Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

Rozdział 13 przed Informacją

Luke

Wsiadłem do samochodu i kompletnie nie miałem pojęcia gdzie jej szukać. Aktualnie jest godzina szesnasta, mam nadzieje, że jest w domu, bo tam właśnie mam zamiar się udać.

Po piętnastu minutach jazdy byłem już na miejscu. Zdenerwowany wysiadłem z auta i ruszyłem pod drzwi jej mieszkania.

Nim zdążyłem zadzwonić dzwonkiem, z domu wyszła jej siostra, Bella.

Najwidoczniej musiała mnie zobaczyć przez okno.

-O cześć. Jest Vivian?-zapytałem prosto z mostu, po co owijać w bawełnę, skoro czas mnie goni.

-Czego ty od niej chcesz Roberts?-spojrzała na mnie tym strasznym wzrokiem.

-Ja? Yyy, ja...no... Nie zrozumiem o czym mówisz?-zacząłem się powoli denerwować.

-Doskonale wiesz o co chodzi. Tylko udajesz, po co?-zapytała, a mnie kompletnie odjęło mowę. Czy ona się czegoś domyśla?

-Po prostu powiedz mi czy ona jest tutaj?-próbowałem ominąć jakoś temat.

Bella po krótkim na myśleniu odpowiedziała:

-Nie.

Cholera jasna. Skąd mam wiedzieć czy mówi prawdę?

-Okej, to gdzie mogę ją znaleźć?-zapytałem.

-Po co chcesz ją znaleźć?-drazyla temat.

-Najwidoczniej w świecie chcę z nią pogadać.-odpowiedziałem na jej pytanie.

Bell patrzyła na mnie jak na debila, który nie wie czego chce w życiu.

-Ehh, nie wiem czemu ci pomagam, jeżeli i tak na każdym kroku ją krzywdzisz.-stwierdziła.

-Slucham? O czym ty mówisz. Nigdy w życiu jej nie zraniłem i tego nie zrobię!-krzyknąłem.

-Już to zrobiłeś.-odparła.

-Jest w szkole, ma zajęcia dodatkowe z literatury.-dodała po chwili myślenia.

Usmiechnalem się wdzięcznie.

-Dzięki, jesteś wielka.-powiedziałem i z powrotem wsiadłem do auta.

-Nie podlizuj się tak. Nie wiesz tego ode mnie.-rzekła na odchodne.

-Haha, jasne.-odparłem, choć ona już tego nie słyszała.

Ruszyłem z piaskiem opon, w kierunku szkoły. Oby jeszcze z niej nie wyszła. Muszę zdążyć przed dzwonkiem.

***

To był jeden wielki rajd. Nie chcę wiedzieć, ile przepisów drogowych złamałem po drodze.

Dowiesz się jak dostaniesz pierwszy mandat.

Haha, bardzo śmieszne. To może być ich więcej?

No w sumie może...

Cholera, gdzie ona jest. Już dawno powinna tu być, lekcje skończyła pięć minut temu.

Zdenerwowany włączyłem radio, w których rozbrzmiało Linkin Park i Burn it down. Zacząłem pocichu nucić ten kawałek, który znam doskonale.

*We're building it up
To break it back down
We're building it up
To burn it down
We can't wait
To burn it to the ground

Nagle moim oczom ukazała się Vivian. Uradowany wyszedłem z auta, żeby podejść do niej, ale zaraz ona nie jest sama. Tylko z jakimś chłopakiem,  chłopczykiem. Co jest grane. I kurwa dlaczego on kładzie rękę na jej plecach. Nie dość! Idę tam.

Ruszyłem szybkim krokiem w kierunku tej dwójki. Vivian będzie mi się ostro tłumaczyć.

Vivian

-Naprawdę dziękuję za pomoc.-powiedziałam do Carola, kiedy staliśmy pod szkołą.

Dzisiaj na lekcję literatury trzeba było wziąć egzemplarz dramatu "Romeo i Julia", a ja sama nie wiem czy zapomniał czy nie wiedziałam, ale go ze sobą nie miałam. Wtedy Carol zaoferował, swoją pomoc. Tym sposobem uratował mnie przed jedynką, jestem mu dozgonnie wdzięczna.

-Nie ma żadnego problemu.-odparł i uśmiechnął się do mnie.

-Hej, znasz tego gościa? Wygląda jakby chciał mnie zabić. To twój chłopak?-zapytał.

O co mu chodzi? Zdezorientowana odwróciłam głowę i nie wierzyłam w to co widzę. To był Luke. Co on tu robi?

Widząc, że Carol wyczekuje odpowiedzi, skłamałam:

-Nie, nie znam go.

-Okej, to co podwieźć cię?-spytał.

Już miałam mu odpowiedzieć, gdy usłyszałam głos Luka.

-Po moim trupie, kim ty w ogóle jesteś?-zapytał Luke.

Zakłopotany Carol nie wiedział co zrobić:

-Yyy, ja jestem Carol.-wyciągnął do niego rękę.

O nie, zaraz się znacznie.

Luke spojrzał tylko na jego rękę po czym powiedział:

-Spadaj stąd zanim się zdenerwuje.

Z niemałym szokiem patrzyłam to na Luka to na Carola i kompletnie nie wiedziałam co zrobić i powiedzieć. Jak on w ogóle może tak postępować, przecież nie ma prawa mówić tak do kogo kolwiek.

-Przestań, nie możesz.-powiedziałam.

-Czego?-spytał nie winnie Luke.

No jasne. Co za ugh. Nie mam słów.

-Daj spokój Luke. Po co to robisz? Chcę porozmawiać z Carolem i mam do tego pełne prawo czy ci się to podoba czy nie.-odparłam.

-Mam to w dupie Viv. Porozmawiać to ja muszę z tobą! Idziemy.-odparł i chciał złapać mnie za rękę jednak odsunęłam się.

Nie ma mowy nigdzie nie idę z tym oszustem.

-Zaraz, zaraz to jednak go znasz Vivian?-zapytał Carol.

O Matko!

-Ja, n,o.-nie mogłam wydusić z siebie odpowiedzi.

-Oczywiscie, że tak. A co powiedziała, że nie?-spytał oburzony Luke.

-No tak jakby. Wiecie co ja już będę leciał. Na razie Vivian.-odparł na odchodne mój kolega z zajęć z literatury.

-Tak tak. Na razie.-powiedział złośliwe Luke.

Posłałam mu groźne spojrzeniem.

-Carol poczekaj!-zawołałam, lecz on nawet się nie odwrócił tylko wsiadł do auta i odjechał.

Kurczę.

-Czemu to zrobiłeś? Co jest z tobą nie tak?-zawalałam pytaniami zadowolonego z siebie Luka, chociaż nie wiem po co bo i tak nie chce znać odpowiedzi.

-Porzebuje z tobą pogadać.-odparł poważnie.

-I co wspólnego miał z tym Carol, bo potraktowales go jak papierek na ziemi.-zauważyłam.

-Ja, po prostu zbliżył się do ciebie i to zbyt mocno. Cholera Viv czy ty tego nie zauważasz? Prawie złapał cię za dupę!-krzyknął.

Nie mogę go zrozumieć. Dotknął mnie tylko na plecach. Chyba próbuje mnie sprowokować, ale to mu się nie uda. O nie!

-Coś ci się pomyliło Luke. Daj mi spokój. Nie dzwoń, nie pisz, nie zaczepiaj mnie. Jedyne co potrafisz to kłamać i niszczyć wszystko. Zostaw mnie.-powiedziałam i już chciałam odejść, lecz jego ręka skutecznie mi to uniemożliwiła.

-Stój! Nigdzie nie pójdziesz. Muszę z tobą porozmawiać i wyjaśnić parę rzeczy.-powiedział stanowczo.

-Chyba żartujesz. Nigdzie z tobą nie idę!-krzyknęłam i próbowałam wyrwać rękę.

-Masz rację nie pójdziesz, ale pojedziesz.-i w tym momencie złapał mnie w stylu panny młodej i zaczął kierować się w stronę auta.

Ja nie wierzę. On znowu mnie porywa. Bo przecież to jest porwanie, prawda? Zabiera mnie gdzieś bez mojego pozwolenia. O nie! Co to, to nie!

-Luke natychmiast mnie puść!-krzyczałam w niebo głosy, ale to nic nie dawało.

Mądrze Vivian, jesteś pod szkołą i drzesz się jak wariatka. Nie zdziw się jak zaraz ktoś tu przyjdzie i w sumie nie wiadomo co pomyśli.

-Cicho bądź.-powiedział i posadził mnie na miejscu pasażera.

Zaraz sam usiadł obok. Nacisnęłam klamkę, żeby wyjść, lecz ta nie ustąpiła.

Choroba ciężka, to była moja jedyna szansa na ucieczkę od tego oszusta.

-Serio, Viv. Myślałaś, że zostawię otwarte. Z tobą nigdy nic nie wiadomo. Haha.-zasmiał się gardłowo.

-Bardzo śmieszne.-powiedziałam i odwróciłam się w kierunku szyby. Nie chcę na niego patrzeć.

Zachowuje się jak psychopata.

-Nie obrażaj się na mnie.-powiedział.

Ja nic na to nie odpowiedziałam. Nie mam ochoty na dyskusję z nim.

-Dzisiaj jest piątek, jutro nie trzeba iść do szkoły, więc nie przejmuj się nauką.-dodał po chwili.

No bezczelny.

-Serio?-zapytałam.

-Tak.-odparł krótko.

-O której będę w domu?-zapytałam, bo uznałam, że to ważne.

-Koło jedenastej.-spojrzał na mnie z powagą.

-Co? Gdzie ty mnie wieziesz?-przeraziłam się.

-Zobaczysz. Zaufaj mi. Nigdzie daleko.-próbował mnie uspokoić, ale mu to nie wychodziło.

-Tobie nie da się zaufać.-powiedziałam na tyle cicho, aby tylko moja podświadomość to słyszała.

W moim mniemaniu w stu procentach kłamie. Ostatnim razem wywiózł mnie kawał drogi od domu.

-Vivian?-zapytał.

Nie oderwałam jednak głowy od szyby.

Nagle poczułam, że samochód zatrzymuje się.
Stoimy na poboczu.
O co znowu chodzi?

-Koniec. Nie może tak dalej  być. Słyszysz? O co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?-pytał.

Nie wytrzymałam. Wybuchłam tymi wszystkimi emocjami, które gnębiły mnie od rana.

-Tak wiele rzeczy. I wiesz co? Robisz to dalej. Cały czas kłamiesz, oszukujesz. Mam tego dość!-krzyknęłam.

-Ale czego? Wczoraj wszystko było dobrze. Przynajmniej tak to widziałem, a dziś o co chodzi? Powiedz? Ktoś nagadał ci jakiś głupot? Powiedział coś nie tak? Nie wiem, skrzywdził cię? Jeżeli tak to zabiję gnoja.-zaczął się denerwować.

Widziałam jak na jego szyi pulsowała mała, niebieska żyłka. Tak bardzo mnie zaintrygowała, że kompletnie przestałam słuchać Luka.

Chyba to zauważył, bo od razu spytał:

-Słuchasz mnie?

-Tak.-westchnęłam ciężko, przytłoczona tym wszystkim.

-No więc, powiesz mi wreszcie co cię gnębi?-dociekał.

Sama nie wiem co robić. Z jednej strony chce zadać mu tyle pytań, a z drugiej chcę na niego nawrzeszczeć za to, że coraz częściej mnie okłamuje. Nie wiem dlaczego... Normalnie, szybko odcięła bym się od takiej osoby, ale nie mogę. Po prostu nie mogę. Nasuwa się pytanie "dlaczego"? Nie umiem wyjaśnić, przy tym chłopaku czuję się tak swobodnie i lekko, jak nigdy. Nawet przy Miku, który jest świetnym kumplem nie czuje tego czegoś. To jest nie wytłumaczalne.

Jest, Vivian. Czujesz coś do niego.

Tak ogromną sympatię, dlatego tak bardzo mnie zawiódł.

-Luke...-zaczełam powoli.

Chłopak na znak, że mnie słucha kiwnął lekko głową.

-Nie mogę ci ufać, na każdym kroku mnie okłamujesz. Wiem o tym, że masz dużo więcej wspólnego z Jakiem,  niż mi mówiłeś. Startowałeś w nielegalnych wyścigach. I wiesz nie obchodzi mnie sam fakt, że brałeś w nich udział tylko to, że mi o tym nie powiedziałeś. Nie mogę tego znieść psychicznie. Krzywdzisz mnie.-powiedziałam już ledwo słyszalnie. Razem z ostatnimi słowami  wyszły ze mnie łzy.

Luke  znieruchomiał, głowę miał spuszczoną w dół. Widać było, że analizował to co powiedziałam. Po wszystkim, rzekł jedynie, coś co bardzo mnie zaskoczyło.

-Skąd o tym wiesz? Mike ci powiedział, prawda?-spojrzał na mnie wyczekująco.

Zaraz, zaraz to Mike o wszystkim wiedział?

-Mike?-zapytałam.

Widać było, że dotarło do niego to co właśnie się stało. Z zakłopotaniem podrapał się po głowie.

-Hmm, ja...no nie wiem. Myślałem, że może...-nie dałam mu dokończyć.

-Co może? Nie ma żadnego może. Nie dość, że ty mnie okłamałeś to jeszcze Mike. Kpisz ze mnie?-spytałam, choć nawet nie potrzebowałam odpowiedzi.

-Viv, to nie jest tak.-zapierał się.

-A jak? Wiesz co? Mam tego dość.-kończąc to zdanie nacisnęłam klamkę, jednak drzwi nie ustąpiły.

Co jest?

Ja. Przecież on je zablokował.

-Co robisz?-zapytał po chwili obserwowania mnie szarpiącej się z zamkniętymi drzwiami.

-Probuje wyjść. Otwórz.-zarzadałam.

-Nie ma mowy.-odparł stanowczo.

Wzięłam głęboki wdech i próbowałam opanować rozszalałe emocje.

-Otworz te cholerne dzwi!-krzyknęłam zdenerwowana do granic możliwości.

Swoją drogą pierwszy raz od dawna jestem tak zdenerwowana, że używam takich słów.

Co się ze mną dzieje.

Luke zszokowany moim zachowaniem odpuścił i otworzył drzwi.

-Vivian, spokojnie. Wsiądź do samochodu. Odwiozę cię. Nie musimy rozmawiać. Ochłoniesz i...-mowił.

-Nie Luke. Tu nasze drogi się rozchodzą. Nie chcę mieć już nic wspólnego z tobą.-powirdziłam z ogromnym bólem i zamknęłam drzwi jego samochodu.

I co teraz zrobisz, Vivian. Wracaj do samochodu i daj mu się podwieść, w innym wypadku wyladujesz sama w ciemnym lesie.-mkwila moja podświadomość.

Dam sobie radę! Złapie stopa.

Kiedy zobaczyłam pierwsze auto na horyzoncie, wyciągnęłam rękę przed siebie, tak jak w filmach, i zaczęłam delikatnie machać nią z nadzieja, że kierowcą się zatrzyma.

Z moimi plecami rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.

-Co ty wyrabiasz?-pytał Luke.

-Łapię stopa.-odpowiedziałam naturalnie, tak jakbym robiła to któryś raz z kolei. A to nie prawda

-Chyba do reszty upadłaś na głowę.-powiedział zirytowany.

-Wracaj do samochodu, nie żartuje.-dodał.

-Bo co?-drżniłam się z nim.

W tym momencie obok mnie zatrzymał się czarny sportowy samochód.

Szyba samochodu zjechała w dół, a mi ukazał się młody chłopak w skórzanej kurtce, który był bardzo przystojny.

-Potrzebujesz podwuzki, skarbie?-zaczął.

-Tak, potrzebuję.-odparłam.

-To na co czekasz? Wskakuj.-otworzył mi drzwi od strony pasażera.

-Nigdzie nie jedziesz.-zakomunikował Luke, który zdarzył do mnie podejść.

-Co ci do tego? Daj mi spokój, ty swoje już zrobiłeś Luke. Koniec z tym i koniec z... moją naiwnością.-powirdziałam kiedy zdałam sobie sprawę, że przez ostatnie tygodnie byłam strasznie ufna. Wiedziałam i to doskonałe kim jest Luke Roberts Mike również, a jednak dałam się przekabacić.

Jestem głupia i naiwna.

-Nigdzie nie pojedziesz. Znam go. Marcus to nie typ, z którym chcesz rozmawiać. Nigdzie nie jedziesz. Nie z nim.-próbował mnie przekonać do swoich racji.

-Sama o tym zadecyduje. Puść mnie.-zarządałam.

-Nie... Vivian, proszę cię. Nie jedź z nim nigdzie.-spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem.

Wiedziałam w jego spojrzeniu coś nowego. Martwił się?

Ja jedynie uśmiechnęłam się do niego i wsiadłam do samochodu nijakiego Marcusa. Nie mogę pokazać mu, że może mną rządzić. Absolutnie.

Samochód ruszył z piskiem opon. Obejrzałam się za siebie i widziałam biegnącego za nami Luka, lecz chłopak nie miał żadnych szans z tym autem.

Może i właśnie popełniłam błąd, ale na nie też kiedyś musi przyjść pora, prawda?



Kochani!❤️
Przepraszam za taką długą przerwę.
Wracam do Was z  małą niespodzianką. Dziś pojawią się dwa rozdziały!!!!
15 będzie o 20, żeby nie robić zamieszania.
Mam nadzieję, że to jak rozwija się fabuła Wam odpowiada.
Koniecznie piszcie, jak podoba się rozdział. I zostawiajcie gwiazdki 🌠.

Do zobaczenia wieczorkiem 🙂.
Buziaki 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro