LXI. Prefekt
– Mieliście ją obserwować – wstał gwałtownie odsuwając jedną ze swoich zasłon. Stanął na środku dormitorium lodowato spoglądając na każdego z nich – Dlaczego nic nie wiedziałem o jej wypadzie do Slughorna gadać! – wrzasnął caly się napinając i zaciskając dłonie w pięści.
– Po kolacji nam eee... gdzieś zniknęła – odpowiedział niepewnie Abraxas prostując się. Orion i Hesper Lestrange tymczasem milczeli czekając na kare lub chociażby reprymendę.
– Gdzieś zniknęła!? – warknął Riddle – wbijając wzrok w Malfoy'a – macie mieć na nią oko przez caly czas. W szczególności jeśli chodzi o Slughorna, natychmiast mnie powiadamiajcie – dodał zimnym tonem.
– Ale co ma do tego Slug... – Lestrange nie zdążył dokończyć.
– Zamilcz! – wyciągnął różdżknę w stronę Hespera, który natychmiast się wycofał – macie jej pilnować, to powinno być wystarczająco mało wymagające jak na wasze małe móżdżki – wycedził przez zęby i wyszedl z dormitorium.
Otwierając drzwi natrafił prosto na Alexandre, która najwyraźniej przystanęła wysłuchując jego wrzasków. Stanął gwałtownie się prostując. Ona tymczasem spojrzała na niego z wyraźną kpiną.
– Aż tak o Slughorna jesteś zazdrosny? Nie miałam pojęcia, że pociągają cię romanse z nauczycielami – odparła widząc go w wejściu. Trzasnął drzwiami. Na szczęście wyglądało na to, że usłyszała tylko fragment o Slughornie. Najprawdopodobniej właśnie dlatego, że bylo to jedyne zdanie, które wykrzyczał.
Zresztą nie mogla podsłuchać reszty przy pomocy magii, ponieważ już dawno zabezpieczył drzwi przed zaklęciami szpiegującymi.
– Nie istnieje nic co w jakikolwiek sposób mogłoby mnie pociągać, a tym bardziej nie byłby tą rzeczą Slughorn – powiedzial sucho, mierząc ją wzrokiem i wymijając.
– Otworzyłeś kopertę? – zapytała z ciekawości idąc za nim.
– Nie – syknął przyśpieszając.
– Przemęczasz się – powiedziala gdy wyjął z regału księgę. Siadając na fotelu ze stoickim spokojem zaczął śledzić wypisane litery i odpowiadające im starożytne runy. Pokój wspólny byl już coraz bardziej opustoszały.
– Nie jesteś od martwienia się, umiem o siebie zadbać – mruknął bezemocjonalnie. I choć go szczerze nienawidziła to wiedziała, że Slughorn temu zaradzi.
Następnego dnia po spotkaniu klubu ślimaka Slughorn postanowił ich zatrzymać. Właśnie siedzieli na zielonej sofie, Riddle siedzial wyprostowany jak struna by sprawiać wrażenie idealnego, a ona ułożyła się leniwie spoglądając na pana perfekcję z pogardą.
Gdy Slughorn wrócił do nich niosąc im po kawałku ciasta natychmiast objął ją ramieniem. Wtedy to ona się spięła.
– Więc... – zaczął profesor rozglądając się po pomieszczeniu – Tom może chciałbyś jeszcze herbaty? – zapytał delikatnie zauważając, że Alexandra swojej nawet nie zaczęła, a chlopak już dawno wypił.
– Nie dziękuję profesorze – odpowiedział wręcz mechanicznie jak to na niego przestało.
– O czym profesor chciał z nami porozmawiać? – zapytała upijając łyk z filiżanki i odstawiając ją na stoliczek kawowy.
– Cóż... jako opiekun Slytherinu musiałem podjąć decyzje w tym kierunku zważając na ostatnie okoliczności – zaczął biorąc głęboki wdech. Riddle w tym czasie lekko się napiął, widocznie nie spodziewał się tego, co zaraz mialo mieć miejsce.
– Co profesor ma na myśli? – zapytał spoglądając na niego dociekliwym wzrokiem. To nie mogło zakończyć się dobrze.
– Wiem, że masz bardzo dużo obowiązków i wiem o twoim ostatnim zasłabnięciu chłopcze, dlatego postanowiłem podjąć pewne kroki – tłumaczył i wtedy spojrzał na Alexandre – Uznałem, że dobrze ci zrobi tymczasowe zastępstwo w obowiązkach prefekta, dlatego chciałbym aby to Alexandra na jakiś czas przejęła tę rolę – dodał spoglądając na ich dwójkę ze zdecydowaniem.
Ręka Toma automatycznie zacisnęła się na ramieniu Alexandry. Czula w tym uścisku coś desperackiego, rozgniewanego i agresywnego. Przez moment nie docierało do niej, to co powiedzial profesor. Nigdy nie pomyślałaby, że Slughornowi tak zakeży na samopoczuciu Riddle'a. Niestety najwyraźniej jedynie je pogorszył i to diametralnie.
– Oczywiście profesorze – powiedzial spokojnym tonem głosu.
Był wręcz niepokojąco spokojny.
Byl też doskonałym aktorem o czym Alexandra na moment zapomniała.
– Alexandro możemy z Tomem na ciebie liczyć? – spojrzał na dziewczynę z wyczekiwaniem. Riddle obejmując ją nadal ściskał jej ramię jakby mial to być znak ostrzegawczy.
– Naturalnie, dla Toma jestem gotowa poświęcić wszystko – uśmiechnęła się do chlopaka jakby byl miłością jej życia. On odwrócił wzrok.
– Cieszę się Tom, że to zrozumiałeś, a ty Alexandro, że podjęłaś się tego wyzwania – uśmiechnął się nauczyciel zbierając ze stolika naczynia za pomocą magii i odkładając je na blat – Tom proszę oddaj Alexandrze odznakę prefekta... ah i oczywiście podaj hasło do łazienki prefektów, należy jej się – dodał pogodnie.
Riddle odpiął od swojej szaty plakietkę i podał ją dziewczynie z zawzięciem patrząc jej w oczy. Gdyby mogl zabijać wzrokiem, pewnie byłaby już dawno martwa.
– Dziękuję – powiedziala przypinając do szaty honorową przypinkę jakby byla jej trofeum.
– Doskonale, możecie już zmykać – odparł nauczyciel widząc, że wszystko poszlo zgodnie z planem.
Alexandra wyszla pierwsza. Riddle wyszedl tuż za nią jakby obawiał się, że mu ucieknie. Tak zresztą bylo, nie chciała z nim o tym rozmawiać i zamierzała szybko zniknąć za drzwiami dormitorium.
Podążała korytarzami w ciszy, a on szedł tuż za nią robiąc jej nadzieje na spokojny wieczór.
Gdy miala już zejść do lochów, niespodziewanie z łoskotem przygwoździł ją do ściany. Nie mial zamiaru tak szybko odpuścić. To bylo w jego stylu – dać nadzieje na spokojny wieczór i po chwili wszystko puścić z dymem jakby było zaledwie iluzją.
– Myślałaś, że uciekniesz? – powiedzial lekko ironicznie, ale w jego głosie było coś dziwnego. Przycisnął ją do ściany całym swoim ciałem. Byl stanowczo za blisko i przyciskał ją zbyt mocno.
– Myślałam, że dasz mi dziś spokój – odparła spokojnie. Nie chciala go już bardziej prowokiwać. Odznaka prefekta byla wystarczającą nagrodą.
– Niedoczekanie – syknął ze wściekłością i odgarnął jej kosmyk włosów trzęsącą się ze wściekłości dłonią jakby powstrzymywał się by jej zaraz nie udusić – powiedz mi proszę, czy myślisz, że kiedykolwiek mnie pokonasz? – wbił w nią morderczy, a zarazem nieco kpiący wzrok.
– Wolałabym nie odpowiadać na te pytanie – jej serce zaczęło bić szybciej.
– Masz mnie za idiotę!? – warknął wręcz nieludzkim tonem – wydaje ci się, że możesz mnie przechytrzyć? Nie... nie, nie ma o tym nawet mowy – pokręcił głową. Byl jakiś inny.
– Zaraz zaczniesz mnie dusić – wymamrotała czując się coraz ociężalej – Riddle rozluźnij uścisk – zażądała a ten przycisnął się jeszcze bardziej.
Przepraszam za brak rozdziałów. Normalnie to wstawiałam co drugi dzień ale niestety wraz z końcem roku szkolnego mam coraz mniej czasu. Sami wiecie naciąganie ocen na koniec gimnazjum...
Mam nadzieje że się jakoś mocno nie gniewacie ale w najbliższym czasie rozdziały będą pojawiać się nieco rzadziej :c
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro