Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czterdziesty pierwszy


Pojechałam Gorgo po plażę, na którą nikt nie chodził, bo była ukryta pod tęczowym mostem. Usiadłam tam i rozmyślałam, czy aby na pewno mam rację...

- Gdybyś tu był... - szepnęłam do siebie i starłam samotną łzę z policzka.

- Mam być zazdrosny? - zapytał zawadiacko Mordal.

- Nie wiem. Wciąż mi nie odpowiedziałeś - mruknęłam obrażona.

- Nie rozumiem, po co ci to - wyznał z lekką pretensją w głosie. 

- To koniec - odpowiedziałam twardo, kręcąc zawiedziona głową.

- Czego? - Zaśmiał się.

- Koniec nas. - Spojrzałam na niego pełnymi bólu oczami.

- Chyba nie mówisz poważnie. Dlaczego? - Mężczyzna aż pobladł.

- Mam dość robienia ze mnie idiotki. Nie będziesz mnie oszukiwał. Zbyt wiele tego było...

- Przecież cię nigdy nie oszukałem! - oznajmił z wyrzutem.

- Żegnaj. - Wstałam i zaczęłam odchodzić.

- Poczekaj, Aida! - krzyknął desperacko.

Zatrzymałam się, ale nie odwróciłam się. Deja vu, tylko że na odwrót. Nagle... usłyszałam melodię mostu gwizdaną przez niego. Wsłuchałam się w nią uważnie, a gdy skończył, odwróciłam się do niego z obojętną miną.

- Co to znaczy? - spytałam.

- No, to ta melodia, którą tak uwielbiasz...

- Co to znaczy?! - ryknęłam wściekła. - Wszystko, co robisz, to nie przypadek! Naprawdę myślisz, że jestem aż tak głupia, że się nie zorientowałam?! Jeśli tak, to się grubo mylisz! Jest kompletnie na odwrót.

- Kobieto, ciągle masz problem o to, kim jestem! Mam tego dość! - Podeszłam i myślał, że dam mu z liścia, ale ja mu tylko położyłam dłoń na policzku, patrząc na niego z żalem.

- Nie rozumiesz? Właśnie o to chodzi, że kocham twoje prawdziwe oblicze, a nie chcę już się oszukiwać... - szepnęłam z bólem.

- Co masz na myśli?

- Chciałam, rozumiałam, ale nie mogę. Proszę... - Trzymałam łzy na wodzy w nadziei, ale... ona nie nastąpiła. Trzeba mu było pomóc. - Wiem, że nie jesteś tym uroczym strażnikiem. Od początku wiedziałam. - Spojrzał na mnie zaskoczony. - Przecież on nie żyje, widziałam jego śmierć, tam w lochach. Próbowałam nie żyć wspomnieniami, ale one są zbyt piękne, by o tobie zapomnieć...

- Aida... teraz rozumiem - mruknął grobowo. - Byłem tylko pocieszeniem. Ubzdurałaś sobie, że jestem, nawet nie mówisz kim, ale że nie jestem sobą. Masz rację... To koniec.

- Tak... On by mi uwierzył. Chyba, że robisz to znów dla chorej satysfakcji.

Powiedziałam i uciekłam. To zbyt bolało. Zamknęłam się w pokoju i nie miałam zamiaru wychodzić. W nocy obudziłam się, a obok na krawędzi łóżka siedział mi dobrze znany jegomość.

- Aida, chyba powinnaś wrócić do domu. Zrzuciłem na twe barki zbyt wielkie brzemię. Jego już nic nie przekona. Nie potrafi żyć bez kłamstwa - wyznał z bólem mój ślepy przyjaciel.

- Nawet przy mnie. Możliwe, że masz rację. Tak trudno wam zrozumieć, że się was szczerze kocha?

- Nawet nie wiesz jak bardzo... - Westchnął i znikł w ciemnozielonej mgle...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro