Rozdział czterdziesty czwarty
Tydzień później przygotowania do ślubu już trwały. Z Asgardu już wszyscy byli zaproszeni, ale z Midgardu jeszcze nie. Oni nawet mnie nie widzieli od ponad roku, więc nic kompletnie o mnie nie wiedzą. Udałam się razem z narzeczonym na Bifrost, ale w dalszą drogę miałam przebyć już sama, więc musiałam się z nim pożegnać na jakiś czas.
- Ej, co jest? - zapytał, przyglądając mi się ze śmiechem. Miałam niemrawą minę...
- Zastanawiam się, czy zaprosić moich prawdziwych rodziców. Wiesz... Porzucili mnie z powodu strachu przed moimi mocami - mruknęłam ponuro.
- Zaproś. Może zrozumieją, że nie było przed czym - powiedział i pocałował mnie czule w czoło. - No, leć, dawno cię nie widzieli. Masz mi tylko tu wrócić. - Pogroził mi palcem, robiąc "groźną" minę.
- Ciekawa propozycja, zastanowię się! - Pocałowałam go szybko i podeszłam do przejścia. Po chwili zniknęłam z oczu kłamcy, by znaleźć się na dachu Stark Tower. Wzięłam głęboki wdech ziemskiego powietrza i po chwili zeszłam do salonu, w którym, o dziwo, nikogo nie było.
- Halo?! - krzyknęłam.
- Czego?! - warknęła Natasza, wychodząc z korytarza. Mimowolnie prychnęłam śmiechem na widok groźnej agentki w różowej piżamce w kaktusy. - Aida?! - pisnęła zdziwiony, a następnie przetarła oczy, by upewnić się, że nie ma zwidów.
- Ładna piżamka. - Zaśmiałam się, podnosząc brew.
- Ojejku, witaj! - Podbiegła szybko i wskoczyła mi na szyję. - Co ty tu robisz o trzeciej w nocy?!
- Jest trzecia? Nie wiedziałam. W Asgardzie było południe. - Zaśmiałam się zakłopotana. - To idź spać dalej, ja coś porobię i rano wam powiem coś ważnego.
- Co?
- No, dowiesz się rano.
- No, i tak już nie zasnę, mnie możesz powiedzieć wcześniej - jęknęła jak mała dziewczynka.
- Wolę przyjąć jeden ogień. A Thor jest?
- Oczywiście, Jane też.
- Wyśmienicie! - Klasnęłam w dłonie i skierowałam się do swojego starego pokoju.
Gdy weszłam do środka, uznałam, że w sumie to nic się tu nie zmieniło. Jednak jak się bardziej przypatrzyłam i przede wszystkim zapaliłam światło, zorientowałam się, jak bardzo się myliłam. Mimowolnie stanęły mi łzy wzruszenia, gdy zobaczyłam na ścianach setki zdjęć zawieszonych na ścianach i meblach. Pokazywały mnie z Tonym, Pepper albo Avengersami, a nawet z Nickiem. Było ich tyle, że chyba się domyśliłam, czemu się w ogóle tu znalazły. Poczułam nagle wstyd, bo zorientowałam się jak bardzo mnie Tonemu brakowało. Najwyraźniej tak liczył dni mojej nieobecności... Wybiegłam z pokoju i bez pardonu wparowałam do sypialni Starka i widząc, że nie ma Pepper, rzuciłam się na niego, by go mocno przytulić. Podskoczył przestraszony i wściekły, ale gdy zorientował się, kim jestem, wziął mnie w swoje ramiona i mocno mnie przycisnął do piersi.
- Aida, proszę, powiedz, że to ty - mruknął stęskniony.
- To ja, Tony... Bardzo cię przepraszam, że tak długo żyłam daleko od ciebie. Dałeś mi tyle dobra, a ja cię opuściłam bez żadnych podziękowań za to, co dla mnie zrobiłeś. Tak żałuję, że cię nie odwiedzałam, kiedy byłam w klasztorze i w Asgardzie. Przepraszam, że byłam taka samolubna, że myślałam tylko o swoich uczuciach, a nie o twoich. Obiecuję, że będę okazywać ci to, jak ważny jesteś dla mnie - wyznałam i mocniej się w niego wtuliłam.
- Kochanie... Zanim ciebie poznałem, myślałem, że posiadanie dziecka polega tylko na tym, by je jakoś odchować, wypuścić w świat i czekać, aż się tobą zajmie na emeryturze. Gdy dowiedziałem się, że mam cię adoptować, sądziłem, że będziesz dzieciakiem, któremu po prostu mam dać dach nad głową i pieniądze. Jednak, gdy po raz pierwszy cię zobaczyłem, poczułem od razu, że to będzie coś więcej, a gdy spędziłem z tobą trochę czasu, chciałem mieć ciągle przy sobie. Źle mi było z tym, że odchodziłaś co chwila ku nowym przygodom, ale to mnie nauczyło kolejnej rzeczy. Kiedyś bym sądził, że będę zły, gdy mnie opuścisz, ale tak nie było wcale. Czułem tęsknotę, ale i dumę z tego, że moja córka potrafi o siebie zadbać i czułem, że nie ważne, ile to potrwa, zawsze wrócisz oraz nigdy o mnie nie zapomnisz. To, co zrobiłem w twoim pokoju, uświadomiło mi, ile to ty dałaś mi w życiu. Nie obchodzi mnie fakt, że jesteś moją córką od sześciu lat. Przez całe życie nie czułem się tak szczęśliwy, jak teraz, gdy mam rodzinę. Nie musisz mnie przepraszać. Jestem zupełnie świadomy, że musiałaś ciągle krążyć po tym świecie. Zawsze wiedziałem, że o mnie pamiętasz. Gdy tylko byłaś w domu, widziałem twoją miłość w samy spojrzeniu, nawet w tym wściekłym - wyznał, a ja się rozpłakałam na dobre.
- Kocham cię, tato - szepnęłam w końcu, gdy się uspokoiłam, dałam mu buziaka w policzek i ponownie się do niego przytuliłam jak mała dziewczynka.
- Też cię kocham, córuś, nawet nie wiesz jak bardzo - szepnął przejęty i pocałował mnie czule w czubek głowy. Nie mówiliśmy nic więcej, po prostu leżeliśmy tak, ciesząc się swoją obecnością, aż nie zasnęliśmy w swoich objęciach.
***
Rano przebrałam się w jakieś normalne ciuchy i zgarnęłam razem z Tonym wszystkich Avengersów w salonie. Gdy zasiedliśmy wszyscy wygodnie i zjedliśmy wspólnie śniadanko, nadszedł czas na zwierzenia...
- No, spowiadaj się, młoda - zachęcił mnie Stark.
- Wychodzę za mąż - powiedziałam szybko i czekałam na reakcje. Tony się zakrztusił powietrzem, ale reszta miała raczej szczęśliwe miny.
- To super! - krzyknęła damska część, a mężczyźni gratulowali.
- A kto mi zabierze córkę? - spytał podejrzliwie tatuś.
- I tu się zaczyna zabawa!... - Zaśmiałam się nerwowo. - Według tradycji, znaczy mój mąż przejmuje moje nazwisko, tak uzgodniliśmy, ale gdyby nie... To bym była Laufeyson - powiedziałam to tak szybko, jakby strzelała z karabinu, ale i tak to usłyszeli...
- Słucham?! - krzyknęli wszyscy prócz Thora. On do mnie podszedł i przytulił ze szczęścia.
- Thor, ty się cieszysz?! - Zbulwersował się Antony.
- Oczywiście! Aidę i Lokiego od dawna do siebie ciągnęło, a on jeszcze żyje, więc podwójne szczęście! - zawołał radośnie.
- A i jeszcze jedno info... - mruknęłam zakłopotana.
- Nic mnie już nie zdziwi dzisiaj - powiedział rozbawiony Clint.
- Zostanę panią Dziewięciu Światów u boku Lokiego, który zostanie królem - wyznałam, a wszystkim opadły szczeny. Tym razem nawet Thor się zdziwił, ale wiedziałam, że się cieszy. Za Chiny nie chciał zostać władcą Asgardu.
- Fajnie, mam córkę, która będzie królową wszechświata! Słuchajcie, jestem do śmierci ustawiony jako jej ojciec, a wy to se możecie jedynie na kolana przed nią padać - prychnął dumnie Tony, na co wszyscy się zaśmiali.
Resztę dnia omawialiśmy sprawy ślubu i wesela. Dziewczęta były załamane,bo miałam już suknię ślubną, ale obiecałam, że mnie wyszykują. Następnego dnia zaprosiłam Stephena, Wonga i teleportowałam się do Polski. Stanęłam przed kiedyś dobrze mi znanymi drzwiami i po chwili zawahania zapukałam w nie. Nie czekałam długo, otworzyła je moja rodzicielka.
- Dzień dobry, pani do kogo i kim pani jest? - spytała miłym tonem. Nie wiedziałam jak zacząć, byłam kompletnie sparaliżowana, więc tylko jej się przyglądałam uważnie. Nie postarzała się jakoś bardzo, doszło jej tylko parę zmarszczek, ale po za tym, była taka, jaką ją zapamiętałam. - Czy wszystko dobrze? - zapytała.
- Tak... - mruknęłam, obudziwszy się z transu. - Mam na imię Aida Stark. Kiedyś nazywałam się Marc, Katarzyno. - Pierwszy raz w życiu zwróciłam się do niej po imieniu, jednak nie czułam się z tym źle. W dniu, w którym postanowiła mnie zostawić bez jakiegokolwiek słowa, przestała być mi prawdziwą matką. Aktualnie patrzyła na mnie jak na kosmitkę, nie mogła uwierzyć, że przed nią stoję. - Przyszłam do was z ważną sprawą.
- Aida? - szepnęła, a łzy stanęły w jej oczach. Chciała pogładzić mnie po policzku, ale się odsunęłam. - Zapraszam, wejdź. Akurat wszyscy są.
Weszłam niepewnie i skierowałam się za nią do salonu. Gdzie siedziało całe moje rodzeństwo wraz z moim tatą. Moi bracia się bardzo zmienili, byli przystojni, a na ich rękach widziałam obrączki ślubne. Zabolał mnie ten widok, ale postanowiłam być od nich lepsza. Pierwszy rozpoznał mnie Michał, pierworodny naszych rodziców. Przytulił mnie mocno, a ja oddałam lekko uścisk. Chłopaki usadowili mnie na długiej kanapie między sobą i zaczęliśmy miłą pogawędkę. Okazało się, że pobrali śluby akurat wtedy, gdy byłam w Asgardzie i klasztorze, więc nie mieli jak mnie na nie zaprosić. To mnie trochę uspokoiło.
- Chciałabym was zaprosić na mój ślub, a jednocześnie koronację. W Asgardzie - mruknęłam niepewnie w pewnym momencie.
Przyjęli to z aprobatą, a mnie kamień spadł z serca. Opowiedziałam im, co i jak i wróciłam do Stark Tower. Z Lokim postanowiłam, że zostanę na Ziemi aż do ślubu, przez ostatnie parę lat nie miałam dla moich bliskich czasu. Odwiedzałam wiele osób, poznałam nowych Avengers. Postanowiłam, że nawet po ślubie, będę regularnie odwiedzać Midgard, by już nigdy więcej nie zaniedbać mojej rodziny i by im pomagać w każdych rozterkach z super złoczyńcami lub konfliktami między sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro