V. Zaklęcie Fideliusa
Minął tydzień, od kiedy zaczęła naukę w Hogwarcie. Dopiero teraz zaczęła się czuć tam lepiej, pomimo że sporą część czasu spędzała w odosobnieniu, próbując nadgonić innych, poprzez czytanie stosów ksiąg na temat magii. Przez ten tydzień zauważyła również że księgi niestety jej nie wystarczą, potrzebowała nauki w praktyce. Na szczęście, na razie żaden nauczyciel nie próbował zmuszać jej do czarowania i była traktowana po części ulgowo. W dodatku na jej nieszczęście prawie każdej lekcji była sadzana z Riddlem, ponieważ Slughorn postanowił przekazać reszcie nauczycieli, że Alexanda i Tom „doskonale" się dogadują i Tom ze wszystkim jej pomaga. Mimo to postanowiła nadal podlizywać się nauczycielowi, co dosyć mocno irytowało. Oczywiście przy nauczycielach i ona i Riddle udawali, że darzą się jakąkolwiek sympatią, co było jedynie dobrą miną do złej gry, bo po każdym uśmiechu pojawiała się albo kpina, albo grymas niezadowolenia.
Okazało się również że nie tylko ona lubi spędzać czas w bibliotece, bo jej „kolega" z ławki też tam przychodził, przez co zaczęła czytać w pokoju wspólnym, kiedy tylko była taka możliwość.
Właśnie wracała ze śniadania razem z Violet, która zawzięcie opowiadała jej o zeszłorocznym meczu quidditcha, który wygrali z krukonami.
- To był naprawdę najbardziej wymagający mecz zeszłego roku. Dwóch zawodników zostało wyeliminowanych z gry przez tłuczek, aż trafili na dwa tygodnie do szpitala, gdzie zajmowała się nimi matrona. Jeden ledwo z tego wszystkiego wyszedł – opowiadała a Alexa, pomimo że jej myśli co chwilę odbiegały do lekcji zaklęć, starała się słuchać koleżankę.
- Quidditch wydaje się fajną grą, trochę brutalną, ale lepszą niż te gry, w które grają mugole – odpowiedziała, wychodząc razem z nią z wielkiej sali.
- Skąd wiesz, w co grają mugole? – zapytała dziewczyna z naciskiem na „mugole". Alexandra się lekko zdenerwowała, wiedziała, jak ślizgoni nienawidzą mugoli i szlam. Gdyby wydało się, że wychowywała się wśród nich... wolała nawet nie myśleć, jak by się to skończyło. Ona sama nie miała pojęcia o tym, czy jej krew jest czysta, ale miała to gdzieś. Teraz musiała się sprawnie wywinąć z sytuacji, w której się znalazła.
- Nie wiem, ale skoro nie latają na miotłach, to pewnie ich gry są kiepskie – wytłumaczyła ze stoickim spokojem tak, aby jej kłamstwo było, jak najbardziej wiarygodne. Tak naprawdę lubiła niektóre mugolskie gry, ale do czasu kiedy miała z kim grać, bo jej magia pozostawała w ukryciu.
- Cóż skoro uważasz, że quidditch jest fajny, to może wybierzesz się ze mną kilkoma osobami polatać, może nawet dostaniesz się do drużyny. – zaproponowała blondynka, przeczesując palcami krótkie włosy.
- Nie jestem pewna czy to najlepszy pomysł – odparła, kiedy stały już pod klasą od zaklęć. Słysząc ich rozmowę, podszedł do nich Malfoy, który należał do drużyny. Był on jednym z kolegów Violet.
- Nie masz wyboru, inaczej zaprowadzimy cię tam siłą. Trzeba odkrywać nowe talenty – zaśmiał się chłopak o prawie że białych włosach, który od jakiegoś czasu ją obserwował i zamienił z nią zaledwie kilka słów. Alexandra nie wiedząc, co mu odpowiedzieć, po prostu się do niego uśmiechnęła.
- No nie wiem...
- Już zdecydowaliśmy za ciebie – powiedziała Violet i po chwili weszli do klasy, w której za chwilę zacząć się miała lekcja.
Aleksandra jak zwykle usiadła na swoim miejscu, a po chwili obok niej zmaterializował się Riddle z grobowym wyrazem na twarzy, jakby właśnie wrócił z jakiegoś pogrzebu. Już przyzwyczaiła się do tej miny, bo gościła na jego twarzy przez 70% czasu a pozostałe 30% to czas, kiedy udawał idealnego ucznia lub z niej kpił. Oczywiście nie obdarzył jej żadnym uśmiechem.
Profesor Filexey zaczęła rozglądać się po klasie, po czym usiadła przy biurku. Lekcja płynęła tak jak zwykle, bez zmian. Alexandra wszystkiego słuchała, by nic jej nie umknęła, a Riddle, pomimo że był najlepszy w klasie ze wszystkiego, to wydawał się kompletnie niezainteresowany tym, co mówi nauczycielka. Wtedy padło pytanie.
- Proszę, czy ktoś z was wie, na czym polega zaklęcie Fideliusa? – zapytała, rozglądając się po klasie. Riddle od razu podniósł rękę, by odpowiedzieć i nauczycielka już chciała go wskazać, jednak Alexandra podniosła rękę sekundę po nim – Proszę, Alexandro opowiedz nam, co wiesz o tym zaklęciu.
- Jest to zaklęcie ochronne, którego efektem jest zamknięcie sekretu w duszy człowieka. Jest ono niewerbalne. Osoba, która została potraktowana tym zaklęciem, jest nazywana Strażnikiem Tajemnicy. Raz deportowanego sekretu poprzez to zaklęcie nie można było wyjawić nawet pod wpływem magii. Jedynym sposobem na wyjawienie sekretu była chęć samego strażnika. Gdy strażnik tajemnicy umierał, jego role przejmował ten, komu wyjawiony został sekret. Jeśli tajemnica wyjawiona została więcej niż jednej osobie, to zaklęcie traciło na sile ochronnej – odpowiedziała, łapiąc po tym wdech i wydech, po czym dodała – Warto też wspomnieć, że podczas rzucania zaklęcia kolor światła jest różowawy.
- Oh Alexandro, wiesz o tym zaklęciu naprawdę wiele – zadziwiła się kobieta – Cieszę się, że sobie radzisz – dodała po chwili i wróciła do prowadzenia lekcji, twierdząc, że o zaklęciu najważniejsze informacje zostały wspomniane już w wypowiedzi Alexy.
- No, no popisałaś się Raintgrow – odparł kpiąco Riddle.
- Nie będę z tobą rozmawiać obślizgły gadzie – warknęła, przesuwając jego rzeczy na jego część ławki, ponieważ wystawały poza linie granicy na jej terytorium.
Już w ciągu tego tygodnia słyszała pochwały od nauczycieli za to, jak szybko stara się nadgonić braki w nauce. Mimo to starała się, aby jak najmniej osób wiedziało, że owe braki posiada. Inaczej pojawiłyby się pytania dlaczego. Chyba jedyną osobą, której to nie obchodziło, był właśnie Riddle. To była jedyna rzecz, którą w nim lubiła, fakt, że się nie interesował jej przeszłością.
Po lekcji udali się na kolejną, gdzie również starała się jak najwięcej zgłaszać. Przynajmniej Riddle już nie mógł zarzucić jej, że jest głupia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro