Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX

- I tak to wszystko mniej więcej wyglądało - wymamrotałam patrząc na mężczyznę w granatowym mundurze.

Zapisał on coś na kartce.

- Ona jest chora! - krzyknął wkurzony David. - Macie się tym zająć od razu!

- Zajmiemy, spokojnie - powiedział policjant. - Już zaraz się tam wybierzemy.

- Dzięki Bogu - wymruczał Matthew łapiąc mnie za rękę. - To wszystko szybko się wyjaśni?

- Tak - odpowiedział mężczyzna siedzący przed nami. - Przetrzymywanie bez wyrażonej zgody oraz pobicie z usiłowaniem zabójstwa, jest bardzo poważne. Zajmiemy się tym jak najszybciej.

- To ma być jeszcze szybciej, niż wasze najszybciej - wtrącił się zdenerwowany David, a ja kopnęłam go w nogę, by ten się jednak uspokoił. - Nic nie mówiłem.

- Tutaj będzie sprawa w sądzie - oznajmił policjant. - Powinniście szukać adwokata.

~📷~

- Ja to bym ją udusił - wymruczał David siorbiąc swoją kawę. - Takich ludzi trzeba tępić.

- Uspokój się David - powiedziałam patrząc na czarnowłosego. - Każdy ją nienawidzi, ale jak ktoś z jej świty usłyszy co mówisz, to będziesz miał cieplutko.

- Racja - westchnął, a po chwili wbił wzrok w nas oboje. - Wy się już ryndum dyndum?

- Słucham? - zapytał Matthew podnosząc brew do góry.

- No koko dżambo - mruknął. - Ciamciaramciam.

Wraz z Matt'em popatrzyliśmy się na siebie.

- Ty na poważnie? - zapytałam wpatrując się idiotycznie w Davida.

- Tak? - oznajmił. - To jest normalne pytanie.

- Kolego - zaczął Matthew. - Niecały tydzień temu ją sobie przypomniałem, a ty jesteś już ciekawy czy uprawialiśmy seks.

- Dobra, już wiem, że brzmi to źle - odpowiedział nerwowo drapiąc się po karku. - Byłem tylko ciekawy.

- Jesteś zawsze ciekawy wszystkiego - oznajmiłam, a David zrobił się czerwony ze wstydu.

- Wybaczcie.

~📷~

Siedziałam z piegowatym na ławce jedząc lody. Mężczyzna nie chciał nawet ich spróbować.

- Przecież ty lubiłeś lody - mruknęłam patrząc na Matt'a.

- Są zimne - oznajmił. - Teraz ich nie lubię.

- Chodzisz do dentysty? - zapytałam.

- Chodzę - wymruczał, a ja spojrzałam na niego poważnie. - Czasami.

- Matthew, piegusie - powiedziałam całując go w policzek.

Mężczyzna cicho westchnął, ale na jego twarzy można było ujrzeć mały uśmiech.

- Brakowało mi ciebie - wymruczał poprawiając mi włosy. - Strasznie się zmieniłaś.

- A ty prawie wcale - odpowiedziałam przytulając go. - Dalej jesteś narcystyczny.

- Nie prawda! - oburzył się chłopak. - Wcale nie jestem! Moja twarz jest nadal tak piękna jak kiedyś.

Spojrzałam się poważnie na mężczyznę.

- Dobra, jestem... - mruknął lekko smutny. - Postaram się już taki nie być, obiecuję.

- Matthew, ja cię kocham taki jaki jesteś - lekko się uśmiechnęłam, a rudzielec pocałował mnie czule w policzek. - Jesteś po prostu cały idealny.

- Wiem, hah - mruknął dumnie, ale po chwili się poprawił. - Znaczy... Dziękuję, też jesteś idealna.

Nastała chwila ciszy.

- Matt, mogę się ciebie czegoś spytać? - zapytałam wpatrując się w mężczyznę, który gładził mnie delikatnie po dłoni.

- Jasne - odpowiedział posyłając mi ciepły uśmiech. - Pytaj o wszystko co chcesz.

- Jak z twoimi rodzicami? - mruknęłam, a po chwili jego uśmiech znikł, a wyraz twarzy stał się smutny.

- Nie wiem - oznajmił ponuro. - Nie mam z nimi kontaktu.

- Poważnie? - zapytałam niedowierzając w jego słowa.

- Poważnie - odrzekł cicho. - Nie wiem co się z nimi dzieje... Ostatnim razem rozmawiałem z nimi przed wyjazdem.

- Są okropni - powiedziałam oburzona i przytuliłam rudowłosego.

Matthew smutno westchnął.

- Nie smuć się, piegus - wyszeptałam całując go w policzek.

- Już o nich zapomniałem, nigdy mnie nie wspierali...

Z jego oczu poleciało kilka łez, które od razu delikatnie wytarłam. Było mi go strasznie przykro.

- Może... - zaczęłam, a rudzielec spojrzał na mnie. - Chcesz spać u mnie...?

Nasze twarze pokrył wielki rumieniec.

- Wiesz... Będzie ci milej i cieplej... - mówiłam cicho cała czerwona. - Będzie raźniej, czy coś.

- Jestem za - odpowiedział również cicho. - Podoba mi się ten pomysł... Heh.

- To... Idziemy do mnie? - zapytałam patrząc w jego niebieskie oczy.

- Tak - odpowiedział i złapał mnie za rękę.

Wstaliśmy z ławki i udaliśmy się w stronę mojego domu.

Chyba nie odwalimy nic pamiętnego...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro