Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czterdziesty szósty

 - Aida! - krzyknął Loki, a ja się odwróciłam w jego stronę. Magią zatrzymał strzałę tuż przy mojej głowie. - Kochana, pilnuj się! - Spojrzał na mnie błagalnie, a ja zatrzymałam włócznię lecącą w niego.

- Przyganiał kocioł garnkowi – prychnęłam zirytowana i zaczęliśmy walczyć dalej z przeciwnikami.

- Nie jesteś ostatnio sobą!

- Skąd to stwierdzenie?!

- Zawsze byłaś uważna i wiedziałaś wszystko, co się dzieje dookoła!

- A teraz tak nie jest?!

- Nie! Jesteś roztargniona, szybko się męczysz i ciągle muszę cię pilnować. Kiedyś nawet ja nie byłem w stanie cię pokonać!

- Marudzisz na starość... - Zaśmiałam się.

- Jestem jeszcze bardzo młody! - prychnął urażony.

- Masz 2056 lat!

- A ty 26! Tyle to mają dzieciaki.

- Gratuluję wyboru żony!

No i tak się kłóciliśmy przez resztę walki. Oczywiście dalej się do czegoś przyczepiał! Normalnie jak baba w ciąży. A to mnie niby ratował, a to to, a to tamto! No, można zwariować! Spory zbrojne trwały już kawałek czasu, ale w końcu się zebraliśmy i wygraliśmy. Mogliśmy powrócić do domu. Mój mąż jeszcze załatwiał jakieś sprawy, ale ja stwierdziłam, że wrócę wcześniej, bo mam go serdecznie dosyć. Heimdall przywitał mnie miło, co odwzajemniłam i na Gorgo pojechałam do pałacu. Rozpakowałam swój drobny bagaż i ubrałam się w miarę wygodne, ale ładne ubrania. Już się przyzwyczajono do mojego stylu ubierania. Byłam królową, nikt nie mógł mi nic zarzucić. Postanowiłam się przejść po królewskich ogrodach, w końcu miałam chwilę spokoju. Kiedy się przechadzałam, bawiły się w nich dworskie dzieci, ale jedno siedziało samo i tylko obserwowało resztę, z bardzo daleka. Był to chłopiec o albinoskiej urodzie. Kojarzyłam go... Słyszałam, jak dzieci się z niego wyśmiewały, oprócz pewnych bliźniaczek, ale one też nie podchodziły do niego, by się zakolegować. Postanowiłam się dosiąść do chłopca pod drzewo jakby asgardzkiej wiśni. Kiedy mnie zauważył chciał wstać i się ukłonić, ale powstrzymałam go, kładąc dłoń na jego ramieniu i pokazałam, by usiadł spokojnie.

- Jak masz na imię, chłopcze? - zapytałam, miło się uśmiechając.

- Moturio, Pani... - odparł nieśmiało.

- Moturio... - mruknęłam do siebie, podnosząc jego brodę, by parzył mi w oczy, a nie na buty. - Teraz lepiej- odparłam wesoło. - Wiem, co cię trapi. Inność nie jest zła...

- Niestety jest. Chciałbym być taki jak oni...

- Niepotrzebnie. Jesteś przecież wyjątkowy! Tam, skąd pochodzę, tacy jak ty są bardzo... jakby pożądani. Niby to choroba, ale sprawia, że ktoś jest inny, a tym samym niesamowity. Twoja wiedza też jest imponująca.

- Skąd królowa wie? - zapytał zaintrygowany.

- Mam swoje sztuczki. - Puściłam mu oczko i się zaśmialiśmy. Spojrzałam po chwili na dwie czarnoskóre bliźniaczki, które chwilowo same rozmawiały. Wyciągnęłam rękę w stronę krzaka obok nich i na chwilę przymknęłam oczy. Otworzyłam je i znów miałam rękę przy sobie. Oparłam się wygodnie o drzewo i spojrzałam na chłopca.

- Co pani zrobiła?

- Patrz. - Uśmiechnęłam się szeroko. Spojrzał tam, a z krzaka wyskoczyły króliki, dwa białe i jeden czarny. Dziewczynki się nimi zachwyciły i zaczęły za nimi podążać. - Idź za nimi i pokaż, jaki jesteś wspaniały.

- A jeśli mnie nie polubią? - zapytał zaniepokojony jak to ośmiolatek.

- Polubią. Czuję to tu - położyłam dłoń na jego sercu – i ty też to poczujesz - zapewniłam. Uśmiechnął się i wstał.

- Dziękuję - powiedział i pobiegł za bliźniaczkami.

Patrzyłam w ślad na nim i zaczęłam wspominać własne dzieciństwo, własnych przyjaciół... Tęskniłam za nimi, a nie widziałam ich już od czasów gimnazjum... To był kawał czasu. Nie wiem, jacy tutaj są. Może kompletnie inni. Zamknęłam oczy i przed oczyma stanęły sceny z moimi bliskimi... Wspólne zabawy, rozmowy, lekcje, spotkania... Uśmiechnęłam się do siebie i brnęłam w nie dalej. To były fajne czasy. Ciekawe jak tamta ja sobie daje radę. Obudziłam się i myślałam dalej, ile to się zmieniło. Wtedy nic nie znacząca nastolatka z marzeniami, a teraz... królowa, żona, bohaterka, radość... Po chwili wstałam i zaczęłam się kierować do biblioteki. Dawno nie czytałam. Wzięłam książkę o przygodach jakichś przyjaciół. Na pewnej stronie zauważyłam ślady kropel... Już dawno zaschnięte. Dotknęłam ich delikatnie i ujrzałam Lokiego, który trzymał tę książkę. Stał nie wzruszony i wysłuchiwał wyśmiewania się z niego. Jak odszedł, usiadł pod drzewem i jego pojedyncze łzy spadły na te strony. Teraz byłam pewna, czemu jest mi tu dobrze. Mimo kłótni mam osobę, której potrzebuję i ona potrzebuje także i mnie, bo nikt inny jej nie pozostał...

- Królowej chyba nie wypada siedzieć po nocach w bibliotece. - Usłyszałam zachrypnięty głos za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam mojego ulubionego radnego – Dorana.

- Och, to pan. Przestraszyłam się. - Uśmiechnęłam się do niego lekko, a on się dosiadł.

- Niepotrzebnie. Tutaj nic ciekawego się nie dzieje. - Machnął ręką. -Jak było na wyjeździe?

- Jak zawsze... Miał być pokój bez walki, ale nie wszyscy są na tyle nowocześni, by to zrozumieć. - Westchnęłam zmęczona.

- Teraz czas na odpoczynek, a pani się go teraz dużo przyda. - Spojrzał na mnie znacząco.

- Dzień lub dwa i będę w pełni sił - powiedziałam uśmiechając się szczerze.

- Oj, gdyby to trwało tylko dwa dni! - Zachichotał staruszek.

- O co chodzi? - Również zachichotałam, tylko że z zakłopotania i niezrozumienia.

- Nie musisz już tego ukrywać królowo! Wystarczy, że w tym stanie pojechałaś na wojnę. - Spojrzał na mnie z uśmiechem, ale spode łba.

- Jakim stanie? - Zdziwiłam się.

- To pani nic nie wie? - Wydawał się być zaskoczony. - Proszę, wytęż swoje zmysły, dotknij brzucha i usłysz to...

Tak też zrobiłam, chyba domyślając się, o co chodzi, ale przecież nie było... Pod dłońmi poczyłam lekkie drgania...

- To bicie serca... mojego dziecka! - wyznałam zachwycona.

- Tylko jedno bicie? - Podniósł brew i odszedł, machając mi ręką na pożegnanie.

Ja ciągle siedziałam jak wryta. Skupiłam się, ale chyba było tylko jedno. W ogóle skąd on wiedział? Ten mężczyzna nie przestanie mnie zaskakiwać. Teraz rozumiem czemu byłam roztargniona i nie zawsze się dobrze czułam! Matko... Przecież zostanę matką! A Loki ojcem! Ale, jak zareaguje... Jejciu, nie wiem. Wraca za jakiś czas, więc mam chwilę, by przemyśleć sposób przekazania mu tej wspaniałej wieści!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro