Rozdział 9
– Może mi pan na spokojnie opowiedzieć co się stało? Dokąd w ogóle pojechał Brodie? – Dylan niecierpliwił się coraz bardziej.
Stał w kuchni i opierał się o ścianę. Loise przyszła się z nim przywitać. Miała na sobie koszulę nocną i była wyraźnie zaspana. Jednak Marck odesłał ją do swojego pokoju, by nie zaprzątała sobie głowy.
– Nie wiem – odparł po chwili milczenia.
– Ale był tutaj?
– Myślałem, że ty będziesz wiedział – powiedział z wyrzutem i Dylan poczuł jak niewidzialna pięść uderza go prosto w brzuch.
– Nie rozmawiałem z nim od soboty – odpowiedział.
– O co się pokłóciliście? – spytał i w końcu na niego spojrzał.
– Nie pana zasrany interes – warknął i przybrał bojową pozę. Nie miał zamiaru kłócić się z mężczyzną i to w takiej sytuacji, ale Marck naprawdę sam się o to prosił. Jego syn zniknął, a ten miał pretensje do Dylana. Przykładny ojciec, po zbóju.
Marck przetarł ręką po czole i usiadł przy stole. Gestem ręki pokazał, by chłopak także usiadł, a ten niepewnie odsunął sobie krzesło.
Pan Sangster wyglądał na zmęczonego, pewnie nie zmrużył oka. Miał wory pod oczami i umęczoną twarz.
– Nie widziałem go od rana, myślałem, że jest w szkole – zaczął – Ale kiedy nie wracał do wieczora, zacząłem się martwić i zadzwoniłem do El. Uspokoiłem się trochę, gdy powiedziała mi, że Thomas zjawi się na koncercie. W dodatku wiedziałem, że ten zespół jest dla niego całym światem i nigdy nie opuściłby występu.
– Ale nie zjawił się. To ja go zastąpiłem – wciął mu się Dylan, ale zaraz ugryzł się w policzek. W sumie nie chciał, by Marck się o tym dowiedział.
– Wpadł do domu przed dwudziestą i zamknął się w pokoju. Próbowałem z nim porozmawiać i kiedy wreszcie dostałem się do środka jego już nie było. Nawet nie słyszałem jak odjeżdża samochodem – westchnął i położył sobie ręce na karku.
Dylan przypatrywał mu się z zainteresowaniem. Pierwszy raz widział Marcka tak zdezorientowanego i nie wiedzącego co ma zrobić.
To też rzuciło całkiem inne światło na mężczyznę.
Może i stary Sangster był nietolerancyjny i może nienawidził Dylana za to, że ten sypia z jego synem, ale potrafił zachować się w sytuacji i nie szkalować go nawet w takim momencie.
Szacuneczek.
– Gdzie mógł pojechać? Do cioci, wujka? – Marck pokręcił przecząco głową i zamyślił się na moment.
– Już do wszystkich dzwoniłem – powiedział.
– A Xawier? – spytał nagle Dylan, jakby wpadł na błyskotliwy pomysł.
– To raczej niemożliwe – powiedział mężczyzna. Jego ton był przepełniony pewnością, więc brunet nawet nie zamierzał z nim dyskutować – Sądziłem, że ty będziesz wiedział, dokąd mógł pojechać.
Dylan podrapał się po karku. Tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia...
Z tego co wiedział, Brodie trzymał się tylko z nim, Albym i Minho, a ci raczej powiedzieliby od razu, gdyby się u nich zjawił.
No właśnie, pewnie dlatego pojechał tam, gdzie nikt go nie znajdzie.
Tylko co było przyczyną?
Jezu, gdyby chłopak bardziej z nim rozmawiał, nigdy nie doszłoby do tej sytuacji!
– J-ja, naprawdę nie wiem. Sam bardzo się martwię – wydukał. Sangster spojrzał na niego, a w jego oczach Dylan dostrzegł... Zrozumienie? Dziwne.
– Jak nie wróci do rana, zawiadomię policję, ale pewnie nie wróci – westchnął i wyprostował się na krześle.
– Czemu pan tak sądzi? – zdziwił się chłopak. Czyżby mężczyzna stracił już wszelkie nadzieje?
– Bo zabrał parę rzeczy z pokoju – powiedział i wstał od stołu – Chodź, pokażę ci.
Dylan wdrapał się po schodach na górę za Marckiem, który prowadził go do pokoju chłopaka. I mimo że, był tutaj niezliczoną ilość razy, to teraz chciał pokonać tą drogę jak najdłużej.
Mężczyzna otworzył drzwi od jego pokoju i zapalił światło. Gdy Dylan wszedł do środka od razu stanął jak wryty. Pokój wyglądał jakby przeszedł po nim huragan.
Wszędzie walały się porozrzucane ubrania. Brodie musiał w pośpiechu zabrać te 'parę rzeczy'.
Przeleciał wzrokiem po pokoju i skupił swój wzrok na łóżku, które było idealnie pościelone. Jedynie wokół niego panował okropny bałagan.
– Wróci – wyszeptał brunet, podchodząc do łóżka. Spojrzał na idealnie naciągnięte prześcieradło i wygładzoną pościel. W ogóle nie pasowały one do ogólnego bajzlu panującego w pomieszczeniu.
– Może coś mogłoby pomóc, nie wiem – odezwał się Marck – Może prowadził jakiś dziennik, albo pamiętnik.
Dylan skrzywił się lekko. Brodie był ostatnią osobą, która mogłaby spisywać swoje przemyślenia, albo opisywać wydarzenia dnia codziennego w jakimś zeszyciku.
W dodatku nawet gdyby to robił, to na pewno zabrałby pamiętnik ze sobą. Przecież nie był głupi.
– Myślę, że nie – Dylan przysiadł na skraju łóżka i oparł brodę na wewnętrznej stronie dłoni – Wróci. Gdziekolwiek jest, wróci.
***
Następnego dnia w szkole Brodie się nie pojawił. Dylan jak zwykle przyjechał rano swoim samochodem i zaparkował pod budynkiem, gdzie czekał już na niego Alby.
Przyjaciel miał zmartwioną minę i wyglądał na zmęczonego.
– Próbowałem dodzwonić się do Brodiego przez całą noc – powiedział na powitanie. Brunet westchnął. 'Jakby on sam tego nie robił'.
– Nie odebrał – powiedział, a jego ton był pozbawiony jakichkolwiek emocji – Jakby mnie to miało zdziwić. Byłem wczoraj u niego i rozmawiałem z Marckiem.
– I co? Nie zabił cie? – spytał i uniósł brwi do góry. Dylan pokręcił głową i ruszyli w stronę szkoły. Nieliczni ludzie, którzy stali na dziedzińcu, modląc się by dzwonek nie zadzwonił, jakoś dziwnie im się przyglądali, ale chłopak próbował ich ignorować.
– Nie, powiedział, że Brodie był wczoraj w domu. Mniej więcej w czasie, gdy odbywał się koncert. Zabrał kilka swoich rzeczy i odjechał.
– Dokąd? – spytał.
– Myślę, że jakby wiedział, to Brod byłby już dawno w domu – burknął nieprzyjemnie, a Alby posłał mu spojrzenie pełne wyrzutu.
– Sorry – powiedział, unosząc lekko obie ręce do góry – A ty nie przypuszczasz, dokąd mógłby pojechać?
– Nie – odpowiedział krótko, ale jego głos przepełniony był żalem i smutkiem.
Dylan po prostu nie wiedział co ma zrobić. Nie mógł spać w nocy, przez cały czas myślał o Brodiem, który jedzie przed siebie i jest cholernym egoistą.
Bo nie myślał o innych, gdy tak o, uciekał.
Walić ojca, Minho i Alby'ego. Thomas nie myślał o nim, o swoim chłopaku.
Nagle Dylana mocno zakuło w sercu. Właśnie dotarło do niego, że ich związek, który trwał już trochę ponad rok, tak naprawdę nic nie znaczył. Brodie takim zachowaniem jedynie udowodnił, że wcale nie kocha Dylana.
Przecież to oczywiste. Jak głupi, w ogóle mógł tak myśleć. Nie rozumiał co go opętało!
Czasami nawet miewał takie chwile, w których był już prawie pewien, że to jest akurat ten dzień, w którym powie Brodiemu, że go kocha.
Wyobrażał sobie tą scenę wiele razy. Zawsze wyglądała podobnie.
Siedzieli na rozgrzanym piasku nad Oceanem Atlantyckim. Zmęczeni długą podróżą, w końcu wysiedli z samochodu, by rozprostować nogi.
Było samo południe, a słońce paliło ich ciała, dlatego oboje siedzieli w samej bieliźnie, a i tak pot lał się z nich strumieniami.
– Myślałem, że już nigdy mnie tu nie zabierzesz – westchnął Dylan, uchylając na moment powieki. Ręką przysłonił sobie oślepiające słońce, by lepiej widzieć Brodiego.
– Nigdy mi nie wierz, księżniczko – Blondyn uśmiechnął się leciutko i pochylił nad chłopakiem, by go pocałować.
Muskali się wargami, lekko skubali i podgryzali przez długi czas. Żadnemu z nich nie przeszkadzał pot i lepkość ciała, które tak dobrze znali.
Nagle Dylan odsunął się na parę centymetrów, tak by mógł przyjrzeć się twarzy swojego chłopaka. Była tak piękna, że mógłby patrzeć na nią całe życie. Był tego pewien. Pewien już od dawna.
– Wiesz... – zaczął i uśmiechnął się lekko. Brodie uniósł kącik ust do góry i podparł się na łokciach, by lepiej widzieć chłopaka.
– No co? – spytał i dotknął palcem jego policzka, zostawiając na nim trochę piasku.
– Podoba mi się tu. To, że jesteśmy sami – westchnął.
To prawda, znajdowali się na totalnym odludziu. Nikt tutaj nie zaglądał, bo ostatnie miasto jakie mijali, znajdowało się kilkanaście mil stąd, a do następnego było jeszcze daleko. Cisza, która ich otaczała, była kojąca dla serca i jeszcze bardziej wprawiała Dylana w tak błogi nastrój.
– Wiesz co? – spytał znów i podsunął się jeszcze bardziej do góry, siadając na łydkach.
– Nie wiem, powiedz mi – odpowiedział zaczepnie Brodie i także podniósł się do pozycji siedzącej.
– Podobasz mi się – wyszeptał Dylan i chwycił jego dłoń, splatając ich palce razem. Blondyn uśmiechnął się i nachylił do chłopaka, by go pocałować, ale ten uchylił się przed nim.
– Wiesz co? – Brodie skrzywił się lekko.
– No co? – spytał z irytacją i przewrócił oczami. Dylan jednak nic sobie nie robił z reakcji blondyna. Wiedział co zaraz mu powie. Był pewny swoich uczuć, jak nigdy.
Złapał go za drugą dłoń i nachylił do niego, tak że ich nosy lekko się ze sobą stykały.
Poczuł na wargach przyśpieszony oddech Brodiego, ale też rosnące w nim podniecenie.
– Kocham cię – wyszeptał wprost w jego rozgrzane usta, po czym złączył je ze swoimi.
No tak, cudowna scena w wyobraźni Dylana, która zawsze pojawiała się w jego umyśle nieproszona.
A kończyła się tak, że Brodie w nagłym przypływie szczęśliwości rzuca się na szyję chłopakowi i krzyczy: Tak! Ja też cię kocham, księżniczko!
Potem wszystko dzieje się dość szybko. Kochają się na plaży, jednak inaczej niż zwykle. To Dylan kocha Brodiego, tak jak zrobił to za pierwszym razem.
No tak, co za cudowna wizja. Szkoda tylko, że istnieje jedynie w jego umyśle.
– Dylan, ej Dyl – Nagle z rozmyślań wyrwał go głos Alby'ego.
– Sorry stary, mówiłeś coś? – spytał lekko zawstydzony. Już dawno nie zdarzyło mu się tak odpłynąć.
Stali jeszcze przed szkołą, czekając na pierwszy dzwonek. Wokół nich zgromadziło się parę osób i Dylan nie wiedział, czy to dlatego, że za parę minut zaczynały się lekcje, czy dlatego, że był tak zabójczo przystojny, by reszta lgnęła do niego jak muchy do lepu.
– Mówiłem, że wszyscy się na nas gapią – wyszeptał i spojrzał na niego porozumiewawczo. Nagle z tłumu wyszedł Minho, który wyraźnie kierował się w ich stronę.
– Hej – przywitał się i puścił oczko do Dylana, na co ten od razu cały się spiął.
Tego chłopaka powinni zamknąć, to co wyprawiał z brunetem poprzez samo swoje istnienie powinno być zakazane – Co tu się dzieje? – zdziwił się, przelatując pobieżnie wzrokiem po innych uczniach.
– Nie wiem, ale mnie to przeraża. Może wejdziemy już do środka? – zaproponował Alby i jako pierwszy otworzył drzwi do szkoły. Za nim podążył Dylan, a na końcu Minho. Stanęli obok siebie na głównym korytarzu szkoły jak wryci.
Wszyscy, którzy stali przy szafkach, ci co akurat szli korytarzem, po prostu każdy nagle odwracał wzrok i gapił się prosto na nich.
Niezręczna chwila trwała trzy sekundy, bo zaraz większość zaczęła się serdecznie uśmiechać.
– Może powinniśmy się wycofać? – spytał Minho i sugestywnie szturchnął Dylana w bok.
Ten zmarszczył brwi i zamyślił się na moment.
– Dylan O'Brien! – zawołał ktoś i nagle z grupy uczniów wyłoniła się niska blondynka. Zapewne z pierwszej klasy liceum. Podeszła do chłopaków i nagle rzuciła się na szyję brunetowi.
Alby zaczął chichotać, a Minho spojrzał krzywo na dziewczynę.
– Pięknie wczoraj zaśpiewałeś. To było takie magiczne – westchnęła z rozmarzeniem i dopiero teraz do chłopaka dotarło, dlaczego wszyscy tak mu się przyglądają.
– Ktoś wrzucił na fejsa twój występ, patrz – Alby przytknął mu pod nos swój telefon, gdzie leciał filmik, nakręcony spod sceny, gdzie było widać jego i ręce wymachujących ludzi na pierwszym planie.
Faktycznie ktoś nagrał jak śpiewa, ale dlaczego nagle większość szkoły zwraca na niego uwagę. Przecież wcale nie śpiewał fantastycznie. Był tylko na tymczasowym zastępstwie. Bo Brodie w końcu wróci, przecież musi.
Odsunął od siebie delikatnie dziewczynę. Nagle wokół nich zgromadził się tłum innych dziewczyn, które poszły śladem swojej liderki.
– Byłeś genialny! – krzyknęła jakaś blondynka, której nawet nie kojarzył.
Dylan z zakłopotaniem podrapał się po głowie. Nigdy jeszcze nie był w takiej sytuacji i nie potrafił się zachować. Gdyby był obok niego Brodie na pewno by go pokierował. Choć wróćmy do tego, że gdyby Brod stał obok niego, to to co się działo nigdy nie miałoby miejsca, bo przecież wszyscy zawsze zachwycali się blondynem.
– Dzięki – powiedział w końcu i czuł jak cały się czerwieni.
– Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? – spytała blondynka. Chłopak uśmiechnął się do niej miło i pokiwał głową.
Stali tak przez kilka minut otoczeni wianuszkiem dziewczyn, które chyba w ogóle nie przejęły się tym, że już dawno był dzwonek na lekcje.
Kilka z nich dało mu małe karteczki, na których zapisały swój numer z dopiskiem 'zadzwoń'.
– Kiedy im powiesz, że masz chłopaka? – spytał Minho z rozbawieniem.
– A mam? – burknął trochę za bardzo opryskliwie – W dodatku i tak wszyscy o tym wiedzą – Wzruszył ramionami.
– Dziewczyny podniecają się gejami – Nagle odezwał się Alby, gdy wchodzili po schodach. Minho z Dylanem spojrzeli na czarnoskórego z tą samą miną, wyrażającą zdziwienie – Proszę, nie pytajcie skąd to wiem – Pokręcił głową ze zrezygnowaniem i westchnął.
Wszyscy parsknęli śmiechem i ruszyli na drugie piętro, gdzie każdy poszedł w swoją stronę na inne zajęcia.
No cóż, chyba właśnie zaczął się całkiem nowy etap w życiu Dylana O'Brien.
Macie moje dziadki rozdzialik, tak na umilenie poniedziałku, by ten dzień nie był tak beznadziejny jak mój, cri.
Moje początki z Lalką bywają trudne, na razie zatrzymało się na grze wstępnej i nie wiem, która z nas wykona kolejny krok...
Nie ma to jak zacząć tydzień od 7 rano w szkole z trzema polskimi pod rząd 😅, kocham liceum 🖖🖖🖖
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z rozdziału 🤔. Kurde ma ponad 2k słów 😄
Myślę, że będziecie zadowoleni, w dodatku następny będzie w czwartek (ten uczuć, gdy mówisz innym o nieregularności dodawania rozdziałów, a i tak dodajesz w te same dni he)
Miłego dnia i cya!
Edit:
Zapomniałam, że jutro wale-tynki. Jakowosz odrzuciłam wszystkich potencjalnych kandydatów, więc mam spokój, uf uf.
Pewnie spodziewaliście się jakiegoś shota, albo może niespodzianki, ale nie 😅🤐. Faktycznie, taki miałam zamiar, ale coś nie wypaliło, przepraszam i szczęśliwego dnia miłości...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro