Rozdział dwunasty
Minęło parę dni, nie wychodziłam praktycznie z pokoju, służki przynosiły mi tylko jedzenie lub czasem Frigga przyszła zobaczyć, czy jeszcze żyję. Nie miałam ochoty spotykać się z nikim, a szczególnie z szmaragdowookim... Odyn zapadł w głęboki i długi sen, a Loki zasiadł na tronie. Już się dowiedział, skąd pochodzi. Miarowo mądrze rządził krainą, ale ze mną się w ogóle nie kontaktował, na moje szczęście. Na pewno nie chciał mnie widzieć i dobrze, bo po ostatniej kłótni myślałam, że mu łeb urwę. Byłam wściekła, ale też go trochę rozumiałam, czemu nikomu nie ufał, ale te oskarżenia... Rozmyślałam długo i postanowiłam wrócić na Ziemię. By pomóc trochę gromowładnemu i wrócić po prostu do Nicka, za którym bardzo tęskniłam. Ubrałam się w zbroję i udałam się do sali tronowej, gdzie przesiadywał król Asgardu. Weszłam tam i przyklęknęłam na jedno kolano.
- Z jakiego powodu przybywasz? - zapytał władczo, patrząc na mnie z góry. Dziwne, że w ogóle na mnie patrzył. Brał mnie teraz za niesprawiedliwą idiotkę.
- Królu, chciałabym wrócić na Midgard - odpowiedziałam beznamiętnym tonem.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony, zanim się opanował i powrócił do swojej królewskiej postawy.
- Chcę wrócić do jedynej mi tam bliskiej osoby, Nicka Fury'ego - odparłam i patrzyłam na schodzącego chłopaka.
- Oj, nieprawda... - Zacmokał ironicznie. - Chcesz pomóc Thorowi na banicji... Nie, moja droga, tak nie można.
- Chcę tylko odwiedzić Nicka - powtórzyłam twardo.
- Nie wierzę ci - szepnął cynicznie, pochylając się nade mną.
- Czemu nie chcesz mnie puścić? - Spojrzałam na niego przenikliwie.
- Z własnych pobudek - wzruszył ramionami.
- Nie jestem ci do niczego potrzebna. Nic tu nie znaczę, jestem tylko nędzną i głupią Midgardką - warknęłam, a łzy stanęły mi w oczach. Wtedy, to tak bardzo zabolało. Na jego twarzy zaistniał wyraz odrazy, ale zaraz znikł.
- Milcz! Nigdzie nie wyjedziesz, zostaniesz tu, za zniewagę! - ryknął wściekły.
- Czego ty ode mnie chcesz, co?! Nie jestem ci do niczego potrzebna, zostaw mnie w spokoju i puść mnie wolno!
- Powiedziałem coś. Zostaniesz tu, czy tego chcesz, czy nie. Nie kwestionuj moich decyzji!
- Oczywiście, królu! - powiedziałam zuchwale, patrząc mu perfidnie w oczy i wyszłam. Udałam się w stronę Bifrostu. Chciałam w końcu powiedzieć komuś prawdę, a jedyną osobą, której mogłam to powiedzieć, był Heimdall.
Wsiadłam na Gorgo i popędziłam w stronę kopuły. Kiedy tam dotarłam zsiadłam z konia i usiadłam po prostu nad bezkresną przepaścią i czekałam, aż strażnik się dosiądzie.
- Co się stało, moja droga? - zapytał z troską.
- Czas na moją opowieść.
- Zamieniam się w słuch.
- Mam zadanie, naprawdę ważne. Jestem z kompletnie z innego wymiaru, gdzie nie istniejecie. Byłam zwykłą dziewczyną z marzeniami o gwiazdach, ale pewnej nocy coś się stało. Miałam sen z waszymi losami. Wszystkich niezwykłych ludzi i istot. Przez to znam ich teraźniejszość, przeszłość i... trochę przyszłość. To stąd wiedziałam, gdzie jestem i wiedziałam, kim wszyscy są. Tej nocy przeniosło mnie do tego wymiaru i dostałam moce. Trafiłam tu i dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się, dlaczego tu jestem...
- Jakie jest twe zadanie? - zapytał zaintrygowany.
- Mam być powodem. Powodem do życia dla pewnej osoby, która go bardzo potrzebuje, a już na starcie zawiodłam. - Samotna łza spłynęła mi po policzku, a Heimdall objął mnie ramieniem.
- Czy to Loki?
- Tak - szepnęłam załamana. - Powiedział, że na pewno go nienawidzę, że go okłamałam, rozbiłam to z łaski. Zaprzeczałam, ale nie mogłam mu powiedzieć, czemu nie chciałam, by zostal władcą i właśnie dlatego teraz mnie nienawidzi, już mi nie zaufa...
- Wiesz... Obserwowałem was przez jakiś czas i zauważyłem, że tamto wyznanie było naprawdę szczere. Jesteś jego uśmiechem, tylko teraz sobie wmawia, że już nim nie będziesz, bo stracił cię. Gdyby nie ty... Może nie byłby wstanie się już w ogóle uśmiechnąć, a gdy teraz na niego patrzę, nie widzę w nim nienawiści... tylko tęsknotę.
- Co nie zmienia faktu, że go straciłam. Jeszcze to poczucie winy... Jest coś, o czym tylko ja wiem i nikt na razie się tego nie dowie. Nawet ty, ale z czasem się zorientujesz.
- Znasz całą jego przyszłość?
- Nie. Ale pewien staruszek powiedział mi, że ma mieć powód do życia. Obawiam się, że... - Głos mi się załamał, przez co nie dokończyłam.
- Rozumiem. - Objął mnie jeszcze szczelniej ramieniem i tym samym pocieszył. Trochę popatrzyłam na gwiazdy, pożegnałam się i udałam się do skarbca. Musiałam to wszystko przemyśleć, a myślę, że tam będzie idealne miejsce do tego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro