Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24


      – Hej, Thomas obudź się – Cichy głos zamajaczył gdzieś z tyłu jego głowy. Leniwie podniósł najpierw jedną powiekę, później drugą i z zaskoczeniem zauważył pochylającego się nad nim Xawiera.

– Co się stało? – wychrypiał i odchrząknął. Podniósł się na łokciach i uświadomił sobie, że musiał zasnąć w ubraniach.

– Napisałem wiadomość Dylanowi – powiedział i chłopakowi od razu oczy otworzyły się szerzej.

– Odpisał? – spytał z nadzieją.

– Wyciągnąłem kartę – westchnął i przysiadł na łóżku w nogach blondyna, który podsunął kolana pod brodę i oparł się o ścianę – Chciałem porozmawiać – zaczął ostrożnie i popatrzył pytająco na chłopaka, prosząc o pozwolenie.

Ten jedynie kiwnął głową, bo wiedział, że prędzej czy później dojdzie do tej rozmowy

– Pokłóciliście się? – spytał i Brodie westchnął głęboko. Oparł podbródek na jednym kolanie i zaczął bawić się palcami.

– Hm, nie – powiedział po chwili milczenia.

– To co się wydarzyło? Dlaczego nie chciałeś, żeby go zawiadomić?

– I tak tutaj nie przyjedzie, więc... – Wzruszył ramionami, ale czuł jak z sekundy na sekundę w gardle rośnie mu coraz większa gula żalu.

– Dobrze wiemy, że to nie o to chodzi, prawda? – Xawier przysunął się do niego nieco, przez co duże łóżko trochę zajęczało.
Brodie spojrzał na wujka, którego twarz wyrażała jedynie dobre intencje i szczerą troskę.

– Po prostu zrobiłem coś i... – zaczął nieśmiało, spuszczając głowę i z trudem hamując napływające do oczu łzy – I nie wiem czy po tym, będzie między nami tak samo, jak kiedyś – Przygryzł dolną wargę, próbując skupić się na bólu, a nie na zbliżającym się płaczu.

– Wszyscy popełniają błędy. Jeśli on naprawdę cię kocha, zrozumie i wybaczy...

– Nie, sam czułbym się okropnie, gdyby po tym wszystkim przyszedł do mnie i z uśmiechem na ustach powiedział, że nic się nie stało – wydusił z siebie, a Xawier od razu zmarkotniał.

– Thomas, co takiego się między wami wydarzyło? Zaczynam się martwić – wyszeptał i podniósł dłoń, by pogładzić chłopaka po ramieniu.

– Traktowałem go jak śmiecia, to chciałeś usłyszeć? – Nagle blondyn podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy wujka, które były szeroko otwarte.

– Nie Thomas – westchnął i potarł drugą dłonią o czoło.

– Po tym wszystkim, po moim zachowaniu, po moim zniknięciu, nie wiem jak on się zachowa. Widziałem go z innym, wiesz? – wyszeptał i znów śpuścił głowę – Tak jakby, z moim byłym – dodał jeszcze ciszej, a kolejna fala łez napłynęła mu do oczu.

– To brzmi, jak z jakiegoś taniego filmu dla nastolatek, Thomas – jęknął mężczyzna – Porozmawiałeś z nim chociaż?

– Nie – Brodie pokręcił głową. Faktem było, że wtedy na imprezie, którą on sam zorganizował trochę pokłócił się z Dylanem.
Jednak nie przypuszczał, że jego chłopak może od razu po małej sprzeczce, pójść w ramiona innego i to jeszcze Minho.

Dopiero teraz, po kilku tygodniach zrozumiał jego postępowanie i wcale mu się nie dziwił. Gdyby to on był na jego miejscu i miał chłopaka, który tylko go wykorzystywał, to tak samo uciekałby jak najszybciej, by tylko zaznać normalnej bliskości.
A niestety, między nimi już od dawna nie było tej cudownej i zarazem magicznej bliskości, która zawsze była nieodłącznym elementem ich związku.

– On nie wie, że ja wiem – wyjaśnił i zagryzł dolną wargę, znów sprawiając sobie ból – Nie jestem za to zły, myślę, że to po prostu dało mi do myślenia – powiedział.

– Będziesz musiał z nim o tym pogadać.

– Wiem, szkoda tylko, że przez telefon – westchnął i zacisnął oczy, bo już dłużej nie był w stanie powstrzymywać łez, które jakoś wydostaly się spod zamkniętych powiek.

– Nie wstydź się płakać, Brodie. To znak, że naprawdę żałujesz tego co się stało – Mężczyzna objął go ramieniem i przyciągnął do siebie – Marck nigdy tego nie rozumiał, prawda?

– Teraz już nic nie będzie takie samo. Ojciec, Dylan, Emily, Anchorage. Chciałbym tu zostać, nie musieć wracać do domu, bo tu jest mój dom – Głos mu się załamał.

– Wiem, ale to tylko kwestia czasu, aż Marck wpadnie na to, gdzie jesteś – wyszeptał w jego włosy i przymknął na moment oczy.

– Brakuje mi Dylana – wyznał szczerze i mocniej przytulił się do wujka, mocząc mu błękitną koszulę.

Tak bardzo zawsze pragnął, by to Marck okazał mu takie uczucia. Brakowało mu prawdziwej, ojcowskiej bliskości. Teraz przynajmniej już wiedział, czym to było spowodowane. Gdyby był biologicznym synem Marcka z pewnością, ten nigdy nie powiedziałby mu, że jest nim rozczarowany. Wspierałby go i w pełni akceptował, nawet gdyby był transwetytą.
Jednak o swoim biologicznym ojcu wiedział tyle co nic. Emily dużo o nim nie mówiła, może po prostu nie chciała powiedzieć mu wprost, że była to jednonocna przygoda, żeby jeszcze bardziej go nie zranić.

Niemniej jednak całe życie myślał, że to po Ann odziedziczył swój piękny głos, a tu się okazało, że Emily jest całkowitym beztalenciem w tej dziedzinie. Gdy śpiewa podczas gotowania, w całym domu słychać jej okropne fałszowanie. Czyli jednym słowem, swój talent zawdzięcza jakiemuś randomowemu gościowi z ulicy, którego może nawet mijał w sklepie, tu w Anchorage. Choć wolał myśleć, że wcale tak nie było.

Nie wstydził się płaczu, chwilowej słabości, która tylko czekała by się uwolnić.
Jak na razie Xawier był dla niego najbliższą osobą.
Ciągle czuł się trochę dziwnie rozmawiając i obcując z Emily, mimo że z dnia na dzień ich relacja wyglądała coraz lepiej.

W końcu po długich namowach wujka, zdecydował się zejść na dół.
Jego mamy nie było w domu, pojechała na zakupy, a Xawier stwierdził, że musi pojechać na komisariat, by złożyć skargę na Chrisa, który przywłaszczył sobie samochód Thomasa.

     Dlatego leżał na kanapie w ogromnym salonie, gdzie na ścianach wisiały wypchane głowy zwierząt. Dziwnie czuł się, gdy był w zasięgu wzroku wszystkich tych upolowanych zwierząt.

Ogromny telewizor wiszący na przeciwległej ścianie nijak pasował do wystroju całej posiadłości.
Nagle w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi, który spowodował, że Brodie podskoczył przestraszony i od razu zerwał się na równe nogi.

– Boże – mruknął pod nosem i wsunął stopy w ciepłe kapcie, które dostał od Emily.

Wszedł do przedsionka, poprawił pomięty podkoszulek i otworzył drzwi. Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył stojącego przed nim Chrisa.
Chłopak miał zaczerwienione policzki i lekko dyszał, więc ewidentnie musiał biec.

– Co tu robisz, gnoju? – warknął Brodie.

– Teraz jesteś bardziej odważny? – spytał ze złośliwym błyskiem w oku.

– Jestem u siebie. Jeżeli posuniesz się o krok dalej, mogę zgłosić wtargnięcie na prywatny teren bez zgody właściciela – powiedział poważnym tonem i spojrzał na niego z wyższością.

– Zapoznałeś się z prawem. Nowość? – Popatrzył na niego spode łba i stanął z założonymi rękami.

– Po co przyszedłeś? Jest zimno. Nie będę tutaj stał – mruknął nieprzyjemnie. Jego postawa wskazywała na znudzenie i zobojętnienie.

– Chciałem pogadać z twoim wujkiem, ponieważ złożył na mnie skargę do mojego szefa.

– Dobrze ci tak – parsknął pod nosem i uśmiechnął się szeroko.

– Będę miał problemy – warknął już bardziej agresywnie i posunął się nieco do przodu, stając twarzą w twarz z Brodiem. Blondyn stał na samej górze werandy, a Chris na przedostatnim schodku. Idealnie było widać różnicę w ich wzroście, która tak bardzo nie podobała się Thomasowi.

– Nic mnie to nie obchodzi – rzucił do niego obojętnym tonem.

– Naprawiłem twój wóz – jęknął z pretensją w głosie i stanął jedną nogą na najwyższym schodku.

– E, e, e – Brodie wyciągnął przed siebie dłoń i położył ją na torsie chłopaka, popychając go lekko w tył – Bo zaraz twój szef dostanie nową skargę – Uśmiechnął się złośliwie. Cieszył się tym, że wreszcie to on miał jakąś przewagę nad brunetem.

– Mógłbyś poprosić wujka, by wycofał skargę?

– Dlaczego niby miałbym to zrobić? – spytał i uniósł do góry jedną brew.

– Bo naprawiłem twój samochód i nic ci nie zrobiłem.

– Zabrałeś go do siebie! Ukradłeś go! – krzyknął, ale tak naprawdę wcale nie czuł złości, chciało mu się śmiać z tej całej sytuacji.

W tej samej chwili Chris postąpił dwa kroki do przodu, sprawiając tym samym, że to Brodie musiał się cofnąć, robiąc mu miejce u szczytu schodków.

– Chyba coś powiedziałem!? – zdenerwował się chłopak, który w tej sytuacji poczuł się mniej pewnie, niż jeszcze chwilę temu.

– Słuchaj, nie wiem kim jesteś, ani po co tu przyjechałeś. Eskildville od lat stało prawie puste, a teraz nagle odnajdują się jacyś dalecy krewni? Za nim się pojawiłeś wszystko było tutaj jak należy. Żadnych drogich samochodów, które wymagają naprawy, żadnych upośledzonych francuzów, a co najważniejsze, żadnych skarg na mnie!

– Co tu się dzieje? – Nagle za Chrisem znalazła się Emily, która z dwiema dużymi torbami zakupów, weszła za furtkę.

Spojrzała zaskoczona na wysokiego chłopaka, po czym zmierzyła wzrokiem Brodiego, który w zwykłym T-shircie wyszedł na mróz.

– Zasuwaj do domu, ale to już – rzuciła do niego i posłała mordercze spojrzenie – Cześć Chris – przywitała się i uśmiechnęła miło do bruneta, a Brodiemu opadła szczęka ze zdziwienia.

– Ale – zaczął, ale Emily znów mu przerwała.

– Co tu jeszcze robisz? Do domu – Kiwnęła głową w stronę wejścia – Chris, pomożesz mi zanieść zakupy do kuchni? – I tylko tyle usłyszał, ponieważ został prawie siłą wepchnięty do środka, a co gorsze, ten dupowaty policjant wszedł za nim, udając pokornego i niewinnego człowieka.

      Stali razem w kuchni, a Brodie niecierpliwie przęstępywał z nogi na nogę, tańcząc w miejscu i modląc się, by Chris jak najszybciej sobie poszedł.
Kiedy w końcu skończyli rozpakowywanie tony zakupów, Emily musiała zaproponować herbatę chłopakowi, który oczywiście jej nie odmówił. I tak minęła kolejna godzina, gdzie Thomas siedział jak na szpilkach, słuchając przymilnego tonu bruneta.

Kiedy usłyszał trzask wejściowych drzwi, błagał w myślach, żeby to tylko był Xawier. Szczęście postanowiło się do niego jednak uśmiechnąć, ponieważ po chwili, w progu kuchni pojawił się wujek, z zaczerwienionymi od mrozu policzkami i jakimś papierem w dłoni.

– Hm? A co tu się dzieje? Em, czemu ten człowiek tutaj jest? – zapytał, szczerze zdziwiony.

– Nie wiem – odpowiedział za nią Brodie i podszedł do wujka z założonymi rękami.

– Przyszedłem załatwić sprawę z Thomasem, ale jeszcze nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem, chłopak.

– Brod, o co chodzi? – Xawier spojrzał na bratanka pytający mi wzrokiem, ale ten kątem oka uciekł do papieru, trzymanego przez mężczyznę.

– Co to takiego? – spytał szeptem, a Xawier podążył za nim spojrzeniem.

– Skarga, na tego złodzieja – syknął przez zęby.

– Dobrze – westchnął zrezygnowany chłopak. Całkiem niespodziewanie wyrwał dokument z ręki wujka i wyciągnął go w stronę Chrisa, który właśnie podniósł się z krzesła – Masz co chciałeś – warknął do niego i przedarł kartkę na pół.

Na twarzy chłopaka, ukazała się satysfakcja i zadowolenie, co można było wywnioskować z jego triumfalnej miny.

– Teraz mogę już sobie pójść – powiedział i spróbował wyminąć Brodiego, jednak ten złapał go za przegub.

– To było zagranie poniżej pasa – syknął mu do ucha i puścił jego nadgarstek. Spojrzał mu prosto w oczy, jednak tam dostrzegł jedynie czystą złośliwość.

– Do widzenia! – zawołał i wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami.

– Czy ktoś mi powie, co tu się przed chwilą wydarzyło? – spytał zdezorientowany Xawier, spoglądając na rozdarte połowy skargi.

***

     – Rozmawiałeś z Dylanem? – spytał Brodie, gdy zszedł do salonu, gdzie wujek razem z Emily oglądali telewizję.

– A powinienem? – Xawier spojrzał na niego nieco zdziwiony. Wcześniej chłopak nieszczególnie wyrażał chęć kontaktowania się ze swoim chłopakiem.

– Tak – odpowiedział krótko i przygryzł policzek od środka, czekając na kolejny krok ze strony wujka.

– Mogę znać przyczynę?

– Po prostu, bez niego zaraz oszaleję.

***

     – Podkręć jeszcze mocniej to ogrzewanie, proszę – jęczała Brenda, już któryś raz w ciągu ostatnich dwudziestu minut.

– Akumulator padnie, jeżeli będziemy tak grzać – powiedział już po raz kolejny.

– Na dworze jest minus dziesięć stopni! – Wskazała na temperaturę wyświetlającą się na panelu głównym – A jakbyś zapomniał, nie mamy kurtek!

– Wiem, wiem – westchnął i z rezygnacją podkręcił ogrzewanie na dwadzieścia sześć stopni.

– O, jeden stopień więcej, jaki łaskawy, dziękuję – Brenda przewróciła oczami i owinęła szczelnej kocem – Gdzie jesteśmy?

– Jakieś pięćdziesiąt kilometrów od Anchorage – odpowiedział i włączył długie światła, bo śnieżyca zdawała się coraz bardziej przeszkadzać w jeździe.
To miasto było właśnie zaznaczone w przewodniku jako ostatni punkt podróży, dlatego wierzył, że właśnie tam odnajdzie Brodiego.

– Czy my naprawdę jesteśmy na Alasce? – spytała z niedowierzaniem, wyglądając przez okno i przyglądając się widokom za oknem, czyli ścianie śniegu.

– Już od paru godzin – przytaknął jej i lekko się uśmiechnął – Na zewnątrz jest cholernie zimno – westchnął.

Mocniej zacisnął ręce na kierownicy. Właśnie sobie uświadomił, że jest już tak blisko końca podróży, tak blisko swojego chłopaka. Z każdym kolejnym kilometrem było coraz gorzej. Nie wiedział jak zachowa się Brodie, nie mógł przewidzieć jego reakcji.

A co gorsze, nie mógł przewidzieć swojej reakcji, na to jak go zobaczy. Czy od razu rzuci się na niego i zacałuje na śmierć, czy pobije do utraty przytomności, a potem zacałuje?

Kolejne piętnaście minut przejechali w milczeniu, kiedy nagle samochód zaczął zwalniać.

– Co jest? – zaniepokoiła się dziewczyna, ale przerażona mina Dylana jeszcze bardziej utwierdziła ją w tym, że dzieje się coś złego.

W tej samej chwili zgasły światła, a ciepłe powietrze przestało płynąć z dmuchaw.
Przstraszone spojrzenie Brendy mówiło wszystko.

– Padł akumulator? – spytała cicho, ale dobrze znała odpowiedź.

– Mhm – mruknął pod nosem chłopak, przez cały czas wpatrując się w ciemną drogę przed sobą.

– Gdzie jesteśmy?

– W czarnej dupie – wyszeptał i oparł się czołem o kierownicę, włączając przy tym klakson.

Stali na środku drogi, bez świateł, ogrzewania i jedzenia. Śnieżyca szalała w najlepsze, a z żadnej strony nie jechał samochód. Tak blisko. Tak blisko, a jednak tak daleko Brodiego.

    Siedzieli na tylnym siedzeniu, owinięci kocem i cienką parką Dylana. Przytuleni do siebie myśleli, że będzie im cieplej. Temperatura w samochodzie spadała w zawrotnym tempie, a ich wydychane powietrze tworzyło już obłoczki pary.

– Przepraszam – wyszeptał do Brendy, opierając lekko podbródek o jej głowę.

– Nie musisz – westchnęła i przymknęła oczy. Już kolejny raz jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a Dylan objął ją mocniej, próbując tym samym dać jeszcze więcej ciepła.

– Ej, czy to światła? – spytała nagle, podrywając się z siedzenia. Dylan podążył za dziewczyną, wychylając się nieco do przodu.

– Tak! – krzyknął z nadzieją w głosie.

Kiedy samochód był coraz bliżej, chłopak zauważył, że zwalnia, czyli musiał zwrócić uwagę na wolno stojący pojazd na środku drogi. Chyba byli uratowani.

– Musisz otworzyć drzwi – powiedziała Brenda i popatrzyła na niego niepewnie.
Samochód zatrzymał się obok nich.

– Owiń się tym kocem bardziej, wychodzę – oznajmił i nie czekając dłużej, nacisnął na klamkę, wpuszczając do środka falę ostrego, mroźnego powietrza.

Kiedy tylko stanął na drodze, zobaczył, że samchód, który się przy nich zatrzymał to policyjny radiowóz.
Podszedł do niego, a mężczyzna siedzący za kierownicą otworzył szybę.

– Panu nie za gorąco? – spytał z nutką złośliwości mężczyzna. Dylan nawet nie miał siły, by mu odpyskować, zęby szczękały mu z zimna, a sam trząsł się jak osika – Niech zgadnę, padł wam akumulator? – spytał i spojrzał na niego pytająco.

– Tak, skąd pan wiedział? –zdziwił się chłopak.

– Był tu już jeden taki – westchnął, a serce Dylana zabiło mocniej.

Ja umieram po imprezie, także wracam spać.
A wam jak się podobało?
W następnym rozdziale będzie już to, czego tak bardzo pragniecie ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro