Rozdział osiemnasty
Około półtora roku później...
Pewne wydarzenie zbliżało się nieubłaganie. Jakoś tam się na nie przygotowałam. Trenowałam, czytałam i w ogóle. Ale nie miałam kiedy trenować, bo w sumie miałam bardzo przyspieszone studia, więc z wykształcenia jestem astronomem. Kolejne marzenie się spełniło, a jaką fajną mam fajną pracę! Fury załatwił mi robotę (na miarę moich kwalifikacji i wiedzy, bez teściku się nie obeszło...) w tajnej bazie, gdzie badano Tesseract. To taka kostka, o której ludzie wiedzą tyle, że jest nieskończoną energią. Badałam go z Erickiem Selvigiem, pod czujnym okiem Sokolego Oka, czyli Clinta Bartona. Nie znałam dokładnej daty tego jakże ciekawego wydarzenia, ale wiedziałam, że się zbliża, bo się zbliżała wizyta Nicka. Sądziłam, że to właśnie na tej wizytacji się pojawi również nasz kłamca. W końcu przybył Nick. Erick opowiadał mu o kostce o nieskończonej mocy, a ja patrzyłam na ekranie na jej parametry. Byłam bardzo skupiona. Nagle wszystko zaczęło szaleć, nikt nie potrafił nad niczym zapanować i... w szycie sali otworzył się portal, z którego wyskoczył Loki Laufeyson! Spojrzałam na niego jak sparaliżowana. Nie mogłam uwierzyć, jak się zmienił. Urosły mu włosy, był z lekka zaniedbany, miał wory pod oczami, które były zmęczone, zmężniał... Miał też przy sobie złote berło z niebieskim kryształem. Klęczał na jednym kolanie. Nagle wstał i zmierzył wszystkich wzrokiem, a na końcu spojrzał na mnie. Przyglądał się chwilę, ale udałam przerażoną, więc mnie nie chyba nie rozpoznał, a może to były te okulary?
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytał Nick.
- Jestem Loki z Asgardu - powiedział to tak władczym tonem, że aż chciało mi się śmiać. Po prostu schyliłam głowę i ukryłam uśmiech kpiny. - Przybyłem was wyzwolić...
- Niby od czego?!
- Od wolności. Wasza nędzna rasa potrzebuje mnie. Wolność zżera was od środka i potrzebujecie kogoś, kto wami będzie władał. Jesteście do tego stworzeni.
- Czy ty do cholery myślisz, że dobrowolnie oddamy ci Ziemię, byś się pobawił w króla?! - ryknął Nick, na co kłamca się zaśmiał.
- Nie - odrzekł beztrosko i strzelił w niego, ale ten zrobił unik.
Laufeyson olał to i podszedł do Erika, by dotknąć dzidą jego klatki piersiowej, co spowodowało, że zawładnął jego umysłem. Clint próbował z nim walczyć, ale nim też zawładnął. Stałam jak wryta. Nie mogłam uwierzyć, że tam stoi ten sam mężczyzna, który kiedyś był mi bratem. Bożek nagle spojrzał na mnie i uśmiechnął się szatańsko.
- To może jeszcze ciebie wezmę, pani doktor. Erik bierz kostkę!
- Tylko ją tknij, a już więcej ten twój szatański uśmiech nie wpłynie na ten twój ryj! - warknął Nick, stanąwszy przede mną.
- O! Jak grzecznie... Musisz być dla niego ważna. Zobaczmy... - Poczułam lekkie ukłucie w głowie, ale zrobiłam iluzję, jakiejś doktórki, która umie tylko liczyć i jest mega łamagą. - Powierzona tobie na wychowanie, a następnie adoptowana przez Antonego Starka (dałam poniekąd prawdziwe informacje), bardzo mądra, ale łamaga, nic innego nie potrafi... Typowa, głupia Midgardka. Nie będę tracił na ciebie czasu - prychnął i zrobił demolkę w całej bazie. Razem z Nickiem zaczęliśmy go gonić, ale podporządkował sobie wielu ludzi, więc musieliśmy uciekać. Pojechaliśmy do innej bazy z agentką Hill. Znaczy mnie odwieźli do Starka. Wkurzona i jednocześnie roześmiana (nie wiem, jak to w ogóle możliwe) jechałam windą. Roześmiana, bo dał się nabrać, a wściekła, bo mnie nie rozpoznał, jeleń jeden. Nawet się nie przywitałam ze zdziwionymi Tonym i Pepper, tylko jak burza wpadłam do swojego pokoju i zaczęłam grać na skrzypcach dla uspokojenia. Wpadłam na pomysł! Pobiegłam na dach ze skrzypcami i zaczęłam grać, używając mocy. Pragnęłam, by tylko on mnie usłyszał. Chciałam dać znak, że to jeszcze nie koniec. Zagrałam to samo, co było tamtego wieczoru na rynku. Wtedy po raz pierwszy zostałam nazwana „radością" . Grałam parę minut, a zanim skończyłam szepnęłam: „Nie tylko ty wstałeś z martwych". Już w lepszym humorze zeszłam do salonu, gdzie odbywała się rozmowa Tonego z Coulsonem. Przywitałam się grzecznie: „Siema, Colson!", a następnie poszłam się oporządzić przed spaniem. Poczytałam chwilę w łóżku, a potem oddałam się w objęcia Morfeusza...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro