Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty drugi


Męczyliśmy się z Lokim kilka ładnych dni, ale i tak wszystkich spławiał. W końcu przyszła kolej na mnie. Wysłali mnie do niego samą, samiutką. Od tamtej nocy nie mówiłam nikomu, bo po co. Miałam taki mętlik w głowie, a on pewnie nawet tego nie pamięta albo myśli, że to był sen. Kiedy byłam już niedaleko więzienia, dołączył do nie stary Loki, który szedł sobie obok, jakby nigdy nic.

- Dawno się nie pokazywałeś - mruknęłam i spojrzałam na niego znacząco.

- Nie miałem powodu, by się pokazywać - odparł beztrosko.

- Co chcesz mi dzisiaj przekazać niezwykłego?

- Wiesz, że on kłamał prawda?

- Kiedy dokładnie, bo było tego sporo?

- W Asgardzie - Chyba nie wiedział o mojej nocnej wizycie, aż dziwne.

- Mam po prostu nadzieję. - Teraz napadła mnie niepewność. Mógł nawet w śnie kłamać. Jest w tym mistrzem przecież.

- Pamiętaj... - powiedział i zniknął jak ja wczorajszej nocy.

Wystukałam w panelu hasło i weszłam z obojętną miną do bożka. Siedział sobie spokojnie na pryczy i rozmyślał. Stanęłam naprzeciwko i przyglądałam mu się z wielką uwagą. Nie pozostało w nim nic ze śpiącego Lokiego.

- Uważaj, bo ci oczy wypadną - mruknął i spojrzał na mnie, wstając i podchodząc w moją stronę.

- A tobie mózg wyparuje - odpowiedziałam, wzdychając. - To ty się stałeś wyższy, czy ja niższa? - zapytałam, podnosząc głowę tak, by móc patrzeć w jego szmaragdowe oczy. Był chyba z głowę wyższy.

- To ja urosłem. Co cię do mnie sprowadza?

- To co wszystkich, ale i tak wiem wszystko, a jeszcze znając ciebie, to i tak mi nie powiesz, więc w sumie nie wiem, co mam tu robić. - Wzruszyłam ramionami.

- Możesz wyjść, mówiąc, że nic ze mnie nie wyciągnęłaś.

- Jakoś nie chcę. Wiesz - spojrzałam na ścianę zamyślona - mam jednak pytanie.

- Coś czuję, że będę musiał go wysłuchać... - Westchnął.

- Kiedy zaginąłeś... Słyszałeś jakąś melodię? Słowa? - Spojrzał na mnie zadumanym wzrokiem, jakby coś wspominał. Jego usta lekko drgnęły w górę, ale tylko dobry obserwator to by zauważył.

- Nie - odparł oschle. - Teraz moja kolej. Aida, boisz się mnie? - Spojrzał poważnie w moje oczy, miałam wrażenie, że wierci we mnie dziurę.

- Loki... - Teleportowałam się do jego celi i stanęłam tuż przed jego obliczem. - O dziwo się nie boję. Mam wiarę w ciebie, że jednak nic mi nie zrobisz. Proszę, powiedz mi, czy powinnam się ciebie bać.

- Po tym wszystkim, co ci zrobiłem? Jako normalna osoba, powinnaś. Lecz ty nie jesteś normalna i... chyba to twoja największa zaleta... - Miałam wrażenie, że chce się uśmiechnąć, ale nie mógł. Nagle jakby go piorun uderzył, zmienił się diametralnie. - Idź już - rozkazał oschle.

- Loki?

- Odejdź.

- Zostanę. Widzę w tobie dobro. To dlatego wierzę. Loki, to nie musi się tak skończyć tak, jak myślisz.

- Będzie tak jak jest mi pisane i ty dobrze wiesz! Nie wiem, co się stanie dalej, ale ty chcesz mnie od tego usilnie odwieźć! Nie wierzę ci! A teraz odejdź, ty nędzna Midgardko! - ryknął wściekły prosto w moją twarz, a mi łzy stanęły w oczach. Nie rozumiałam, czemu tak się zachowywał...

- Kiedy zrozumiesz? - zapytałam drżącym głosem i teleportowałam się do kajuty. Usiadłam na łóżku i patrzyłam bez celu w przestrzeń. Nie szlochałam, nie łkałam, po prostu łzy leciały mi z oczu. Dlaczego to tak boli, kiedy mnie tak nazywa, czemu?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro