XXI. Uśmiech Bentely'ego
Dzień mijał tak jak zwykle według harmonogramu choć wszyscy nadal żyli wczorajszym zajściem na korytarzu i spetryfikowanym chłopakiem. Lekcje u boku Riddle zlatywały sprawnie przy pochwałach nauczycieli którzy jak zwykle byli pod wrażeniem tego jak bardzo są ponad resztą uczniów pod względem umiejętności. Pomyśleć że jeszcze niedawno nadrabiała wszystko, właściwie nadal nadrabia ale wszystko czego się uczyła wydawało się dziecinnie proste. No chyba, że było to zielarstwem którego nie cierpiała lub lataniem na miotle.
Dziś zmierzając na śniadanie dostrzegła stojącego pod salą Davida. Przeważnie właśnie tam stał kiedy miał zamiar z nią porozmawiać i tak było tez tym razem. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć Alexo – powiedział od razu kiedy ją dostrzegł.
- Hej, dlaczego tu tak stoisz? – zapytała pomimo że zna powód. Ciekawa jedynie była tego czy chłopak postanowi skłamać.
- Czekałem na ciebie – odparł rozglądając się czy nie nadchodzą jego koledzy.
- Na mnie? – zapytała zaintrygowana mierząc go wzrokiem. Wyglądał na zestresowanego.
- Chciałem się zapytać czy nie zechciałabyś spędzić ze mną sobotniego wieczora... po meczu – odparł a ona dopiero zorientowała się, że mecz quidditcha jest już jutro. No tak jak mogła zapomnieć skoro Violet cały czas o tym trajkotała kiedy tylko nie była na treningu! Po chwili zorientowała się, że chłopak czeka na odpowiedź. Poczuła małe zakłopotanie widząc zmierzającą ku niej Bellę ale odpowiedziała.
- Jasne z chęcią – odparła szybko po czym weszła do wielkiej Sali a tuz za nią poszła Bella.
- Co powiedział!? – zapytała z ekscytacją kiedy już siedziały i jadły kanapki z dżemem dyniowym. Alexandra wiedziała że czarownica nie wytrzyma i ją o to zapyta bez zbędnych ceregieli.
- Zaprosił mnie na mecz quidditcha... no i zapytał się czy spędzę z nim popołudnie po meczu – oznajmiła po chwili namysłu a jej przyjaciółka cała uśmiechnięta wzięła głęboki wdech.
- Naprawdę!? Woli spędzić z tobą czas niż świętować wygraną z resztą gryfonów. Jeśli wygrają oczywiście ale i tak woli ten czas spędzić z tobą. Musi to dla niego sporo znaczyć !– odparła z ekscytacją uświadamiając jej przy tym że chłopak najwyraźniej jest nią bardzo zainteresowany.
- Cóż... nie myślałam o tym w taki sposób – powiedziała niepewnie. Właściwie nie miała czasu się nad tym zastanowić skoro od ich rozmowy minęło kilka minut.
Reszta dnia minęła tak jak zawsze. Wieczorem spotkała się z Riddle'm po spotkaniu kubu ślimaka gdzie jak zwykle odbywał się jego teatrzyk. Próbowała nauczyć się legilimnecji jednak nie udawało się a podejście Riddle'a zdecydowanie nie pomagało. Co innego kiedy ona broniła się przed nim a co innego kiedy on musiał pozwalać jej na próby dostania się do swojego umysłu. Jednak była pewna, że gdy tylko jej się uda chłopak po kilku sekundach by ją wyrzucił byleby tylko nic nie zobaczyła.
Stwierdziła że będzie ćwiczyć i próbować na innych osobach. Jego umysł był bardziej złożony więc to nie ułatwiało. W dodatku o dziwo dzisiejszy czas spędzony z nim mijał w miarę sprawnie, współpracowali. Co prawda nie obeszło się bez kąśliwych uwag i braku wzajemnego szacunku ale tak czy inaczej oboje byli chyba w stanie nazwać to współpracą.
Właśnie wracała z pokoju życzeń ponieważ chłopak udał się na patrol wschodniego korytarza. Szła w zamyśleniu i dopiero po chwili zorientowała się, że zmierza do niej pewna krukonka z jej roku. Chyba miała na imię Rianete jeśli dobrze się jej zdawało. Myślała że się po prostu miną jednak dziewczyna ją zatrzymała.
- Nazywasz się Alexandra Raintgrow prawda? – zapytała rozglądając się niepewnie dookoła. Alexandra poczuła się skołowana, nie znała tej dziewczyny.
- Tak to ja – odparła zgodnie z prawdą.
- Chcę ci powiedzieć tylko żebyś uważała na tego gryfona, jest inny – oznajmiła szeptem po czym odeszła zostawiając ją bez słowa. Przez chwilę Alexa stała skołowana po czym zeszła do lochów by wrócić do dormitorium. To co powiedziała jej tamta dziewczyna wydawało się cóż... podejrzane. Nie wiedziała co myśleć jednak się tym ani trochę nie przejęła. Sama jest inna więc co w tym złego?
Następnego dnia obudziła ją krzątająca się po dormitorium Violet. No tak, nawet jeśli dziś nie grała to ekscytowała się dzisiejszym meczem. Od niego zależało ty czy ślizgoni zagrają z gryffindorem czy z hufflepuffem.
- Dzień dobry – odparła uśmiechnięta blondynka widząc jak Alexandra zdezorientowana przeciera oczy.
- Która to godzina? – zapytała z małą chrypką.
- ósma rano – odparła a Alexandra gwałtownie wstała.
- Śniadanie – mruknęła z rezygnacją.
- I mecz – odparła uśmiechnięta ślizgonka ścieląc swoje łóżko z zielonym baldachimem.
- Też nie mogę się doczekać – mruknęła nadal zaspana i padła na łóżko.
Po śniadaniu resztę czasu spędziła w bibliotece szukając czegoś na temat eliksiru który będą robić na kolejnej lekcji u Slughorna. Czas zleciał jej tak szybko, że nim się obejrzała wszyscy zmierzali na ten nieszczęsny stadion gdzie miała wypadek. Na podwórku było już dosyć chłodno więc założyła płaszcz i szalik w barwach swojego domu. Ona, Violet, Abraxas, Nott i Mulciber usiedli w jednym z najlepszych miejsc by wiedzieć wszystko co dzieje się na boisku. Jej znajomym zależało na rozpracowaniu strategii drużyny z którą zagrają a ona po prostu chciała obejrzeć jak grają w quidditcha.
Riddle'a oczywiście nie było ponieważ uważał tę grę za żałosną. Nie potrzebowała dużo czasu by dostrzec lecącego przez całe boisko Davida a obok niego jednego ze ścigających którego przed chwilą obronił przed tłuczkiem. Violet jak zwykle była skupiona ze względu na fakt iż każdy mecz quidditcha był dla niej bardzo emocjonujący. Chłopcy kibicowali dla puchonów a ona sama nie wspominała, że ma kolegę w drużynie gryffindoru. Ślizgoni ich nienawidzą...
Nie rozumiała połowy tego co działo się podczas meczu który i tak nie trwał długo ponieważ szukający gryffindoru złapał znicz. Gryffindor wygrał a ją niedługo czekało spotkanie z chłopakiem. Nadal nie docierało do niej że ktoś ją gdzieś zaprosił. Nie znała się na relacjach z ludźmi a tym bardziej z czarodziejami.
Nadszedł ten czas kiedy stanęła o umówionej godzinie na korytarzu który prowadził to zamkniętej wierzy astronomicznej. Chłopak pojawił się praktycznie minutę po niej więc długo czekać nie musiała. Była cała spięta.
- Wyglądasz pięknie – powiedział jak tylko ją zobaczył. Właściwie to nie zrobiła niczego ze sobą żeby dobrze wyglądać. Więc wyglądała tak jak zwykle. Schowała niesforny kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się niepewnie w jego stronę.
- Ciebie też miło widzieć – odparła nie wiedząc co właściwie począć. Próbowała być po prostu miła. Chłopak uśmiechnął się i kiwnął głową wskazując stronę w którą mieli pójść. Szli przez kilka minut korytarzem a on opowiadał jej o meczu, dokładniej to o tym jak jeden z puchonów próbował go zrzucić z miotły. Nim się obejrzała znaleźli się w pokoju wspólnym gryffindoru gdzie najwyraźniej odbywała się swego rodzaju impreza. Był sporo osób z innych domów nawet puchoni którzy przegrali. Jednak jak się okazało była chyba jedyną ślizgonką w całym towarzystwie i nie czuła się tam zbyt pewnie. Dostrzegła gdzieś w tłumie dziewczynę która ją zaczepiła na korytarzu i mówiła coś o Davidzie. Już nie mogła sobie przypomnieć co mówiła przez piwo kremowe którego już troszkę wypiła. Nie miała zielonego pojęcia skąd ono się tam w ogóle wzięło ale jak było to postanowiła spróbować.Było pełno ludzi i wszyscy kisili się w okrągłym pokoju wspólnym.
Po jakimś czasie chłopak zabrał ją stamtąd twierdząc, że jest za dużo ludzi i nim się obejrzała byli na siódmym piętrze. Stało się wtedy coś czego się nie spodziewała chłopak bez uprzedzenia popchnął ją na ścianę i pocałował. Sama miała małe mroczki przed oczami ale dobrze wiedziała co się działo. Chciała go od siebie odsunąć ale zrobił się bardziej nachalny. W końcu go odepchnęła i przetarła ręką usta.Nie tak miał wyglądać jej pierwszy pocałunek. Wydawało się jej że chłopak potrafi się zachować ale jak najwyraźniej...
- Co z tobą? – zapytał z pretensją. Już nie był taki miły jak wcześniej i nie było to winą alkoholu bo wypił zdecydowanie mniej od niej. Ponownie podszedł przygwożdżając ją do ściany z większą siłą po czym włożył jej rękę pod koszulkę. Nie obchodziły go jej protesty miała ochotę wrzasnąć lub go uderzyć i już zamierzała to zrobić. Jednak ktoś ją uprzedził. Nim się obejrzała na ramieniu Bentleya pojawiła się ręka Riddle'a który go od niej odsunął. Nie racząc jej nawet małym spojrzeniem wbił kamienny wzrok w chłopaka który teraz najwyraźniej poczuł się zmrożony.
- Czego chcesz? – warknął z napięciem. Musiało go to trochę kosztować bo średnio ukrywał, że obecność Riddle'a go nieco wystraszyła. Każdy na jego miejscu by się wystraszył, nawet wiedząc że Riddle w żadnym wypadku nie broni dziewczyn a raczej ma je kompletnie gdzieś. Chciał się już z powrotem zbliżyć do Alexy i złapał ją za rękę chcąc zaprowadzić gdzieś indziej jednak ona od razu wyszarpnęła się z jego uścisku oddychając głęboko. Riddle w końcu przestał milczeć.
- Zostaw ją w spokoju inaczej pożałujesz, że się urodziłeś Bentely – odparł chłodno a chłopak stał przez moment bijąc się z nim na spojrzenia – Wynoś się – syknął ponownie a chłopak rzucił ostatnie nienawistne spojrzenie Alexie po czym udał się w stronę dźwięków imprezy na górze.
Riddle przez chwilę wpatrywał się w nią beznamiętnie po czym skierował się w przeciwną stronę korytarza zmierzając w stronę biblioteki.
- Riddle... - zaczęła a chłopak odwrócił się mówiąc:
- Nic nie mów bo pożałuje że go odstraszyłem – syknął po czym odszedł w cień a ona naciągnęła koszulkę po czym udała się do dormitorium.
1k dzięki!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro