. Nie ma opcji.
-Jestem idiotą. Po co ja się ciebie w ogóle pytam. Przecież cię wygrałem. Nie masz nic do gadania. Idziemy.-powiedział i pociągnął mnie za rękę w kierunku jego samochodu.
-Ej, a wy dokąd.-krzyknął Mike, odrywając się od rozmowy z Liamem.
-Jedziemy na małą przejażdżkę.-odparł Luke.
Co on najlepszego wyrabia? Mało mu wrażeń po dziś?
-Jasne tylko odwiedź ja do domu przed północą, inaczej Bell mnie zabiję.-powiedział tym razem Liam.
-Nie ma sprawy!-krzyknął Luke.
-Pusc mnie.-zasmiałam się.
-Nie. Dopiero jak dojdziemy do auta. Nie ufam ci, może mi uciekniesz, a kolejny raz do tego nie dopuszczę.-zazartował.
-Ugh. To chociaż powiedz, gdzie jedziemy?-próbowałam się czegoś dowiedzieć.
-Nie ma opcji. Niespodzianka.-powiedział tajemniczo.
-Od dziś nie lubię niespodzianek.-stwierdziłam.
-Oj nie przesadzaja.-stwierdził i siła wepchnął mnie do auta, kiedy się koło niego znaleźliśmy.
Sam niedługo potem do niego wsiadł i odjechał z tego piekielnego mniejsza, do którego nie chce wracać.
Na samą myśl, na mojej skórze pojawia się gęsią skórka. Najgorszemu wrogowi tego nie życzę.
-Odwiesiesz mnie przed północą?-zapytałam pełna nadziei.
-A jak myślisz?-spojrzał na mnie. A już znałam odpowiedź.
-Czyli nie.-stwierdziłam.
-Dokładnie. Już jest prawie dwudziesta druga, zanim dojedziemy będzie po jedenastej. Nie ma opcji, żebyś była w domu przed północą. Nie wyrobimy się.-wyjaśnił.
-A co ze szkołą? Przecież kompletnie się nie wyśpię.-zauwazyłam.
Luke oderwał wzrok od jezdni i skupił go na mnie, patrząc z niezrozumieniem.
-Viv, czy ty poważnie myślałaś, że jutro do niej pójdziesz?-spytał niedowierzając.
A co w tym złego.
Pokiwałam głową na tak, a on zaśmiał się głośno.
-No to się mylisz. Zrobisz sobie...powiedzmy takie małe wagary.-odparł.
Że co? Małe wagary? Ja?
-Luke, nie. To do mnie nie podobne.-stwierdziłam po chwili.
-Jeden dzień nic nie zmieni w twojej frekwencja, która i tak jest zapewne stu procentowa.-cicho się zaśmiał za co dostał kuksańca w bok.
-Ał to bolało. Za co?-spytał z miną zbitego psa.
-Za darmo. Nie nabijają się że mnie.-zazartowałam.
-Dobrze przepraszam, proszę pani już nie będę. Obiecuję.- teatralnie przyłożył rękę do serca, co wyglądało komicznie.
Nagle przypominałam sobie o najważniejszym...
-Luke, a co ja powiem mamie i Belli?-zapytałam spanikowana.
-Nie wiem. Napisz po prostu, że spisz u koleżanki czy coś takiego.-poradził mi.
-Okej.-odparlam krótko.
Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Belli.
Bell:
Śpię dziś u Lucy. Przekaż mamie.
Całuje 😘.
-Już.-powiedzialam.
-To dobrze. Teraz możemy spokojnie jechać w nieznane, przynajmniej dla ciebie.-usmiechnął się co od razu odwzajemniam.
Do głowy wpadł mi pomysł, żeby napisać też SMS-a do Lucy. W razie czego będzie mnie kryła. Po chwili odpisała, że mam jej jutro wszystko opowiedzieć i przypomniała o jutrzejszym treningu pool dance.
Jutro zapowiada się pracowity dzień.
W między czasie dostałam odpowiedź od siostry.
Od Bell:
Hm. Okej. Bawcie się dobrze. Nie wracaj późno. Buziaki 😘.
Ona naprawdę w to uwierzyła.
Oto co z sobą robię. Właśnie tak, stara ja siedziałby teraz nad książkami. Nowa właśnie okłamuje siostrę, po to żeby pojechać gdzieś z chłopakiem. Nawet nie wie gdzie.
Mam nadzieję, że to już koniec nowości i beznadziejnych przygód.
Dobry wieczór Kochani😊
Tak jak obiecałam rozdział jest.
Nie wyrobiłam się na niedzielę, przyznaje się bez bicia. Miałam tylko połowę. Jestem teraz przed wystawianiem ocen i to jest jedna wielka masakra ☹️. Sprawdzian goni sprawdzian, kartkówka kartkówkę. Mnóstwo popraw. Nie da się żyć. Po całym dniu w szkole po prostu padam. Już nie mogę doczekać się świąt, które już nie bawem. Wtedy będę mogła na spokojnie usiąść i pisać dla Was. O niczym innym nie marzę.
Myślę, że kolejny rozdział, również pojawi się jakoś w tygodni. Prawdopodobnie w czwartek. Będę dawała znać co i jak.
Piszcie jak podobał się Wam rozdział i jak znosicie ten czas przed świętami, oczywiście zostawiajcie gwiazdki 🌠.
Życzę dobrej nocki ♥️.
Buziaki 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro