16
Luke
Spanikowałem. Spanikowałem, kiedy zaczęli od nas odchodzić. Przestraszyłem się, że coś może pójść nie tak i... Nawet nie chcę o tym myśleć. Marcusowi nie zależy na jej zdrowia i co najgorsze życiu, dla niego liczy się tylko wygrana za wszelką cenę i nic więcej. Gdyby ktoś mu zaproponował milion za rozbicie się w samochodzie, zrobiłby to z uśmiechem na ustach. Nie zależnie czy miałby obok siebie mężczyzna, kobietę czy dziecko. On niczego nie robi bezinteresownie i jazdy o tym wie, oprócz Vivian. Cholera jasna, nie mogę uwierzyć w to, że ona tu jest. Stoi przede mną z nim obok. Krew mnie zalewa kiedy na to patrzę. Obrzydlistwo.
Viv patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach, bała się widziałem to. Podobna minę miał Liam.
Sam w to nie wierzę. Zgodziłem się na wyścig. To nieprawdopodobne.
-Luke.-szturchnął mnie mój przyjaciel.
Spojrzałem na niego i dałem wyraźny znak, że może kontynuować.
-Nie możesz tego zrobić. Nie pozwolę ci na to. Przecież wiesz co stało się poprzednim razem, gdy brałeś udział w wyścigu. Cudem udało się ciebie odratować.
Niestety to prawda. Ostatni raz byłem tu gdzieś pół roku temu. Ścigałem się o niezła furę i dość pokaźną sumke pieniędzy. Pod koniec trasy, nie wyrobiłem na zakręcie. Samochód dachował i wpadł do pobliskiego rowu. Z auta nie zostało nic. Ja uszedłem z życiem, ledwo. Przez dwa tygodnie byłem w szpitalu. Połowę tego czasu przeleżałem w śpiączce. Doznałem poważnego urazu głowy, który do dziś się odzywa. Lekarze twierdzili, że jeżeli w ogóle się obudzę to będzie jakiś cud. Naszczescie jestem, gdzie jestem. Dostałem druga szansę, której już nie spieprzę. I to właśnie próbuje uświadomić mi Liam.
Po dłuższej chwili w końcu odpowiedziałem przyjacielowi:
-Wiem o tym. I wiem też, że Vivian stała się dla mnie ważna. Nigdy mogę pozwolić na to, żeby ona z nim wsiadła. Muszę wygrać ten wyścig, dla niej i jej dobra. Sam widziałeś ten skurwiela postawił ją jako nagrodę!-podniosłem głos.
-Ciszej przestraszysz ją.-upomniał mnie.
-Rozumiem cię, ale nie pozwolę ci jechać to zbyt duże ryzyko. Ja pojadę.-dodał.
On naprawdę nic nie rozumie...
-Nie to muszę być ja Li. Postaw się w mojej sytuacji. Co by było, gdyby zamiast Vivian była tu Bella? Jakbyś się zachował?-spytałem.
Widziałem, że zmięknie. Zawsze trzeba uderzać w czuły punkt, tylko wtedy to działa.
Liam spojrzał na mnie wkurzony. Pewnie za to, że mieszam w to siostra Viv, ale to moja ostatnia deska ratunku.
-Dobra jedź.-odparł zrezygnowany.
-Luke, ale czym ty pojedziesz? Przecież oni ścigają się motorami.-dodał tak jakby nagle do niego to wszystko docierało.
Cholera ma rację. Mój motor jest w garażu, kawał drogi z tąd. Nie ma szans na to, żeby ktoś zdarzył mi go tu dowieźć przed rozpoczęciem się wyścigu. Spanikowany rozejrzałem się do okoła. W oczy rzuciła mi się pewna postać, którą doskonałe znam. Nigdy o nic bym go nie poprosił, zważywszy na nasze ostatnie porachunki, ale tu nie chodzi o mnie. Muszę schować swoją dumę do kiwszeni i poprosić to pomoc. Jest moja ostatnia deska ratunku.
-Mike!-zawołałem, kiedy byłem na tyle blisko żeby mógł nie dostrzec.
-Luke. Nie wiem gdzie ona jest zostawiłem ja tylko na chwilę. Zniknęła, nie ma jej!-krzyknął spanikowany.
-Wiem gdzie jest. Bierze udział w wyścigu. Marcus postawił ją jako trofeum dla zwycięscy.-odparłem zgodnie z prawdą.
Mike bezgłośnie ruszał ustami, lecz tak go wcieło, że nie był w stanie nic powiedzieć.
-Tak. Dlatego potrzebuje twojego motocykla.-zawyrokowałem i bez ostrzeżenia podszedłem do czarnej maszyny.
-Ale Luke, co ty wyprawiasz? Po co ci on?-dopytywał jakby z transu.
Nie miałem czasu na rozmowy. Złapałem motor za kierownicę i zacząłem pchać w kierunku lini startu.
-Biorę udział w wyścigu. Nie pozwolę, żeby Viv jechała z nim.-powiedziałem szczerze.
-Okej... Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że ostatnim razem nie skończyło się to dla ciebie dobrze. Moze to ja pojadę?-zapytał.
-Nie ma opcji. To muszę być ja. Zresztą taką samą propozycję zaoferował mi Liam. Usłyszał to samo co ty przed chwilą.-odparłem.
-Liam?-dopytywał.
-Pokiwalem twierdząco głową.
-Luke? Czujesz coś do niej prawda?-zapytał mnie Mike.
Zaskoczyło mnie jego pytanie. Sam nie wiem co czuje. Coś na pewno. Jeszcze nie umiem tego określić, ale wiem, że cholernie mi n a niej zależy i nie pozwolę, żeby coś się jej stało w tym pieprzonym wyścigu.
Pytanie Mika, pozostało bez odpowiedzi.
Kiedy udało mi się dotrzeć na miejsce, a właściwie to nam, bo Mike cały czas szedł za mną. Najwidoczniej próbował zrozumieć o co w tym chodzi.
-Jestem.-piwiedzuałem do wszystkich, zgromadzonych.
-Świetnie. Liam poszedł założyć za ciebie kasę. To co widzimy się na drodze Luke? Mam nadzieję, że twój popis nie skończy się tak jak ostatnim razem.-zaśmiał się szyderczo.
Już zamierzał odejść ciągnąc za sobą Viv, zapewne w kierunku swojego jednośladu.
Nie ma opcji...
-Ona jedzie ze mną! Chodź Vivian.-zwróciłem się po raz pierwszy od kąd tu przyjechałem do, dziewczyny.
Marcus odwrócił się do mnie z chęcią mordu w oczach.
-Chyba coś ci się pomyliło. Jedzie ze mna i już!-krzyknął.
Widziałem jak Vi, wzdrygnęła się kiedy podniósł głos. Boi się go...
-Nie zgadzam się. Wsiada ze mna.- spojrzałem na Vivian i wyciągnąłem w jej stronę rękę.
Dziewczyna po chwili namysłu podeszła do mnie pewnym krokiem. Ujęła moją dłoń i schowała się za mną.
-Haha. Znasz zasady Luke i tak zaraz do mnie wróci.-zasmial się Marcus.
Yhhh. Nie pozwolę na to. Ale... Zasady wyjściu mówią. Jasno... Wygrany bierze wszystko to co było obstawione.
-Twoje niedoczekanie Marcus.-odparłem i ruszyłem z Viv w kierunku motoru Mike.
Kątem oka widziałem, że mój rywal również oddalił się w kierunku swojej maszyny.
Kiedy doszliśmy do motoru, bez słowa wziąłem w ręce kask, który chciałem jej założyć.
Liam i Mike byli pochłonięci rozmową między sobą. Stali parę metrów od nas.
-Luke.-powiedział słabo dziewczyna, która nieźle namieszała mi w głowie. Z jej buzi znacznie śmierdziało alkoholem. Ciekawe ile ona wypiła...
-Tak?-zapytałem.
-Co się dzieje?-byla tak przerażona.
-Musimy pojechać w tym wyścigu. Razem. Później wszystko ci wytłumacze. Póki co jesteś bezpieczna.-odparłem wymijająco.
Gdyby teraz zrozumiała sens tego wszystkiego nie wsiadła by ze mną na ten motor, a musi to zrobić.
Kiedy założyłem jej ten nieszczęsny kask, powiedziała coś, co bardzo mnie zaskoczyło.
-Przepraszam.-wyszeptała ledwie słyszalnie.
-Nie twoja wina.-odparłem, choć to nie do końca prawda. Po prostu nie chciałem robić jej przykrości, ale gdyby mnie wtedy posłuchała... Zresztą nie ważne. Czasu to nie cofnie.
-Moja. Wiesz o tym, Luke.-drążyła.
Nasza rozmowę przerwała, wchodząca na drogę dziewczyną, którą głośno krzyknęła, że wyścig zaczyna się za pięć minut i wszyscy mają pojawić się na linii startu.
Spojrzałem na Vivian, która była tym wszystkim przerażona.
Vivian
Nie wierzyłam w to co się działo. Ja byłam na wyścigach i do tego brałam w nich czynny udział. Czy to nie za wiele? Mam wrażenie, że cały alkohol że mnie uleciał, pozostawiając po sobie pustkę i żal do samej siebie, że nie posłuchałam Luka w odpowiednim momencie. Ogromnie się cieszę, że chłopcy tu przyjechali.
Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Mam masę pytań.
Bardzo boje się tego wyścigu. Nigdy nie jechałam na motorze. Stresuję się.
-Nie. Ja nie chcę jechać. Proszę przegrają ten wyścig. Oddam ci wszystkie pieniądze, które założyłeś. Tylko nie jedźmy. Boje się na to wsiadać. Boje się, że coś może się stać.-zaczęłam panikować.
Luke ciężko westchnął. Przeczesał swoje bujne włosy ręką. On również wyglądał na zdenerwowanego.
-To nie takie proste Viv. Tu nie chodzi tylko o pieniądze.-spojrzał na mnie ze skutkiem w oczach.
Jak to?
-To w takim razie o co?-zapytałam, kompletnie zdezorientowana.
-O ciebie.-przyznał.
-O mnie.-powtórzyłam nieświadomie po nim.
Luke po krótkiej chwili wyjaśnił mi całe to nieporozumienie. Nie mogłam zrozumieć jak do tego doszło.
-Vi.-powiedział i złapał mnie za rękę. Swoją drogą nikt wcześniej tak do mnie nie mówił, to miłe.
-Pamiętasz tą kartkę, która pokazał nam Marcus?-zapytał.
Na znak zrozumienia przytaknełam twierdząco głową.
-No właśnie. To są tak zwane oświadczenia, w których zapisuję się do czego uczestnik się zrzeka i co staje się nagroda, gdyby przegrał. Czesto, a właściwie najczęściej scigamy się o pieniądze, samochody i rzadko kiedy o...-tu przerwał.
Dodałam dwa do dwóch.
Nie spodziewałam się tego.
Ale nie może być inaczej.
-Dziewczyny.-dokoncxyłam za niego. Przestraszona przyłożyłam dłoń do ust, lecz dotknięcie ich uniemożliwiał mi kaski, wielki i czarny.
Wróciłam spojrzeniem do Luka, który uparcie coś kalkulował. Złapał swoje skrzydełka nosa z poddenerwowani i kopnął mały kamyczek, leżący na ścieżce żwirowej.
-Tak. Postawił ciebie. Jesteś nagrodą w tym pieprzonym wyścigu, Vivian. Dlatego musisz w nim pojechać i wolę, żebyś pojechała ze mną. Mając cię przy sobię mogę choć tak zapewnić ci bezpieczeństwo.-powiedział melancholijnie.
Nie mogę w to uwierzyć!
Sama tego chciałaś, nikt cię nie zmuszał...
Po moich policzkach zaczęły spływać gorące i słone łzy.
To było dla mnie za wiele.
Luke na szczęście nie widział mojej chwili słabości i dobrze jeszcze zacząłby się obwiniać.
O Matko! A co jeśli...
-A jak przegrasz?-zapytałam przerażona.
Choć w sumie wiedziałam co mnie czeka. Nawet nie wiem po co pytałam.
-Na razie tym się nie martw. A poza tym masz przed sobą mistrza kierownicy.-wskazał na siebie palcem, próbując rozładować narastające w nas napięcie.
Krótko się zaśmiałam, lecz to nie pozwoliło mi zapomnieć o tym co czeka mnie dosłownie za chwilę.
Obrócił głowę w kierunku zbiorowiska. Większość motorów była już ustawiona na linii startu, wszyscy głośno wiwatowali, skakali, skandowali imię swojego faworyta. Zachowywali się tak naturalnie, jakby to co tu się działo było zwykłym normalnym dniem n a straganie.
Dlaczego nie czuje się tak swobodnie jak oni? Dlaczego martwię się o przyszłość? Dlaczego musiałam stać się nagrodą w nielegalnym wyścigu?
Chyba nadal to do mnie nie docierało. Spokojna Vivian Clark, kujonka z Nowego Yorku, łamie wraz ze szkolnym bad boyem przepisy ruchu drogowego i to jeszcze na nie byle jakiej drodze. Nie wiem czy śmiać się czy płakać. Chcę żeby ten koszmar się już skończył. Mam tego dość. Czy na prawdę, kiedy po raz pierwszy postawiłam na swoim i się zbuntowałam, musiałam znaleźć się akurat w tym przeklętym miejscu, z chłopakiem, który okazał się być podłą i zakłamaną osobą?
Nagle poczułam n swojej dłonie dłoni, rękę Luka. Była duża i ciepła, lekko szorstka. Widać było, że brakowało jej nawilżenia. Lecz pomimo to pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Tylko to powodowało, że zapominałam gdzie jestem.
-Viv, jesteś tu ze mną i nic ci nie będzie. Nie pozwolę na to.-odparł całkowicie poważnie.
Całkowicie zatraciłam się w jego słowach i choć głos z tyłu głowy podpowiadał mi, żebym tego robiła. Żebym mu nie ufała, nie potrafiłam protestować. W tej chwili wiedziałam, że przepadałam.
-Musimy jechać. Jesteś gotową?-zapytał, zakładając swój kask, który był taki sam jak mój.
Nie znacznie pokiwałam głową. Jeżeli wcześniej mówiłam o przerażeniu i stresie, to nie mam zielonego pojęcia jaki stan odczuwam w tym momencie.
Wszystkie moje ruchy były automatyczne. Luke poprosił mnie, żebym wsiadła na motocykl. Uczyniłam to z ogromnym trudem, zupełnie nie wiedziałam jak się za to zabrać. Wszystkie dźwięki docierały do mnie jak przez mgle. Całe moje skupienie przeniosłam na Luka, to on był jedyną osobą, która mogła uwolnić mnie z tego bagna.
-Viv. Musisz objąć mnie w pasie. Inaczej spadniesz.-odezwał się Luke, tym samym przerywając chwilę mojego zamyślenia.
Tak jak poprosił uczyniłam to. Złapałam się za jego pas. Chłopak uruchomił silnik, który głośno warkotał. Kiedy Luke zaczął powoli ruszać, ogromnie się spięłam. Mam wrażenie, że ściskam go zbyt mocno, ale skoro nic nie mówi, to może tylko mi się tak wydaję.
Po dotarciu na linię, Luke starał się jak najlepiej ustawić maszynę. Odwróciłam głowę na prawą stronę, opierając policzek o łopatki mojego towarzysza.
W tłumie dostrzegłam Liama i Mike, którzy bardzo różnili się od reszty tłumy. Wszyscy byli wyraźnie podekscytowani, zaś z ich twarzy biło zmartwienie. Bali się tak samo jak ja, zapewne już nie raz widzieli Luka w podobnych sytuacjach, ale nie chcę teraz o tym myśleć.
Tak jak za poprzednim razem na drogę weszła ta sama skąpo ubrana dziewczyna z horągiewką. Wiedziałam co to oznacza.
To już czas...
Kiedy horągiewka opadła w dół, do moich uszu dotarł ten nieprzyjemny odgłos wystrzału. Wszystkie motory ruszyły z piskiem opon, walcząc o prowadzenie już na samym początku. Choć nie widziałam twarzy Luka, byłam pewna że jest bardzo skupiony.
Instynktownie objęłam go jeszcze mocniej, jednocześnie przytulając do jego pleców.
Zamknęłam oczy i w duchu modliłam się o szczęśliwe zakończenie.
Moi Drodzy ♥️
Z całego serducha dziękuję za 3000 wyświetleń. Jesteście Wielcy 💪😘.
Piszcie jakie wrażenia i gwiadkujcie ✨⭐🌟.
Do następnego!
Buziaki 😘💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro