Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział ósmy


Otworzyłam oczy i... nie byłam w swojej komnacie. Wokół rozpościerała się przestrzeń kosmiczna. Unosiłam się w próżni i rozglądałam się wszędzie wokół. Było tu niesamowicie, tyle barw, gwiazd, planet. Zachwycona wpatrywałam się w krajobraz, ale nie dane mnie było tego robić za długo. Przeniosło mnie nagle do Jotunheimu, do jaskini, gdzie było maleńkie, jak na olbrzyma, dziecko. Płakało biedne, porzucone. Podeszłam do kamiennej kołyski i wzięłam niemowlę na ręce i przytuliłam je do piersi. Patrzyliśmy sobie w oczy, które moim zdaniem były cudne. Uspokoiło się i powoli zasypiało w moich ramionach. Położyłam niebieściutkiego chłopca z powrotem do kołyski i patrzyłam na niego troskliwie. Nagle zewsząd usłyszałam głos. Męski, zachrypnięty.

- Tak, to on - powiedział, a ja po chwili rozglądania się wokół zwróciłam się w stronę starca o długiej brodzie i oczach pokrytych białą mgłą. Z wyglądu przypominał Midgarczyka, ale zapewne nim nie był.

- Czemu się tu znalazłam?

- By poznać swą powinność. Sprowadziłem cię, by miał dla kogo żyć.

- Czemu ściągnąłeś mnie aż z innego wymiaru i skąd wiedziałeś, że będzie mnie tolerował?

- Tylko ty pasowałaś. Jak sam powiedział, jesteś jego szczerym uśmiechem. Uwierz, przed tobą nie potrafił tego. Wiedziałem to, ponieważ znam go bardzo dobrze, wręcz najlepiej ze wszystkich. Musisz pamiętać, że nie możesz zbyt ingerować w teraźniejszość, bo przyszłość Lokiego i nie tylko legnie w gruzach.

- Kim jesteś?

- Dowiesz się z czasem... - uśmiechnął się tajemniczo i zniknął, a wraz z nim mój sen.

 Gdy się obudziłam, na zewnątrz panował mrok. Wstałam i wyszłam na balkon, by spojrzeć w gwiazdy. Po chwili jednak spojrzałam na królewskie ogrody, a tam pod jednym z drzew siedział Loki. Był przygnębiony i głęboko zamyślony. Naprawdę było mi go szkoda. Tamten starzec miał rację, on musi mieć kogoś, dla którego by mógł żyć. Kogoś na kim może polegać. Kogoś kto mu pomoże, wysłucha. Kogoś kto wywoła u niego uśmiech... Wpadłam nagle na pomysł. Pobiegłam po skrzypce i znów wróciłam na miejsce. Zaczęłam grać spokojną, ale pokrzepiającą ducha pieśń. Jednocześnie patrzyłam na to jak zareaguje... Uśmiechnął się i spojrzał w niebo. Zatopił się w blasku gwiazd, a ja poszłam jego śladem, lecz po chwili poczułam jego wzrok na sobie. Tym razem nie spojrzałam na niego. Musiał sobie trochę porozmyślać, a ja nie chciałam go rozpraszać kontaktem wzrokowym. Po prostu uśmiechnęłam się do siebie i tonęłam w muzyce. Skończywszy, znowu na niego spojrzałam. Spał. Odniosłam skrzypce i teleportowałam się do niego. Wzięłam jego rękę i przeniosłam nas do jego pokoju. Gdy dzięki magii położyłam go na łożu, odgarnęłam niesforny kosmyk włosów z jego twarzy i przykryłam go szczelniej kołdrą, a na koniec pocałowałam w czoło.

- Pamiętaj, Loki... Zawsze będę twoim uśmiechem. Tylko ty musisz tego chcieć... - Mimowolnie łza spłynęła mi po policzku. Następnie wróciłam do pokoju i po prostu zasnęłam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro