XXXI. Istota zła
Pierwsze co poczuła to ból, okropny ból w okolicach głowy. Świadomość jej aktualnego położenia wracała do niej powoli. Z początku rozmazany obraz coraz bardziej przypominał scenerię ogromnego i mrocznego pomieszczenia. Nie miała pojęcia ile czasu tak leżała. Pierwszymi dźwiękami które do niej dotarły to dziwny syk oraz odgłos kropel uderzających o kamienną powierzchnie.
Rozmasowała skronie i na nowo poczuła przerażenie. Czytała legendę o komnacie tajemnic i teraz nie miała wątpliwości co do jej istnienia. Syk dowodził na obecność potwora. Bała się nawet obejrzeć do tyłu by dowiedzieć się czym jest istota. Z początku się nie poruszała szukając nerwowo jakiejś drogi ucieczki.
Dopiero po chwili zorientowała się, że z oczu ciekną jej gorzkie łzy. Przerażona, brudna i zraniona musiała odnaleźć drogę ucieczki. Przekalkulowała sobie drogę w myślach widząc przejście do korytarza. Gdyby nie cała ta sytuacja pewnie przemyślałaby ten krok dokładniej. Niestety instynkt wziął górę i po chwili chwiejnie wstała i najszybciej jak mogła zaczęła biec ku wyjściu do tunelu.
Za późno zorientowała się, że na nogach nadal ma te głupie pantofle. Nie wiedziała czy to coś ją goni bo nie oglądała się za siebie. Myślała, że ten wieczór nie może już być gorszy, jak się okazuje może. Nie miała dość czasu by zdjąć buty a biegnąc kilka razy stanęła tak, że miała ochotę wrzasnąć z bólu. Jakby poskręcała obie kostki, ponieważ nogi wyginały się na wszystkie strony przy tej prędkości.
Kiedy była już tak niedaleko, kiedy dysząc biegła, co chwilę tracąc równowagę nagle drogę zagrodziło jej coś przerażającego. Ogromne cielsko z łuskami sunęło po kamiennej powierzchni zagradzając jej ostatnią drogę ucieczki. To był wąż. Z przerażenia potknęła się i upadła na ziemię. Ból był nie do zniesienia. Upadła w taki sposób, że wręcz wrzasnęła z bólu zmieszanego z szokiem. Przerażona do granic możliwości zaczęła się odczołgiwać do tyłu.
Wtedy usłyszała coś, co zapamięta do końca życia i nie chodziło o przerażenie spowodowane sykiem ogromnego węża.
- Nie zrobi ci krzywdy – usłyszała spokojny i dobrze znany głos w oddali. Zbyt spokojny...
Momentalnie odwróciła się z szokiem wymalowanym na twarzy, w stronę z której pochodził dźwięk, dźwięk głosu Riddle'a. Chwiejnie próbowała wstać jednak ból jej na to nie pozwolił. Nie miała już sił. Sytuacja w której się znalazła była raczej nietypowa a obecność Riddle była wręcz wskazana w takich momentach. On po prostu był wszędzie tam gdzie kłopoty.
Nim się obejrzała, chłopak pojawił się przy niej z typową dla niego kamienną twarzą. Nic nie mówił.
- Co tu się dzieje Riddle!? – wrzasnęła rozglądając się nerwowo. Wąż gdzieś zniknął a chłopak dalej się nie odzywał. Uklęknął nad nią i wyciągnął ręce łapiąc ją pod nogami i ramionami. Po chwili wstał trzymając ją na rękach. Mimo tego wszystkiego czuła okropny ból, chciała by wszystko się już zakończyło. Nie chciała by ją trzymał, chciała być z daleka od niego. To on doprowadził do tego wszystkiego. Był jej największym koszmarem, choć wtedy jeszcze nie do końca zdawała sobie z tego sprawę – Riddle, nie doceniłam cię – skwitowała opadając z sił po czym po raz kolejny straciła przytomność co było efektem szoku, bólu i faktu że nic dziś nie zjadła.
Obudziła się dopiero w skrzydle szpitalnym. Kiedy to do niej dotarło zorientowała się, że czuje na sobie dziwny zapach. Zobaczyła, że owinięta jest wierzchnią częścią szaty. W dodatku nie swojej zauważając, że była to szata męska i o wiele za duża. Nogi już ją tak bardzo nie bolały. Wzięła głęboki wdech i już wiedziała czyja to szata. To Riddle zawsze intensywnie pachniał lasem. Podejrzewała że chłopak już od jakiegoś czasu wymyka się do zakazanego lasu jednak zważając na ich „sojusz" nie było sensu go tym szantażować.
Dostrzegła zmierzającą ku niej pani Pomfrey. Spróbowała się podnieść .Nie czuła już żadnego bólu a raczej zmęczenie. Próbowała sobie przypomnieć zeszłą noc, jak tu trafiła. Z początku nic do niej nie docierało, dopiero potem przed jej oczami przeleciały straszliwe obrazy.
Komnata, wąż, Riddle
To wszystko stawało się jeszcze bardziej pokręcone.
- Jak samopoczucie? – zapytała pielęgniarka świdrując ją wzrokiem i grzebiąc tymczasem w jednej ze swoich kieszeni. Alexandra w odpowiedzi po prostu pokiwała głową co miało znaczyć ,że jest dobrze choć wcale nie było. Liczyła że pani Pomfrey nie będzie jej tu trzymać zbyt długo. Musiała się uczyć, musiała spotkać się z Riddle'm.
- Ten chłopiec, który cię znalazł, przyniósł ci książkę – wskazała na półkę – Mamy do pogadania co do twojego odżywiania młoda damo – dodała po chwili wyciągając z kieszeni fiolkę.
- Co to jest? – zapytała przerywając cisze.
- Coś co ci pomoże, a teraz to wypij i nie przejmuj się zapachem – pogoniła ją kobieta.
Za jednym razem wypiła zawartość niewielkiej fiolki która miała jej najwyraźniej pomóc. Smak był obrzydliwy. Kobieta po chwili usiadła na jej łóżku a jej wyraz twarzy nieco się zmienił.
- Nazywasz się Alexandra prawda? – zapytała a dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową – Oznaki na twoim ciele pokazują, że mało jesz. Jesteś niedożywiona i jestem pewna, że nie był to pierwszy raz jak zemdlałaś. Moja droga, powinnaś zacząć jeść i jeśli ci się nie poprawi to zaczną cię kontrolować nauczyciele. Niestety to byłoby jedyne wyjście gdybyś się opierała – wytłumaczyła kobieta. Alexandra przez moment nie mogła w to uwierzyć. Jak to niedożywiona? Nie czuła głodu i co prawda często omijała posiłki czy to jednak nie jest przesada? Spojrzała na swoje połamane paznokcie i wyblakłe włosy. Może kobieta miała racje? Ostatnio średnio zwracała uwagę na swój wygląd a tym bardziej wagę.
Pani Pomfrey przez chwilę jeszcze jej tłumaczyła jak powinna zacząć się odżywiać by wszystko było w porządku. Później została sama gdyż kobieta poszła do swojego gabinetu. Była jedyną pacjentką w skrzydle. Nie wiedziała nawet ile czasu minęło od momentu kiedy Riddle ją podniósł.
Właśnie Riddle!
Wzięła z półki książkę której tematem były najwyraźniej niezwykłe istoty. Przejrzała w spokoju księgę i dostrzegła że w środku znajduje się zakładka na wybranym fragmencie.
„Wśród wielu wzbudzających lęk bestii i potworów, które lęgną się w naszym kraju, nie ma dziwniejszego i bardziej złowrogiego stworzenia od bazyliszka, nazywanego również „Królem Węży". Wąż ów, który może osiągać olbrzymie rozmiary i żyć wiele setek lat, rodzi się z kurzego jajka podłożonego ropusze. Zadziwiające są jego sposoby uśmiercania ofiar, bo prócz jadowitych kłów, bazyliszek dysponuje śmiertelnym spojrzeniem, a ten, w kim utkwi swoje złowrogie ślepia, pada natychmiast trupem. Bazyliszek jest śmiertelnym wrogiem pająków, które uciekają przed nim w popłochu, a on sam lęka się jedynie piania koguta, które jest dla niego zgubne."
Riddle po raz kolejny dał jej podpowiedź. Teraz wiedziała czym dokładne była bestia na którą się tam natknęła. Zrozumiała jedno, chłopak nie odkryje przed nią kart ponieważ ją sprawdza. Riddle czeka aż ona sama odnajdzie prawdę. W tym momencie zrozumiała również, że jej przeczucie co do powiązania Riddle'a i ataków na uczniach nie było zgubne.
No jak widać jednak jest rozdział. Spięłam się i napisałam bo sama nie moglam wytrzymać xD
Mam nadzieje że podoba wam się ten fanfik i chętnie usłyszę jakieś drobne uwagi lub konstruktywną krytykę.
Staram się nie zrobić z Riddle'a emo cioty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro