Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

    Dylan zwinnie przeskoczył po dwa schodki, wspinając się na piętro ogromnego domu. Brodie był na wyciągnięcie jego ręki i już prawie złapał go za ramię, jednak w ostatniej sekundzie rękaw jego bluzy mu się wyślizgnął.

– Kurwa, Thomas! – krzyknął cały zielony ze złości. Nie myśląć zbyt wiele, wybił się z ostatniego schodka i skoczył na chłopaka, łapiąc go za ramiona i obaj przewrócili się na podłogę.

– Uh – jęknął boleśnie blondyn, gdy ciężkie ciało Dylana upadło na jego i prawie pogruchotało kości.

W momencie wyślizgnął się zwinnie spod chłopaka i podpełzł do drzwi łazienki.
Zdezrientowany Dylan kompletnie nie rozumiał co się właśnie działo. Dlaczego Brodie przed nim uciekał? Przecież w jego twarzy widział dosłowne przerażenie!

Był tak wściekły, że kompletnie nie kontrolował swoich odruchów. Złość całkiem przejęła nad nim władzę i za nim zdążył powstrzymać samego siebie, jego pięść wyleciała w powietrze i uderzyła prosto w twarz, bezbronnego Thomasa.
Na moment zapanowała cisza. Nikt z dołu nie przyleciał na górę, żeby sprawdzić co się dzieje. Nie było też słychać żadnych głosów, rozmów ani krzyków.
Trwali w bezruchu i chyba obaj zastanawiali się co tu się przed chwilą wydarzyło.

Dylan sam był zdziwiony swoim czynem, ale zaraz po tym jak uderzył blondyna, cała złość i gniew z niego wyleciały. Poczuł się całkowicie wyprany z negatywnych emocji. Teraz tylko gapił się szeroko otwartymi oczami na Brodiego, który był tak samo zaskoczony jak on.
Dopiero po chwili chłopak zauważył jak z wargi Thomasa sączy się strużka krwi, i dopiero wtedy dotarło do niego co zrobił.

– Przepraszam – szepnął, ale tylko tyle wystarczyło, żeby Thomas zerwał się z podłogi i szybko wszedł do łazienki. Chciał też zamknąć za sobą drzwi na zasówkę, ale Dylan mu nie pozwolił i zwinnym ruchem wślizgnął się do środka, i oparł plecami o drzwi.

– Możesz stąd wyjść? – syknął przez zęby blondyn nawet na niego nie patrząc. Dokładnie zaczął oglądać rozciętą wargę.

– Nie – szepnął Dylan i zamknął za sobą drzwi na zamek.

Żaden z nich nie odezwał się przez dobre pięć minut, a atmosfera panująca w pomieszczeniu była tak ciężka i niezręczna, że chłopak zastanawiał się, czy by stamtąd nie wyjść i mieć w dupie Brodiego i jego humorki.
Przyglądał się z uwagą jak jego chłopak przemywa ranę, a potem majstruje coś z ręcznikiem papierowym, by zatamować lejącą się krew. Nie mógł już dłużej patrzeć na jego bezradność i na trzęsące się ręce.

Odbił się lekko od drzwi i podszedł do umywalki, przy której stał Thomas. Wyrwał mu z rąk papier i chwycił jego podbródek w dwa palce.

– Jesteś idiotą – powiedział mu prosto w twarz, ale jego głos był przepełniony ogromnym żalem i smutkiem. Po złości nie było już śladu. Spojrzał na rozciętą wargę i nagle zaczęły się w nim budzić wyrzuty sumienia. Tak naprawdę nie chciał zrobić mu krzywdy. Działał w emocjach i nie za bardzo panował nad sobą. Chciał teraz cofnąć czas i rozegrać to całkiem inaczej.

– Ty też – odezwał się nagle Brodie, krzywiąc lekko z powodu naciągnięcia rany na ustach.

– Ja? – zdziwił się chłopak. Rzucił rolkę ręcznika gdzieś za siebie i sięgnął po zwykły frotowy ręcznik do wycierania rąk – Masz, tym przyłóż – Polecił mu, po czym bardzo delikatnie musnął palcami podbródek Brodiego. Ten spojrzał na niego w ten sposób, że Dylan nie wiedział, czy ma uciekać, czy najlepiej sam strzelić sobie w głowę.

– Jesteś idiotą, bo tu przyjechałeś – mruknął, patrząc mu w oczy.

– Przecież sam tego chciałeś – odpowiedział i mimowolnie uśmiechnął się lekko.

– No i co z tego? Od kiedy robisz to, czego ja chcę? – zapytał, a w jego głosie zabrzmiał ogromny wyrzut, co wcale nie obeszło Dylana.

– Od zawsze – Jego głos stał się poważny, a uśmiech całkiem zszedł z twarzy – W tym chyba jest problem, prawda Thomas? – spytał, lekko przeciągając jego imię.

Chłopak spojrzał na niego, a w jego oczach można było dostrzec natłok wszystkich emocji na raz. Westchnął głęboko i spuścił wzrok. Wydawał się teraz bardziej skruszony i bezbronny, niż wtedy kiedy Dylan go uderzył.

– Chyba masz rację – wyszeptał, wgapiając się w swoje stopy. Przez cały czas trzymał ręcznik przy wardze i w końcu zdecydował się odrzucić go na bok.

Dopiero teraz Dylan dostrzegł, jak bardzo Brodie zmizerniał, zmarniał w oczach. Co takiego wydarzyło się przez te trzy tygodnie, co doprowadziło go do takiego stanu?

– Zostaw mnie, muszę zostać sam – wymamrotał pod nosem i oparł się dłońmi o krawędź umywalki.

– Nie, Thomas – Dylan pokręcił stanowczo głową i złapał go za nadgarstek. Blondyn obrócił się i spojrzał mu prostu w oczy, co wywołało nagłe podskoki serca u chłopaka. Tak bardzo tęsknił za tym spojrzeniem, za nim całym.
W pierwszym momencie, gdy zobaczył Brodiego, nie był w stanie zastanawiać się nad tym jak długo go nie widział.

Teraz czuł, że już dłużej nie wytrzyma, choć naprawdę bardzo się starał, żeby nad sobą panować.
Jego cały świat stał przed nim, cały i zdrowy, jedynie dziwnie zmizerniały, bezradny i bezbronny. Jak małe, delikatne dziecko, któremu trzeba poświęcić trochę więcej uwagi niż typowemu pięciolatkowi.

– Nie pójdziesz stąd? – spytał, ale doskonale znał odpowiedź. Dylan znów pokręcił głową i skrzyżował ramiona na piersi, opierając się plecami o drzwi do łazienki.

– Powiesz mi teraz, co tutaj się dzieje? Po co przejechałeś tyle kilometrów do jakiejś ciotki? Rozumiem, że chciałeś odpocząć, przytłaczała cię ta cała sytuacja z ojcem, ukrywanie się przed nim i to wszystko, naprawdę rozumiem, Brod, ale dlaczego mi to zrobiłeś... – Głos mu się załamał, ale miał to gdzieś. Znów nad sobą nie panował. Teraz kiedy miał Thomasa na wyciągnięcie ręki i mógł mu wszystko wyrzucić, czuł że nie da rady, że się załamuje.

– Dylan, ja... – zaczął, ale chłopak od razu wciął mu się w pół zdania.

– Nie, daj mi skończyć. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego co działo się kiedy zniknąłeś. To co ja przeżyłem... Tego nie da się opisać. Nie mogłem spać, jeść, przez cały czas myślałem o tobie, o tym gdzie jesteś i co robisz. To, że nie odbierałeś telefonu było chyba najgorsze, a teraz od dwóch tygodni siedzisz sobie wygodnie na dupie, gdzieś na końcu świata, odcięty od życia, ode mnie, od ojca, który odchodzi od zmysłów...

– Trzymasz stronę Marcka? – zdziwił się Brodie i odsunął lekko, opierając się plecami o umywalkę.

– Nie, Brod, ale widziałem co się z nim działo. On cię kocha, na swój chory sposób, ale tak jest. Widziałem po nim, jak bardzo się martwi – powiedział i przetarł ręką oczy, w których już zaczęły gromadzić się łzy. Nie chciał płakać, jeszcze nie teraz. Musiał dotrwać do końca, chciał powiedzieć wszystko, co mu leżało na duszy.

– On mnie nie kocha, tak jak powinien, Dylan. I teraz już wiem, dlaczego na każdym kroku sprawiałem mu zawód i rozczarowywałem go – szepnął, ale jego głos był przepełniony szczerym smutkiem, którego nawet nie starał się ukryć.

– Co ty pieprzysz, Brod? – Dylan zmarszczył brwi i zdawał się być całkiem zdumiony jego postawą.

– On nie jest moim ojcem, po prostu – westchnął, ale powiedział to z całkowitą obojętnością.

– O czym ty, do cholery jasnej, mówisz Thomas? Ja nic z tego nie rozumiem – jęknął chłopak i rozłożył przed sobą ręce w bezradnym geście.

– Marck nie jest moim biologicznym ojcem – wytłumaczył spokojnie. Zabrzmiało to tak jakby mówił o pogodzie.

– A kto? Xawier? – zapytał, bo to od razu przyszło mu do głowy. Brodie spojrzał na niego jak na debila i prychnął pod nosem.

– Nie wiem kto i mało mnie to obchodzi – rzekł.

– W takim razie co tu robisz? Bo nadal nie do końca rozumiem. Pomóż mi połączyć wątki, Thomas, bo strasznie się w tym wszystkim pogubiłem. I nie mówię tutaj tylko o twojej ucieczce, mówię też o nas – westchnął ciężko i spojrzał mu prosto w oczy. Brodie wydawał się nieco zmieszany.

– Przyjechałem do mojej matki – powiedział spokojnym tonem, jakby to była najbardziej oczywistą rzecz na świecie – Emily nie jest moją ciotką, tylko biologiczną mamą – wytłumaczył i odetchnął głęboko, po czym przetarł czoło i zamknął oczy.

– Jak? Jak się o tym dowiedziałeś? – spytał Dylan. Nie był w stanie wykrztusić ani słowa więcej, po prostu go zamurowało.

– Xawier mi powiedział. Jakiś czas temu złapaliśmy kontakt. Opowiadałem mu o ojcu i o tym, że nie pozwala mi cię widywać. Tylko on mnie rozumiał – Ściszył głos – W końcu kazał mi poszukać aktu urodzenia. Pokierował mnie tak, że sam to odkryłem.

– Kiedy to było?

– Jeszcze na wakacjach. Przed tą imprezą u Kai i Rosy – wyjaśnił.

– Czemu nic mi nie powiedziałeś? Nie ufasz mi?

– Jak mam ci ufać Dylan? Zamknąłeś się w pokoju z Minho i przelizałeś z nim – warknął, ale zabrzmiało to o wiele ostrzej, niż było w zamiarze. Brunet otworzył szerzej oczy. Całkowicie nie spodziewał się ataku ze strony chłopaka.

– Było tak, nie będę zaprzeczał – westchnął.

– Nie miałbyś po co. Widziałem was – Wciągnął głośno powietrze i Dylan usłyszał jak próbuję uspokoić oddech. Spojrzał na chłopaka, który przez cały czas stał z zamkniętymi oczami.

– Nic nie mówiłeś – zdziwił się – Zachowywałeś się... Prawie normalnie – dokończył po chwili namysłu.

Plecy zaczynały go już trochę boleć od ciągłego stania i podpiera nimi drzwi. Dlatego powoli zsunął się na podłogę i usadowił na miękkim, włochatym dywanie. Brodie zerknął na niego kątem oka i nic nie mówiąc, zrobił to samo, tyle że oparł się o szafkę.

– A co miałem zrobić? Czułem, że oddalasz się ode mnie, ale nie potrafiłem cię zatrzymać. Nie chciałem mówić ci o tym... O tym wszystkim – westchnął – Myślałem, że to jeszcze bardziej cię dobije i już całkiem mnie zostawisz, żeby iść do Minho.

– Kurwa, przestań już o nim gadać. Mam dość Minho, najchętniej bym go pobił – Brodie spojrzał na niego z błyskiem w oku, ale po sekundzie, zawadiacka iskierka zniknęła i znów pojawił się smutek.

– Tak jak mnie?

– Nie, mocniej. Jego nie kocham – powiedział stanowczym tonem i dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze słów, które wypłynęły z jego ust.

Z szeroko otwartymi oczami przyglądał się Brodiemu, który jak w zwolnionym tempie, powoli podniósł głowę i spojrzał na niego zaskoczony.

– Hm? – mruknął i mrugnął kilka razy. Chyba myślał, że się przesłyszał, ale Dylan wcale nie chciał, żeby tak było.

W końcu to powiedział. Jak to się stało? Tyle razy hamował się przed tym, tłumił w sobie to uczucie, nawet miał pewne wątpliwości co do tego, ale jedno wiedział na sto procent.
Brodie był całym jego światem, a świat bez Thomasa był szary i nudny.
Nawet rollercoaster emocjonalny mu nie przeszkadzał. Chciał tylko, żeby chłopak był obok. Tak bardzo brakowało mu go przez ostatnie tygodnie. Dzięki temu zdał sobie sprawę, z tego, że naprawdę go kocha. To musiała być miłość, skoro tak bardzo za nim tęsknił i nie potrafił bez niego normalnie funkcjonować.

Nie liczył na to, że Brodie odpowie mu tym samym. Przyzwyczaił się do jego skomplikowanego charakteru i dziwnej niemożności w mówieniu o uczuciach. Jednak chłopak wydawał się po prostu szczerze zdziwiony wyznaniem Dylana.

– Po tym co ci zrobiłem, jak możesz tak mówić? – zapytał i Dylan dostrzegł w jego oczach coś, czego nie widział wcześniej.

Brodie czuł do siebie wstręt, odrazę. Dobrze wiedział, że chodzi o te nagłe napady pobudzenia, które przejmowały nad nim kontrolę.

– Myślę, że jestem w stanie ci to wybaczyć, Brod. Jeśli się kogoś kocha, można zapomnieć wiele rzeczy.

– Dylan, ja... – zaczął, ale powstrzymał się w ostatnim momencie.

– Proszę, nie mów. Nie zmuszaj się, jeśli tego nie czujesz – powiedział spokojnym tonem. Nie miał pretensji do chłopaka, po prostu czuł ogromną ulgę, że mógł w końcu to z siebie wyrzucić.

– Nie, to nie tak, Dylan, ja po prostu... – Znów podjął kolejną próbę wysłowienia się, ale z marnym skutkiem – Jezu – prychnął pod nosem i nagle zerwał się z miejsca i na czworakach podpełzł do chłopaka.

– Ty po prostu, co, Thomas? – zapytał całkiem rozkojarzony nagłą bliskością Brodiego. Zdążył już odwyknąć od tego uczucia. Nie pamiętał kiedy ostatni raz czuł się w ten sposób. Tak skołowany, nieco zawstydzony, ale w ten zdrowy i normalny sposób. Nie tak jak przez ostatnie miesiące.

– Tak bardzo za tobą tęskniłem – wyznał i pochylił się nad nim o kilka centymetrów, jednak nadal zachowywał się bardzo ostrożnie. Nie chciał wystraszyć chłopaka – Nie wierzę, że tu jesteś – wychrypiał.
Dylan podniósł na niego wzrok i kiedy ich spojrzenia się spotkały, poczuł przyjemny dreszcz, przechodzący całe jego ciało.

Tak bardzo upragniony dreszcz podniecenia, o którym zdążył już zapomnieć.

– Nie brzydzisz się mnie? – spytał Brodie.

– Nie – westchnął Dylan, już całkiem zakręcony zapachem chłopaka, który sprytnie wślizgiwał się do jego nosa, ust, nawet oczu, które lekko szczypały. Jednak było to tak przyjemne doznanie, że dopiero w ostatnim momencie uczuł chwilowego otrzeźwienia.

Gwałtownym ruchem złapał Thomasa za nadgarstki, czym zdecydowanie speszył chłopaka, który był już tak blisko jego ust. Jednak Dylan chciał, by wszystko rozegrało się w inny sposób.

– Thomas, chcę żebyś wiedział, że pocałunek z Minho nic dla mnie nie znaczył – wyszeptał i podniósł się nieco, tak by ich twarze znalazły się w jednym poziomie.

– Nie musimy o nim rozmawiać, nie mam ci tego za złe...

– Po prostu to, co się działo wtedy między nami, trochę mnie przerosło i... – zaczął, ale Brodie wciął mu się w pół zdania.

– Dylan, rozumiem. Nie rozmawiajmy o Minho.

– Nie, czekaj – Chłopak złapał ramię blondyna w silny uścisk i spojrzał mu prosto w oczy – On nie chciał, żebym jechał po ciebie. Powiedział o wszystkim Marckowi. Twój ojciec wie gdzie jesteś, i to wszystko przez Minho – Brodie przygryzł lekko dolną wargę, na co Dylanowi znów zakręciło się w głowie. Ten chłopak wywoływał w nim tyle emocji, że sam nie mógł się w nich czasem połapać.

– Dlaczego nie przyjechał za tobą? – spytał i wydawał się naprawdę zdziwiony tym faktem.

– Nie dzwonił?

– Może dzwonił, nie wiem – westchnął i opadł na tyłek, całkowicie odsuwając się od Dylana. Zacisnął wargi w wąską kreskę i odchylił głowę do tyłu – Widzisz, Dylan. Nie zależy mu na mnie. Gdybym był jego biologicznym synem, traktowałby mnie całkiem inaczej. Myślę też, że on gdzieś w głębi duszy, posądza mnie za śmierć mamy, to znaczy Ann – wyszeptał.

– Brod, to nie tak – powiedział i teraz to on przybliżył się nieznacznie do chłopaka.

Thomas roztaczał wokół siebie aurę bezbronnego i niewinnego chłopca, którego jak się zobaczyło, to miało się ochotę zaraz pomóc. Całkiem nieświadomie robił minę zbitego kociaka, który aż się prosił, by wziąć go w ramiona i mocno przytulić.

– Eh, Dylan, może wyjdziemy z tej łazienki? – spytał, zerkając kątem oka na zegarek. Siedzieli zamknięci już od dobrej godziny, a nikt w tym czasie nie wszedł na górę i nie dobijał się do łazienki.

– Może – westchnął brunet i powoli podniósł się z podłogi. Dopiero w tym momencie poczuł jak bardzo ścierpły mu nogi.

– Przyjechałeś z Brendą? – spytał Brodie, a ten tylko kiwnął potakująco głową – Musisz mi dużo opowiedzieć.

– Brod? – wyszeptał Dylan i gdy już mieli wychodzić z pomieszczenia, lekko musnął swoimi palcami, rękę Thomasa – Brakowało mi ciebie – wyznał szczerze.

– Mi ciebie też – odpowiedział chłopak i zrobił to samo co Dylan, po czym chwycił swoim małym palcem jego, a drugą ręką nacisnął na klamkę.

Jednak w tym samym momencie Dylan chwycił go za drugą dłoń i przycisnął do drzwi, czym całkowicie zbił z tropu chłopaka.

– Tęskniłem za całym tobą. Za twoim głosem, twarzą, dotykiem – wyszeptał Dylan i lekko zetknął ich czoła razem. Brodie wciągnął głośniej powietrze, ale przez cały czas uważnie patrzył się w oczy swojego chłopaka.

– Ja też...

– Oducz się mi przerywać – warknął brunet, ale nie zabrzmiało to agresywnie, bardziej żartobliwie.

– Czekają na nas na dole, Dylan – zaczął Thomas, ale to wcale nie miało dla niego znaczenia.

– Jakoś ci to nie przeszkadzało przez ostatnią godzinę – Na twarzy chłopaka pojawił się lekki, złośliwy uśmieszek, który wywołał u Brodiego nagłe powroty wspomnień.

Nie zwlekając dłużej, Dylan nachylił się jeszcze bardziej nad blondynem i delikatnie musnął swoimi wargami jego ciepłe usta.
Było to tym bardziej dziwne uczucie, czym fakt, że czuł się jakby całował się z nim pierwszy raz w życiu.
Brodie był w tym wszystkim bardzo nieśmiały i ostrożny, całkiem niepodobny do tego jak zachowywał się kiedyś.

Delikatnie oddawał jego pocalunek, jakby próbował przelać w niego wszystkie swoje emocje na raz, ale dawkował je stopniowo.
Dylan złapał jego dolną wargę i lekko skubnął zębami, co spotkało się z cichym jęknięciem chłopaka.
Nie wiedząc za bardzo co zrobić z rękami, Brodie ostrożnie położył dłonie na biodrach bruneta, przyciągając go nieznacznie do siebie.

Kiedy na moment się od siebie oderwali i obaj nieco dyszeli, zapadła między nimi ta dobrze znana cisza. Nie niezręczna, ani uciążliwa. Była ich, ta sama, którą zostawili w Harrisburgu.
Dylan już wiedział, że Brodie wrócił wraz z ciszą, która przyniosła spokój. Thomas wrócił, był jego, nawet jeśli nie kochał go tak mocno, jak robił to Dylan, to i tak był jego. I nic już tego nie zmieni.

Witam, znów trochę później, ale wczoraj był piątek... Czyli piątek, tak X D
Jak wam się podoba? W środę nie będzie rozdziału, obiecałam maraton, który zaczynamy w Wielki czwartek!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro