Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty drugi


Następnego dnia spokojnie uczyłam jedną z grup historii. Jak zwykle dyskutowałam z moimi uczniami, ale niestety nam przerwano. Bez pukania do środka wparował Mordo. Jak zwykle był niezbyt taktowny...

- Aido, musisz przerwać. Starożytna powiedziała, byś oprowadziła...

- Pana Strange'a? - dokończyłam i zachichotałam z jego zdziwionej miny. - Dobrze, zaraz przyjdę. No cóż, moi drodzy, mnie obowiązki wzywają, a wy macie wolne! - zawołałam wesoło do młodych ludzi i sama podeszłam do kolegi. - Gdzie mam na niego czekać?

- A to nie wiesz? - Prychnął ze śmiechem. - Na dziedzińcu. Oporządza się, więc masz jeszcze trochę czasu.

- Dobra, do zobaczenia! - krzyknęłam, udając się na dziedziniec.

- Pa! - odkrzyknął i tyle go widziałam.

Czekając na ucznia usiadłam sobie na ławce pod drzewem kwitnącej wiśni i obserwowałam ptaki. Było tak miło i spokojnie, ale zawsze w takich chwilach musi coś przeszkodzić, prawda?

- Podobno to pani ma mnie oprowadzić - mruknął trochę przetyrany.

- Dzień dobry, panie Strange. - Wyszczerzyłam się, a ten tylko przewrócił oczami.

- Dobry...

- Tak, to ja pana mam oprowadzić - powiedziałam, wstając. Był już ogolony i miał tylko lekki zarościk. - Aida Stark. - Podałam mu rękę, którą potrząsnął. - Proszę mi mówić po imieniu.

- Naturalnie, dr Stephen Strange - przedstawił się.

- Miło mi doktorze. Nie pożałuje pan, że tu trafił.

- Stephen. Ty nie żałujesz? - zapytał, gdy zaczęłam iść w tylko sobie znaną stronę.

- Nie. Dobrze było tak przeczyścić umysł. W sumie już nawet nie pamiętam od czego. - Wzruszyłam ramionami.

- Wczoraj wiedziałaś jak się nazywam, choć nigdy się nie widzieliśmy. Dodatkowo wiedziałaś, że jestem chirurgiem. Jakim cudem?

- W sumie nie będę ci wciskać kitu, że znam cię z telewizji, której z resztą nie oglądam, bo to bezsensu. Jak kiedyś będziesz chciał usłyszeć niewiarygodną historie, to zawołaj.

- Zapamiętam. A Starożytna?

- Jak będzie chciała to ci powie. Cierpliwości, nie jesteś tu nawet godzinę. - Palnęłam go lekko w ramię.

- Poniekąd spędziłem nockę pod waszą bramą - mruknął, wzdychając ciężko.

- Wiem - powiedziałam beztrosko i następnie zaczęłam mu opowiadać o tym miejscu.

Dni mijały, a ja zdobyłam kolejnego przyjaciela. Strange miał dryla do tego. Po nauczeniu się teleportacji, wszystko szło mu jak z płatka. Jak mnie kiedyś... Często rozmawialiśmy, spędzaliśmy czas, dyskutowaliśmy. Nawet Wong go polubił, choć się nie przyznawał. No, już taki jest. Pewnej nocy weszłam do biblioteki po księgę na zajęcia. Usłyszałam nagle wołanie, jak ktoś wołał bibliotekarza. Domyślałam się, że to Stephen i wiedziałam przecież, co tu robił, skubany. Poszłam tam i ukryłam się, by popatrzeć, jak się bawił Okiem Agamoto. Polecamy do tego jabłka. W końcu zaczął rekonstruować stronę. Postanowiłam wkroczyć.

- Ładnie, to tak się bawić Okiem Agamoto? - Podniosłam brew, okrążając Strange'a.

- Aida, przestraszyłaś mnie. - Zaśmiał się i bawił się dalej. Zero respektu do uczonej...

- Za trzy sekundy dostaniesz ochrzan - mruknęłam, a on spojrzał na mnie z politowaniem. - Trzy... Dwa... Jeden...

- Strange, co ty robisz?! - krzyknął zdenerwowany Wong.

- Ja tylko zrekonstruowałem brakującą stronę...

- Co? - zapytał zdziwiony Mordo. - Oszalałeś?!

- Mały błąd i mogłeś wywołać katastrofę! - Wong wziął od niego wisior i odstawił na miejsce. - Idź już, bo oszaleję!

- Ale przecież już wiadomo czego chciał!...

- Nie można tak robić i już! - ryknięto na niego.

- Chodź już - powiedziałam i wyprowadziłam go z biblioteki na dziedziniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro