VXVII. Przemiana
Nastał dzień jej pierwszej przemiany.
Wahania nastroju i brak kontroli nad sobą dawały o sobie znać, co tylko pogorszyło jej i tak okropną sytuacje. Przez to, że nie panowała nad sobą, Bella i Violet zaczęły bardziej zwracać na nią uwagę. Zaczęły pytać gdzie znika i co robi.
Alexandra nie lubiła przyjmować ich pomocy, czy jakiegokolwiek pocieszania. Lubiła cierpieć w samotności, ponieważ tak nauczyła się za dziecka.
Ostatnim razem rozkleiła się na środku korytarza, bo ktoś wspomniał o tym, że pół szkoły jej nienawidzi. Głównie przez to ze jakimś cudem wybroniła Toma z ich zarzutów.
Normalnie pewnie by się ani trochę nie przejęła, w końcu nie obchodziło ją zdanie innych tylko korzyści. Niestety jej nastrój zmieniał wszystko.
– Mogłabyś przestać patrzeć się na tego tosta jakbyś chciała go zamordować? – jej rozmyślania przerwał głos Abraxasa, który dosiadł się mimo, że śniadanie powoli dobiegało końca i część uczniów zaczęła się rozchodzić.
– Hmm? – uniosła wzrok znad swojego posiłku orientując się, że jeszcze nie zaczęła jeść kiedy wszyscy już kończyli.
– Dobra to już bez znaczenia – mruknął blondyn. – Miałem tylko przekazać, że Riddle cię oczekuje dziś wieczór w pokoju życzeń – dodał pośpiesznie oglądając się za surowym wzrokiem swojego „pana".
– Wiesz o pokoju życzeń!? – wytrzeszczyła oczy niedowierzając. Jak Riddle mógł zdradzić coś tak istotnego jak pokój życzeń komuś tak nieistotnemu jak Malfoy.
– Wiem że istnieje, to wszystko – odparł wzruszając ramionami.
– Wracając do Riddle'a – powiedziała szybko – przekaż mu, że nie mogę przyjść, mam plany z dziewczynami na wieczór w dormitorium – wytłumaczyła, a każde z jej słów było właściwie kłamstwem.
– Nie spodoba mu się to – pokręcił głową i znów się nerwowo rozejrzał.
– Jakby miało mnie to w jakimkolwiek stopniu interesować – znów skłamała. Abraxas w odpowiedzi jedynie kiwnął sztywno głową i na odchodne z nieludzką siłą wbił jej widelec w tosta.
Tak naprawdę chciała zobaczyć się z Tomem. Tak zwyczajnie nieformalnie i nie przy Slughornie, który ostatnio dawał im trochę luzu.
Niestety to właśnie dziś miała nastąpić jej pierwsza próba przemiany. Istniało spore ryzyko, że przez przypadek zostanie w tamtym ciele na zawsze lub transmutuje się jedynie do połowy.
Właśnie dlatego chciała złapać go podczas lunchu i dla pewności móc w miarę sensownie z nim porozmawiać, gdyby to miała być ich ostatnia rozmowa.
Nie robiła tego dla niego, tylko dla siebie. W głębi duszy doskonale wiedziała, że on się nie przejmie.
Właśnie postanowiła go zaczepić w bibliotece.
Siedział jak zwykle zupełnie nie wzruszony jej przybyciem.
Właśnie najtrudniejsze zawsze było odczytać z niego czy się cieszy, czy jest raczej wściekły i oschły.
Każde szczęście próbował zakryć pod lodową maską, która niebawem miała pozostać tam na zawsze. Wrosnąć w niego i stać się nową zupełnie nie ludzką twarzą.
– Abraxas mi o wszystkim powiedział. Masz przyjść, a twoje „koleżanki" nie są tego warte – mruknął, gdy tylko się zbliżyła do jego stołu.
– Nie mogę – odparła spokojnie i usiadła naprzeciwko niego.
– Możesz – syknął z poirytowaniem.
– Powiedziałam, że nie! – powiedziała nieco zbyt głośnym tonem. Znowu nad sobą nie zapanowała. Riddle tymczasem zacisnął dłonie w pięści i nerwowo obejrzał się w stronę starej bibliotekarki. – Chciałam ci jedynie podziękować za to wszystko czego mnie nauczyłeś – mruknęła bez entuzjazmu i ruszyła w stronę wyjścia. Już nic nie powiedział, jedynie siedział i się gapił jak zawsze.
W tamtej chwili dostrzegł kolejną cechę Alexandry. Zawsze pojawiała się szybko, nie wiadomo skąd i znikała z równą prędkością odchodząc nie wiadomo gdzie i po co.
Nie wierzył, że kiedykolwiek usłyszy z jej ust „dziękuję" a to było prawie to. Nigdy tego od niej nie oczekiwał, ale wiedział, że ten moment nadejdzie. Doskonale wiedział, że dziewczyna robi coś w rodzaju strategicznych podchodów licząc, że on kiedykolwiek odwzajemni jej uczucie.
Niestety przyjemny fenomen zwany miłością był czymś, co miał zamiar ominąć szerokim łukiem w swoim dziwnym życiu.
Znikając za drzwiami zaczęła głęboko oddychać. Nie tak miała wyglądać ta rozmowa, ale już po ptakach. Przy nim zawsze siadały jej nerwy i zdrowy rozsądek.
Użyła jednego z tajnych przejść w zamku by wyjść na błonia. Nie chciała zwracać na siebie uwagi przy głównym wejściu. Gdy już tam dotarła nerwowo się oglądając ruszyła w głąb zakazanego lasu z torbą pełną potrzebnych jej rzeczy.
Gdy była już wystarczająco daleko, zabezpieczyła zaklęciem ochronnym niewielki obszar przy małej grocie pod drzewem. Wolałaby nie spotkać centaurów czy innych niepokojących stworzeń.
Musiała czekać do północy. W tym czasie przygotowywała się. Musiała wypowiedzieć odpowiednią formułkę, którą powtarzała w każdą pełnie.
Poza częścią teoretyczną, to zupełnie nie wiedziała co robić. Spodziewała się, że to przyjdzie samo. I przyszło, ale po godzinach czekania w napięciu. Zdążyło zrobić się już ciemno i mrocznie. Siedziała owinięta kocem opierając się o ścianę. Jej ciemne loki pokręciły się jeszcze bardziej przez wilgoć.
Trzęsła się z zimna i zastanawiało ją to czy jest to objaw przemiany, czy tez po prostu jest chłodno.
Wtedy zaczął się palący ból.
Raz było jej zimno, a raz tak gorąco, że czuła się tak, jakby miała w żyłach żywy płonący ogień.
Zwijała się próbując okiełznać ból, ale później było tylko gorzej. Z każdymi dziesięcioma minutami czula, ze jest jeszcze bardziej na skraju wytrzymałości.
Ognisty ból zastąpiło uczycie łamanych i zginanych kości. Bolało ją to tak bardzo, że darła się na cały głos i płakała zwijając się z bólu.
Na szczęście nałożona przez nią bariera ochronna nie przepuszczała na zewnątrz dźwięku.
Gdzieś tam w oddali błyszczały światła hogwartu. Tam był Tom. On mógłby ulżyć jej cierpieniom, miała pewność ze znał sposób.
Chciała wtedy umrzeć. Marzyła o tym, byleby wszystko się już skończyło.
Zapowiadała się najdłuższa noc w jej życiu.
Przez dobre kilka godzin tarzała się po ziemi w męczarniach aż w końcu uzyskała zamierzony efekt. Niestety ból zaślepił ją wtedy tak bardzo, że była nieco nieświadoma. I mimo, ze w zwierzęcym ciele odczuwała o wiele mniej złożone emocje, to wciąż cierpiała jak nigdy wcześniej.
Odmiana z powrotem w człowieka była tymczasem o wiele mniej problematyczna. Jednak gdy tylko wróciła do swojej postaci, padła na ziemie bez sił.
Rankiem nie mogła sobie przypomnieć większości zdarzeń.
Najlepiej zapamiętała właściwie ból i to wszystko.
Witam was po dłuższej przerwie.
Możecie po zgadywać w jakie zwierze zamieniła się Alexandra. Jestem ciekawa waszych teorii.
Jeśli ktoś trafi to zadedykuje dla tej osoby rozdział który dzięki temu pojawi się jak najszybciej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro